niedziela, 22 października 2017

Obrotowa



Andżelika Możdżanowska odeszła z PSL. Mnożą się plotki na temat jej politycznej przyszłości i awansów w ramach PiS. Ile w nich prawdy i co zamierza dalej?

Anna Dąbrowska

W lipcową środę, dzień przed kulminacją pro­testów w obronie nieza­leżnego sądownictwa, Andżelika Możdża­nowska położyła na biurko prezesowi PSL Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi swoją rezygnację z członkostwa w partii. To było krótkie spotkanie, bez wyjaśnienia z jej strony i bez proszenia, aby została, z drugiej. Dziś jest posłanką niezrzeszoną. Postawiła sprawę krótko i tak też skomentował ją na Twitterze szef ludowców „Dziękuję za wszystko, co wspólnie zrobiliśmy w PSL. Życzę Ci jak najlepiej na nowej drodze. Powodze­nia”. Mnożą się spekulacje na temat tej nowej drogi. W klubie szok, bo jeśli odej­dzie choćby jeszcze jeden poseł, to stop­nieje on do 14 ludowych szabel. To ozna­cza degradację z klubu na koło poselskie, słabszą pozycję przy Wiejskiej, mniej czasu w debatach parlamentarnych.
   Jedni twierdzą, że PiS ją czymś za- szantażował i postanowiła zostać ich cichym koalicjantem, inni, że obiecali ambitnej polityczce jakieś eksponowane stanowisko. - Może to szantaż połączo­ny z intratną propozycją? Czas ujawni jej prawdziwe motywacje - mówi poseł PSL
Eugeniusz Kłopotek. Cały PSL z uwagą obserwował już po jej odejściu, jak pod­nosi rękę w głosowaniach. Nie są to jed­noznaczne sygnały. Pięć dni przed re­zygnacją, choć nie było zarządzonej dyscypliny, głosuje razem z opozycją przeciwko zmianom w KRS. A po re­zygnacji wstrzymuje się od głosu przy ustawie o Sądzie Najwyższym. Jednak tego samego dnia popiera wniosek opo­zycji o odroczenie posiedzenia. Wspiera rząd w sprawie zmian w sądownictwie czy nie? - Uważam, że potrzebna jest spokojna rozmowa o reformie sądownic­twa. PiS podjął się wielkiego zadania. W głosowaniu nad SN wstrzymałam się od głosu i cieszę się, że odeszłam przed tym głosowaniem z klubu, bo byłabym nie fair wobec PSL - mówi Możdżanow­ska. Ale nie jest to spójne z tym, że - jak twierdzi - „cieszy się z weta prezydenta” (do ustawy o SN) i jest „przeciwna temu, by prokurator generalny Zbigniew Zio­bro miał tak wielką władzę nad sądami”. Kiedy wszyscy z PSL relacjonują w me­diach społecznościowych, że protestu­ją przeciwko temu, co PiS chce zrobić z sądami, ona milczy, ani jednego facebookowego posta, ani jednego tweeta. Wychodzi na to, że trochę została w opozycji, a trochę z niej wyszła.
   W PSL żałuj ą, że tak szybko i tak wiele dostała od partii. - Nigdy nie była moc­no zakorzeniona w ruchu ludowym, a bardzo szybko awansowała i dostawa­ła, co chciała. Nie czuła z nami silnego związku, dlatego tak łatwo jej było zejść z naszego pokładu, tym bardziej że son­daże nie napawają optymizmem - żali się poseł PSL. Ale prawda jest też taka, że i ona dużo dla ludowców zrobiła.
   W partii przedstawił ją, związany z PSL od zawsze, Józef Racki, były poseł kaliski. To był 2011 r., lokalne święto w Kępnie, na południu Wielkopolski. - Andżelika była związana z lokalnymi mediami, sie­dzieliśmy przy stole z europosłem Andrze­jem Grzybem i powiedziała do nas, że PSL powinno być bardziej dynamiczne, otwo­rzyć się na młodych. Odparliśmy, że jak jest taka mądra, to niech wystartuje w wy­borach - wspomina Racki. Dziś mówi, że był jej patronem. Mieli ze sobą dobry kontakt, teraz zamilkła. - Jestem w szoku, mam nadzieję, że jakoś mi to wytłuma­czy. To mnie zniechęca do promowania nowych ludzi - mówi z rozżaleniem.

Znana i zaangażowana
W 2011 r. Możdżanowska zdecydowa­ła, że wystartuje do Senatu. Racki mówi, że chciała pracować na swój sukces, a wynik w jednomandatowych okrę­gach do Senatu jest najlepszą miarą tego sukcesu. 36-letnia wtedy kandydatka zgarnęła ponad 36 tys. głosów, weszła do Senatu i zapisała się do PSL. Nie mo­gli wyjść z zachwytu. Kępno pierwszy raz ma swojego parlamentarzystę. Wywal­czyła pieniądze na obiecywaną od ponad 20 lat obwodnicę miasta. - Do każdej nawet najmniejszej miejscowości dotar­ła z plakatami, na rynkach, w domach strażaka i domach ludowych spotykała się z ludźmi - mówi Jerzy Bińczak, re­daktor naczelny lokalnego „Twojego Pulsu Tygodnia”.
   Michał Zaczyk, redaktor naczelny ra­dia SUD i „Kuriera Lokalnego”, opowia­da, że Możdżanowska często opóźnia rozpoczęcie oficjalnych uroczystości, bo zanim dotrze do pierwszego szeregu na krzesło wśród oficjeli, to najpierw wita się ze wszystkimi: gospodyniami, stra­żakami, mieszkańcami. Pochodzi spod Kępna, a zanim na dobre zajęła się poli­tyką, to jej matka Krystyna Możdżanow­ska już była radną. Dziś zasiada w zarzą­dzie powiatu kępińskiego, jest związana z PSL, ale już się plotkuje, że również odejdzie spod zielonego sztandaru. Cór­ka w Kępnie od dawna była znana i zaan­gażowana. I na tym budowała polityczny sukces. Jej mąż prowadzi hurtownię, jest myśliwym i trzyma się z dala od polityki.
   Andrzej Stachowiak, przewodniczący Rady Miejskiej w Kępnie, radny od 7 ka­dencji, podkreśla, że w kampanii korzy­stała z dobrych relacji z mediami, które tworzyła w mieście. - Postawiła na nogi popularne dziś w regionie radio SUD i bezpłatny dwutygodnik „Kurier Lokal­ny". Dobrze żyje z dziennikarzami, którzy chętnie ją promowali - mówi Stachowiak. Możdżanowska dziwi się, że mówią - niej „była dziennikarka”. - Jestem z wy­kształcenia ekonomistką i raczej byłam odpowiedzialna za ekonomiczny rozwój tych mediów łącznie z założeniem jedne­go z tytułów prasowych - mówi posłan­ka. Prowadziła jednak flagowy program polityczny w radiu i rozliczała polityków z obietnic wyborczych.
   Kiedy dostała się do Senatu, zrezygno­wała z wszystkich funkcji w mediach. Mówi, że z polityki nie ma już powrotu do mediów. - Jestem politykiem zawodo­wym. Kiedy weszłam do Senatu, zamknę­łam działalność gospodarczą, przekaza­łam funkcję prezesa ze stowarzyszenia „Po prostu pomagam", które stworzyłam, - zostałam szeregowym członkiem.

Dobra zmiana pana Jarka
A w polityce - jak mówi - pomogła PSL dostać się do Sejmu. Sondaże oscylowały wokół progu wyborczego. W 2015 r. ów­czesny prezes PSL Janusz Piechociński poprosił ją, aby stanęła na czele sztabu wyborczego. - Wtedy byłam już ministrem w kancelarii premier Ewy Kopacz, odpo­wiadałam za kontakty z parlamentem, za portal obywatel.gov.pl i rejestr Karty Polaka, więc kampanią zajmowałam się po pracy, spałam po trzy godziny dzien­nie, jeździłam po całej Polsce - opowiada Możdżanowska. Zdobyła najlepszy wynik ze wszystkich posłów PSL, prawie 18 tys. głosów. Ten wysiłek porównuje z miesięczną podróżą życia po Indonezji ze swoim synem jedynakiem, studen­tem SGH. Piętnastokilowy plecak, buty trekkingowe, zero makijażu, środkami publicznej komunikacji, czasami prze­ciekającą łódką. - To była wielka lekcja pokory i doświadczenie tego, że mam w sobie wielkie pokłady wytrzymałości - wspomina.
   W partii dostawała wiele stanowisk. Eksponowali dynamiczną polityczkę. W poprzedniej kadencji wywalczyła, by „matki pierwszego kwartału” zostały objęte rocznym płatnym urlopem ro­dzicielskim. - Po spotkaniu z Donaldem Tuskiem w tej sprawie ten miał zapytać ówczesnego szefa PSL Pawlaka, skąd wziął taką pyskatą senatorkę - wspomi­na jeden z uczestników tego spotkania. Poszła do prezydenta Komorowskiego prosić o weto w sprawie likwidacji przez Gowina niewielkich sądów rejonowych. Uratowała wszystkie trzynaście w swo­im okręgu.
   W tej kadencji dostała wizytówkę wi­ceszefa klubu poselskiego, delegata par­tii do Rady Służby Cywilnej i do Zgroma­dzenia Parlamentarnego Rady Europy. Nie na kredyt, bo mocno na to pracowa­ła. Poprosiła o miejsce w komisji śledczej ds. Amber Gold. I też je dostała. Posłowie opozycji mówią, że nie dała się poznać jako szczególnie wnikliwa śledcza i nie sprawiała PiS kłopotów. Choć raz stwier­dziła publicznie, że może Kaczyński powinien stanąć przed komisją i powie­dzieć, co wie o całej aferze.
   Po odejściu z klubu będzie musiała oddać miejsce PSL w komisji. Ale jak się dowiadujemy, relacje z PiS ma na tyle życzliwe, że szefowa komisji Małgorzata Wassermann obiecała jej przeforsować przez Sejm jedno miejsce w komisji dla reprezentanta posłów niezrzeszonych, a konkretnie dla Możdżanowskiej. I nie przeszkadzają temu wcześniejsze wy­powiedzi jej samej z mównicy sejmowej skierowane do rządzących: „Sprowadzi­liście politykę do ustawiania stołków i z tego będziecie zapamiętani przez hi­storię”; „Ta ustawa (o mediach narodo­wych - red.) to kolejny dowód zamachu na demokrację i, nie boję się użyć tych słów, zamachu na prawa Polaków”; „Mia­ła być dobra zmiana, a wyszło jak przy remoncie z firmą pana Jarka czy pana Heńka, myślę, że pana Jarka” (to przytyk do Kaczyńskiego - red.); „Czy naprawdę chcecie państwo, każda posłanka i każdy poseł PiS, który w głosowaniu podniesie rękę (za ustawą o prokuraturze - red.), być może do końca życia być utożsamia­ni z tymi, którzy po 25 latach trójpodzia­łu władzy doprowadzili do jednoosobo­wej dyktatury?”.
   Znalazła się też na stworzonej przez środowiska pro-life czarnej liście posłów, którzy zagłosowali przeciwko dalszym pracom nad ustawą zakazującą aborcji. Mówiła wtedy, że „ustawa zaostrzająca prawo aborcyjne ubezwłasnowolni­łaby kobiety”, ale w rozmowie z nami woli mówić o oknach życia, które z jej inicjatywy zostały otwarte w jej rodzin­nych okolicach.

Czas pokaże, co się okaże
PiS, niepewny do końca kilkunastu swoich posłów, kolportuje plotkę o szy­kowanych transferach z innych partii.
- Ja lubię mówić o faktach, na dziś jestem posłanką niezrzeszoną - stwierdza. Wielu przewiduje, że będzie niezrzeszoną satelitką, wspierającą w głosowaniach partię Kaczyńskiego. Dwaj posłowie PiS, któ­rzy dobrze ją znają, mówią, że „Możdża­nowska została wyjęta z opozycji”. Plotki o składanych jej propozycjach mnożą się i wzajemnie wykluczają. Najpopu­larniejsza: wejdzie do kancelarii Szydło i zajmie miejsce Adama Lipińskiego, pełnomocnika rządu ds. społeczeństwa obywatelskiego. Ona sama zaprzecza.
   Inny poseł PiS podsuwa, że Możdża­nowska ma dobre relacje z Andrzejem Derą, który zawiesił swoje członkostwo w partii Ziobry, dziś ministrem w Kancelarii Prezydenta, związanym z jej okrę­giem wyborczym. - Słyszałem, że już trwają rozmowy o jej przejściu do kance­larii. Dera zaprzecza i dodaje, że mini­sterialnych miejsc w Pałacu nie ma tylu, aby obdzielić kolejne osoby. I wreszcie inny poseł PiS, co potwierdza jej dobry znajomy z Kępna, twierdzi, że Możdża­nowska jako ekonomistka, z rozpoczę­tym doktoratem, pójdzie jesienią do mi­nisterstwa Morawieckego.
   Sama zainteresowana bagatelizuje krążące pogłoski. Podczas ostatniego dnia posiedzenia Sejmu w przerwach między głosowaniami, gdy tylko dys­kutowała w kuluarach z jakąkolwiek osobą, to pojawiały się plotki dotyczące transferu. A to, że do Kukiza, że do koła Morawieckiego seniora albo do PiS.
- To wszystko plotki - zapewnia. W Kęp­nie zaś huczy, że z poparciem PiS wy­startuje w wyborach samorządowych, z szansą na stanowisko starosty albo burmistrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz