wtorek, 20 lutego 2018

Polak na biegunach



Z jednej strony przecenia i idealizuje swój wizerunek, z drugiej deprecjonuje to, czym w istocie jest. Bez końca sam  siebie karze i nagradza. Rozpięty pomiędzy biegunami, popada w skrajności - ale zawsze na najwyższych emocjach

Narcyz skoncentrowa­ny jest wyłącznie na so­bie. Ku sobie koncentruje całe swe libido - zaintere­sowanie, ciekawość, mi­łość, pragnienie nieustannego kontaktu z własną osobą, ale także destrudo - agre­sję, sadyzm, złość. Stąd silne wahania na­stroju - od miłości i samouwielbienia do samoponiżenia, depresji, poczucia niż­szości. Narcystyczny bordeline to osoba niepewna, paraliżowana przez spojrze­nia innych. Czuje się stale obserwowa­na i oceniana. Każda krytyka jest klęską. Każda rysa na idealnym wizerunku - ka­tastrofą i powodem do gwałtownej zmia­ny: z niepewności do agresji. Z agresji do euforii i uwielbienia. Pozornie chorob­liwie pewny siebie, nie zważa na opinie innych, wywyższa się, buduje poczucie własnej wartości, poniżając wszystkich dookoła. W wyniku bolesnych doświad­czeń z przeszłości schował swoje prawdzi­we ja i zastąpił je kompensującym braki, fałszywym wizerunkiem, który zastępu­je mu właściwą osobowość. W głębi duszy czuje się brzydki, głupi, słaby, niegodny szacunku. Żyje w nieustającym lęku przed demaskacją. Lęk uruchamia mechanizmy obronne: agresję i pychę. Koło się zamyka. Poznajecie?

NARCYZ BEZ SKAZY
Tak - to Polak. Część tego obrazu nosi na dnie serca każdy z nas. Jest jak pięt­no, którego nie umiemy się pozbyć.
Wspaniałomyślny i bohaterski (patrio­tyczne zrywy, za wolność waszą i naszą) bywa egoistyczny i podły (zarazki i drob­noustroje, Jude Raus). Raz siebie wielbi (husaria, naród bohaterów, pierwsza de­mokracja, konstytucja), by jednocześnie nienawidzić (ludzie kradną, są źli z natu­ry, Polacy nie zasłużyli na wolność). Na co dzień czerpie satysfakcję z przypomi­nania, że w różnych drobnych kwestiach jest/był lepszy niż inni (nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem). Bywa ocenia­jący, krytyczny, sarkastyczny, posługu­je się stereotypami (Niemcy to naziści, Czesi to tchórze). Żyje w przekonaniu, że własne obietnice do niczego go nie zo­bowiązują. Skupienie na sobie sprawia, że wypełnia je jedynie wtedy, jeśli służy to jego interesom. Zasady są dla innych. Nie liczy się z regułami: nie przestrzega przepisów drogowych, prawo lekceważy. Krzywdy wobec innych skutecznie wypie­ra (Zaolzie, Wilno, kolonizacja Kresów).
Nie tylko łamie zasady, ale wręcz się tym szczyci. Jest przecież wyjątkowy, więc wolno mu więcej. Złapany, ma goto­we wytłumaczenie - „zmieszczę się”, „bę­dzie dobrze”. Machinacje i egocentryzm chronicznego narcyza często kończą się źle, lecz narcyz nie bierze za nic odpowie­dzialności; obarcza winą własne ofiary, szuka niezliczonych wymówek. W skraj­nej formie potrafi oznajmić światu, że jest bez skazy, idealny, poza podejrzeniem, bo sama jego wyjątkowość o tym świadczy, po czym uchwala stosowną ustawę.
    Potrafi czarować (tradycyjna gościn­ność, Euro 2012), lecz reaguje agresją na najdrobniejszą nawet krytykę (spór z Izraelem, Ukrainą, UE, całym światem). Na zewnątrz zakochany w sobie, w głę­bi duszy sam siebie nie znosi. Wydaje mu się, że sam już nie istnieje poza rolą, któ­rą gra. Tej grze towarzyszy stałe napię­cie i lęk przed zdemaskowaniem. Z jednej strony przecenia i idealizuje swój wizeru­nek, z drugiej bezpodstawnie deprecjo­nuje to, czym w istocie jest. Bez końca się karze i nagradza. Rozpięty pomiędzy bie­gunami, popada w skrajności. Jest sta­le na najwyższych emocjach: od triumfu po klęskę, od euforii po apatię, od samo­uwielbienia po autoagresję.
NARCYZ WSTAJE Z KOLAN
Anna Zajenkowska z grupą psycho­logów położyła „Polskę na kozetce”, próbując opisać nasz narodowy charak­ter językiem psychologii. Moim zdaniem kliniczny portret narcyza pasuje jak ulał. Mamy przecież fundamentalny problem z tożsamością. Definiując wyidealizowaną tożsamość w kontrze do wyimaginowanej tożsamości innych, obcych, sami miota­my się pomiędzy poczuciem wyższości a postpańszczyźnianymi, feudalnymi kompleksami. Tworzymy pojęcie zbio­rowego podmiotu - mitycznego Narodu Polskiego - uogólniając przypisane mu w ten sposób cechy na całą zbiorowość. I tak to Polska jest upokorzona w Bruk­seli, a nie Beata Szydło. To Polska wstaje z kolan. Polskę obrażają obcy i tak dalej... Ustawa o IPN jest skrajnym przykładem myślenia magicznego. Bronimy wyideali­zowanego wizerunku wyśnionego Naro­du, grożąc karami więzienia każdemu, kto mógłby na owym wizerunku zrobić naj­mniejszą rysę.
   Winni są zawsze inni. My uciekamy przed odpowiedzialnością za własną hi­storię, za niepowodzenia, za błędy. Gdy ocaleni z Zagłady mówią o szmalcownikach, donosicielach i polskich policjan­tach w czasie okupacji, to dopuszczają się szkalowania Narodu Polskiego. Gdy zda­rza się katastrofa, to musi być zamach, bo Polak jest pilotem idealnym. Nie popeł­nia błędów. Gdy Unia Europejska zwra­ca uwagę, że rząd nie przestrzega zasad i wartości wspólnoty, do której dobrowol­nie należy, podnosimy krzyk o zamachu na suwerenność, na godności narodowe.
Wstajemy z kolan - stale. Jak byśmy byli bez przerwy czymś/przez kogoś upo­karzani. Symptomatyczne: nie umiemy wskazać źródła upokorzeń, ale jesteśmy pewni ich istnienia. Dlaczego? Bo one są w nas samych. Nigdy nie przestaniemy wstawać z kolan, bo na kolanach jesteśmy w głębi własnej duszy.

NARCYZ NA NANGA PARBAT
Język debaty publicznej nasączony jest agresją, przemocą, groźbą i pogardą. Gdy na Nanga Parbat dzieje się tragedia wspinaczy, fakt ten interpretowany jest natychmiast w kategoriach narodowych mitów: bohaterscy Polacy idą na ratunek.
   Kiedy „New York Times” publikuje ar­tykuł, w którym nie wymienia narodo­wości członków wyprawy ratunkowej, wybucha w mediach społecznościowych histeria i nikomu nie przeszkadza, że jed­nym z nich jest Rosjanin Denis Urubko, a polskie media notorycznie ten fakt ig­norują. Rosjanin nie pasuje to toposu bo­haterskich Polaków poświęcających życie dla druha - Polaka w dowodzie narodowej solidarności.
    W sieci pojawiają się komentarze ata­kujące Elizabeth Revol za to, że ratowa­ła się sama, nie pomogła POLAKOWI! Na fali patriotycznego wzmożenia bohate­rem staje się nikomu wcześniej nieznany wspinacz, a główną jego cechą jest naro­dowość. I tu uruchamia się równie narcy­styczna autoagresja. I tak bez końca.
W ten sposób dyskutujemy na każdy temat. Niezależnie od tego, czy to kwe­stia historycznej wagi (rozbiory, powsta­nia), czy bieżące wydarzenia (tragedia na Nanga Parbat). Nieważne, czy to katastro­fa smoleńska, czy polityka międzynarodo­wa. Emocje narastają.
   Z czasem stan pacjenta szybko się po­garsza. Gdy rozum śpi, budzą się demony; obracamy się wśród zwidów, trupów, sym­boli, narodowych fantasmagorii - coraz gorzej odróżniamy rzeczywistość od uro­jeń chorego umysłu.
   W ten sposób nie tylko nie rozwiąże­my żadnego problemu, ale także nie je­steśmy w stanie niczego się nauczyć. Ani z własnych sukcesów, ani z błędów. To jest jak chocholi taniec w pokoju krzywych lu­ster, tyle że nie jest śmiesznie - jest coraz straszniej. Agresja rośnie nieprzerwanie, emocje sięgają zenitu. Pytanie - kiedy po­jawi się przemoc.

PRZEBUDZENIE NARCYZA
Dobra wiadomość jest taka, że nawet tak głębokie zaburzenia osobowości pod­legają leczeniu. To wymaga czasu, cierpli­wości i pracy, ale przede wszystkim dobrej woli. Po pierwsze, musimy zdać sobie sprawę ze smutnej diagnozy. Jak w lecze­niu alkoholizmu. Przyznanie się do choro­by jest koniecznym krokiem jej leczenia: „jestem Polakiem i jestem narcyzem”.
   Po drugie, pogodzić się z tą diagnozą.
   Po trzecie, zacząć nad sobą pracować. Wojciech Eichelberger: „Tylko istotne du­chowe przebudzenie może narcyza urato­wać. Odnalezienie tożsamości najgłębszej i prawdziwej - niedającej się zakwestio­nować i niewymagającej żadnego lustra ani potwierdzenia. Zwykle punktem wyj­ścia do takich poszukiwań jest jakieś poważne życiowe niepowodzenie i wyni­kająca z niego ciężka depresja”.
   Czy już jesteśmy w tym punkcie? Zbio­rowość, która ustawicznie wypiera praw­dę o samej sobie, żyje w ciągłym strachu, że prawda ta zostanie ujawniona i w for­mie koszmaru powróci. Polski współczes­ny antysemityzm ma korzenie w tym pierwotnym lęku. Trudno żyć ze świado­mością, że pokolenie naszych dziadów dopuściło się zbrodni ohydnej; rabunku na trupach trzech milionów zamordowa­nych przez nazistów sąsiadów - polskich Żydów. To dlatego temat roszczeń ma­jątkowych wraca jako czysta projekcja nieczystego sumienia - główny motyw dyskusji o Zagładzie.
   Mamy wielki kompleks niższości wobec Zachodu, który swym dobrobytem, cywi­lizacyjnym rozwojem, zamożnością, ale też stopniem społecznej organizacji i po­ziomem codziennej kultury onieśmiela nas i jednocześnie upokarza.
   Mamy kompleks niewolnika - pań­szczyźnianego chłopa żyjącego na gra­nicy biologicznego przetrwania. Silne podskórne przekonanie, że jesteśmy kimś gorszym i ciągła potrzeba porównań. Stąd nieustające konfrontacje, budowa­nie dumy narodowej - pokraczne, żałosne i wypaczone, bo wypływające nie z trium­fów, lecz z wielbienia własnych klęsk, po­ległych i tragicznych bohaterów.
   Żeby wyrwać się z choroby, musi­my zaakceptować siebie, jakimi jeste­śmy. Pogodzić się z narodowymi wadami. Skonfrontować z najgłębszymi komplek­sami. Poszukać wartości najważniejszych, fundamentalnych i na nich zacząć budo­wać. Zaprzyjaźnić szczerze z sąsiadami. Rozliczyć się z tego, czego się wstydzimy. Porzucić toksyczną i dla świata grotesko­wą martyrologię, która zatruwa nasze du­sze jak heroina - dając krótkie ukojenie uzależnionemu.
   Musimy odrzucić wielki kwantyfikator i słowo „naród” zarezerwować dla funda­mentalnych symboli.
   I najważniejsze - czas pokochać sa­mego siebie. Tak naprawdę, głęboko, szczerze. W ciągu ostatnich 29 lat bez przemocy, w zgodzie, ciężką pracą doko­naliśmy cudu. Nadrobiliśmy setki lat cy­wilizacyjnych opóźnień. Zrealizowaliśmy nasz największy narodowy sen. Odzyska­liśmy miejsce na mapie, które było ma­rzeniem pokoleń. Nauczmy się budować na sukcesach, nie klęskach. Polacy - jeste­śmy przecież wspaniali!
Jakub Bierzyński
Autor jest socjologiem, przedsiębiorcą, publicystą. w latach 2015-2016 był doradcą Nowoczesnej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz