poniedziałek, 12 lutego 2018

Człowiek z granulatu



Daniel Obajtek ma mnóstwo szczęścia. Z pensją 3 tysięcy na rękę został milionerem. Rodzina z Pcimia i okolic obdarowała go atrakcyjnymi działkami nad morzem. A teraz jest prezesem Orlenu

Wojciech Cieśla, Jakub Korus

Jeszcze pięć lat temu był tech­nikiem rolnictwa, wójtem małopolskiej gminy Pcim. Od kilku dni rządzi jedną z największych spółek skar­bu państwa, paliwowym gigantem - PKN Orlen.
   Życie 42-letniego Daniela Obajtka uło­żyłoby się nieco inaczej, gdyby najpierw nie spotkał dwóch ludzi - Macieja G, sze­fa gangu o pseudonimie Prezes, a potem Beaty Szydło.

DONOS NA NAUCZYCIELA
O Obajtku w 5-tysięcznym Pcimiu mówi się, że był pisowski na długo, zanim powstał PiS. - W domu się nie przelewa­ło, ojciec pracował fizycznie, matka chy­ba rencistka - opowiada jeden z sąsiadów. „Pochodził z rodziny niezamożnej i został zatrudniony u nas po tym, jak został wy­rzucony ze szkoły weterynaryjnej w No­wym Targu” - zezna po latach Roman Lis, wuj prezesa Orlenu, właściciel fabry­ki okien.
   W latach 90. dwóch braci Obajtków, starszego - Daniela i młodszego o dwa lata Bartłomieja - rodzice wysyłają do szkół poza gminę. Bartłomiej skończy leśni­ctwo, Daniel trafia do technikum wetery­naryjnego w Nowym Targu. Energiczny, pewny siebie, ambitny i bezwzględny - tak zapamiętają go nauczyciele.
   Na przełomie lat 1994/1995, w czwar­tej klasie, przychodzi kryzys. Nauczyciele uważają, że Obajtek skłóca uczniów z ka­drą, kłamie, kręci w sprawie pieniędzy. Obajtek pisze donosy na jednego z na­uczycieli, jest arogancki. Nauczyciele nie mogą się doprosić o sprawozdania finan­sowe samorządu uczniowskiego.
   Dwa razy zostaje skreślony z listy ucz­niów. Zamyka się w hotelowym poko­ju, połyka fiolkę środków nasennych, ale szybko dochodzi do siebie. Do technikum nie wróci.
   Ściąga do Nowego Targu polityków pra­wicy, żeby interweniowali w jego spra­wie. W gazecie ukazuje się duży reportaż o walce ucznia z bezdusznym systemem. Wreszcie w imieniu Obajtka jeden z ad­wokatów pisze doniesienie do prokuratu­ry na szkołę (sprawa zostanie umorzona).

PROGRAM PIERWSZA PRACA
Połowa lat 90. Wujowie Obajtka, Jó­zef i Roman, mają w Pcimiu fabryczkę okien o nazwie Elektroplast. Potrzebu­ją kogoś, kto przypilnuje rozładunku cię­żarówek - okna powstają z plastiku i co chwila przyjeżdża transport surowca. To polipropylen, plastikowy granulat, z któ­rego produkuje się okna - odegra ważną rolę w karierze Obajtka.
   Jedna ciężarówka granulatu kosztu­je kilkadziesiąt tysięcy złotych. Obaj­tek w listopadzie 1996 r. dostaje pracę na placu, na którym leży ponad 200 ton su­rowca. Kilka miesięcy później zostanie kierownikiem.
   W fabryczce Obajtek zarabia grosze. Wuj Roman Lis: „Praca u nas była pierw­szą pracą, potem został wójtem”. Wuj Józef Lis: „Trzy tysiące pensji miał na ko­niec [przed odejściem na stanowisko wój­ta Pcimia w 2006 r. - red.]”.

KIEROWNIK WAŻY BIG-BAGA
W Pcimiu zarabia się skromnie. Do Pcimia przyjeżdża Mariusz F., biznesmen z Bydgoszczy, który wie, że na granulacie można robić lewe interesy - na przykład zaraportować, że do fabryki wjechała jedna ciężarówka, choć wjechały dwie. Po­tem dodatkowy granulat można sprzedać i podzielić się pieniędzmi z „Bocianem” - tak ludzie z branży nazywają Obajtka.
   Pod koniec lat 90. „Bocian” jest królem placu w fabryce wujów. Mariusz F. zała­twia lewe transporty granulatu. Z zeznań jednego ze świadków: „Kierownik Obaj­tek osobiście dokonywał ważenia big-bagów [worków z surowcem - red.] i mógł potwierdzić przyjęcie innej ilości towaru niż w rzeczywistości”.
   Mariusz F. zezna po latach, że „Bocian” jest bardzo skrupulatny w dzieleniu pie­niędzy - pilnuje, żeby na czas wypłacać gotówkę z konta w bydgoskim banku. Jak ustalił „Newsweek”, prokuratura dotarła do kopii kilku lewych przelewów. Znajdu­ją się w aktach, do których dostępu strze­że dziś prokuratura z Krakowa.

„PREZES” PRZEJMUJE BIZNES
Lata dwutysięczne. Na plac z gra­nulatem wkracza Maciej C., pseu­donim Prezes - czaszka blisko ramion, słabość do męskiej biżuterii: łańcuch, bransolety, sygnet, pozłacany rolex. Ofi­cjalnie windykuje należności, nieoficjal­nie odzyskuje fikcyjne długi, jego ludzie potrafią ofiarę wywieźć do lasu i postra­szyć bronią.
   W 2004 r. sąd skaże „Prezesa” na dwa lata za przestępstwa finansowe popełnio­ne z Grzegorzem Żemkiem, bohaterem afery FOZZ.
   Niedługo przed wyrokiem „Prezes” przejmuje biznes z granulatem od Ma­riusza F. z Bydgoszczy. Teraz to on jedzie do Obajtka, razem dzielą się zyskiem z granulatu - wynika z akt spraw, do któ­rych dotarł „Newsweek”. Marcin K., były funkcjonariusz BOR (czasem dorabia u „Prezesa”), również opowiada proku­raturze o wspólnych interesach „Preze­sa” i Obajtka.
   Ale źródło granulatu z Kujaw w koń­cu wysycha. Świadek: „Obajtek nie był z tego zadowolony, mówił, że znikają mu pieniądze”. Około 2004 r. biznes się koń­czy. „Prezes” znika, Obajtek idzie do poli­tyki. Sprawa przysycha, wróci dopiero za kilka lat.
   Człowiek, który jest kierownikiem u własnego wuja, w tym czasie jest już bardzo zamożny. W 2006 r. zostaje wój­tem Pcimia.

JEGO MATKA MNIE PRZESTRZEGAŁA
Jako jedni z pierwszych zamożność Obajtka badają jego dawni pracodaw­cy - wuj Józef z wujem Romanem.
   Zeznania Józefa Lisa są emocjonalne, pełne oskarżeń: „Matka Daniela Obajtka powiedziała mi, żebym go pilnował, bo Daniel to jest złodziej i aktor. (...) Jego matka mnie przestrzegała”. Kiedy wuj nabiera podejrzeń wobec krewnego? Gdy Daniel w wieku dwudziestu paru lat gromadzi nieruchomości i buduje wiel­ki dom. Józef Lis: „Zauważyłem, że ma większy majątek niż z pracy u nas”.
   Wuj Roman precyzyjnie wylicza: w fa­bryczce Daniel Obajtek dostawał najwię­cej 4795 zł brutto, trzy tysiące z hakiem na rękę. Skąd ma na dom za ponad 400 tys. i działki za ponad 100 tys.?
   Wujowie tropią kolejne biznesy - we­dług nich krewny ma udziały w lodziarni przy rynku (miał kupić do niej maszy­ny za 100 tys. zł), staje się właścicielem atrakcyjnych działek nad morzem, a w Dobczycy jest właścicielem dyskote­ki. Wujowie są pewni: Obajtek kupuje, bo ma pieniądze z kradzionego granulatu.
   W Pcimiu mówią, że wujowie mają swoje za paznokciami. Ciąży na nich wy­rok za fałszowanie dokumentacji dla PFRON i fikcyjne zatrudnianie w fa­bryczce okien.

WÓJT CZEKOLADKA
Kto pierwszy zaczyna się skarżyć prokuraturze? Wujowie na Obajtka czy on na wujów? Dziś trudno dociec, kto wy­wołał konflikt. Ale zaczyna się wojna na wyniszczenie. Obajtek jako wójt Pcimia nagra wujów w swoim gabinecie. Pliki z nagraniami trafią do prokuratury, staną się dla nich gwoździem do trumny.
   W samorządzie Obajtek jest lubiany, wygrywa wybory trzy razy z rzę­du. Mimo rozwodu w 2008 r. jest blisko z Kościołem. Jedna z mieszkanek gmi­ny: - Ksiądz z parafii św. Marii Magda­leny w Trzebuni go uwielbiał. Nie wiem, jak mógł mieć wsparcie, prowadząc takie życie osobiste.
   W 2011 r. Pcim odwiedza prezes PiS Jarosław Kaczyński. Mówi dużo po­chlebnych rzeczy o wójcie. Wkrótce wójt awansuje do gabinetu cieni w przyszłym rządzie PiS.
   Sam Obajtek ma przezwisko „wójt czekoladka”: w każdy piątek wsiada w swoje alfa romeo i objeżdża domy lu­dzi, którzy potrzebują pomocy. Częstu­je ich czekoladkami.

OPOWIEŚĆ O PORWANIU
Miną lata, zanim sprawa granu­latu wróci do Obajtka. Ale Cen­tralne Biuro Śledcze zaczyna w końcu rozpracowywać gang „Prezesa”. Bada przestępstwa sprzed lat. Układa ka­wałki starych historii. Jeden z człon­ków gangu opowiada, że przetarg na budowę kanalizacji kilku gmin (w tym Pcimia) miała wygrać firma wskazana przez „Prezesa”. Rzeczywiście: Obaj­tek (wtedy już działacz PiS i urzędnik) w związku z przetargiem spotyka się z „Prezesem” dwa razy w restauracji.
   Wersja o łapówce nie bardzo trzyma się kupy - opiera się na jednym świadku, a przetarg jest zbyt skomplikowany, żeby mogła go ustawiać jedna osoba. Pytanie, czy wiedział o tym „Prezes”?
   Sam Obajtek opowie prokuraturze pozbawioną detali historię o tym, że lu­dzie „Prezesa” porwali go z domu i wy­pytywali o dzieci. I że on, wójt, się nie ugiął: „Zadzwoniłem do niego i powie­działem, że sobie nie życzę takich wy­cieczek personalnych po mnie i mojej rodzinie” - opowie.
   Dlaczego dzwonił do „Prezesa”, a nie na policję? Nie wiadomo.

DWA MILIONY W 17 LAT
Gdy w sprawie łapówki w 2013 r. za­trzymuje go policja, Obajtek nie tra­fia za kratki: sąd uznaje, że skoro wójt się nie przyznaje i nie był członkiem komi­sji przetargowej, to prawdopodobnie jest niewinny.
   Ale dopiero teraz zaczynają się dla nie­go prawdziwe kłopoty. Jego oświadcze­nia majątkowe bada Centralne Biuro Antykorupcyjne. Odkrywa luki: jest tam zaskakująco dużo bardzo drogich nieru­chomości. Znienacka potrafi mu się po­jawić 300 tys. oszczędności. Albo dom za 500 tys. zł, który w następnym roku znika. - Żeby „wyrównać” stan majątku, zmienił wartość domu, raz wyceniał go na 400 tysięcy, a potem już tylko na 150 tysięcy - opowiada jeden z byłych agen­tów CBA.
   Gdy CBA pyta o drogie działki w Kopa­linie i Sasinie, atrakcyjnym letnisku nad Bałtykiem, Obajtek tłumaczy: darowizny od rodziny. On sam atrakcyjną działkę od­dał w użytkowanie bratu leśnikowi.
   Kontrola odkrywa, że Obajtek ukry­wa jedną z nieruchomości, sporo gotów­ki i udziały w spółce. Że pod jedną z jego działek wziął kredyt biznesmen z Pcimia.
   Z gmatwaniny działek, mieszkań i domów wynika jedno: po 17 latach pra­cy - w fabryce wujów i jako wójt - Obaj­tek jest milionerem.
   Prokurator trochę się dziwi. Obajtek opowiada, że przez te lata zarobił dwa mi­liony złotych.
   Prokurator nie bada faktu, że aby ze­brać dwa miliony złotych, Obajtek mu­siałby zarabiać trzy razy więcej, niż zarabiał w fabryczce u wujów.

PLASTIKOWY INTERES
Prokurator z Krakowa idzie mu na rękę. Umarza sprawę. Pisze, że Obajtek dopuścił się „rażącego niedbalstwa” oraz „nie miał świadomości przestępstwa”.
   Ciekawostka: Obajtek i jego matka sta­ją się udziałowcami w spółce produkują­cej folię. Obajtek ma dziś w niej udziały, podobnym pakietem dysponuje matka. Skąd mieli pieniądze na biznes?
   Po stronie Obajtka staje działaczka PiS Beata Szydło. Wspólnie urządzają konfe­rencję, na której Obajtek skarży się na za­trzymanie przez CBA (zatrzymywała go policja).
   W 2014 r. prokuratura stawia mu za­rzuty - 50 tys. zł łapówki za przetarg, na­rażenie spółki wujów na blisko 1,5 min zł straty i wyłudzenie niemal 800 tys. zł. Sprawa czeka na wokandę - i wtedy wybory wygrywa PiS. Obajtek (z zarzutami za korupcję) idzie do państwowego bi­znesu. Zostaje prezesem ARiMR, potem gigantycznej Energi.
   W PiS uchodzi za człowieka Beaty Szydło.

KREDKI, TRAMPKI I SIKAWKA
Potem zaczynają się dziać cuda. W 2016 r. sprawa Obajtka z prokuratury w Ostrowie trafia do prokuratury w Piot­rkowie, a nadzór nad nią obejmują Proku­ratura Regionalna w Łodzi i Prokuratura Krajowa. W końcu sprawa trafia do Kra­kowa i w lipcu 2017 r. zostaje umorzona.
   Prezes Obajtek może bez stresu odpo­czywać w Szlacheckim Gnieździe (tak na­zywa się dworek na jednej z działek nad morzem). Działka jest jego, ale dworek za - lekko licząc - 500 tys. zł zbudował jego brat. Po wygranych przez PiS wyborach i przeniósł się bliżej nieruchomości: jest szefem Lasów Państwowych w Gdańsku.
   Cztery miesiące temu Lasy i samorząd oddały do użytku drogę, która - przez przypadek - biegnie tuż obok posiadłości rodziny Obajtków.
   Spytaliśmy szefa Orlenu o historie z gra­nulatem, „Prezesem” i majątkiem. Nie od­powiedział. Próbowaliśmy rozmawiać przez telefon - wyłączył się. Nie odpisał na SMS. Jego zespół prasowy ograniczył się do pogrożenia „Newsweekowi” procesem.
   Obajtek mówi dziś publicznie, że o złe czyny sprzed lat pomawiają go ludzie złej reputacji. - Niech pan się spyta swoich źródeł, ile mają wyroków! - krzyczy, za­nim rzuci słuchawką.
   W aktach sprawy Obajtka o tym, jak okradał fabrykę, opowiadają świadko­wie - ludzie zamieszani w interesy „Pre­zesa”, byli pracownicy firm handlujących z „Prezesem”, jego ofiary. Nie są ze sobą związani. Jest kilku przestępców (ci mogą obwiniać Obajtka z różnych powodów, np. by siebie wybielić), ale większość to przeciętni mieszkańcy Kalisza, Działdo­wa, Kluczborka, Kielc czy Myślenic.
   Radny z Pcimia: - Proszę pana, ludzi w ogóle to nie interesuje. Ważny jest podjazd pod domem i córka w gminie. Co tam jakieś sprawy z przeszłości. Pani Szydło dalej przyjeżdża w te strony na opłatek. Ktoś z Pcimia poszedł do ARiMR? I OK, przywiózł kredki do przedszkola, dru­żynie trampki, a strażakom sikawkę, to mają się oburzać? Poszedł do Energi i od razu ktoś zespołowi Pcimianka pomógł. Ludzie są wdzięczni. A co dopiero teraz, jak pójdzie do Orlenu?
ŹRÓDŁO

3 komentarze:

  1. Niedawno kupił zabytkowy dwór w Borkówku koło Lęborka z kilkoma hektarami - ale to akurat dobrze, bo została z niego rudera. Po tym co tu przeczytałem jestem niemiło zaskoczony p.Obajtkiem - takich przekrętów co pną się po znajomości, jak to w pisie jest, trzeba z publicznych stołków tępić

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy uzbieralby w tym kraju 1 tysiąc osób z honorem . Masakra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu obrażasz ludzi. Czyżbyś był jedynym sprawiedliwym. Pewnie w swoim otoczeniu nie widzisz ludzi honorowych. Pewnie sam siedzisz przy korycie, tam takich próżno szukać.

      Usuń