środa, 17 stycznia 2018

Rejtanem czy Wallenrodem?




Przed sędziami i politykami dylemat: brać udział w wyborze do nowej Krajowej Rady Sądownictwa czy nie? Zbojkotować czy uczestniczyć, by próbować ograniczać szkody?

Dla przeciwników państwa PiS to także dylemat jak w PRL: bojkotować państwo czy nie? Bojkot - to moralna jedno­znaczność: tak-tak, nie-nie. Trzymanie się zasad, żadnych kompromi­sów i półśrodków. Ale co z obywatelami, którzy liczą np. na sprawiedliwy wyrok? Na to, że w sądach będą orzekać sędziowie niezawiśli? Czy powinno się, w imię zasad, sądownictwo oddać walkowerem?
   Marek Borowski, senator niezależny, niegdyś polityk lewicy i marszałek Sejmu:
- Jeżelibyśmy mieli być konsekwentni i od­mawiać udziału w projektach PiS, to mu­sielibyśmy stworzyć odrębne państwo: z od­rębnymi sądami, oświatą itp. Tak się nie da. Trzeba szukać rozwiązań może trochę połamanych, ale nie rezygnować zupełnie z najważniejszych pryncypiów.
   Włodzimierz Cimoszewicz, były pre­mier, marszałek Sejmu, minister sprawie­dliwości, szef MSZ i polityk lewicy: - Uwa­żam, że powinien mieć miejsce bojkot, tak ze strony opozycji, jak sędziów. Mówienie o tym, że nieobecni nie mają racji, to opor­tunizm. Nie chcę cytować znanego powie­dzenia Stefana Kisielewskiego, że prawdzi­we zło się dzieje wtedy, gdy się zaczynamy urządzać w pewnym ciemnym miejscu, ale w takich miejscach nie należy się urzą­dzać. Zwłaszcza w organach wymiaru sprawiedliwości. Konieczna jest absolutna pryncypialność. I w wielu innych zawo­dach: wśród dziennikarzy, prawników, nauczycieli, w tym nauczycieli akademic­kich. Konieczne jest wprowadzanie bar­dzo jednoznacznego rozdziału pomiędzy zachowaniami przyzwoitymi i nieprzy­zwoitymi, moralnymi i niemoralnymi, dopuszczalnymi i niedopuszczalnymi. Ludzie powinni wiedzieć, gdzie jest grani­ca, poza którą się zhańbią

Historia się powtarza
W piątek zrzekł się swojej funkcji przewodniczącego Krajowej Rady Są­downictwa sędzia Sądu Najwyższego Dariusz Zawistowski - w proteście przeciw wejściu w życie pisowsko-prezydenckiej ustawy o KRS, która Radę uznaje za niekonstytucyjną.
   Wcześniej w Sądzie Najwyższym poja­wił się pomysł, by z dniem wejścia w życie pisowskiej ustawy o SN (w marcu) wszy­scy sędziowie zrezygnowali ze stanowisk
skorzystali z możliwości wcześniejszego przejścia w stan spoczynku. Mówił o tym „Rzeczpospolitej” m.in. sędzia Zawistow­ski, prezes Izby Cywilnej. Miałaby to być odmowa uczestnictwa w Sądzie Najwyż­szym działającym według nowego, nie­konstytucyjnego prawa, które m.in. prze­rywa kadencję I Prezes SN, usuwa z sądu sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia (nowo wprowadzony przez PiS wiek sta­nu spoczynku), i ustanawia autonomicz­ną Izbę Dyscyplinarną, której cały skład, opłacany dużo lepiej niż pozostali sędzio­wie SN, wyznaczy PiS.
   - Pomysł rezygnacji nie zyskał większe­go poparcia - mówi rzecznik SN, sędzia Michał Laskowski. - Przeważa argument, że obowiązkiem sędziego jest orzekać. I że można będzie wydawać dobre orze­czenia. Odejście z funkcji rozważają pre­zesi izb, ponieważ nie godzą się z przerwa­niem kadencji pani I Prezes. Poza prezesem Zawistowskim wszyscy zresztą wejdą w nowy wiek stanu spoczynku i nie za­mierzają zwracać się do prezydenta o zgodę na dalsze orzekanie. Prezes Gersdorf to już zapowiedziała.
   Podobnie było wcześniej podczas „naprawiania” Trybunału Konstytucyj­nego, kiedy „starzy” sędziowie TK mie­li dylemat: mogli zostać, autoryzując wprawdzie nowy Trybunał, ale orzekać w nim w zgodzie z własnym sumieniem i w obronie konstytucyjnych praw i wol­ności. Mogli też odejść, by pokazać, że ten Trybunał jako strażnik konstytu­cji jest niewiarygodny. Zostali. Czy mają realny wpływ na orzecznictwo Trybuna­łu? Owszem. Ale w wybranych sprawach, które władza PiS uzna za politycznie nie­ważne. Czy to warte tego, by uwiarygadniali swoją obecnością cały Trybunał?
   Jednak Sąd Najwyższy to nie Trybunał Konstytucyjny, w którym orzeka zaled­wie 15 sędziów. W SN jest blisko 90 sę­dziów, a po reformie ma ich być co naj­mniej 120. A więc mnóstwo możliwych kombinacji składów sędziowskich i wiele możliwości kształtowania orzecznic­twa sądów powszechnych. Czyli real­ny wpływ na działanie prawa w Polsce. A do tego możliwość interpretowania konstytucji, czyli łatania dziury po Try­bunale Konstytucyjnym.
   W analogiach można sięgnąć dalej: do PRL. Dzięki temu, że w sądach byli wtedy sędziowie odporni na naciski władzy, partia nigdy nie przejęła nad wymiarem sprawiedliwości pełnej wła­dzy. Nawet w sprawach politycznych, o czym najdobitniej świadczą niektóre orzeczenia sądów karnych w stanie wo­jennym, gdy sędziowie chronili oskar­żonych przed skazaniem lub przed karą bezwzględnego więzienia (piszą o tym np. Adam Strzembosz i Maria Stanowska w książce „Sędziowie warszawscy w okresie próby 1981-1988”). Gdyby w sądach nie było wtedy przyzwoitych sędziów, represje stanu wojennego z pewnością byłyby dużo surowsze.
   Z taką analogią nie zgadza się Wło­dzimierz Cimoszewicz: - Wtedy do abso­lutnych wyjątków należeli ludzie, którzy wierzyli, że za ich życia ustrój ulegnie zmianie. Teraz żyjemy w rzeczywistości, którą jesteśmy w stanie naszą wolą zmie­nić. Nikt nam jej, jak kiedyś, nie narzucił.

Demokratyzacja czy upartyjnienie
Nowa ustawa o Krajowej Radzie Są­downictwa weszła w życie 1 stycznia. Do 27 stycznia można marszałkowi Sej­mu zgłaszać kandydatury na miejsca sę­dziów, których partia rządząca usunęła nową ustawą z KRS.
   PiS reklamuje tę ustawę, podobnie jak dwie inne z pakietu reformy sądownic­twa (o Sądzie Najwyższym i o ustroju sądów powszechnych, która obowią­zuje od sierpnia), jako „demokratyza­cję” wyboru sędziów do KRS i w ogóle - demokratyzację wymiaru sprawie­dliwości. Do tej pory sędziów do KRS wybierali sami sędziowie. Teraz wskażą ich obywatele: co najmniej 2 tys. A tak­że sędziowie - co najmniej 25. A potem z tych kandydatów wybiorą posłowie. A więc też będzie - jak zapewnia PiS - de­mokratycznie, bo posłowie to przedsta­wiciele narodu.
   Tak wybrani do KRS sędziowie, wraz z zasiadającymi w KRS politykami, będą decydować, kto może być sędzią, i który sędzia może awansować. Zablokowanie możliwości awansu może niektórych sę­dziów skłonić do zmiany zawodu. I na­stąpi wymiana kadr w sądownictwie. Dopomoże w tym obniżenie wieku stanu spoczynku sędziów, ale w ten sposób PiS pozbędzie się niecałych 5 proc., bo tylu sędziów zaczynało pracę jeszcze w PRL. Dzieła wymiany kadr dopełni Izba Dys­cyplinarna przy Sądzie Najwyższym, do której sędziów wybierze nowa KRS. Tak to sobie przynajmniej wyobraża PiS.
   Więc przed sędziami decyzja: godzić się na kandydowanie do nowych ciał, które mają prowadzić „reformę” czy nie? A przed politykami opozycji: poprzeć ja­kichś kandydatów do KRS czy zbojkoto­wać głosowania?
   Większość uznawanych do tej pory autorytetów prawniczych, a także Komi­sja Wenecka, ocenia, że „trójpak” ustaw o sądownictwie łamie konstytucję, ra­tyfikowane umowy międzynarodowe i poważnie zagraża istnieniu w Polsce prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu. Pod takimi hasłami protestowali w lipcu ludzie w całej Polsce, tworząc „łańcuchy świateł”.
   Stowarzyszenia sędziowskie wzywają sędziów do niegodzenia się na kandy­dowanie. Wzywają do „nielegitymizowania przepisów niezgodnych z zasadami demokratycznego państwa prawnego i trójpodziału władzy”. To wspólna uchwa­ła wszystkich czterech istniejących sto­warzyszeń sędziowskich: Iustitia, Themis, Sędziów Rodzinnych Pro Familia i Sędziów Sądów Rodzinnych w Polsce.
   Osobną uchwałę wydało Forum Współ­pracy Sędziów, czyli powstała - po zapowiedzeniu wiosną przez PiS likwidacji KRS w dotychczasowym kształcie - or­ganizacja samorządowa reprezentująca znakomitą większość sądów w Polsce. „Forum przypomina wszystkim sędziom, że treść sędziowskiej przysięgi nakłada na nich obowiązek stania na straży prawa i wymierzania sprawiedliwości zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie według swego sumienia, a w postępowaniu kiero­wania się zasadami godności i uczciwości, i to pomimo prób wywarcia na nich poli­tycznego nacisku bądź dyskredytacji ich kompetencji”. Do niekandydowania wzy­wa też obecna Krajowa Rada Sądownictwa.
   Wiceminister sprawiedliwości, sędzia i były członek Stowarzyszenia Iustitia Łukasz Piebiak nazywa te apele „działal­nością antypaństwową” i stwierdza: „jest wielu sędziów, którzy liczą na zmiany w funkcjonowaniu Krajowej Rady Sądow­nictwa, z tego względu na pewno wezmą udział w procedurze wyłaniania kandyda­tów do Rady”. Kluby Gazety Polskiej już zadeklarowały, że szukają kandydatów. Zamierzają się w tym celu porozumieć z organizacjami „obywateli pokrzywdzo­nych przez sądy”.
   Organizacje, które robiły prote­sty przeciw „reformie” sądownictwa (m.in. Akcja Demokracja, inicjatywa Wolne Sądy, Obywatele RP czy Strajk Kobiet), nie zgłoszą kandydatów. - Bra­nie udziału w nieuczciwym i sprzecznym z konstytucją spektaklu zaaranżowanym przez PiS budzi poważne obawy sank­cjonowania sprzecznych z porządkiem prawnym praktyk. Nie widzimy sensu wkładania energii i podejmowania wy­siłku w działania, które z góry skazane są na dobrą bądź złą wolę rządzących.
A obywatele i obywatelki nie mają za­gwarantowanych należnych konstytucją praw - mówi Weronika Paszewska z Ak­cji Demokracja.
   Kandydatów mogą też zgłaszać grupy 25 sędziów. Marek Borowski spodziewa się, że kandydatów - także spośród siebie zgłoszą sędziowie delegowani do Mi­nisterstwa Sprawiedliwości. - Jest ich tam ponad 150, więc mogą zgłosić sporo kandydatur - mówi. Ponieważ sędziowie delegowani do ministerstwa są służbowo podlegli ministrowi sprawiedliwości, ta­kie kandydatury można traktować jako kandydatury ministra, czyli członka rzą­du. Choć formalnie będą, zgodnie z usta­wą, kandydatami sędziów.

Podejście pragmatyczne
- Dla tych, którzy uważają „dobrą zmia­nę” w sądownictwie za zło, możliwe są dwa podejścia: pragmatyczne i ściśle etyczne. Pierwsze mówi, że jeśli można zrobić coś dobrego - należy współpracować nawet z diabłem. A nieobecni nie mają racji. Drugie: że z diabłem się nie współpracuje w żadnych okolicznościach i z żadnych powodów. Nawet najszlachetniejszych. A sędziom absolutnie nie wypada uczest­niczyć w procedurze łamiącej standardy państwa prawa.
   Jeśli przyjmie się podejście pragma­tyczne, należy ustalić, czy w ogóle da ono korzyści? A więc odpowiedzieć na pyta­nia: jaka jest szansa na umieszczenie nie­zależnych sędziów w KRS? I czy jeśli uda się umieścić nawet kilku na 15 miejsc, to będą mieli jakikolwiek wpływ na działalność Rady?
   Podobne wątpliwości dotyczące pisowskiej Rady Mediów Narodowych i komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji opozy­cja rozstrzygnęła na korzyść uczestnictwa w tych ciałach. Teraz PO, Nowoczesna i PSL odmówiły udziału w wyborach sę­dziów do KRS.
   - Bądźmy realistami: PiS dopilnuje, żeby mieć kandydatów na wszystkie miej­sca, i to z naddatkiem - ocenia senator Borowski. Dlatego rekomenduje posłom opozycji, by nie zgłaszali kandydatów, bo poniosą same straty: wezmą udział w niekonstytucyjnej procedurze i nic tym nie osiągną.
   Ale sędziów senator Borowski nie na­mawia do bojkotu, bo kandydując, jego zdaniem nie złamią konstytucji. Tłumaczy, że skoro konstytucja (art. 187 ust. 1 pkt 2) mówi, że w KRS jest „piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Naj­wyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych”, sędziowie mogą spokojnie kandydować. Konstytucję złamią dopiero posłowie, głosując w sprawie tych kandydatów, bo art. 187 trzeba rozumieć w zgodzie z konstytucyjną zasadą odrębności władz i niezależności sądów. A to znaczy, że o wyborze sędziów do KRS nie może de­cydować władza ustawodawcza, która ma już zresztą w KRS swoich przedstawicieli (dwóch senatorów i czterech posłów).
   I kolejne pytanie: gdy jednak w składzie Rady znajdzie się jeden czy nawet kilku niezależnych sędziów, to czy oni cokol­wiek tam zdziałają? Będą publicznie „da­wać świadectwo”? Protestować? Ujawniać nieprawidłowości? Będą Wallenrodami w obozie wroga?
   Po pierwsze, opozycja - teoretycznie - ma już w Radzie człowieka. Jest nim po­seł Kukiz’15 Tomasz Rzymkowski. Oczywiście Kukiz’15 to raczej quasi-opozycja, ale - przynajmniej sądząc z deklaracji tej partii - powinien ujawniać ewidentne szwindle czy skandale, jeśli się zdarzą.
   Po drugie, zdaniem sędziego Waldema­ra Żurka, członka i rzecznika dotychcza­sowej KRS, pojedyncze osoby nic w KRS nie zdziałają. W każdym razie nic ponad to, co i tak można by uzyskać za pomocą wniosków o dostęp do informacji publicz­nej; mają być też transmisje z obrad Rady w internecie. Nie mogą np. zapobiec złym nominacjom sędziowskim. - To nie jest sąd czy Trybunał Konstytucyjny. Tu się nie zgłasza „zdań odrębnych". Głosuje się - i tyle. A potem, czy się zagłosowało za czy przeciw, trzeba się pod tą decyzją podpisać. Odmowa podpisu może pociągnąć za sobą postępowanie dyscyplinarne - mówi sę­dzia Żurek. Zwraca też uwagę, że szereg decyzji (w tym oświadczenia i stanowi­ska) pomiędzy posiedzeniami Rady może podejmować Prezydium. Jeśli „dysydenci” nie zostaną wybrani do Prezydium - nie będą mieli wpływu na kluczowe decyzje. A o wielu sprawach po prostu się nie do­wiedzą - np. o skargach sędziów na naru­szanie ich niezawisłości, bo Prezydium nie musi rozpatrywać ich na forum całej Rady.
   Prof. Adam Strzembosz, były prezes Sądu Najwyższego i jeden z bohaterów społecznych protestów przeciwko upoli­tycznianiu sądownictwa, który był sędzią (cywilistą) także w PRL, jest nieco mniej sceptyczny: - Ja pamiętam sytuacje, gdy przewaga intelektualna miała większe znaczenie niż liczebność. Czy jest realna szansa wpływu? Nie wiem. Dlatego niko­mu bym niczego nie doradzał.
   Senator Borowski uważa natomiast, że przywiązani do zasad niezawisłości i niezależności sędziowie nie powinni kandydować (a już zgłoszeni powinni wycofać się), gdyby okazało się, że liczba kandydatów zgłoszonych przez 2 tys. oby­wateli oraz przez sędziów delegowanych grozi zdominowaniem przez nich KRS.

Podejście etyczne
Czy sędziom w ogóle wypada kandy­dować na miejsca koleżanek i kolegów, których rządząca partia usunęła z KRS, przerywając im kadencję?
Prof. Adam Strzembosz: - Gdybym był orzekającym sędzią, na pewno bym nie kandydował, bo uważałbym, że to będzie plama na moim życiorysie. Natomiast każ­dy musi decydować o sobie. Może być różny sposób rozumienia interesu społecznego. Np. taki, że jeśli będziemy mieli jakikolwiek wpływ na KRS, to warto spróbować.
   Prof. Ewa Łętowska, pierwszy rzecznik praw obywatelskich i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku: - Nie mam wątpliwości co do niekonstytucyjności ustawy. Ale formalnie nie podważono jej zgodności z konstytucją, więc istnieje domniemanie konstytucyjności. W obliczu takiego konfliktu racji każdy, kto jest w tę sytuację uwikłany, musi decydować wedle swojego sumienia. Czy chce się od tego trzy­mać z daleka, czy starać się zmieniać sys­tem od środka? Rozumiem tych ostatnich, bo sama kiedyś miałam podobny (nieidentyczny) dylemat.
   Prof. Łętowska została rzecznikiem praw obywatelskich w 1988 r., za co w III RP spotkały ją zarzuty o współpracę z peerelowską władzą. Jednak ani w PRL, ani potem nie było żadnych wątpliwości co do zgodności z konstytucją ustawy o RPO. Prof. Łętowska zauważa też, że gdy­by sędziowie konsekwentnie zbojkotowali wybory do KRS, oznaczałoby to pogłębia­nie chaosu. - Może mamy wstrętną sytu­ację, ale mamy też jednak państwo, za które jesteśmy współodpowiedzialni.
   Sędzia Waldemar Żurek: - Sędziowie, którzy zgodzą się wybrać do niekonstytu­cyjnych ciał: KRS i dwóch nowych izb Sądu Najwyższego, powinni być z tego rozliczeni prawnie. Jeżeli sędzia sprzeniewierzy się sę­dziowskiej przysiędze, to w postępowaniu dyscyplinarnym można takiego sędziego nie tylko usunąć z zawodu, ale nawet pozba­wić stanu spoczynku. Przestrzegam sędziów namawianych na łamanie konstytucji - za­stanówcie się, co robicie. Odmowa kandy­dowania to nie jest walkower. Walczyć o przyzwoite orzecznictwo można w swo­im sądzie: wydawać zgodne z prawem i su­mieniem wyroki, zadawać pytania prawne unijnemu Trybunałowi Sprawiedliwości.
Czy kiedyś rzeczywiście będziemy roz­liczać sędziów i prokuratorów z tego, czy dochowali zasady niezawisłości, jak doma­ga się tego nieustająco PiS wobec sędziów, którzy sądzili w PRL?
Ewa Siedlecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz