niedziela, 1 kwietnia 2018

Daniel wszystko mogę



Dzięki wyczuciu potęgi telewizyjnej kamery Daniel Obajtek, były wójt gminy Pcim, został właśnie prezesem PKN Orlen. Największą i najważniejszą polską firmą będzie zarządzał absolwent prywatnej Wyższej Szkoły Ochrony Środowiska w Radomiu. Zaczął od kadrowego trzęsienia ziemi.

Czystki robił wszędzie, gdzie postawiło go Prawo i Spra­wiedliwość. Od wygranych przez tę partię wyborów parlamentarnych Obajtek wyczyścił już Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, gdańską Energę, teraz hurtowo wyrzuca pracowników z naftowego giganta. W firmie mówią, że musiał przyjść z gotową listą proskryp­cyjną, ponieważ kadrowe porządki zaczął od pierwszego dnia urzędowania. Lista na pewno nie powstała w Orlenie, bo nowy prezes nawet nie bardzo wie, kogo zwolnił. Nikogo tu nie zna.
   Tym razem Daniel Obajtek nie wy­miata złogów po rządach PO-PSL, ale po ludziach „dobrej zmiany”. Najwier­niejszych z wiernych, sprawdzonych od czasów Porozumienia Centrum, a na­wet wcześniej. Wojciech Jasiński, odwo­łany właśnie prezes Orlenu, przyjaźni się z prezesem Kaczyńskim jeszcze od czasu studiów. Ale minister energii Krzysztof Tchórzewski, formalnie szef Jasińskiego, także należy do bardzo starej gwardii PC, tymczasem, gdy chciał się widzieć z Jasiń­skim, ten ponoć zapraszał go do Płocka, do Orlenu. Prezes paliwowego giganta wolał rozmawiać bezpośrednio z Jarosła­wem Kaczyńskim.
   Więc Tchórzewski najpierw wymienił radę nadzorczą PKN, a nowi członkowie po kilku dniach odwołali prezesa z całym zarządem. Obaj panowie za dobrze się jednak znają, za dużo razem przeszli, żeby o kadrowym trzęsieniu ziemi w Orlenie decydować miały względy ambicjonalne. Jasiński w roli prezesa PKN mógł przestać się podobać prezesowi partii. Owszem, zwalniał ludzi, ale ostrożnie. Jakby w oba­wie, żeby nie przesadzić, co odbiłoby się na wynikach firmy. Ale wyniki są świetne, więc pewnie uznano, że można było po­zbywać się specjalistów śmielej. To zadanie wykona Obajtek. Powszechnie w partii wia­domo, że nowy prezes cieszy się względami Jarosława Kaczyńskiego, który z pewnością jego nominację zaakceptował. Tacy jak on zastępują teraz starą gwardię.
   Marek Sawicki, były minister rolnictwa z PSL, kwituje krótko: - Obajtek wiedział, kiedy rozwinąć rolkę folii. Nawiązuje do dnia, kiedy Obajtka po raz pierwszy zobaczyła cała Polska. To było jeszcze przed wyborami w 2011 r., gdy przez Polskę przeszedł huragan. Jarosław Kaczyński po - stanowił odwiedzić słynnego paprykarza, który wcześniej zadał ówczesnemu pre­mierowi Tuskowi kłopotliwe pytanie: „jak żyć?". Obajtek wyczuł w obecności kamer swoje pięć minut, postanowił je wykorzy­stać. Wszedł w kadr, rzucając paprykarzowi pod nogi rolkę folii, jako dar od mieszkań­ców Pcimia, w którym był wtedy wójtem. Prezes wymyślił wtedy dla niego ksywę Daniel wszystko może Obajtek.
   Nie miał więc znaczenia fakt, że znisz­czona przez huragan szklarnia paprykarza z granatowej, budowlanej folii żadne­go pożytku mieć nie będzie. Mało też kto przeczytał w mediach, że ten dar od miesz­kańców Pcimia pochodzi z firmy, w której Obajtek ma udziały. Dobry piar okazał się ważniejszy od nieistotnych szczegółów. Tą dewizą Daniel Obajtek kieruje się w ca­łej swojej krótkiej, ale nad wyraz błyskotli­wej karierze.

Kierować każdy może
- Obecnie w PiS przeważają głosy, że przy tak dobrej koniunkturze Orlen jest maszyn­ką do zarabiania i każdy może nim kiero­wać - mówi osoba związana z rynkiem energetycznym. - Trzeba z tego korzystać, bo ciągle nie wszyscy zasłużeni zostali wy­nagrodzeni odpowiednimi stanowiskami. Orlen płaci świetnie. Po czystce Obajtka zwolniły się intratne posady. W zarządzie, marketingu, kadrach. A ponieważ zwol­niona została także osoba decydująca w tej ogromnej firmie o zakupach, stru­mień pieniędzy wypływających z Orlenu będzie teraz zasilał zupełnie inne firmy. Nowy prezes zatrudni, kogo trzeba, zrobi wszystko, co partia każe, a Jasiński mógł się stawiać. Nie wspierał finansowo ratowania kopalń, choć Orlen siedzi na pieniądzach. Zysk za ubiegły rok wyniósł 7 mld zł. Te pie­niądze bardzo są rządowi potrzebne, nie można ich rozdać w charakterze dywiden­dy akcjonariuszom giełdowej spółki, w której państwo ma zaledwie 27 proc. udziałów. Więc teraz Orlen będzie inwestował w to, co wskaże minister energii. Może w elek­trownię atomową - spekuluje rynek. Jedno 5 jest pewne - firma paliwowa stanie się narzędziem sprawowania władzy. Cele poli­tyczne staną się ważniejsze niż jej rozwój. Ważną zaletą Obajtka jest i ta, że Kodek­sem spółek handlowych najwyraźniej nie zamierza się przejmować.
   Stawiając na czele Orlenu Obajtka, Tchórzewski raczej zagwarantował sobie akceptację premiera. Mateusz Morawiec- ki wie, że takich ludzi jak nowy prezes bardzo dziś krajowi potrzeba. Poza tym partia przecież Jasińskiemu krzywdy nie zrobiła. Przez okres kierowania Orlenem zdołał odłożyć na godną emeryturę, któ­ra już mu się przecież należy, ma 70 lat. Ma prawo być zmęczony. Według portalu Business Insider, zarobił przecież w tym czasie 4-5 mln zł. Ale prawicowy portal nie Jasińskiemu wytyka pieniądze, ale zwolnionemu razem z nim wiceprezesowi Orlenu Mirosławowi Kochalskiemu, to jego nazywa milionerem.
   Naprawdę chodzi o to, że Kochalski stał się dla PiS bardzo niewygodny, psuje wizerunek partii walczącej z dziką repry­watyzacją, bo sam również za nią odpo­wiada. Gdyby jednak zwolniony został tylko on, media znów zaczęłyby o tym przypominać. A tak zastanawiają się nad Jasińskim. Podczas obrad komisji Patry­ka Jakiego okazało się, że pod bezpraw­nym zwrotem kamienicy przy Nabielaka, w której mieszkała zamordowana Jolanta Brzeska, widnieje podpis Kochalskiego. Pełnił bowiem funkcję prezydenta War­szawy ze wskazania Lecha Kaczyńskie­go, po wygranych przez niego wyborach prezydenckich. To Patryk Jaki pierwszy powiedział publicznie, że Kochalski po­winien z Orlenu odejść. Szkodzi wizerun­kowi partii rządzącej. Zwolnienie całego zarządu w pakiecie sprawę Kochalskiego odsunęło nieco w cień. Dymisjonując cały zarząd PKN Orlen, upieczono więc kilka pieczeni przy jednym ogniu.

Prężny i nowoczesny
Drugi raz o Danielu Obajtku cała Pol­ska usłyszała w kampanii wyborczej w sierpniu 2015 r. Do tego eventu posta­nowił wykorzystać znajomość z Beatą Szydło, którą znał jeszcze z czasów, gdy była burmistrzem Brzeszcz. Koleżanką z samorządu. Zaprosił ją do Pcimia, już jako przyszłą premier, i przed kamerami, w koszulkach z napisem „damy radę", wspólnie machali pędzlami, udając, że re­montują szkołę w Pcimiu, też zniszczoną przez huragan. Przekaz był jasny. Rząd nie pomaga, więc robi to Prawo i Spra­wiedliwość. Trafił w punkt. Mało do kogo trafiły natomiast doniesienia mediów, że rząd dotację na odbudowę szkoły przyznał wyjątkowo szybko, bo jesz­cze w kwietniu. A szkoły nie remontuje się dlatego, że gmina, czyli wójt, zwlekała z ogłoszeniem przetargu na wykonawcę. Obajtek przekonał Polskę, że jest czło­wiekiem, o którym na pewno jeszcze nie raz usłyszymy.
   Bardzo też wzrosła jego popularność we własnej gminie. - Dynamiczny, no­woczesny - mówi o Obajtku Kazimierz Barczyk, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. - Ludziom podobało się, że dzięki niem u Pcim przesta­je być symbolem zapadłej dziury, a ich wójt staje się postacią do naśladowania.
   Do tej pory był popularny tylko w gmi­nie. Najpierw, od 2002 r. jako radny, od 2006 r. jako wójt, wybierany już w pierw­szej turze. Okazywał ludziom życzliwość, zabiegał, żeby dzieci w gminie miały do­stęp do dentysty, inwestował. Mieszkańcy cieszyli się z komputerów dla najbiedniej - szych, oświetlenia zakopianki, nowych chodników. Mało kogo obchodziło, że dług gminy szybko rośnie i że spłaty wynoszą już kilka milionów złotych rocznie. Martwiły się tym głównie media.

Audyty Obajtka
Po wyborach jasne się stało, że wójt pój­dzie w górę. Beata Szydło jeszcze w kam­panii mówiła o nim: to człowiek, który realizuje program PiS i się tego nie boi. Był jednak pewien kłopot, od kilku lat Obajtkowi deptali po piętach prokuratorzy. Jeden dopatrywał się nadużyć z czasów, gdy Obaj - tek kierował firmą krewnego Elektroplast, w której zaczął biznesową karierę po ukoń­czeniu technikum rolniczego. Radomską uczelnię skończył zaledwie przed kilkoma laty. Inny tropił korupcję przy przetargach gminy Pcim (patrz POLITYKA 29 z 19 lipca 2017 r.). Sprawa trafiła do sądu. Ale to nie sądy oczyściły Obajtka z zarzutów. Wyroki nie zapadły. O jego niewinności zapewniał zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Beata Szydło. Jarosław Gowin, bez zaglądania w akta sprawy, uznał na Twitterze, że zarzu­ty są wyssane z palca. Wreszcie prokuratury sprawę z sądu wycofały.
   Daniel Obajtek oświadczył, że stał się ofiarą politycznej nagonki. Oto cytat z jego ówczesnej wypowiedzi dla POLITYKI: „Od momentu, kiedy prezes Kaczyński wyszedł ze mną na konferencję prasową, broniąc mojej niewinności, pan prokura­tor musiał zrobić wszystko, żeby mi na siłę udowodnić, że byłem winny. Zostałem tym niesamowicie skrzywdzony i ten koszmar trwał praktycznie 4 lata”.
   Zanim jednak Daniel Obajtek przestał być obiektem zainteresowania prokura­tury, tuż po wygranych przez PiS wybo­rach został szefem największej w Unii Europejskiej agencji płatniczej – Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rol­nictwa. Miał wtedy 40 lat. ARiMR wy­płaca rolnikom dopłaty unijne, ponad 25 mld zł rocznie.
   Szybko dał się poznać jako czyściciel. Zwalniał hurtowo. W ciągu zaledwie kil­ku miesięcy pracę w oddziałach straciło 1600 osób, prawie co trzeci zatrudnio­ny. Choć sam Obajtek w wywiadzie dla „wSieci” na pytanie o skalę nepotyzmu w agencji odpowiada: „Szacunkowo oko­ło 20 proc. ludzi mogło zostać zatrudnio­nych przez znajomości. Może więcej. Cały czas wychodzą na jaw te powiązania”.
   Wymiatał ludzi PSL, oburzając się jed­nocześnie na panujące w agencji układy i zatrudnianie niekompetentnych lu­dzi. Obliczał sumy wydane na promo­cję i dochodził do wniosku, że w latach, w których były wybory, potrafiły być one nawet trzykrotnie wyższe. Pienią­dze szły „na filmiki, sponsorowanie im­prez, gazet, które reprezentowały jedną opcję polityczną, takich jak np. »Zielony Sztandar«”. Nowy prezes z determinacją te układy rozbijał. Do mediów płynęły informacje, jak wielkie sumy wydawała agencja na niepotrzebne szkolenia, na­grody i piar. Te działania zyskały nazwę audytów Obajtka. Zrobił z tym wszystkim porządek. Na początek podpisał umowę z Telewizją Trwam na promocję dopłat dla rolników. Za 250 tys. zł.
   Okazało się jednak, że rolnicy nie do­stali dopłat w terminie. Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel zwalał winę na poprzed­ników. Wywalonych niekompetentnych zastąpili niekompetentni nowi. Tacy jak „ciotka z Pcimia” - donosiła „Gazeta Wy­borcza”. Tak w agencji nazywali nową dy­rektor departamentu administracyjno- gospodarczego, którą została dawna sekretarka Obajtka z Pcimia.
   Kiedy już z agencji zniknęli wszyscy ci, którzy powinni być zwolnieni, Daniela Obajtka można było przenieść na inne, jeszcze bardziej odpowiedzialne stano­wisko. W kraju bardzo dużo jest jeszcze do pozamiatania. Ale Marek Sawicki, były minister rolnictwa z PSL, oczekuje, że ktoś się teraz efektom pracy Obajtka w agencji jednak przyjrzy. - System informatyczny do tej pory nie jest w pełni sprawny - twier­dzi Sawicki. - Bo ten, który myśmy przygoto­wali, został wywalony i zatrudniono nową firmę informatyczną, która sobie nie radzi. Powiatowe biura agencji wyliczają dopłaty z programów rolno-środowiskowych i część dopłat bezpośrednich „na piechotę", a to jest niedozwolone. Czekamy na audyt unijny, grożą nam poważne kary. W sprawie au­dytów Obajtka, które miały wykryć układy i wielkie nieprawidłowości, Sawicki ma tyl­ko jedno pytanie: - Dlaczego do prokura­tury nie skierowano żadnego doniesienia?

Wszędzie potrzebny
Po niecałym roku sprzątania w agen­cji rolnej Daniel Obajtek został skiero­wany na zupełnie inny odcinek. To wte­dy Krzysztofowi Jurgielowi podkupił go Krzysztof Tchórzewski, a Daniel wszyst­ko mogę Obajtek został szefem gdań­skiego koncernu energetycznego Energa. Minister energii potrzebował człowieka, który odważy się nie tylko czyścić ka­dry, w czym Obajtek już się sprawdził, ale zrobi coś o wiele ważniejszego. Rozprawi się z rynkiem energetyki od­nawialnej, który poprzednicy usiłowali budować, a Prawo i Sprawiedliwość, jako obrońca węgla, już nie zamierza tego robić.
   W tym celu Energa miała zerwać umo­wy ze 150 firmami, od których do tej pory kupowała tzw. zielone certyfikaty. Zda­niem nowego prezesa były dla gdańskiej firmy wyjątkowo niekorzystne. Energa traciła na nich 2 mld zł rocznie, a zyski­wał układ pomorski. Ten układ też musiał rozwalić, bo przecież pieniądze powinny być przeznaczone na konieczną moder­nizację polskiej energetyki. Powierzone zadanie wykonał bez dyskusji.
   Do tej pory wysoka też była kara (tzw. opłata zastępcza) dla firm energe­tycznych, które by energii odnawialnej kupować nie chciały. Sejm ją drastycz­nie obniżył, nowe prawo zyskało nazwę lex Energa, bo dotyczy właśnie gdańskie­go koncernu. Od firm produkujących energię odnawialną Obajtek odzyskuje pieniądze należne kontrolowanej przez państwo firmie. W każdym razie taka jest obowiązująca narracja.
   Inwestorzy, także zagraniczni, nie mogą wyjść ze zdumienia. W oparciu o politykę energetyczną państwa pol­skiego tworzyli przecież swoje biznesplany, z których wynikało, że budo­wa farm wiatrowych na Pomorzu jest przedsięwzięciem opłacalnym. Rząd PiS diametralnie zmienił im warunki, naraził na poważne straty. - Nie znam szczegółów umów zawieranych z Energą, ale wiem, że firmy zaczynają składać pozwy do międzynarodowego arbitrażu - twierdzi osoba związana z rynkiem energetycznym. - Będą żądać odszkodo­wania. Oczywiście nie od prezesa Energi, ale od państwa polskiego.
   Obajtka już o to głowa nie boli, został prezesem naftowego giganta. Zanim jed­nak w zagranicznych sądach zapadną wyroki, może go już nie być także w Or­lenie. A ponieważ nie ma w kraju firmy ważniejszej niż Polski Koncern Naftowy, więc w biznesie wyżej nie zajdzie, Obajt­ka chyba powinni zacząć się bać politycy. Wszędzie jest potrzebny.
Joanna Solska, Cezary Kowanda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz