poniedziałek, 2 października 2017

Populiści wszystkich krajów, łączcie się



Autorytarne, populistyczne partie - czy to z lewej, czy z prawej - łączy niechęć do demokracji i pogarda dla Zachodu, opowieści o „odzyskiwaniu godności” i potrzebie wymiany elit w imię walki ze skorumpowanym establishmentem

Niedawną okładkę „Do Rzeczy”, przedstawiają­cą Hitlera w czekistówce z czerwoną gwiazdą i z podpisem: „Hitler był lewakiem”, jeden z portali interneto­wych wytypował na najgłupszą okładkę roku. Moim zdaniem niesłusznie. Auto­rytarne, populistyczne ideologie, nieza­leżnie od tego, czy są skrajnie radykalne i zbrodnicze (jak nazizm i bolszewizm), czy też stosunkowo łagodne (jak „suwe­renna demokracja” Putina, klientelizm Orbana czy nowoczesny sułtanat Erdogana), mają podobną koncepcję ludzkiej natury, zbliżony stosunek do państwa i wspólnoty, specyficzną wizję świata. Posługują się językiem o zbliżonej este­tyce i hasłami propagandy, które choć funkcjonują w innych kontekstach histo­rycznych, społecznych i geograficznych, brzmią zadziwiająco zbieżnie.

BLISKIE ZWIĄZKI
„To nie Niemcy staną się bolszewi­ckie, tylko bolszewizm nabierze cech czegoś w rodzaju narodowego socjali­zmu. Zresztą, jeśli idzie o bolszewizm, to więcej nas łączy, niż dzieli. (...) Wyda­łem polecenie, aby natychmiast przyj­mować do partii byłych komunistów. Z drobnomieszczańskich socjaldemo­kratów i związkowych baronów nigdy nie będą narodowi socjaliści, z komuni­stów zawsze” (H. Rauschning „Rozmowy z Hitlerem”).
   Co łączyło te skrajne ideologie? Dla­czego ich język wydaje nam się dzisiaj tak znajomy?

Po pierwsze, niechęć do indywidu­alizmu, apologizacja wspólnoty. W komunizmie była to wspólnota klaso­wa, w faszyzmie mityczny naród.
    „Tak czy inaczej, chciałbym abyście wy­nieśli stąd pewność, że socjalizm jak ja go rozumiem, nie zajmuje się szczęściem pojedynczych jednostek, lecz wielkością i przyszłością całego narodu” (tamże).

Po drugie, przeświadczenie o nad­rzędności państwa nad jednostką. Indywidualne życie musi zostać pod­porządkowane służbie państwu, które jest nosicielem wyższej idei. Towarzyszy temu przeświadczenie, że ludzie są z natu­ry źli. Muszą zatem zostać poddani daleko idącej kontroli państwa, by złe instynkty trzymać w ryzach. Relacje państwo - czło­wiek budowane na paradygmacie kontro­li, w opozycji do zaufania i partycypacji. Człowiek jest przedmiotem w rękach omnipotentnej władzy, a nie podmiotem jej działań. Stąd nieufność aparatu do spo­łeczeństwa obywatelskiego: zniszczenie
organizacji pozarządowych, atak na sa­morządy, nieufność wobec wolnego ryn­ku. To państwo ma wyznaczać cele, pisać plany i realizować kolejne etapy rozwoju.

Po trzecie, moralna wyższość.
W obu przypadkach budowano prze­świadczenie o moralnej wyższości wy­znawców nad pozostałymi ludźmi, którzy nie chcą przyznać racji jedynie słusz­nej wykładni dziejów, bo są zakłamani i źli albo zbyt głupi. Przeciwnicy dzielą się więc na dwie kategorie: przestępców i złodziei oraz głupców. Przewaga moral­na rewolucji jest niepodważalna. Wynika z obiektywnych praw. W jednym przy­padku z praw historii i walki klas, w dru­gim z prawa wyższości rasowej. Partia ma zatem nie tylko moralną wyższość, ale też obiektywną rację wynikającą z natu­ralnego prawa rządzącego światem.

Po czwarte, niechęć do Zachodu. „Dobry nazista spogląda ku Rosji. (...) Bo Rosja jest sojusznikiem danym nam przez naturę przeciw szatańskim za­kusom i zepsuciu Zachodu” (Joseph Goebbels).
   Zachód ze swym pragmatyzmem, z demokracją obarczoną grzechem pier­wotnym imposybilizmu, szukania kom­promisów, ucierania różnych przekonań i interesów jawi się z perspektywy ideolo­gicznej wyższości własnej rewolucji jako zgniły, niezdolny do działania, słaby i po­zbawiony wartości. Dla kapłanów jedynej prawdy liberalizm obyczajowy Zachodu jest nie do zaakceptowania. Jest żywym dowodem tezy o złej naturze ludzkiej. Niepoddana szczegółowej kontroli, nie- zaprzęgnięta w realizację szczytnego historycznego celu całej wspólnoty od­daje się próżnym przyjemnościom, spę­dza życie jałowe, pozbawione celu. Jeśli partia jest wyłącznym dysponentem je­dynej prawdy i ma obiektywną moralną przewagę, to wszelkie odstępstwa od tak wyznaczonej normy są moralnie nagan­ne i społecznie nieakceptowalne. Stąd w systemach totalitarnych głęboka nie­chęć do różnorodności postaw, zacho­wań i stylów życia. Homoseksualizm jest nieakceptowalny nie dlatego, że zagraża ideologii, ale dlatego, że jest niedopusz­czalnym wyrazem indywidualizmu.

Po piąte, większość ma rację, a partia reprezentuje większość. Ergo par­tia ma rację. Zawsze. W obu przypadkach niezależnie od tego, czy partia doszła do władzy na skutek rewolucji, czy wy­borów, reprezentowała skrajne poglądy zdecydowanej mniejszości społeczeń­stwa. W obu przypadkach zwycięzcy przedstawiali się jako jedyni wyraziciele woli narodu. Chodzi o symboliczną mar­ginalizację, a następnie wyeliminowanie potencjalnej ideowej konkurencji. Par­tia staje się monopolistą, gdy uda jej się o tym przekonać.

Po szóste, rewolucja.
Oba ruchy miały charakter rewolucyjny. Stawały w obronie zwykłego człowieka przeciw zdemoralizowanym, pasożytni­czym elitom żyjącym na jego koszt. Antyelitaryzm i ludowy charakter były dla obu ideologii bardzo charakterystyczne.

Po siódme, niechęć do demokracji liberalizmu.
To próba uniformizacji ludzi według ideologicznego wzorca. Różnorodność jest naturalnym wrogiem jedynie słusz­nej prawdy. Demokracja musi ustąpić nadrzędnej woli ludu/narodu wyrażanej przez partię. Dlatego podział władzy jest nie do zaakceptowania. Niezależność sądów należy znieść. Sędziowie to ka­sta niepodlegająca osądom narodu/kla­sy robotniczej. W państwie, gdzie partia ma monopol na jedynie słuszną prawdę, nie ma miejsca na niezawisłe sądy z pro­stego powodu: partia się nie myli. Nigdy. Jeśli zatem jakiś sąd podważa decyzję partii, działa w złej wierze, a jego celem jest obrona przywilejów dotychczaso­wych elit. Powtórzę: kto nie zgadza się ze stanowiskiem partii, jest albo zły, albo głupi. Innego wyjścia nie ma.

Po ósme, populistyczne obietnice.
W obu przypadkach władza przejmo­wana jest w imieniu i na rzecz ludu, by wymierzyć sprawiedliwość, ukarać eli­ty i zapewnić „zwykłemu człowiekowi” powodzenie. Każdemu według potrzeb (w wydaniu komunistycznym) lub życie panów (w narodowej Lebensraum u nazi­stów). Obie populistyczne rewolucje nio­sły ze sobą obietnice redystrybucji dóbr. Biedni mieli zyskać nie tylko w wymiarze symbolicznym (rewanż na elitach, spra­wiedliwość dziejowa, odzyskanie godno­ści), lecz także w wymiarze materialnym. Skutkiem rewolucyjnej inżynierii spo­łecznej miał być wzrost poziomu życia „zwykłego człowieka”.

Po dziewiąte, wstawanie z kolan. Obie ideologie mówiły, że władza jest sprawowana w imię uciemiężonych prze­ciw wyzyskującym elitom. W przypadku komunistów jest to wyzysk klasowy: „Wy­klęty, powstań ludu ziemi!/ Powstańcie, których dręczy głód!”. W przypadku na­zistów upodlony traktatem wersalskim naród niemiecki odzyskiwał należną mu godność.
   W obu wypadkach partia ma wymierzyć sprawiedliwość dziejową. Wątki rewanży­zmu za doznane w przeszłości krzywdy są bardzo istotne. To one tworzą fundamen­talne więzi resentymentu pomiędzy partią i owym zwykłym człowiekiem, w którego imieniu partia sprawuje władzę.

Po dziesiąte, rewolucja jako metoda sprawowania władzy.
„Wiele się od marksizmu nauczyłem. (... ) Tylko że ja poważnie podszedłem do tego,
co te kramiarsko-sekciarskie dusze nie­śmiało tylko zaczęły. Jest w tym cały na­rodowy socjalizm” (Joseph Goebbels).
   Prawdziwie rewolucyjna władza zrywa z imposybilizmem. Jest w stanie unice­stwić całe narody, czy to w obozach kon­centracyjnych, czy masowych zsyłkach. Hitler z pewnością nie zdawał sobie spra­wy z metod stosowanych przez Józefa Stalina, swojego sojusznika i wroga zara­zem. Nie wiedział, jak głębokie i rozległe były jego kolejne przedsięwzięcia ideolo­gicznego terroru, rewolucyjnej inżynierii społecznej.
 „Jestem nie tylko tym, który przezwy­ciężył marksizm, jestem też wykonawcą jego idei, jeśli to, co marksizm chciał i co w nim uzasadnione, odrzeć z żydowsko- -talmudycznego dogmatyzmu (tamże).

I ostatnie - kult jednostki. Wszystkie powyższe ideologiczne przekonania, specyficzny język oraz bezwzględną moralną wyższość cało­ści uosabia jeden człowiek: wódz, na­czelnik, przewodnik narodu, nieomylny geniusz, który odkrywszy prawdziwą na­turę świata oraz prawa rządzące histo­rią, prowadzi lud w świetlaną przyszłość dobrobytu, jedności, prawdy, prawa i sprawiedliwości dziejowej. Naczelnik poświęca się dla dobra narodu. Jest pra­wy, lecz skromny, ideowy, lecz pragma­tyczny, bez skazy i rozterek. Na co dzień
przyjazny, dobrotliwy uśmiech nie scho­dzi z jego twarzy. Wobec przeciwności lub wyzwań historii nieugięty. Wobec wrogów ludu, któremu przewodzi - nie­złomny. Nigdy się nie cofa. Nie idzie na kompromisy, nie zna słabości.

IDEOLOGICZNA PRZEPYCHANKA
Piotr Zychowicz w „Do Rzeczy” miał rację. Związki pomiędzy nazizmem a bolszewizmem były wyraźne. Z dobrej diag­nozy wysnuwa jednak zły wniosek: Hitler był lewakiem.
   Hitler jest symbolem zła. Dlatego le­wica nazywa nazistów prawicą i na od­wrót; obelgi są przepychane z jednej strony politycznego boiska na drugie. Podobieństwa pomiędzy komunizmem i nazizmem nie biorą się jednak z głoszo­nych przez nie haseł ani ideologii. Ideolo­gie są traktowane instrumentalnie, jako metoda zdobycia i sprawowania nieogra­niczonej władzy. Nazizmu i bolszewizmu nie łączy lewicowość ani prawicowość. Łączy je zestaw wierzeń i przekonań dotyczących natury świata, wspólno­ty i człowieka. Łączy je „ciąg technolo­giczny” sprawowania władzy. To cechy wszystkich populizmów na świecie.
   Epitety „nazista” lub „komunista” nie niosą ze sobą wiele treści. Słowo „popu­lizm” oddaje lepiej naturę autorytarnych ideologii. Może być bardziej „lewicowy” jak w Wenezueli, „prawicowy” jak na Wę­grzech, czysto mocarstwowy jak w Ro­sji lub religijny jak w Turcji. Jego głęboka natura pozostaje niezmienna. Ideologicz­ny sztafaż nie ma większego znaczenia.
   Jak bardzo rządy naszych rodzimych populistów pasują do tego wzorca? Niech każdy odpowie sam na to pytanie. Pro­szę przypomnieć sobie 11 punktów opisa­nych wyżej.
   Niepokojące, prawda?
Jakub Bierzyński

Jakub Bierzyński jest socjologiem, publicystą, prezesem domu mediowego OMD, jednym z założycieli SMG/KRC Poland (dziś Millward Brown), największej w Polsce agencji badań rynkowych. W latach 2015-2016 był doradcą partii Nowoczesna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz