poniedziałek, 5 marca 2018

"Gumowe ucho Prawa i Sprawiedliwości" i "Cienie na służbach"



Gumowe ucho Prawa i Sprawiedliwości

Suchar z siedziby PiS na Nowogrodzkiej: „Kto najbardziej kocha ludzi?
Maciek Wąsik nikt tak jak on nie wysłucha drugiego człowieka”.

Maciej Wąsik, wicenadzorca służb specjal­nych w rządzie PiS, ma moralny prob­lem: czy jako bliski znajomy braci R., bohaterów afery re­prywatyzacyjnej, powinien nadzorować specsłużby? Albo szerzej - czy w ogóle powinien tropić występki?

W RUCH SZŁY PIĘŚCI
Karierę zaczyna przed laty pod skrzydłami Mariusza Kamińskiego - dziś ministra koordynatora służb specjalnych, wtedy działacza Ligi Re­publikańskiej. To Kamiński jest jego mentorem w Lidze, Liga słynie z anty­komunistycznych akcji i happeningów - przed wyborami w 1995 roku roz­kleja plakaty z wizerunkiem Aleksan­dra Kwaśniewskiego przerobionego na wampira i z podpisem: „Kwasula - czer­wony wampir”, obrzuca jajkami ministra edukacji w rządzie SLD Jerzego Wiatra, a każdego 13 grudnia wystaje przed willą Wojciecha Jaruzelskiego. Gdy wybucha afera „Olina”, śpiewa pod oknami pre­miera: „Józef Oleksy to czerwona szma­ta jest za pieniądze KGB!”.
   Opowiada znajomy Wąsika z tamtych lat: - Chłopaki do siebie lgnęli. Mają po­dobne temperamenty. Na imprezach, na weselach zdarzało się, że wśród gości od­krywali prawdziwego lub urojonego ko­munistę. W ruch szły pięści. Wąsik był tym większym, gdy trzeba było, zasłaniał sobą Mariusza. O Maćku mówiliśmy: Wicemariusz.


W PIŻAMIE PO NOWYM ŚWIECIE
Opowiada inny znajomy Wąsika z tamtych czasów: - To był początek lat 90., chłopaki od Mariusza Kamińskiego siedzieli w kanciapie w Dziekan­ce. Bartek Rychlewski, późniejszy szef operacji specjalnych CBA, Hubert Buj­nowski, Adam Radziszewski, późniejszy sędzia, dzisiejszy szef CBA Ernest Bejda, Paweł Przychodzeń, dziś w Agencji Roz­woju Przemysłu. W tej grupie pojawiał się też Marcin Rudnicki, brat Jakuba R., tego od reprywatyzacji. Nie mogłem się z nimi zaprzyjaźnić, pili w sposób strasz­ny. Straszny. Właściwie nie trzeźwie­li. Jednym z liderów był Tomek Prus, za pierwszego PiS trafił do Agencji Bezpie­czeństwa Wewnętrznego. Urządzał naj­lepsze imprezy.
   W październiku 1996 roku student historii Tomasz Prus i jego kolega Jan Ciećwierz zakładają pończochy na twa­rze i wpadają do urzędu pocztowego w maleńkiej miejscowości Lutowiska w Bieszczadach. - To jest napad! - krzy­czą. Są tak pijani, że szefowej poczty udaje się wymknąć na zaplecze i wezwać policję.
   Prus ma prawie 3 promile alkoholu we krwi, jego kolega - 1,3 promila. Prokura­tura umorzy sprawę po interwencji ojca kolegi Prusa. Dziesięć lat później Prus zostanie doradcą szefa ABW.
   Znajomy Wąsika z czasów Niezależ­nego Zrzeszenia Studentów: - Imprezy z nimi miały swój urok. Na jednej z nich, właśnie u Prusa, skończył się alkohol. Prus rozdał wszystkim flanelowe piża­my i tak wystrojeni poszli szukać wódki na Nowy Świat. Wąsik był w tym gronie. To byli luzerzy, outsiderzy. Siedzieli wie­czorami na Foksal - w jednej knajpie pili piwo, w drugiej, po przeciwnej stro­nie ulicy, dopijali się wódką. A przy oka­zji świetnie grali w piłkę; dziś tego nie widać, ale Wąsik był niezłym piłkarzem, lubili się ruszać. Tylko psychicznie za­trzymali się gdzieś w latach 80. - zagu­bieni na studiach, niepodchodzący do egzaminów. Mam wrażenie, że dopie­ro wejście w orbitę PiS stało się dla nich odskocznią do prawdziwego życia.

TROPICIEL
Wąsik - z wykształcenia archeolog, pracował nawet kilka lat z łopatą w terenie - gdy kończy z imprezami w gronie działaczy NZS, próbuje sił jako przedsiębiorca. Za czasów AWS w 2001 r. zostaje kierownikiem rządowego hotelu Parkowa w Warszawie. Opowiada też, że prowadził prywatne przedsiębiorstwo. Jakie - nie wiadomo. Gdy rok później władzę przejmuje SLD, Wąsik traci sta­nowisko kierownika - zostaje radnym na warszawskiej Pradze-Południe, a potem PiS robi go burmistrzem w podwarszaw­skim Wawrze. Jest już wtedy członkiem zarządu Prawa i Sprawiedliwości.
   W Wawrze trzeba się dogadywać z rozdrobnioną radą. Wąsik z miej­sca pokazuje, na co go stać. Ma tempe­rament tropiciela. Jedna z pierwszych decyzji - zawiadomienie do prokura­tury w sprawie fałszerstwa dokumen­tów; fałszować miał pracownik ratusza z poprzedniej ekipy. Urzęduje nieca­łe trzy miesiące. Tuż przed odwołują­cym go głosowaniem Wąsik potajemnie nagrywa Marcina Woźniaka, radnego PiS, który proponuje mu głos w zamian za posadę.
   Na decydujące głosowanie zjeżdża grupa działaczy PiS z Mariuszem Kamińskim na czele. Jednak w tajnym gło­sowaniu zarząd Wąsika przepada. Wtedy Wąsik ujawnia taśmy z rozmów i oddaje sprawę do prokuratury.

DBAŁ O MORALNĄ JAKOŚĆ
Gdy po trzech miesiącach śledztwa prokuratura oskarża radnego z Wawra o żądanie korzyści majątko­wej, były archeolog zaczyna przygodę ze służbami. Na początek - ze służbami porządkowymi. Warszawą rządzi Lech Kaczyński, a strażą miejską - były opo­zycjonista Witold Marczuk (PiS mianu­je go w przyszłości szefem ABW, a potem wywiadu wojskowego). Wąsik zostaje zastępcą szefa straży.
   Dziennikarze pytają: czy 33-letni ar­cheolog ma odpowiednie kwalifikacje?
- Jest dobrym organizatorem, którego tak potrzebujemy - odpowiada komen­dant Marczuk. Trochę nadrabia miną, bo dowódcy straży miejskiej muszą mieć wyższe wykształcenie, a Wąsik wciąż nie obronił dyplomu. Znajduje się jednak sposób na obejście przepisów: formalnie Wąsik nie jest zastępcą, lecz jedynie peł­ni obowiązki zastępcy.
Wąsik na zaufanie braci Kaczyń­skich dopiero pracuje, ale mit tego, który w Wawrze postawił się układo­wi, pomaga. Ludzie PiS tworzą w straży miejskiej kompanię honorową i wpro­wadzają rogatywki oraz święto straży tuż przed rocznicą wybuchu powstania warszawskiego. „Dbaliśmy zarówno o wygląd [straży - red.], jak i moralną ja­kość” - opowie Wąsik w wywiadzie dla „Frondy”.

PAN Z POLSKICH NAGRAŃ
Jest 2007 rok, gdy zaczyna się proces nagranego radnego z Wawra.
   -  Maciej Wąsik, lat 37, wiceszef CBA - przedstawia się świadek.
   - Ale nie chodzi o Centralne Biuro Adresowe? - dopytuje sędzia.
   O CBA dopiero ma się zrobić głośno. W maju 2006 r. Sejm zgadza się na utwo­rzenie nowej służby antykorupcyjnej, jej szefem zostaje Mariusz Kamiński. Jego zastępcami ludzie, z którymi przyjaźni się od czasów Ligi Republikańskiej. Wąsik ma odpowiadać za administrację, a Ernest Bejda - jeden ze wspomnianych wy­żej bywalców kanciapy w Dziekance - za kwestie prawne. Pomysł na nową służbę jest prosty: posprzątać w Polsce.
   CBA ściąga bez problemu ludzi z policji i ABW, bo pensje i przywileje są wyższe. Klucz doboru kadr? „Często braliśmy fa­chowców, których z różnych powodów nie doceniano, którym blokowano karie­ry, i takich, którzy znali się na gospodar­ce, a skład uzupełnialiśmy absolwentami studiów” - opowie Wąsik w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy”.
   Dopiero za kilka lat wyjdzie na jaw, że w swoim gabinecie w CBA zainstalował stanowisko odsłuchowe - aparaturę umożliwiającą podsłuchiwanie inwigi­lowanych przez CBA w czasie rzeczy­wistym. Do systemu wchodzi ponad 6,2 tys. razy, średnio 4-5 razy dziennie. Najbardziej ciekawski staje się przed wyborami w 2007 r. Dziennikarze mó­wią o nim: gumowe ucho albo pan z Pol­skich Nagrań.

NIC DO UKRYCIA
Choć z oświadczeń majątkowych Macieja Wąsika wynika, że specjal­nie się w służbie dla Polski nie dorobił (ma nieduży dom, niewielkie mieszkanie na spółkę z żoną i starego peugeota), to były wiceszef CBA nie bieduje. W CBA dostaje sowite premie, w latach 2006- 2009 - ponad 64 tys. zł.
   Uznaniowe nagrody w CBA otrzymuje się za „znaczące wyniki”, „wykonywanie zadań w szczególnie trudnych warun­kach” czy też „wymagających znacznego zaangażowania” oraz „dokonanie czy­nu świadczącego o odwadze”. Daty naj­wyższych premii dla Wąsika zbiegają się z realizacjami najgłośniejszych opera­cji CBA - afery gruntowej czy korupcyj­nej sprawy posłanki Sawickiej. 15 tys. zł ekstra ląduje na koncie Wąsika w sierp­niu 2009 r., niedługo przed ujawnieniem afery hazardowej.
   Jeszcze przed rozkwitem kariery w CBA jego drugą żoną zostaje młodsza o 11 lat Romualda Gołuńska, chemiczka ze Szczecinka. Od lat jest dynamicz­ną radną PiS w dzielnicy Praga-Południe. Jej konikiem jest oświata - na sesji w szkole własnego dziecka potrafi wy­wołać awanturę w sprawie braku papieru toaletowego.
   Gdyby obcy wywiad miał apetyt na in­formacje z prywatnego życia wicenadzorcy polskich służb, to wystarczyłaby mu aktywność obojga Wąsików w inter­necie. Na Facebooku, Instagramie i Twitterze na otwartych profilach, dostępnych dla wszystkich, zamieszczają imponują­ce ilości prywatnych informacji. Łatwo się dowiedzieć, kim jest i gdzie miesz­ka teściowa Wąsika, gdzie pracowała jego szwagierka, w jakim klubie trenu­je jego starszy syn oraz czym zajmują się bliżsi i dalsi krewni. A nawet - z dzieć­mi których prezenterów TVP uprawia szermierkę syn byłego wiceszefa CBA.

MARSZE SMOLEŃSKIE
Wąsik odchodzi z CBA w 2008 roku razem z Mariuszem Kamińskim.
Nowy szef, Paweł Wojtunik, czyści biuro z ludzi Karnińskiego. Odkrywa, że CBA sięgało po billingi dziennikarzy (pobie­rając billingi i dane o logowaniach tele­fonów chciało ustalić krąg informatorów dziennikarzy).
   Wśród billingowanych jest Bogdan Wróblewski, wówczas dziennikarz „Ga­zety Wyborczej”. O tym, że Wąsik po­brał billingi Wróblewskiego, Wojtunik informuje w 2011 roku sejmową komi­sję ds. służb specjalnych. Wiceszef CBA nie miał do tego ani żadnych podstaw prawnych, ani przesłanek.
   Po co PiS-owskiemu CBA potrzebne były dane o połączeniach Wróblewskie­go? Do dziś nie wiadomo. Choć Wróblew­ski wygrał z CBA proces o ochronę dóbr osobistych, to prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie.
   Maciej Wąsik zostaje szefem klubu PiS w radzie Warszawy. Nigdy nie odpo­wie na pytanie, do czego potrzebne były mu dane o połączeniach dziennikarzy. Po odejściu z CBA angażuje się w organiza­cję marszów smoleńskich.

CZAS ROZLICZEŃ
W 2011 roku „Super Express” opisuje, jak Wąsik ukradł paliwo na stacji benzynowej. Świadkowie zarzekali się wtedy, że człowiekiem, który odjechał spod dystrybutora, nie płacąc rachun­ku, był aktor Wojciech Malajkat. Ksywka Malajkat została Wąsikowi w PiS do dzisiaj. On sam tłumaczył się wtedy roztargnieniem.
   O Wąsiku i Kamińskim robi się znów głośno, gdy sąd skazuje ich za nadużycia w CBA przy śledztwie w sprawie afery gruntowej. Jest marzec 2015 roku, wy­rok skazujący wydaje sędzia Wojciech Łączewski - zostanie za to znienawi­dzony przez PiS. Kamiński i Wąsik do­stają po trzy lata. Gdyby wyrok wszedł w życie, usuwałby obu z życia publiczne­go. Na ratunek przybywa nowo wybra­ny prezydent Andrzej Duda: ułaskawia byłych szefów CBA.
   Mariusz Kamiński zostaje koordyna­torem służb, Wąsik jego zastępcą. „Po­dobnie jak cała Polska widziałem, jak wyglądały rządy Platformy. Rozliczamy teraz te osiem lat i ma to charakter pub­liczny, podobnie jak rozliczanie rządów PiS. Od tego jest CBA” - opowie w „Do Rzeczy”. I jeszcze: „Jaki był stan CBA po naszym powrocie? Jak zatrzymane­go pociągli, który stoi w polu i niszcze­je. Ludzie wystraszeni, z przetrąconymi kręgosłupami, bez zgody na ofensyw­ne działania. To wszystko trzeba było uporządkować”.

UCIEKA OD DZIENNIKARZY
Luty 2018 roku „Gazeta Wyborcza” opisuje historię Jakuba R., jed­nej z głównych postaci afery reprywa­tyzacyjnej. R. - podejrzany o przyjęcie 30 mln zł łapówki - twierdzi, że Wąsik i Kamiński chcieli, by został ich informa­torem. Twierdzi, że Wąsik proponował mu wspólne tropienie nieprawidłowo­ści w warszawskim ratuszu. Miał mówić, że PiS ma plan powołania kancelarii zaj­mującej się roszczeniami i chciał, by R. dostarczał stosownych informacji. Pie­niądze ze sprzedaży reprywatyzowa­nych nieruchomości miałyby zasilać konta PiS.
   Wkrótce po publikacji do sieci wy­pływają zdjęcia z prywatnej imprezy, na której Wąsik całuje się z Marcinem Rudnickim, bratem R. On sam nie ko­mentuje sprawy; najbardziej oburzony jest sugestiami, że z Rudnickim łą­czyła go relacja homoseksualna. Gdy 1 marca kamery łapią go na koryta­rzu w Sejmie, łamie mu się głos, ucieka od dziennikarzy.
* * *
Z zeznań byłego wiceszefa (dziś szefa) CBA Ernesta Bejdy sprzed siedmiu lat na posiedzeniu komisji śledczej do spraw nadużyć w czasach PiS: „Umówiliśmy się z Mariuszem Kamińskim i z dru­gim zastępcą Maciejem Wąsikiem, że będzie nam przyświecać podczas na­szej pracy w biurze jedna zasada, (...) że ani barwa polityczna, ani pozy­cja ekonomiczna, społeczna nie chro­ni ludzi popełniających przestępstwo czy też łamiących prawo przed odpowiedzialnością. Czyli, krótko mówiąc, nie ma ludzi nietykalnych”.

Cienie na służbach

Mariusz Kamiński zna wszystkie tajemnice PiS. Podobno ma szafę pełną haków. Teraz sam musi się tłumaczyć z kontaktów swego otoczenia z gangsterami.

Anna Gielewska

Ha, ha, ha - reaguje nieco nerwowym śmiechem na pytania dziennika­rzy w Sejmie. Po chwili jednak koordynator do spraw służb specjalnych zawraca i się zatrzymuje. Czarny płaszcz, nieprzenikniona fizjonomia. Zwykle niemal niewidocznie przemyka korytarzami. Mówi cicho, bez emocji.
   W rzeczywistości wcale nie jest mu do śmiechu. Jego plan przejęcia pełni władzy w służbach mocno się posypał.

GDZIE MARIUSZ, TAM WĄSIK
Październik, 2009 r., Mariusz Kamiński zostaje odwołany ze stanowiska szefa CBA. Donald Tusk, który wcześniej pozostawił go na tym stanowisku, podejmuje taką decyzję po wybuchu afery hazardowej. Kilka dni wcześniej prokuratura stawia Kamińskiemu zarzuty za aferę gruntową. W tej sprawie w marcu 2015 r. sąd skaże go za przekroczenie uprawnień i nielegalne działania na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Po to, by mógł zostać koordynatorem do spraw służb specjalnych w rządzie Beaty Szydło, jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku, ułaskawi go prezydent. Wtedy Kamiński zaczyna budować w służbach swoje imperium.
   Ta sama historia jest udziałem jego prawej ręki, Macieja Wąsika. On też zo­staje skazany i ułaskawiony przez Andrzeja Dudę. Przezywają go w PiS „gumowe ucho”, od czasu gdy wyszło na jaw, że jako zastępca szefa CBA podsłuchiwał w czasie rzeczywistym tysiące rozmów telefonicznych.
   Wąsik towarzyszy Kamińskiemu już od czasów NZS. - Gdzie był Mariusz, tam i Wąsik. On był młodszy, nigdy nie był istotną postacią w NZS, był zawsze takim dworakiem Kamińskiego - Paweł Piskorski ich obu poznał w czasach NZS.
- Potem pracowali dla OKP, popierali Mazowieckiego.
   - Wąsik od samego początku był przy Kamińskim. Taki fircyk, wesołek - wspo­mina europosłanka PO Julia Pitera, była działaczka Ligi.
   W przeciwieństwie do swojego lidera. Milczka. - Mariusz nie udziela się towa­rzysko, jest skrajnie podejrzliwy. To był człowiek odważny w czasach komuni­stycznych, ale dziś jest frustratem, ma paranoje. Ktoś taki nigdy nie powinien stać na czele służb - uważa Piskorski.
   Po upadku rządu Jana Olszewskiego Kamiński z Wąsikiem robią demonstra­cje, wreszcie - Kamiński tworzy Ligę Republikańską. Liga prezentowała się jako prawica laicka, dystansując się od prawicy narodowo-katolickiej. W latach 90. Kamińskiemu bliżej było za to do PC braci Kaczyńskich. Już wtedy był z Ka­czyńskimi na ty. Potem Kamiński został posłem AWS, a jego była żona rzeczniczką Lecha Kaczyńskiego w resorcie sprawie­dliwości. - Trudne małżeństwo, po latach się rozstali - opowiada jeden z jego byłych współpracowników.
   - Kamiński tym się odznaczał, że całe dnie spędzał w sekretariacie Lecha Kaczyńskiego, gdy ten był prezydentem Warszawy. To był dworak doskonały, cała jego działalność sprowadzała się do warowania pod drzwiami, aby w chwili gdy Lech Kaczyński będzie wychodził do samochodu, podbiec do niego na schodach i naszeptać mu czegoś do ucha, najczęściej przeciwko komuś innemu - opowiadał Lu­dwik Dorn w wywiadzie rzece z Robertem Krasowskim.
   W pierwszym rządzie PiS Kamiński zostaje pełnomocnikiem do budowy CBA i szefem tej służby, ściąga wtedy samych najbardziej zaufanych ludzi. Z Maciejem Wąsikiem i Ernestem Bejdą na czele. Wy­buchają kolejne afery z udziałem agenta Tomka - posłanki Sawickiej, Weroniki Marczuk, wreszcie - gruntowa. O Wą­siku robi się głośno, gdy jako wiceszef CBA odjeżdża ze stacji benzynowej, nie płacąc za benzynę. Do legend w PiS przeszły zakrapiane imprezy w wąskim gronie najbliższych współpracowników Kamińskiego. - Nigdy nie byłem w stanie pić tyle, ile oni - mówił nam były polityk PiS i członek rządu Kaczyńskiego.

OD BRODY DO JAKUBA R.
Wiosna, 2011 r. Kamiński przenosi się na odcinek partyjny. Razem z kolegami z CBA tworzy speckomórkę wewnątrz PiS, taki partyjny wywiad. Zbiera haki, przekazuje informacje prezesowi. I staje na pierwszej linii politycznego frontu - oskarżając Platformę, że była zakładana za pieniądze mafii, a Mirosława Drzewieckiego - że brał narkotyki. Na jakiej podstawie? Tak zeznaje w śledztwie gangster „Broda”. Później Kamiński oświadczy, że zeznań tych nawet nie widział.
   Historia kołem się toczy. Teraz inny gangster w swoich zeznaniach obciąża Kamińskiego i Wąsika.
   Chodzi o Jakuba R., byłego wiceszefa Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu. CBA zatrzymało go kilkanaście miesięcy temu, jest oskarżony o wielomilionowe przekręty przy repry­watyzacji warszawskich nieruchomości. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, Jakub R. z aresztu wysyłał listy do najważniejszych osób w państwie. Opisywał w nich swoje kontakty z Maciejem Wąsikiem, Ernestem Bejdą i samym Kamińskim. Kamiński i Wąsik te rewelacje zbywali.
   W końcu głos zabrał brat Jakuba R. Marcin Rudnicki. I wytoczył ciężkie oskarżenia, twierdząc na przykład, że jego brat dostał pracę w warszawskim ratuszu właśnie dzięki kolegom Kamińskiego. Potem oni mieli w zamian oczekiwać pomocy w sprawie działki należącej do spółki Srebrna. (Na marginesie, w spółce Srebrna pracował potem syn Kamińskiego Kacper, dzisiaj zatrudniony jako doradca w europarlamencie). Kiedy Jakub R. od­mówił, miało dojść do bójki z Wąsikiem na weselu Bejdy.
   Po tym tekście „Gazety” w sieci zaczęły też krążyć kompromitujące zdjęcia Wąsika z zakrapianych imprez. Zdaniem polityków opozycji wobec człowieka służb mogły stanowić element szantażu, dlatego posło­wie PO domagają się zwołania specjalnego posiedzenia speckomisji na temat Wąsika.
   - W tej sprawie nie ma nic, żadnych faktów, tylko pomówienia przestępcy - mówił o zeznaniach Jakuba R. Kamiński.
- Ja tych ludzi 10 lat na oczy nie widziałem, to jest nic, żadna znajomość.
W sejmowym korytarzu do sprawy odniósł się też zdenerwowany Wąsik:
- Nie ma żadnego dowodu, że załatwiliśmy pracę Jakubowi R. Jedyną rzeczą, którą zrobiliśmy, jest to, że zatrzymaliśmy osoby, które stanowią rodzinę mojego kolegi ze studiów. Doprowadziliśmy do tego, że siedzą w areszcie. I to jest atak, który jest tym wywołany.
   Paweł Piskorski: - Rudniccy i Wąsikowie to bardzo zaprzyjaźnione rodziny. To nie­prawda, że się nie znają, razem jeździli na wakacje, grali w piłkę, spędzali święta itd. W zasadzie do wybuchu afery reprywaty­zacyjnej to były bliskie relacje. Niemożliwe, żeby o sobie nie wiedzieli, co robią.

WITAŁ SIĘ Z GĄSKĄ
- Premier Mateusz Morawiecki po otrzy­maniu tych wszystkich informacji, które kierował do niego oskarżony pan Jakub R., wystąpił do prokuratora generalnego o in­formację w tej sprawie. W jego imieniu zapytanie do prokuratora generalnego skierował pan minister Michał Dworczak - oświadczył w sejmowej debacie Paweł Szrot z kancelarii premiera.
   To oznacza tyle: los ludzi Kamińskiego jest dzisiaj w rękach ludzi Ziobry. Między tymi dwoma politykami od zawsze trwa zaś walka o wpływy w służbach i prokura­turze. Teraz w tle toczy się również walka o Warszawę. W stołecznym PiS Kamiński jako prezes okręgu ma od lat olbrzymie wpływy. Gdy jego ludzie stracili wpływy w służbach, przenieśli się na ten odcinek
- Wąsik został szefem klubu radnych PiS w Warszawie, Andrzej Bittel wiceburmi­strzem Targówka, a syn Kacper był radnym w Otwocku.
   Na prezydenta Warszawy chce kandy­dować prawa ręka Ziobry, wiceminister Patryk Jaki. Tej kandydatury obawia się jednak Nowogrodzka, ludzie prezesa PiS nie chcą bowiem tak mocno budować Ziobry. - Ciągle nie ma tu rozstrzygnię­cia, kto będzie kandydował w Warszawie. Jaki, Karczewski, ale może Błaszczak lub Dworczyk? Czy właśnie Kamiński? Oni wszyscy przewijali się w różnych roz­mowach i badaniach - przyznaje jeden z rozmówców z zaplecza PiS.
   Po dymisji Antoniego Macierewicza przez chwilę wydawało się, że Kamiński przejmie pełnię władzy w służbach, obejmując również nadzór nad służbami wojskowymi. Tak się jednak nie stało. Po wyczyszczeniu służb wojskowych z ludzi Macierewicza swoje wpływy buduje tam nowy szef MON Mariusz Błaszczak. O ustawie, która miała dać ministrowi koordynatorowi nowe uprawnienia, zrobiło się cicho. Inny ze sztandarowych projektów Kamińskiego - ustawę o jaw­ności życia publicznego - blokuje z kolei sam premier Morawiecki.
   Mariusz Kamiński jest więc w defen­sywie.
   Członek rządu: - Wąsik to faktycznie problem, o tych jego kompromitujących zdjęciach wszyscy mówią. Dlatego na razie usłyszy, że ma się schować. Ale Kamińskiemu nic się nie stanie. No, chyba że cała sprawa nabrałaby jakiegoś nieoczekiwanego rozpędu.
   Jak wtedy odpowiedziałby Kamiński? W PiS obrosła już legendą zawartość jego szafy. Przez lata trafiały tam przede wszystkim historie dotyczące polity­ków partii Kaczyńskiego i pieniędzy, które wypływały z partii do rozmaitych spółek. Kamiński jest wiceprezesem PiS, ma do prezesa stały dostęp, jako jeden z nielicznych mógł się w jego gabinecie zjawiać bez zapowiedzi. Korzystał zwykle ze specjalnego szklanego łącznika do siedziby PiS.
   Odkąd został ministrem koordyna­torem do spraw służb, jego ludzie z CBA przeprowadzali też tzw. audyty w spółkach Skarbu Państwa. Zażądali udostępnienia ponad 80 tys. umów z lat 2015-2016. Ponownie kontrolowali też spółki zbro­jeniowe. Potem o raporcie Kamińskiego zrobiło się cicho. A mają się w nim kryć armaty.


Generał Jarosław Kraszewski odzyskał dostęp do tajemnic. Taką decyzję, uchylającą postanowienie byłego szefa SKW Piotra Bączka, podjął koordynator do spraw służb specjalnych Mariusz Kamiński. To oznacza koniec wielomiesięcznego sporu, który toczył się między Pałacem Prezydenckim a byłym szefem MON Antonim Macierewiczem. Konflikt zaczął się, gdy SKW wszczęła postępowanie kontrolne wobec generała. To oznaczało zawieszenie mu dostępu do tajemnic i w konsekwencji wykluczenie najważ­niejszego współpracownika prezydenta od wojska. Chwilę przed dymisją Macierewicza SKW cofnęła generałowi poświadczenie bezpieczeństwa. Kraszewski odwołał się do premiera. A premier rękoma Kamińskiego decyzję Bączka uchylił.
To ostatni akt rozprawy z Macierewiczem i jego środowiskiem. - Osoby, które zajmowały się tą sprawą, podeszły do sprawy nierozważnie... Ma ona drugie, a nawet trzecie dno - zareagował Bączek w rozmowie z „Faktem" i zapowiedział tajemniczo, że „do tej sprawy na pewno się wróci". Jednak czyszczenie z ludzi Macierewicza trwa - ostatnio po publikacjach „Faktu" z państwową firmą zbrojeniową - Cenzinem - rozstali się współpracownicy Macierewicza - Mariusz Marasek i Radosław Peterman. PiS boi się min, które zostały po ekipie Macierewicza w MON i spółkach zbrojeniowych. Na razie minister Mariusz Błaszczak ma wyjaśnić, na co resort wydał 15 min zł z kart służbowych. Liczba ta padła w odpowiedzi na interpelację Piotra Misiły z Nowoczesnej.

1 komentarz: