wtorek, 28 listopada 2017

Prezydent Biedroń z bliska



W Słupsku mówią, że zarządzanie miastem męczy Roberta Biedronia. Dlatego głównie jeździ po świecie. W delegacjach spędził w ciągu trzech lat aż siedem miesięcy.

Renata Grochal

Mimo późnej pory na Europejskim Forum Nowych Idei w So­pocie spore emocje. Na panel zaplanowa­ny między godziną 23 a 1 w nocy przyszło prawie sto osób. Młode pokolenie poli­tyków ma dyskutować o tym, co po PiS. Na sali są już Joanna Mucha i Borys Bud­ka z Platformy Obywatelskiej, Katarzy­na Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej oraz Barbara Nowacka z Inicjatywy Polska. Czekają na prezy­denta Słupska Roberta Biedronia.
   - Biedroń przyszedł spóźniony i od wejścia gwiazdorzył. Zachowywał się tak, jakby robił łaskę, że w ogóle się po­jawił. A gdy przyszła jego kolej, po­wiedział znudzony, że nie chce mówić o PiS, tylko o marzeniach, bo one są w po­lityce najważniejsze - opowiada uczest­niczka dyskusji.
   - Jakie są jego marzenia? - dopytuję.
   - No właśnie nie potrafił powiedzieć. Do tej pory oglądałam go tylko w telewizji i byłam bardzo ciekawa, jaki jest na żywo. Ale mnie rozczarował. To chyba najbar­dziej nadmuchany balon w polskiej poli­tyce - ocenia moja rozmówczyni.

KTO GŁASZCZE KOTA
41-letni Robert Biedroń jest nadzie­ją lewicy. Wielu widzi w nim polskiego Emmanuela Macrona. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski ogłosił nawet, że Biedroń może zostać prezydentem Polski w 2020 r. Jego zdaniem to jeden z wybijających się polityków młodego pokolenia, ma wielkie zasługi w budowa­niu w Polsce tolerancji. - On przełamał tabu. Kiedyś w ogóle nie mówiło się o ho­moseksualizmie, ci ludzie byli stygmatyzowani. A Biedroń przez swoją otwartość na współpracę, brak agresji pokazał, że polskie społeczeństwo jest otwarte, że potrafi głosować na takich ludzi - mówi mi Kwaśniewski.
   Sam Biedroń o swoich politycznych planach mówi niewiele. Podkreśla, że na razie koncentruje się na Słupsku.
   Gdy spaceruję ulicami miasta, widzę wiele kamienic wymagających remontu. Im dalej od zadbanego rynku, tym bar­dziej straszą nieotynkowane ściany i sta­re, zniszczone okna. W urzędzie miasta mówią, że na remont budynków komu­nalnych potrzeba 200 mln zł, ale magi­strat nie ma takich pieniędzy. Słupsk to 90-tysięczne miasto, które straciło sta­tus wojewódzki. Ludzie raczej z niego wyjeżdżają, niż do niego przyjeżdżają.
   Z prezydenturą Biedronia wiązano tu wielkie nadzieje. Wielu moich rozmów­ców liczyło, że znany z telewizji polityk ściągnie do Słupska inwestorów, rozwiąże narastające od lat problemy. Ale - przy­najmniej na razie - tak się nie stało.
   - Biedroń jest bardzo sympatycz­ny, bystry i mądry, ale on się tutaj mę­czy. W Słupsku życie towarzyskie kończy się wraz z zamknięciem sklepów. A on jest przyzwyczajony do wielkiego świa­ta, ciągnie go do parlamentu - mówi Be­ata Chrzanowska, szefowa rady miejskiej z PO. Narzeka, że Biedroń rzadko bywa na sesjach rady miejskiej i na komisjach.
   - Nie przyszedł nawet na posiedzenie rady zwołane na jego wniosek, by zwięk­szyć pieniądze na budżet obywatelski. Wolał jechać na otwarcie roku akademi­ckiego do Koszalina - opowiada.
   Jeden z lokalnych dziennikarzy wspo­mina, jak kiedyś Biedroń zamiast jechać z samorządowcami na rozmowy do Mi­nisterstwa Rozwoju o inwestycjach, które miały być rekompensatą za tarczę antyrakietową w Redzikowie, poszedł rano na wywiad do Onetu. Wiceminister rozwo­ju przyszedł na spotkanie z wydrukowa­ną wcześniejszą rozmową z Biedroniem, który mówił m.in. o polityku głaszczą­cym kota, co w PiS odebrano jako zaczep­kę pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Kładąc kartkę na stole, wiceminister po­wiedział: „No to podkład pod rozmowy już mamy”. - Spotkanie trwało chwilę, a sprawa inwestycji do dziś nie posunęła się o krok - mówi mój rozmówca. Biedroń tłumaczy, że nie chciał drażnić swoją obecnością, bo PiS traktuje go jako osobi­stego wroga.
   Lokalny biznesmen opowiada mi, że w styczniu na spotkaniu z działaczami PiS w Gdańsku Kaczyński powiedział, że Słupsk z Biedroniem trzeba zaorać, bo ten ciągle ich atakuje. Rząd m.in. odrzu­cił projekt dofinansowania z unijnych funduszy hali widowiskowo-sportowej, a niedawno ogłosił, że z budowy drogi ekspresowej S6 wypadnie odcinek wokół Słupska. - Dopóki Słupskiem będzie rzą­dził Biedroń, nie dostaniemy ani złotów­ki od rządu - mówi Jan Czechowicz, szef słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
   Samorząd to nie była miłość Biedro­nia, raczej szalupa ratunkowa. Twój Ruch, z którego był posłem w okręgu słupsko-gdyńskim, nie miał szans na po­nowne wejście do Sejmu, więc Biedroń wystartował na prezydenta Słupska. Wybory wygrał na fali zmęczenia po­przednim prezydentem Maciejem Koby­lińskim z SLD, który rządził miastem trzy kadencje i bardzo je zadłużył. Hasło Bie­dronia „Nareszcie zmiana” spodobało się mieszkańcom. Zdaniem Jacka Aleksan­dra, prezesa stowarzyszenia Nasz Słupsk, które przed wyborami poparło Biedronia, zmiana jest, ale na gorsze.
   - Poprzednika łatwo było krytyko­wać, bo popełniał dużo błędów. Biedronia trudno, bo nie robi nic - podkreśla. Wielu moich rozmówców wytyka mu, że prawie nie ma go w urzędzie, a jak jest, to zajmu­je się własnym PR.
   - Prezydentowi zależy na medialnym sukcesie, więc wszystko musi być „wow”! Jak wyremontował jeden boks w schro­nisku dla zwierząt, to wystąpił w telewi­zji z Joanną Krupą. W sylwestra bigos w rynku musiała gotować Magda Geissler - opowiada szefowa rady miejskiej. Gdy Biedroń chciał dyskutować z mieszkań­cami o tym, jak powinien zmieniać się Słupsk, wystawił na główną ulicę czer­woną kanapę, na którą zapraszał roz­mówców. Oczywiście wszystko pokazała telewizja. Ale niewiele z tego wynikło.
   Biedroń przekonuje, że PR służy mia­stu. - Wielkie metropolie rozwijają się same. A miasta średniej wielkości, takie jak Słupsk, potrzebują atencji państwa, by się rozwijać. Jak mam przekonać urzędni­ków w Warszawie, że potrzebujemy drogi ekspresowej S6 czy drugiej linii kolejo­wej? Muszę robić Słupskowi dobry PR.

Z BIEDRONIEM PRZEZ ŚWIAT
Gdy Biedroń zaczął urzędowanie w ratuszu, zrezygnował z wielkiego gdań­skiego biurka na rzecz nowoczesnego mebla z podnoszonym blatem, przy któ­rym można pracować na stojąco. Krzyż wiszący na ścianie zastąpił obrazem Edwarda Dwurnika. To miał być sygnał, że idzie nowe.
   Nie sprzedał jednak limuzyn, któ­re miały być symbolem rozpasania po­przedniego prezydenta, chociaż obiecał to w kampanii. Mówił, że przesiądzie się na rower. Ale rowerem jeździ rzadko, bo wynajął mieszkanie tuż obok ratusza.
- To picer. Ze dwa razy widziałem go na rowerze, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu były telewizyjne kamery. Samochodem jeździ na lotnisko, gdy lata do Warsza­wy albo w dalsze podróże - mówi Jacek Aleksander.
   Beata Chrzanowska dodaje, że rad­ni dowiadują się o decyzjach prezydenta z jego poniedziałkowych konferencji pra­sowych. - Przynajmniej wiadomo, że jest wtedy w pracy, bo później zwykle wyjeż­dża - podkreśla szefowa rady miejskiej.
   Od początku kadencji Biedroń spę­dził w delegacjach 206 dni, czyli w su­mie prawie 7 miesięcy. Odwiedził ponad 20 krajów. Jeździ m.in. na konferen­cje środowisk LGBT, np. w 2015 r. był w Las Vegas. Urząd miejski nie chce ujaw­nić, ile było wyjazdów na takie impre­zy. Biuro prasowe zapewnia, że w takich wypadkach prezydent lata na koszt organizatorów. Biedroń przekonywał, że w Las Vegas, reprezentując Słupsk jako prezydent, będzie sprzyjał promocji mia­sta. Słupska prawica domagała się, by jechał tam jako osoba prywatna. - Tłu­maczył, że jeździ po świecie, żeby szukać inwestorów. Ale żadnego nie znalazł, więc nie wiem, po co jeździ - rozkłada ręce sze­fowa rady miejskiej.
   W sprawach samorządowych głosu Biedronia nie słychać. Często wypowia­da się za to w sprawach gejów, równości, ostatnio wystąpił w kampanii Anji Rubik dotyczącej edukacji seksualnej. - On jest piekielnie inteligentny. Gdyby chciał, to w trzy lata by się wgryzł w samorząd. Ale ma inne priorytety. Chce być prezyden­tem Polski, a nie Słupska - twierdzi jeden z moich rozmówców.
   W mieście panuje przekonanie, że Bie­droń buduje swój wizerunek głównie dzięki mediom ogólnopolskim. Często gości w TVN24, daje wywiady, w których kreuje się na głównego oponenta PiS. Be­ata Chrzanowska mówi, że zachwyt Bie­droniem rośnie wprost proporcjonalnie do odległości od Słupska. Gdy była z pre­zydentem w Norwegii, Polacy tam miesz­kający zaczepiali go na lotnisku i robili sobie z nim zdjęcia. Zachęcali, żeby kan­dydował na prezydenta kraju.
   - Co z tego, że on jest popularny, jak dla miasta niewiele z tego wynika - narzeka.
Większość obowiązków w urzędzie Biedroń scedował na swoich zastęp­ców i dyrektora strategicznego Marcina Anaszewicza. Powołał go, chociaż usta­wa o samorządzie nie przewiduje takie­go stanowiska. 41-letni Anaszewicz to dobry znajomy Biedronia, w urzędzie mówią o nim „nadprezydent”. Pracował wcześniej w Poczcie Polskiej, ma doktorat z nauk społecznych. Dogląda wszystkiego pod nieobecność Biedronia. Urzędnicy mówią, że próbuje przeszczepić do samo­rządu rozwiązania z wielkiej korporacji.

KTO JEST HOMOFOBEM
Lokalni politycy i biznesmeni za­rzucają Biedroniowi wstrzymanie inwe­stycji, chociaż w programie wyborczym obiecał ambitny plan inwestycyjny. Jego wielką zasługą jest to, że obniżył zadłu­żenie miasta, które sięgało 60 procent. Słupskowi groziły bankructwo i zarząd komisaryczny. W końcówce rządów PO-PSL w 2015 r. Biedroń osobiście zdobył u premier Ewy Kopacz 13 mln zł. Dzięki nim miasto spłaciło część długów, wyre­montowało Państwowy Teatr Lalki Tęcza i część mieszkań komunalnych. Jednak - jak mówią radni - nie wiadomo, w jakim kierunku Słupsk ma się rozwijać.
   - W kampanii Biedroń obiecał, że zli­kwiduje Straż Miejską i strefę płatnego parkowania, ale straży nie zlikwidował, a strefę płatnego parkowania rozszerzył. Obniżył dług, ale podwyższył podatki i wstrzymał inwestycje. A przecież to jest ostatni unijny budżet, w którym Polska dostaje tak duże pieniądze. To, że teraz będziemy mieć o kilka milionów dłu­gu mniej, nic nie da, bo później będzie­my musieli więcej zapłacić za inwestycje - argumentuje Jacek Aleksander.
   Znany lokalny biznesmen mówi, że mieszkańcy Słupska są sfrustrowani, bo patrzą na pobliski Koszalin, który się rozwija - są tam nowoczesna filharmo­nia, hala widowiskowo-sportowa, aqua­park, obwodnica. Prezydent odpowiada na to, że gdy obejmował władzę w Słup­sku, było to piąte w kolejności najbardziej zadłużone miasto w Polsce. - Mogłem albo zadłużać je dalej, albo zacisnąć pasa - podkreśla. Zapowiada, że duże inwesty­cje rozpoczną się lada chwila. Do końca 2021 r. ma być przeprowadzona rewita­lizacja starego miasta, a nad rzeką Słupią powstaną bulwary.
   Biedroń ma nadzieję, że dzięki jego in­terwencji u unijnej komisarz Elżbiety Bieńkowskiej droga ekspresowa S6 nie ominie Słupska. - Mamy zapewnienie z Brukseli, że albo droga powstanie zgod­nie z projektem, czyli razem z naszym fragmentem, albo Unia cofnie finansowa­nie całej inwestycji - mówi.
   Uważa, że radni go krytykują, bo nie chciał z nimi wejść w koalicję i pozwolić na partyjne układy, na których zarabia­liby ich krewni i znajomi. Nie ma więk­szości w radzie, więc każdą sprawę musi negocjować. Ale jeden z radnych opowia­da, że te rozmowy do przyjemnych nie należą. Gdy ktoś nie zgadza się z prezy­dentem, słyszy, że jest homofobem.
   Ten sam argument pada, gdy pytam Biedronia, dlaczego w godzinach pracy jeździ na konferencje LGBT?
   - Dlaczego mam nie jeździć na konfe­rencje ruchów LGBT?! Dlaczego nie wy­pomina mi się, gdy jeżdżę na konferencje o ubóstwie albo o kobietach? To jest ar­gument homofobiczny. Osoby LGBT żyją także w Słupsku - denerwuje się.
Irytuje się także, gdy pytam, co wynika dla miasta z jego zagranicznych podróży.
   - A co, mam siedzieć i płakać, że miasto sobie nie radzi? Biorę plecak i jadę. U pre­mier Kopacz załatwiłem pieniądze na oddłużenie miasta, u prezesa Budimeksu, że wymalowali nam murale w mie­ście. U prezesa Apple - szkolenia dla nauczycieli, a u szefa Samsunga - tablety i oprogramowanie, dzięki któremu dzie­ciaki z jednego z przedszkoli uczą się kodowania - wylicza.

NOWA PARTIA I SŁUPSKI TEST
Biedroń już ogłosił, że będzie kan­dydował na kolejną kadencję w Słupsku. Ale w mieście wiele osób uważa, że samo­rząd jest dla niego tylko trampoliną do wielkiej polityki.
   - Każdemu można postawić taki zarzut - odpowiada Biedroń. - Cała działalność publiczna polega na wspinaniu się po dra­bince. Nie wiem, dokąd mnie ta drabina wyniesie. Mój los jest w rękach miesz­kańców Słupska - mówi wymijająco.
   Na lewicy słychać, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Biedroń razem z Barbarą Nowacką założą nową lewicową partię, która wystawi listy w eurowyborach. Jeśli wejdzie do PE, to wystartuje także w wyborach parlamen­tarnych, a Biedroń będzie jej kandydatem na prezydenta w 2020 r.
   Biedroń startu w eurowyborach nie po­twierdza, ale i nie zaprzecza. Jednak zało­żył Instytut Myśli Demokratycznej, think tank, który ma przygotować strategiczny dokument „Scenariusze dla Polski”. We władzach instytutu, oprócz niego, są Ana­szewicz i Nowacka. Nieoficjalnie słychać, że szykowany dokument ma być progra­mem wyborczym nowej partii Biedronia.
   Jednak zdaniem Aleksandra Kwaś­niewskiego zakładanie nowej partii na eurowybory byłoby błędem, to byłby fal­start Biedronia. Najwcześniej z nową partią mógłby wystartować w wyborach parlamentarnych. - Dla Biedronia praw­dziwym sprawdzianem będą kolejne wy­bory w Słupsku. Jeśli potwierdzi mandat, zyska wizerunek poważnego polityka. Jeżeli się okaże, że jeździ po konferen­cjach, zamiast zasuwać w Słupsku, to bę­dzie marnie. Bo jeśli te wybory przegra, to będzie jego koniec - mówi Kwaśniewski. A na razie słupski bilans Biedronia nie wygląda imponująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz