sobota, 2 września 2017

Wypalenie




Przemęczona, zestresowana, spięta. Urzędnicze obowiązki i presja prezesa Kaczyńskiego męczą premier Beatę Szydło. Współpracownicy twierdzą, że jest psychicznym wrakiem

Michał Krzymowski

Ważny polityk PiS: - Beata jedzie na oparach. Męczy ją ciągła huśtawka. Gdy tylko ustabilizuje swoją pozy­cję, ma chwilę wytchnienia, zaraz wpada w kolejny dołek. Pojawia­ją się pretensje z Nowogrodzkiej i wszystko zaczyna się od nowa. Z jednej strony Szydło musi sprostać oczekiwaniom prezesa, a w rządzie nieustannie napiera na nią Morawiecki. Kiedyś mia­ła jeszcze sojusz z prezydentem, ale dziś jest z nim na wojennej ścieżce.

PREWKA DLA PREZESA
Andrzej Duda i Beata Szydło jeszcze dwa lata temu byli najbliższymi współpracownikami. Razem przeszli przez wy­graną kampanię - on jako kandydat na prezydenta, ona jako szefowa jego sztabu - i darzyli się zaufaniem. Dwa lata po tym zwycięstwie po dawnej przyjaźni nie ma śladu.
   24 lipca, kilka godzin po ogłoszeniu prezydenckiego weta wo­bec ustawy o Sądzie Najwyższym, Szydło jedzie do Belwederu z wiadomością od prezesa: Duda ma wycofać się ze swojej de­klaracji i podpisać projekt nadesłany przez parlament. Gdy pre­zydent odmawia, Szydło wraca na Nowogrodzką zrelacjonować Jarosławowi Kaczyńskiemu przebieg półtoragodzinnej rozmo­wy. I dostaje kolejne zadanie: wieczorem ma wygłosić konkuren­cyjne orędzie, które przykryje występ Andrzeja Dudy.
   Choć do emisji prezydenckiego orędzia zostało jeszcze parę godzin, ludzie z głównej siedziby TVP przy Woronicza dzwonią do pałacu prezydenckiego z ponagleniami: - Kiedy będzie na­granie? Dajcie cokolwiek, chociaż prewkę [poglądowy plik o niż­szej rozdzielczości - red.].
   Opowiada człowiek z Kancelarii Prezydenta: - Jeszcze nie wiedzieliśmy, że Szydło też zamierza wystąpić, więc nasz pra­cownik w końcu zapytał, skąd ten pośpiech. „Prezes Telewizji chce to mieć”, przyznał człowiek z Woronicza. Gdy wieczorem się okazało, że jest konkurencyjne orędzie, zrozumieliśmy, że Szydło chciała wiedzieć, co powie Duda, aby zneutralizować jego przekaz.
   Dwa lata wcześniej, czerwiec 2015 r. Prezydent elekt kom­pletuje skład kancelarii. Na Nowogrodzką dociera, że do pałacu wybierają się ludzie, którzy pracowali z Andrzejem Dudą w kam­panii. Na czele administracji ma stanąć Szydło. Kaczyński orien­tuje się, że pod bokiem przyszłej głowy państwa rodzi się nowy ośrodek polityczny, który będzie stanowić przeciwwagę dla par­tii. Przebija ofertę Dudy i proponuje Szydło stanowisko pre­miera, jeśli jesienią PiS wygra wybory. Od tej pory regularnie przeciwstawia ją prezydentowi.
   Grudzień 2015 r., Sejm w pośpiechu przepycha nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. W pałacu prezydenckim i Kance­larii Premiera - moment zawahania. Szydło milczy, a Duda bez zgody partii zwołuje konsultacje z klubami parlamentarnymi. Kaczyński wzywa na Nowogrodzką Elżbietę Witek, szefową ga­binetu Szydło, i nakazuje: - Ela, musicie się włączyć.
   Szydło wygłasza z mównicy sejmowej ostre przemówienie wy­mierzone w Platformę i udziela telewizyjnych wywiadów, w któ­rych powtarza tezy z Nowogrodzkiej. Na polecenie prezesa prosi Dudę, by wrócił z urlopu w Wiśle i podpisał ustawę przysłaną przez parlament.
   Styczeń 2016 r. - prezydent odbiera nagrodę Człowieka Wol­ności tygodnika „wSieci”. Podczas przemówienia dziękuje dwóm osobom: Kaczyńskiemu i Szydło. Prawdopodobnie nie wie, że nie ma ich na sali. Są na Nowogrodzkiej na naradzie ścisłego kierow­nictwa partii. - Jarosław specjalnie wybrał taki termin. Chodziło o postawienie współpracowników przed wyborem: ja czy Andrzej. Szydło, podobnie jak pozostali, wybrała prezesa - opowiada czło­nek władz PiS.
   Poseł: - Szydło jest w trudniejszym położeniu niż Duda. Wie, że Jarosław może ją w każdej chwili zdymisjonować, dlatego musi mu być posłuszna. Poza tym w jej otoczeniu nie ma ludzi, którzy popychaliby ją ku emancypacji. Na Andrzeja naciskają bliscy i kil­ku bojowo nastawionych doradców, u Beaty tej presji nie ma.

KELNERZY, LUDZIE BEATY
W PiS mówi się, że Szydło utrzymuje się na powierzch­ni dzięki strategii woła. Z pokorą znosi wezwania na Nowo­grodzką i żądania Kaczyńskiego. Nie przeciwstawia mu się i nie sili na samodzielność. Karnie wykonuje po­lecenia. Jej jedynym celem jest przetrwanie w fotelu premiera. Wie, że gdyby sprzeciwi­ła się prezesowi, skończyłaby jak Kazimierz Marcinkiewicz.
   Wbrew pozorom to sprytna strategia. Ka­czyński skarży się współpracownikom, że jest wobec niej bezsilny. Gdy wydaje polecenia, Szydło potakuje, ale z ich wypełnieniem bywa różnie. - Jarosław twierdzi, że Beata realizu­je 30-40 procent jego żądań. On oczywiście może ją potem ponownie wezwać i zdyscypli­nować, ale Szydło w takich sytuacjach będzie udawać głupią i kiwać głową - mówi człowiek z Nowogrodzkiej. - Prezes - ciągnie rozmów­ca „Newsweeka” - często popada z tego powodu w irytację. Mówi współpracownikom, że czas na przyśpieszenie, a szefowa rzą­du najwyraźniej nie dotrzymuje mu kroku. Narzeka, że Beata to inna liga - trzeba jej tłumaczyć kwestie, które sama powinna ła­pać w lot. Choć wydaje się, że jest bliski wymiany premiera, to po­przestaje na pogróżkach. Szydło trwa dalej.
   Strategia wołu to nie tylko pokorne wykonywanie poleceń pre­zesa, ale też nieustanne szukanie kontaktu z nim, bo na Nowo­grodzkiej nieobecni nie mają racji. Kto nie umie przebić się do szefa ze swoim przekazem, musi wiedzieć, że zrobią to za niego inni. A że najbliżej ucha Jarosława są ludzie wrogo nastawieni do Kancelarii Premiera, to Szydło od czasu do czasu popada w nieła­skę. Traci kontakt z prezesem i miewa trudności, by dostać się do niego na spotkanie.
   - Jestem pełen podziwu dla Beaty - ironizuje człowiek z Nowo­grodzkiej. - Jest wszędzie. Bywa na wszystkich możliwych uro­czystościach i imprezach, szczególnie jeśli zjawia się na nich prezes. Nie przepuści żadnej okazji, żeby mu się pokazać. Jak ona znajduje na to czas?
   Rzut oka na wydarzenia z ostatnich trzech miesięcy. 10 maja - premier u boku Jarosława Kaczyńskiego pojawia się na mie­sięcznicy smoleńskiej. Maszeruje na Krakowskie Przedmieście i składa kwiaty pod pałacem prezydenckim. 6 czerwca - wita pierwszą dostawę amerykańskiego gazu w Świnoujściu, pod­kreśla, że powstanie gazoportu to zasługa Lecha i Jarosława Ka­czyńskich. 18 czerwca, dzień urodzin braci - dołącza do prezesa i pielgrzymuje do krypty Lecha na Wawelu.
   Wyjazdy w teren, uświetnianie uroczystości i przecinanie wstęg to pewne punkty w kalendarzu Beaty Szydło. W ciągu ostatnich kilkunastu tygodni premier gościła w Jawiszowicach na 95-leciu Ochotniczej Straży Pożarnej, świętowała setną rocznicę obja­wień fatimskich w Zakopanem i spotkała się ze sportowcami na warszawskim Torwarze. W Przecieszynie otworzyła boisko spor­towe, a w Świnnej Porębie - niedokończony zbiornik. Była na ju­bileuszu Straży Pożarnej w Warszawie, na Dniu Dziecka, gościła na kongresie gospodarczym w Krakowie. Pojawiła się na uroczy­stościach w elektrowni Jaworzno i na Dniu Strażaka w Skidziniu.
   Polityk PiS: - Jej głównym zmartwieniem jest to, co myśli o niej prezes i jak pokazują ją w tabloidach i telewizji. Niestety, odbija się to na rządzie. Pani premier niespecjalnie interesuje się tym, co dzieje się w resortach. To nie przypadek, że wielu ministrów chce, by została do końca kadencji. Wiedzą, że kto inny na jej miejscu patrzyłby im na ręce.
   Inny: - Szydło niszczy w zarodku wszystkie ambitne pomysły ministrów. Robi to z obawy przed reakcją mediów. Skąd u niej to wyczule­nie? Od „kelnerów”!
    „Kelnerami” określa się dwójkę byłych pra­cowników biura prasowego PiS - Annę Plakwicz i Piotra Matczuka, którzy za czasów Szydło kierowali Centrum Informacyjnym Rządu. Kilka miesięcy temu oboje odeszli z Kancelarii Premiera i założyli firmę PR-owską Solvere. Poseł: - To oni umawiali ustawki Szydło z tabloidami i stali za większością jej PR-owskich akcji. Są doświadczeni i mają kontakty wśród dziennikarzy. Dlaczego „kelnerzy”? Nie mam po­jęcia. To przezwisko wymyślił im Zbigniew Ziobro, który kiedyś współpracował z Matczukiem.

PANI BIGOS IDZIE DO BANKU
Polityk zbliżony do Szydło: - Beata rzeczywiście jest w nie najlepszej formie. Cały czas odczuwa skutki lutowego wypad­ku, po którym miała złamane żebro i mostek. A przecież z po­wodów wizerunkowych i politycznych prawie od razu wyszła ze szpitala i wróciła do pracy bez rehabilitacji. Dziś to wszystko się na niej odbija.
   Inny rozmówca wskazuje, że Szydło jest osobą skrytą, nie ma powiernika, który mógłby zapewnić jej psychiczne wsparcie. Jej najbliższą współpracownicą jest szefowa gabinetu premiera El­żbieta Witek. Ta jednak, jako posłanka PiS, jest jednocześnie podwładną Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym brakuje jej po­litycznego doświadczenia. Inny z jej doradców - Witold Olech, PR-owiec i autor przemówień - to z kolei człowiek ministra spra­wiedliwości Zbigniewa Ziobry. W przeszłości pracował przy jego kampaniach i od lat przyjaźni się z jego bratem Witoldem. Bli­sko z Szydło jest też marszałek Senatu Stanisław Karczewski; po­dobnie jak ona mieszka w rządowym kompleksie przy Parkowej, gdzie z żoną zajmuje sąsiednią willę. - Ale jemu też trudno zaufać.
W partii wszyscy wiedzą, że Staszek z każdą informacją lata do prezesa - twierdzi jeden z posłów.
   Najważniejszym politycznym stronnikiem szefowej rządu jest Zbigniew Ziobro, ale i w tym przypadku trudno mówić o zaufa­niu. To raczej taktyczny sojusz przeciwko wicepremierowi Mate­uszowi Morawieckiemu, przed którym Szydło zazdrośnie strzeże swojej pozycji. - Przed wyborami Beata blisko współpracowała z Mateuszem. Miała z nim świetne relacje, ale gdy tylko wyczuła z jego strony zagrożenie, momentalnie zaczęła go zwalczać - opo­wiada jeden z rozmówców.
   Konflikt z Morawieckim dał o sobie znać wiosną, gdy wice­premier doprowadził do usunięcia ze stanowiska prezesa PZU Michała Krupińskiego, bliskiego współpracownika ministra spra­wiedliwości. Kilka tygodni później - po kontrakcji Szydło i Ziobry na Nowogrodzkiej - spółka przeszła pod osobisty nadzór szefo­wej rządu, a na jej czele stanął człowiek ministra Paweł Surów­ka. Szydło tak mocno zabiegała o PZU, że Kaczyński po jednym ze spotkań z nią pytał retorycznie współpracowników: - To czyim ona jest premierem? Moim czy Zbyszka?
   Drobne złośliwości wymierzone w Morawieckiego kosztują szefową rządu dużo energii. Kilka miesięcy temu Szydło zwoła­ła naradę w szerokim gronie, sprawdziła kalendarz wicepremie­ra i zmieniła godzinę zebrania tak, by Morawiecki nie zdążył. W tych intrygach brakuje jednak strategii. Pani premier potrafi rozdzierać szaty w sprawie PZU, a potem oddaje prawie całą wła­dzę w spółce ludziom Ziobry.
   Przy innych okazjach forsuje kompromitujące kandydatury, głównie znajomych z rodzinnych Brzeszcz. Stanowisko prezesa Tauronu Wydobycie powierza koledze ze szkoły, powiatowemu działaczowi partii Zdzisławowi Filipowi. Do władz zrepolonizowanego banku Pekao deleguje z kolei przyjaciółkę Sabinę Bigos-Jaworowską i Michała Kaszyńskiego, kolegę swego męża Edwarda.
   Znajomy: - Każdy premier jest poddany gigantycznym obcią­żeniom fizycznym i psychicznym. A taki, który ma nad sobą de­spotycznego lidera partii, działa pod podwójną presją. Czasem się zastanawiam, jak Szydło to wszystko odreagowuje. Przecież sportu nie uprawia, alkohol w jej przypadku też odpada. W jed­nym z wywiadów mówiła, że w domu w Brzeszczach zawsze myje okna. Może to jest jej sposób?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz