piątek, 8 grudnia 2017

Stalowa kula



Czy pisowscy notable ze Stalowej Woli poniosą odpowiedzialność za tragiczny wypadek ucznia na szkolnej strzelnicy?

Mataczenie, nakłanianie do fałszywych ze­znań, prywatne spotkania prowadzących śledztwo z podejrzanymi, tajemnicze za­wirowania wokół dowodu rzeczowego. Wszystko po to, by samorząd Stalowej Woli i dyrekcja szkoły uniknęły zarzutów.
   Stalową Wolą rządzi PiS. I to prawie na 100 proc. Z tej partii jest prezydent Lucjusz Nadbereżny, którego osobiście zachwalał Jarosław Kaczyński, bo dofinansowuje wyjazdy lokalnych patriotów na marsze niepodległości do Warszawy, starosta powiatowy Ja­nusz Zarzeczny i wszyscy radni miejscy z wyjątkiem dwóch. Nie przypadkiem to właśnie tu fetował przed dwoma tygodniami Święto Niepodległości prezydent RP Andrzej Duda, który pre­zydenta Stalowej Woli odznaczył za zasługi. Nic się w mieście
zdarzyć nie może bez zgody PiS: wszystkie stanowiska, także w oświacie, rozdzielane są z partyjnego klucza. Normalka. To tu dyrektorka szkoły, słynna ostatnio na całą Polskę, prywatnie przyjaciółka mamy prezydenta Stalowej Woli, na portalu społecznościowym zachęcała do wstępowania do ONR. To w Stalo­wej Woli nominacje na stanowisko dyrektora szkoły radnej PiS Agaty Krzek ogłosił portal STW24, jedyne opozycyjne medium w mieście, na dzień przed upływem terminu składania ofert konkursowych. Po tygodniu radna dostała stanowisko. - To, że się nie wycofali, świadczy o skali arogancji pisowskiej władzy w mieście - mówi redaktor naczelny Artur Szczęsny. Jego portal jako pierwszy poinformował również o tym, co dzieje się wokół tragicznego wypadku na szkolnej strzelnicy. Inne lokalne media jakby nie widziały, że partyjna sitwa działa poza prawem.
I sprawiedliwością.

Nie ten odłamek
Wypadek wydarzył się w maju zeszłego roku, na zajęciach za­liczających strzelanie, przedmiot obowiązkowy dla klasy sportowo-wojskowej, do której chodził Rafał. W wielu szkołach po­wstają takie klasy, są nawet o profilu narodowo-wojskowym. Raz, że dobrze się przypodobać nowej władzy, dwa, że na taki profil są przeznaczane dodatkowe pieniądze. Od września zaś MON realizuje program pilotażowy edukacji wojskowej w szkołach mundurowych. Na razie w 57 szkołach, które dostaną dodatkowe finansowanie z budżetu. Docelowo klasa wojskowa ma być w każ­dym powiecie. Podobnie zresztą jak strzelnica: Sejm uchwalił już odpowiednią nowelizację. Pieniądze na rewitalizację starych strzelnic i budowę nowych są zabezpieczone w budżecie MON. W Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Stalowej Woli strzelali jak zwykle czwórkami i nagle Rafał krzyknął, a z oka polała się krew. Kilkanaście godzin później chirurg usunął mu z oka odła­mek metalu, który spowodował całkowitą utratę wzroku w lewym oku. Odłamek przez półtora roku leżał w policyjnym depozycie, pomijając krótką wycieczkę do biegłego. - Od początku coś mi nie pasowało, bo zrobiłam zdjęcie tego kawałeczka metalu zaraz po operacji syna w klinice w Lublinie - mówi matka Rafała. A po­tem, podczas przesłuchania, zobaczyła kawałek śruciny znacznie mniejszych rozmiarów. Różnicę wielkości potwierdziło badanie tomografii komputerowej, jakiemu poddano Rafała jeszcze przed zabiegiem. Wystąpiła zatem o dołączenie do śledztwa nagrania ze szpitalnej kamery. Okazało się, że nagranie jest uszkodzone, brakuje w nim właśnie tego fragmentu, w którym lekarze wyj­mują odłamek z oka i go zabezpieczają. Lekarka operująca Ra­fała dziś, po tak długim czasie (zeznawała 16 listopada), nie jest w stanie jednoznacznie potwierdzić ani wykluczyć czy kawałek śrutu, który badał biegły specjalista balistyki, to ten sam odłamek, który wyjęła z lewego oka chłopca.
   Prokurator Marek Grela z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrze­gu, prowadzący obecnie śledztwo: - Na razie nie stwierdziliśmy, żeby ktoś zamienił dowód. Trwają badania. Wysłaliśmy odłamek ponownie do biegłego do analizy balistycznej.
   Inni biegli mają sprawdzać, czy na odłamku, który jest w pro­kuraturze, są ślady DNA Rafała.
   Mecenas Iwona Zielinko reprezentująca Rafała i jego rodziców mówi, że najprawdopodobniej w oko Rafała wbił się odprysk od ramki kulochwytu. - Wyszczerbienie w prawym górnym rogu jednego z kulochwytów jest widoczne na zdjęciu - dodaje. Kulo­chwyty - ale prawidłowe, z atestem, mają chronić strzelających, wyłapywać pociski. Te na szkolnej strzelnicy atestu nie miały. Były obudowane metalowymi ramkami, od których pociski mogły się odbijać. Dodatkowo okazały się zbyt małe i nienachylone pod kątem 45 stopni. Uczniowie zeznali, że nauczyciel Krzysztof Sz., instruktor strzelectwa, którego uczniowie nazywają Majorem z ra­cji jego wojskowej przeszłości, kazał im przynosić z domu kawał­ki tektury ze starych opakowań i montować je za kulochwytami. Po wypadku mówili, że pewnie Rafał wyciął za małą tekturkę.
   Zajęcia w strzelnicy zawieszono, a podczas wakacji za kulo­chwytami położono gumę. Sama strzelnica, w zaadaptowanej piwnicy (wcześniej była tam biblioteka) budynku stojącego obok szkoły, również nie miała atestu. Były w niej metalowe lampy i kaloryfery, od których również mogły się odbijać pociski. Po wy­padku Rafała, w trakcie policyjnych oględzin pomieszczenia, stwierdzono na posadzce i parapetach okien liczne fragmenty śrutu, a na ścianach zarysowania pochodzące z rykoszetów.
   W dodatku strzelnica działała bez regulaminu, który powinien podpisać prezydent Stalowej Woli. Dyrektor szkoły podczas prze­słuchania twierdził, że obiekt, w którym strzelali uczniowie i gdzie doszło do wypadku, jest „salą do strzelectwa sportowego i nie sta­nowi strzelnicy w rozumieniu ustawy”. Mimo że wcześniej sam podpisał „Regulamin użytkowania strzelnicy pneumatycznej”.
   A karabinki pneumatyczne szkoła kupiła na azjatyckim targowi­sku w Wólce Kosowskiej od Bułgara. Dokumenty po angielsku i de­klaracja z nieczytelną pieczątką, że broń ma moc poniżej 17 dżuli. Po wypadku i zbadaniu karabinków przez policyjnych biegłych okazało się, że to nieprawda. Trzy na cztery (szkoła miała 12 sztuk, ale policjantom po zdarzeniu przekazano tylko 4) miały większą moc. A zatem były bronią, na którą wymagane jest zezwolenie.
- Uczniowie strzelali też z kałasznikowów - mówi mecenas Iwo­na Zielinko. - Instruktor zabierał ich w ramach zajęć na poligon w Nisku i tam każdy próbował, jak trafia się w tarczę z kbk AK.

Kompres z papieru toaletowego
Rodzice Rafała początkowo nie zwrócili uwagi na to, że chociaż pogotowie wezwał uczeń, a mamę Rafała zawiadomiła koleżanka syna z klasy, w notatce służbowej sporządzonej przez młodszego aspiranta stalowowolskiej policji zapisano, że zrobił to nauczyciel Krzysztof S. Oraz że udzielił poszkodowanemu pomocy w posta­ci zimnego okładu. Tymczasem Major posłał jednego z uczniów do łazienki po papier toaletowy i tym papierem przykrył krwa­wiące oko Rafała. I to nie od razu. Najpierw, kiedy koledzy kładli Rafała na ławce, siedział na krześle i patrzył. Na strzelnicy nie było nawet apteczki. A gabinet szkolnej higienistki był już zamknięty.
   Żaden z uczniów nie nosił okularów ochronnych. Może dlatego, że niewiele przez nie widać. Zresztą okularów były tylko trzy pary, a uczniowie strzelali czwórkami, na czterech stanowiskach. Regulamin – ten podpisany przez dyrektora szkoły, a nie jak wymaga prawo przez prezydenta miasta - nie przewidywał obowiązku zakładania okularów. Dyrektor szkoły Włodzimierz S.: „Ucznio­wie, na których Statut Szkoły nakłada obowiązek odpowiedzial­ności za własne życie i zdrowie, zostali wyposażeni w obiektywne wytyczne, które zawarte są w Regulaminach Sal Dydaktycznych, które to zawierają odpowiednie nakazy i zakazy powinnego za­chowania się”. Czyli - chłopak sam sobie winien.
   Pierwsze miesiące były ciężkie dla Rafała i jego rodziców. Nie mieli czasu ani głowy do tego, by interesować się śledztwem. Że jest niemrawe i najwyraźniej zmierza do umorzenia, zorientowali się po wakacjach. Tymczasem okazało się, że NFZ płaci tylko za pierw­szą operację Rafała, tę ratującą życie. Kolejne zabiegi (a chłopak przeszedł już cztery), których celem było zachowanie gałki ocznej, niewidomej, ale jednak własnej, z tęczów­ką, choć bez źrenicy, wyglądającą niemal jak zdrowe oko, NFZ uznał za zabiegi es­tetyczne. Na leczenie wydali do tej pory ok. 190 tys. zł. Kosztują operacje, ale też leki na regulację ciśnienia w gałce ocznej, które chronią Rafała przed całkowitą ślepotą, bo na skutek urazu w drugim, zdrowym oku, teraz działającym za dwa, rozwinęła się jaskra i przez dwa tygodnie wydawało się, że chłopak całkiem stra­ci wzrok.
   Przed wypadkiem Rafał uprawiał sporty walki, jeździł na motorze, marzył o startach w wyścigach motocyklo­wych, miał już nawet za sobą próbne jazdy. I swoją niebieską yamahę, ale czasem mąż matki pozwalał mu się przejechać na hondzie, której zazdrościło mu całe miasto. „Jeżdżące arcydzieło”, jak napi­sał internauta w komentarzu pod artykułem w lokalnej prasie opi­sującym wypadek Rafała. I zastanawiał się, „co musi czuć ten młody wiedząc, że już nigdy nie poleci ponad trzy paczki na godzinę?”.
   Czuł się naprawdę kiepsko. Potrzebna była pomoc psycholo­ga. Kolejne pieniądze. Żeby zapłacić za leczenie Rafała rodzina sprzedała motory. Gdy matka zwróciła się do dyrektora szkoły o numer polisy ubezpieczeniowej, nic nie uzyskała. To wtedy zrozumiała, że muszą wziąć adwokata.

Pomocna prokuratura i policja
W listopadzie zeszłego roku adwokat dr Iwona Zielinko złoży­ła wniosek do Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu o objęcie nadzorem postępowania lub o przejęcie sprawy. Była to jedna z jej pierwszych czynności. Powód: „wielogodzinne, nieformalne (poza siedzibą prokuratury) spotkania funkcjonariuszy Prokura­tury Rejonowej w Stalowej Woli z kierownictwem Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im Tadeusza Kościuszki.
   Z tych samych powodów (spotkanie w pizzerii Fiori z dyrek­torem szkoły Włodzimierzem S., wicedyrektorką Longiną O. oraz dwoma innymi świadkami) mecenas zażądała wyłączenia ze śledztwa funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji w Sta­lowej Woli. Nie powiadamiano jej o przesłuchaniach uczniów, kolegów Rafała. I zauważyła, że wielu bardzo tonuje wypowiedzi, zasłania niepamięcią lub wręcz zaprzecza wcześniejszym stwier­dzeniom z relacji tuż po zdarzeniu. - Dyrektor szkoły i nauczyciel natychmiast dowiadywali się, co zeznawali uczniowie - mówi mecenas. - A nauczyciel nachodził kilku z nich w ich domach, nakłaniał do fałszywych zeznań i groził szkolnymi sankcjami. Adwokat wystąpiła o ponowne przesłuchanie uczniów, zawia­domiła też kuratora oświaty i wojewodę, którzy nie wykazywali zainteresowania wypadkiem na szkolnej strzelnicy. Kuratorium kontrolę w szkole przeprowadziło dopiero po kilku miesiącach.
   Mecenas miała też zastrzeżenia do bezstronności i rzetelności policjantów odpytujących świadków. I tak, przesłuchując wicedy­rektor szkoły Longinę O., aspirant sztabowy Dariusz G. nie umieścił w protokole fragmentu zeznań, w którym przyznała, że jej córka Agata została zraniona rykoszetem na szkolnej strzelnicy. Najpierw wicedyrektor twierdziła, że żaden wypadek przy strzelaniu nigdy przedtem się w szkole nie wydarzył, ale gdy mecenas, obecna przy przesłuchaniu, zapytała o jej córkę, zranioną niegroźnie rykosze­tem, wicedyrektor potwierdziła. Policjant pominął to w protokole.

Fałszywe zeznania
O tym, że na strzelnicy wcześniej nigdy nie było żadnego wy­padku, zeznawał także Major, nauczyciel, i to dwukrotnie. Dziś wiadomo, że poszkodowanych było około 70 uczniów! Rodzice Rafała zgromadzili oświadczenia od tych, którzy dostawali ryko­szetem w rękę lub w nogę. Uczennica, którą odłamek drasnął w po­liczek, kilka centymetrów od oka, zeznała, że panicznie bała się zajęć strzeleckich.
   - Śledztwo ruszyło dopiero, kiedy prze­jęła je Prokuratura w Tarnobrzegu - mówi matka Rafała. Wiosną postawiono zarzu­ty dyrektorowi szkoły Włodzimierzowi S.
- Majorowi. Narażenie uczniów korzystają­cych ze strzelnicy na bezpośrednie niebez­pieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu oraz spowodowania nieumyśl­nego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci ciężkiego kalectwa u 16-letniego wtedy pokrzywdzonego. Kodeks karny przewiduje za to karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Dyrektor Włodzimierz S. nie przyznał się i odmówił skła­dania wyjaśnień. Prawdopodobnie odpowie też za doprowadze­nie do samowoli budowlanej; okazało się, że cały budynek posta­wiono z pogwałceniem prawa. Strzelnicę zamknięto, szkoła ma obowiązek przywrócić w tych pomieszczeniach stan pierwotny.
   Inne wątki, dotyczące pozostałych osób, które również mogły się przyczynić do tego, że Rafał został kaleką, prokurator wyłączył do osobnych postępowań. Na razie prowadzone są w sprawie, nikt nie ma zarzutów.
   Nadzór nad szkołami ponadgimnazjalnymi sprawuje starostwo. Przez prawie pół roku od wypadku starostwo nie przeprowadziło nawet kontroli w szkole. Wnioskowała o to mecenas Iwona Zie­linko. Starosta Janusz Zarzeczny od początku usiłował odciąć się od całej sprawy, twierdząc, że w ogóle nie wiedział o istnieniu strzelnicy i klas wojskowych. Tymczasem jeszcze jako wicestarosta w 2009 r. podpisał uchwałę zarządu powiatu stalowowolskiego, upoważniającą dyrektora szkoły Włodzimierza S. do złożenia wniosku o dofinansowanie utworzenia klas wojskowych. - Według mojej wiedzy starosta powinien mieć postawiony zarzut składa­nia fałszywych zeznań - mówi Andrzej Szlęzak, który przez trzy kadencje był prezydentem miasta. - Cała ta sprawa pokazuje, jak działa sitwa. Zaangażowane są osoby z różnych szczebli władzy, które łączy partyjna legitymacja Prawa i Sprawiedliwości.
   Adwokat Iwona Zielinko nie kryje: zamierza doprowadzić do tego, żeby także starosta usłyszał prokuratorskie zarzuty. - Mamy trudne­go przeciwnika, bardzo ustosunkowanego - mówi mecenas. - A bez­czelność, buta, arogancja, działanie z pozycji siły to dla sitwy typowe.
   Od starosty, dyrektora szkoły i nauczyciela Rafał i jego rodzice nie usłyszeli nawet słowa przepraszam. Za to matka Rafała ma spra­wę karną o zniesławienie starosty i wicedyrektora szkoły. Wszczętą z urzędu, bo pomówieni są funkcjonariuszami publicznymi. Za sa­tyryczny wierszyk, jaki opublikowała na swoim profilu. Wcześniej rodzice Rafała zwrócili się do starosty o sfinansowanie przynajmniej jednej operacji. Odmówił. Zamierzają domagać się odszkodowa­nia w procesie cywilnym. – Będzie im ciężko dojść sprawiedliwości -  mówi jeden z dwóch opozycyjnych radnych w mieście Daniel Hauser. - PiS już ma przecież prokuraturę, za chwilę weźmie sądy.
Agnieszka Sowa

1 komentarz: