poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Zabić prezesa



Na jakim włosku wisiało życie Kaczyńskiego i Ziobry, czyli donos o zleceniu morderstwa.

To niewiarygodna historia, która przydarzyła się osobie szczególnej. Wanda Wegener sporą część życia spę­dziła w Niemczech, tam pracowała za­wodowo, tam zrobiła karierę. Tam też zapewne nabyła cech charakteru, któ­re w polskich realiach okazują się zgubne. Pani Wanda jest osobą ufną, wręcz łatwowierną i naiwną.

26 stycznia 2018 r., Szczecin
- Zatrzymano mnie na 11 godzin. Rozebrano do naga. Policjantka zaglą­dała mi w intymne miejsca. Szukali u mnie broni. Pytali, czy szpieguję Kaczyńskiego i Ziobrę, czy robię zdję­cia w prywatnych miejscach, tam gdzie oni mieszkają, czy zleciłam za­mordowanie Kaczyńskiego i Ziobry. Jestem na silnych lekach uspokajają­cych. Nie mogę pracować, to straszna trauma - opowiada Wanda Wegener, szanowana psycholog, osoba nigdy nie karana, prowadząca latami udaną praktykę w Niemczech.
   O zbrodniczych zamiarach zabicia Kaczyńskiego i Ziobry przez Wandę We­gener prokuratura dowiedziała się od Krzysztofa Winiarskiego, który dla pew­ności złożył zawiadomienia w dwóch warszawskich jednostkach: Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Ochota i Proku­raturze Rejonowej Warszawa-Mokotów.
   Już pobieżne sprawdzenie pana Wi­niarskiego w internecie daje podstawy do traktowania tego, co mówi, z po­wściągliwością. To człowiek karany za próbę oszustwa, opowiadający na prawo i lewo o swoich rzekomych kontaktach z większością polskich służb, a także z FBI, przyjaciółmi Pu­tina, agentami Stasi itd.

30 października 2015 r.. Warszawa, Telewizja Republika
Winiarskiego wylansował red. Mi­chał Rachoń, obecna gwiazda TVPiS, kiedyś czołowy dziennikarz Telewizji Republika. W długim wywiadzie z po­wagą Rachoń rozmawiał z Winiarskim o świecie służb specjalnych i najważ­niejszych polskich politykach, tak jak gdyby Winiarski był co najmniej pol­skim Litwinienką. Rachoniowi nie przeszkadzało, że rozmówca ma na koncie wyrok za oszustwo, że w każ­dym niemal zdaniu mówi głupoty, sam sobie zaprzecza, opowiada nieweryfikowalne i sensacyjne historie. Ważne, że to, co mówił, obciążało Platformę Obywatelską i Bronisława Komorow­skiego. Program wyemitowano kilka dni po wyborach parlamentarnych w 2015 r., które wygrało PiS. Próbka z trwającej 25 minut konwersacji:
   Rachoń: „Czy to oznacza, że Bro­nisław Komorowski współpracował świadomie z rosyjskimi służbami?”.
   Winiarski: „To są sugestie dzien­nikarzy i niektórych śledczych, ale ja tego nie mogę potwierdzić, dlate­go że nie widziałem tych dowodów współpracy. Ale to, co się działo jako brak zabezpieczenia, tak jak mówię, nonszalancja, zachęcało agentów ro­syjskich. Chciałbym tu coś powie­dzieć, my nie możemy traktować ofi­cerów wywiadu czy GRU, czy KGB jako idiotów, bo to są profesjonalnie wyszkoleni ludzie. Nie potrzeba wie­le, ale ułatwiano im prace na terenie MON-u, bo tak to wtedy się działo”.
   Zdaniem prawicowych publicystów Winiarski to wojskowy agent, związa­ny z WSI, CBŚ, ABW i innymi służba­mi. Facet, który dysponuje porażającą wiedzą o politykach Platformy i in­nych opcji. Zdaniem wymienionych służb Winiarski to zwykły ogrodnik o skłonnościach do mitomanii.
   Fakty są takie, że 28 czerwca 2011 r. Winiarski został zatrzymany przez policję na lotnisku w krakowskich Ba­licach pod zarzutem posłużenia się fałszywym dokumentem w celu wydo­bycia z izby celnej potężnego trans­portu papierosów. Straty skarbu pań­stwa tylko z tytułu niezapłaconej ak­cyzy wyniosłyby 19,6 mln zł. Winiar­ski przyznał się do posłużenia się fał­szywym dokumentem, próby wyłu­dzenia papierosów ze składu celnego i do posiadania nielegalnej ostrej amu­nicji. W listopadzie 2012 r. sąd skazał go na karę 21 miesięcy po­zbawienia wolności.
   Winiarski jako rzekomy świadek pojawiał się w wie­lu sprawach, m.in.: mafii paliwowej; handlu anek­sem do raportu WSI; kra­dzieży XVI-wiecznego ob­razu Lucasa Cranacha Star­szego; pojemników z rtęcią pochodzących od białoru­skich gangsterów, mogącą posłużyć do przeprowadze­nia zamachu terrorystycz­nego; wprowadzenia w Pol­sce do obiegu fałszowanych w Kaliningradzie dolarów; a także afery ogrodniczej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rado­miu (władze szpitala ponoć nie zapłaciły 750 tys. zł za drzewa, krzewy i kwiaty po­sadzone wokół budynku).

Druga połowa 2017 r. - styczeń 2018 r.. Warszawa
Pani Wanda na Winiarskiego wpadła przypadkiem w internecie. Z jednego z licznych jego filmików (w sieci jest du­żo nagrań z Winiarskim) zrozumiała, że ma on znakomite układy z Jarosławem Kaczyńskim. Szukała kogoś, kto zna prezesa PiS, bo chciała bezpłatnie prze­kazać urządzenie terapeutyczne dla jego kota - wraz z książką. Wan­da Wegener jest bowiem wy­nalazcą opatentowanej w Eu­ropie metody leczenia i terapii zwierząt z pomocą odtwarzanych ze specjalnego urządzenia dźwię­ków. Winiarski potwierdził, że zna Kaczyńskiego i prezent dla niego po­brał. Czy dostarczył oraz czy kot preze­sa jest z terapii zadowolony, tego nie wiemy, ale znajomość z panią Wegener była kontynuowana i kwitła. Nowy zna­jomy poznawał otoczenie pani psycho­log, jej znajomych, z którymi szybko nawiązywał relacje. Winiarski roztaczał przed Wandą wizje swoich przemoż­nych kontaktów nie tylko z Kaczyń­skim, ale również z Macierewiczem, Ziobrą i Rydzykiem. Planował specjalne programy psychologiczne, które miało zamówić MON dla żołnierzy, oraz akcję promocyjną terapii snu (autorski pro­jekt Wandy Wegener walki z bezsenno­ścią) dla słuchaczy Radia Maryja. Pani Wanda była coraz bardziej zauroczona. Jak twierdzi, do tego stopnia, że poży­czyła Winiarskiemu znaczną kwotę. Któregoś razu Winiarski przyszedł z pro­pozycją zaciągnięcia kredytu na rozwi­nięcie działalności. Wegener miała otrzy­mać w kilku bankach pożyczkę znacz­nie przekraczającą jej możliwości kre­dytowe. Pół kasy było dla niej, a pół dla organizatorów procederu. Na szczęście w rozmowie uczestniczył Jarosław Ko­necki, adwokat Wandy Wegener, który dopatrzył się w propozycji nielegalnych działań. Wspólnie postanowili zerwać z Winiarskim kontakty i przestrzec przed nim wszystkich znajomych.

18 stycznia 2018 r. Warszawa, Szczecin
Ponieważ Wanda Wegener jest za­meldowana w Szczecinie, pierwszy tele­fon otrzymała od tamtejszej policji. By­ła w niemałym szoku, gdy dowiedziała się, że dybie na życie Kaczyńskiego i Ziobry. Szczeciński policjant uznał, że skoro Wegener na stałe zamieszkuje w Warszawie, to tam trzeba przekazać sprawę jej przesłuchania. Po pierwszym szoku Wanda Wegener zaczęła wy­dzwaniać na Komendę Rejonową Poli­cji Warszawa II. Wszystko nagrywała. Ze stenogramów wynika, że pani Wan­da bardzo chce jak najszybciej wyjaśnić sprawę i udowodnić, że nie ma morder­czych zamiarów wobec nikogo. Poli­cjanci potakiwali, twierdzili, że znają sprawę i w odpowiednim momencie ktoś ją wezwie na przesłuchanie. Z tre­ści rozmów wynika, że wszyscy mają świadomość, iż sprawa jest niepoważna.
   Mijały dni. Wanda Wegener oczeki­wanie na wezwanie umilała sobie przypominającymi telefonami. Poli­cjanci wciąż powtarzali, że nie ma po­wodu do pośpiechu.
   Po tygodniu i braku działań ze stro­ny policji Wanda Wergener postano­wiła wyjechać do Szczecina, gdyż mia­ła umówiony u weterynarza zabieg swojego ukochanego psa. O wyjeździe powiadomiła komendę policji, pyta­jąc, czy nie mają nic przeciwko temu. Dostała zgodę.

26 stycznia 2018 r.. Szczecin
Trwa zabieg. Pies w znieczuleniu, Wegener w nerwach. Dzwoni tele­fon - sierżant Podgórski ze stołecznej policji informuje, że Wegener ma się stawić w szczecińskiej komendzie poli­cji, gdzie zostanie przesłuchana. Na­tychmiast. Nie pomagają protesty, że psina na stole operacyjnym, że za dwie godziny. Już, natychmiast! Wegener prosi o pomoc koleżankę, która przyjeż­dża do gabinetu weterynaryjnego, żeby zaopiekować się psem. Sama pędzi na Komisariat Policji Szczecin-Niebuszewo. Policjanci dokonują jej zatrzy­mania. Przeprowadzają pełną rewizję osobistą. Przeszukują jej samochód, mieszkanie w Szczecinie i mieszkanie jej koleżanki (tej, która pilnuje psa). Jednocześnie w Warszawie dochodzi do rewizji jej mieszkania przy ul. Górczewskiej. Policja zatrzymuje 2 telefony i 2 laptopy. Wegener spędza w komisa­riacie 11 godzin, wielokrotnie musi od­powiadać na te same pytania. Czy zleca­ła morderstwo Kaczyńskiego? Czy zle­cała morderstwo Ziobry?
   Gdy zatrzymana psycholog jest ma­glowana przez szczecińskich policjan­tów, z Warszawy pędzi na sygnale spe­cjalny, złożony z kilku pojazdów kon­wój. Ma ją przejąć i czym prędzej do­starczyć do Warszawy. Gdy wszystko rozwija się jak w kiepskim kryminale, nagle pstryk i po sprawie. Konwój za­wraca spod Szczecina i z powrotem gna do Warszawy, Wegener zostaje wy­puszczona na wolność. Telefony zosta­ją jej zwrócone od razu, laptopy po kil­ku tygodniach.

Polska, Europa, teraz
Jak się okazuje, w tej sprawie jedno­cześnie prowadziły postępowanie dwie prokuratury, bo dwie zostały po­wiadomione przez Winiarskiego. Pro­kuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów podeszła do sprawy z należytą niestarannością - po prostu ktoś uznał, że donos Winiarskiego to bzdura. Nie za­wracano sobie za bardzo tym głowy, oddalając moment przesłuchania Wandy Wegener w bliżej nieznaną przyszłość.
   Zupełnie inaczej zareagowano na Ochocie. Prokurator Anna Wereszczyńska bardzo przejęła się tym, że ktoś może zabić prezesa i ministra. Urucho­miła stołeczny Wydział do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw, który z kolei dał zlecenie policjantom w Szczecinie. Ci zrobili dokładnie to, co nakazała im Warszawa.
   Wanda Wegener większość narzędzi do pracy z pacjentami ma na lapto­pach. Przez ponad 2 miesiące nie mo­gła z nich korzystać. Zresztą jej goto­wość do pracy pozostaje pod znakiem zapytania. Wciąż jest roztrzęsiona i przeżywa to, co jej zrobiono. Przez 11 godzin była potencjalnym zlece­niodawcą morderstwa Jarosława Ka­czyńskiego! Jej życie zawodowe i pry­watne od 26 stycznia toczy się wyłącz­nie wokół tej sprawy. Nie ma głowy do pacjentów i interesów.
   W lutym za namową mecenasa Ko­neckiego Wanda Wegener złożyła do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota zawiadomienie o uzasadnio­nym podejrzeniu popełnienia przestęp­stwa, polegającym na fałszywym zawia­domieniu i wprowadzeniu w błąd orga­nów ścigania przez Krzysztofa Winiar­skiego. „Rozumiem, że każde zawia­domienie o uzasadnionym podejrze­niu popełnienia przestępstwa musi być traktowane z należytą powagą, zwłaszcza jeśli dotyczy zlecenia za­bójstwa człowieka. Niemniej oczywi­stym jest, że jeśli chodzi o osoby pu­bliczne, które rzekomo miałyby paść ofiarą zabójstwa, należy podchodzić do takich informacji z dużą dozą ostrożności, z uwzględnieniem zasad logicznego, racjonalnego rozumo­wania i doświadczenia życiowego, biorąc pod uwagę całość zebranego w sprawie materiału dowodowego” - napisała poszkodowana w zawiado­mieniu. Adwokat złożył również skargę na bezzasadne zatrzymanie.
   Urzędnicy odgadujący życzenia władzy są sto razy bardziej niebez­pieczni niż najbardziej zwyrodniali politycy. Taki urzędnik, mając na względzie swoją potencjalną karierę, może użyć swojej władzy w sposób zu­pełnie nieodpowiedzialny. Ewentual­ne szkody zależą wówczas tylko od za­kresu władzy danego urzędnika. Pro­kurator rejonowy może mniej niż okręgowy, sędzia może dużo więcej, a co może np. generał albo minister?
   Pozostawiamy Czytelników z takim przesłaniem: W Polsce w roku 2018 każdy może być zatrzymany, przeszu­kany i przesłuchany, jeśli sprawa doty­czy ludzi PiS i akurat trafi do proku­ratora, który ma chęć zrobienia karie­ry za wszelką cenę. Jeśli trafi do pro­kuratora myślącego nie tylko o karie­rze, nic się nie wydarzy. Trzymajcie kciuki, bo licho nie śpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz