niedziela, 22 kwietnia 2018

Prezes wprowadza skromność



Jarosław Kaczyński zlekceważył aferę z nagrodami, a teraz wini za sondażowy zjazd dwie Beaty - Szydło i Kempę. Kryzys PiS staje się elementem wewnętrznej rozgrywki w partii

Renata Grochal

Poniedziałkowy wieczór w Sejmie w ubiegłym ty­godniu. Na posiedzenie klubu PiS przychodzi Jaro­sław Kaczyński. Gdy wcho­dzi na salę, po raz pierwszy od lat nie ma entuzjazmu.
   - Widzę, że oklaski są niemrawe, ale do­myślam się dlaczego - Kaczyński próbuje rozładować atmosferę. - Jeżeli teraz nie zareagujemy twardo, to przegramy wybo­ry - dodaje, aby podkreślić powagę sytua­cji. I zdyscyplinować posłów, którym nie podoba się ustawa o obcięciu wynagro­dzeń parlamentarzystów o 20 procent. Kaczyński tłumaczy, że decyzję podjął komitet polityczny PiS. Ale to on jest au­torem pomysłu, więc pretensje należy kierować do niego.
   - Skoro zarobki posłów mają być ob­cięte, to może by też ograniczyć zarobki prezesów spółek skarbu państwa o po­łowę? - pada pytanie z sali. Jego autor­ka dostaje brawa. Choć prezes Kaczyński deklarował, że będzie teraz „wprowadzał skromność”, to pisowscy prezesi wciąż doją państwowe spółki. Kolega Kaczyń­skiego ze studiów Wojciech Jasiński, do niedawna prezes Orlenu, w ciągu dwóch lat zarobił ponad 4 miliony złotych. Były poseł Andrzej Jaworski, b. członek zarzą­du PZU, obecnie w zarządzie Polskiego Cukru, zarobił 2 miliony, wiceprezes PKO BP Maks Kraczkowski - prawie 700 tys. złotych w pół roku. Tymczasem posłowie, którzy mieli dotąd 9,8 tys. złotych pensji brutto (plus 2,4 tys. zł diety), po obniżce mają zarabiać 7,9 tys. (plus dieta 1,9 tys.).
   Kaczyński odpowiada, że dobrych pre­zesów trzeba dobrze wynagradzać, ale za­pewnia, że zostaną im odebrane premie. Będzie to oznaczało odejście 3-4 szefów kluczowych spółek, ale warto zapłacić taką cenę, by powstrzymać sondażowe spadki.
   Z sali pada jeszcze jedno pytanie: czy decyzja o obniżce wynagrodzeń par­lamentarzystów została uzgodnio­na z prezydentem? Jarosław Kaczyński odpowiada, że nie - Duda też nie kon­sultował z PiS weta w sprawie ustawy degradacyjnej. Jednak ludzie prezydenta mówili, że podpisze on ustawę o cięciu pensji.

POSEŁ PIS I ŚWIĘCONA WODA
Choć tylko poseł Tadeusz Cymański głośno mówi, że jest wściekły na de­cyzję prezesa, ale za nią zagłosuje, to fru­stracja w klubie PiS jest równie wielka jak w opozycji. - To nie my wzięliśmy po kilkadziesiąt tysięcy złotych premii, tyl­ko ministrowie, a teraz mamy być za to ukarani. Skoro poseł PiS ma jeść tylko ka­mienie i popijać wodą święconą, to może Kaczyński też zrezygnuje ze swojej ochro­ny, na którą partia wydaje 1,5 mln zł rocz­nie? - denerwuje się jeden z czołowych polityków PiS. Nazwiska nie poda, bo pre­zes zagroził, że jeśli ktoś nie zagłosuje za obcięciem pensji, to nie znajdzie się na li­ście wyborczej.
   Inny poseł PiS dodaje, że Kaczyński oderwał się od rzeczywistości. - Dla pre­zesa obcięcie pensji to nie problem, bo on nie ma rodziny, partia wozi go po ca­łym kraju, wynajmuje hotel. Ale ja mam na utrzymaniu niepracującą żonę i dwój­kę dzieci!
   Podobne nastroje panują wśród mini­strów, którzy mają oddać nagrody. - Nie mam. Wydałem. Będę musiał wziąć kre­dyt. Żonie to się nie spodoba, ale co zrobić - mówi mi jeden z nich.
   Prezes PiS, jak słyszę od jego współ­pracowników, za aferę z nagrodami wini Beatę Szydło i Beatę Kempę, byłą szefo­wą Kancelarii Premiera, zaufaną współ­pracownicę Zbigniewa Ziobry. Politycy bliscy premierowi Morawieckiemu prze­konali go, że to Kempa do spółki z Szyd­ło wymyśliły nagrody, które ministrowie dostawali pod stołem jako stały dodatek do pensji. Chcą wykorzystać sprawę, żeby jeszcze bardziej osłabić Szydło i wbić szpilę ziobrystom.
   Kempa zaprzecza, jakoby to ona była współautorką pomysłu z nagrodami. „To jest kłamstwo” - odpisuje mi w esemesie. Jednak nie chce odpowiedzieć, kto wpadł na ten pomysł.
   Sam Kaczyński miał o nagrodach nie wiedzieć. - Był wściekły - zapewnia mnie jeden z jego ludzi.
   Według ustaleń „Newsweeka” prezes PiS mocno zbeształ obie Beaty podczas spotkania z ministrami u marszałka Mar­ka Kuchcińskiego (ogłosił wtedy człon­kom rządu, że mają przekazać premie na Caritas). - Powiedział, że osoby, któ­re podjęły decyzję o tych premiach, nie mają kwalifikacji do pełnienia najwyż­szych funkcji w państwie - mówi dorad­ca prezesa PiS. Szydło była zdruzgotana.
   Później Kaczyński spotkał się z komi­tetem wykonawczym partii, czyli szefami 41 partyjnych okręgów. Powiedział, że do­tarły do niego informacje, że ktoś próbuje buntować ministrów, by nie przekazywali nagród na Caritas. Zapewnił, że znajdzie wszystkich spiskowców, a o miejscach na listach do Parlamentu Europejskiego mogą zapomnieć. W partii są przekonani, że i te słowa były skierowane do Szydło i jej przyjaciółki minister edukacji Anny Zalewskiej, które chcą jechać do Brukseli. Dlatego Zalewska mówiła później do ka­mer TVN24, że „z przyjemnością przeka­że swoją nagrodę na Caritas”.
   Według strategów PiS po aferze z nagro­dami Szydło nie będzie już jedną z głów­nych twarzy kampanii samorządowej, bo jest zbyt dużym obciążeniem dla partii. Z kolei ziobryści winą za kłopoty sonda­żowe PiS próbują obarczać Morawieckiego. - Poseł PO Krzysztof Brejza złożył interpelację w sprawie nagród w grudniu, a odpowiedź dostał w lutym. Było dużo czasu, by się przygotować na atak opozy­cji. Można było pokazać sukcesy w zwięk­szaniu wypływów z VAT i powiedzieć, że co prawda daliśmy ministrom 1,5 milio­na zł nagród, ale dzięki ich ciężkiej pra­cy skarb państwa zyskał miliardy - mówi mi jeden z ludzi Ziobry. Morawiecki uznał jednak, że to nie on wpadł na pomysł, by rozdawać co miesiąc nagrody, i nie będzie ich bronić.

WOLTA KACZYŃSKIEGO W SPRAWIE PAZURKÓW
Prezes Jarosław Kaczyński począt­kowo zlekceważył problem. Wierzył, że Szydło przekona Polaków, że mini­strom „premie się należały”. Dlatego za­chęcał ją, aby broniła nagród w Sejmie, choć wcale się do tego nie paliła. Później, gdy TVN opublikował sondaż, w którym poparcie dla PiS zjechało o 12 punktów procentowych, na serio się wystraszył.
   - Prezes jest przekonany, że jeśli w ciągu kilku tygodni nie powstrzyma­my spadków, to przegramy wybory par­lamentarne, bo wpadniemy w korkociąg. Samo przekazanie nagród na cele chary­tatywne nic by nie dało, bo było już na to za późno. Opozycja nas atakowała, dlate­go trzeba było uciekać do przodu, stąd po­mysł obcięcia pensji posłów i senatorów - wyjaśnia rozmówca z Nowogrodzkiej. Przyznaje, że to populizm, ale ludziom to się spodoba, bo uważają, że politycy i tak za dużo zarabiają. Do projektu mają być dopisane także obniżki pensji wójtów, prezydentów miast, burmistrzów oraz marszałków województw, bo w większo­ści samorządów rządzą PO i PSL i to ude­rzy w ich działaczy.
   Kaczyński wykonał woltę, zostawiając upokorzoną Szydło na spalonym. Wcie­lił się w rolę dobrego cara, który gromi złych bojarów. Odciął się od nagród i ka­zał ministrom przekazać je Caritasowi. Jednocześnie zaprzeczył, że powiedział związanemu z PiS i wciąż wspierające­mu Beatę Szydło portalowi wPolityce.pl, że namawiał Szydło, aby w sejmowym wy­stąpieniu „pokazała pazurki”.
   Co ciekawe - portal nie zareagował na oskarżenie o kłamstwo, choć współpra­cownik prezesa potwierdza, że Michał Karnowski (podpisany pod wywiadem skrótem MK) złapał prezesa na korytarzu, gdy ten wychodził z bankietu na Stadio­nie Narodowym po przyznaniu premie­rowi Morawieckiemu nagrody im. Lecha Kaczyńskiego. To tam wyciągnął od niego kilka zdań obrony byłej premier, których teraz Jarosław Kaczyński się wypiera.

WOJNY O SPÓŁKI
Wśród strategów Kaczyńskiego panuje opinia, że manewr z obniżką pensji parlamentarzystów trochę pomo­że PiS odbudować społeczne poparcie, ale do poziomu sprzed afery z nagrodami już ono nie wróci.
   - Do końca kadencji będziemy balan­sować na granicy samodzielnych rządów, a coraz bardziej prawdopodobne jest, że po wyborach bez koalicji z Kukizem się nie obejdzie - mówi ważny polityk Zjed­noczonej Prawicy. Dodaje, że jeśli PiS chce myśleć o drugiej kadencji, to jak naj­szybciej trzeba pozamykać fronty i prze­ciąć spory różnych koterii, które coraz częściej wyciekają do mediów.
   Ale łatwo nie będzie. Oprócz wojny Ziobry z Morawieckim coraz więcej emocji wywołują walki o kontrolę nad spółkami. Najnowsze starcie rozegrało się o KGHM - między wiceprezesem PiS Adamem Li­pińskim a koordynatorem ds. służb spe­cjalnych Mariuszem Kamińskim. Ku zdziwieniu pisowskich działaczy przegrał Kamiński, chociaż ma on na prezesa wiel­ki wpływ, bo dzięki kontroli nad służbami może podsuwać mu haki na niewygodne osoby. To jego raport pozbawił stanowi­ska byłego ministra skarbu Dawida Ja­ckiewicza, a także zaufanego Antoniego Macierewicza Arkadiusza Siwkę - byłe­go prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej. I chociaż w obu przypadkach prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów, to obaj zostali wyeliminowani z polityki.
   Lipiński - szef PiS w okręgu legnickim - przekonał jednak prezesa, że musi od­zyskać kontrolę nad KGHM, jeśli PiS chce myśleć o dobrym wyniku w wybo­rach samorządowych na Dolnym Śląsku. Miedziowy gigant to tysiące posad dla działaczy, których miał zwalniać były już prezes Radosław Domagalski, człowiek Mariusza Kamińskiego, popierany też przez Elżbietę Witek, przyjaciółkę Szyd­ło, z którą Lipiński wojuje w regionie.
   Kaczyński zgodził się na wymianę pre­zesa. Jednak - jak żartują w PiS - Lipiński przerażony tym, że po raz pierwszy w ży­ciu własnymi rękami wykonał egzekucję,
nie może powołać nowego prezesa i kom­binat jest sparaliżowany.

TŁUSTE KOLACJE PREZESA
W PiS coraz częściej słychać głosy, że prezes, który w czerwcu skończy 69 lat, przestaje panować nad partią. Krąży na­wet plotka, że jest poważnie chory. Jed­nak bliski współpracownik Kaczyńskiego zapewnia, że to bzdura.
   - Raz na kilka tygodni jem z prezesem kolację i on się naprawdę nie oszczędza. Lubi tłustą polską kuchnię, popija piwo lub wino do posiłku. Jedyną przypadłoś­cią są kolana - opowiada mój rozmówca.
   Kaczyński ma wytartą chrząstkę w ko­lanie, co bardzo boli przy chodzeniu. Nie chce jednak iść na operację, bo to by go na kilka miesięcy wyłączyło z życia. Dlatego w ostatnich miesiącach codziennie jeździł na rehabilitację do szpitala na Szaserów. Prezes ma też ostrą alergię, która utrudnia mu funkcjonowanie wiosną.
   Moi rozmówcy przyznają, że w ostatnich miesiącach rzeczywiście Kaczyński trochę usunął się w cień, ale to dlatego, by dać pole Morawieckiemu. I chociaż premier słabo poradził sobie z kryzysem w relacjach pol­sko-izraelskich, to Kaczyński i tak uważa, że to wariant lepszy niż Szydło. Z Mora­wieckim się lepiej rozumie, rozmawiają nie tylko o polityce, ale też o historii. Poza tym ma on szansę zażegnać konflikt z Unią Europejską. I nawet jeśli PiS nie wygra wy­borów samorządowych, to wymiany pre­miera przed wyborami parlamentarnymi nie będzie.
   Pomysłem na odzyskanie inicjatywy ma być komisja VAT-owska, objazd kra­ju i nowe prezenty socjalne, np. 500 + dla emerytów, czyli wypłacany raz w roku do­datek dla seniorów.
   Jarosław Kaczyński ruszy teraz w Polskę na spotkania z działaczami i wyborcami. Liczy, że dzięki ustawie o cięciu wynagro­dzeń w parlamencie i decyzji o przekaza­niu przez ministrów nagród Caritasowi nie będzie musiał się tłumaczyć z pazerności swojej ekipy. Przebierze się za Janosika, który zabiera bogatym i oddaje biednym. To ulubiona opowieść PiS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz