wtorek, 26 września 2017

Uwikłanie i Czystka



Uwikłanie

Autor prezydenckiej ustawy o Sądzie Najwyższym przyjął w depozyt milion złotych od spółki, za którą stoją ludzie podejrzani o udział w mafii paliwowej. Członek władz warszawskiej palestry: - Pewnie trzeba będzie wszcząć wobec niego postępowanie dyscyplinarne

Michał Krzymowski

Takich adresów nie ma w Warszawie wie­le. Idealnie odrestaurowana kamieni­ca, wszystko jak spod igły - odnowione sztukaterie na suficie, kute balustrady, zdobione drzwi drewniane. Śnieżna biel ścian i podwórko tonące w kwiatach. Kancelaria Michała Królikowskiego do niedawna zajmowała jedno piętro, teraz ma dwa.

PROFESOR PROWADZI MNIE DO GABINETU
- Dopiero się wprowadziliśmy. Widzi pan tę szafę? - wska­zuje gablotę stojącą pod ścianą. - To ostatnia rata z IPetrolu. Zapłacili meblami.
   IPetrol to cypryjska spółka handlująca paliwem. Stoją za nią dwaj bracia z Węgrowa. Od pół roku siedzą w areszcie. Prokuratura podejrzewa ich o udział w grupie przestępczej, wyłudzanie VAT i pranie brudnych pieniędzy. Zanim IPetrol oddał Królikowskiemu meble, płacił pieniędz­mi. Za ostatnie pół roku współpracy autor prezydenckiej usta­wy o Sądzie Najwyższym zainkasował od paliwowej spółki 300 tys. zł. Przyjął też dwa depozyty adwokackie na poczet przyszłych kar, poręczeń majątkowych i kosztów postępowań - jeden na milion złotych, a drugi na 150 tys. dol.
   Depozyt adwokacki to coś w rodzaju powiernictwa. Klient może przekazać adwokatowi pieniądze na przechowanie. Środki muszą trafić na oddzielny rachunek bankowy i po­winny być wypłacane na każde żądanie ich dysponenta. Jest warunek: spisując umowę depozytu, klient powinien jasno wskazać jego cel. Instytucja depozytu pieniężnego jest w peł­ni legalna - pojawia się w orzecznictwie Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, a także w dokumentach Naczel­nej Rady Adwokackiej - ale prawnicy nie korzystają z niej zbyt często.

PROFESOR DONOSI OPERACYJNIE
Sprawę pieniędzy zdeponowanych na rachunkach Królikowskiego bada Prokuratura Regionalna w Białymsto­ku. To jeden z wątków dużego śledz­twa w sprawie mafii paliwowej. Zdaniem śledczych skarb państwa mógł stracić na jej działalności prawie 700 mln zł. Zarzuty do tej pory usłyszało 15 osób, część z nich od kilku miesięcy siedzi w areszcie.
   Choć postępowanie dotyczy przestęp­czości gospodarczej, to ma wyraźny kon­tekst polityczny i trudno nie łączyć go ze zmianami w sądownictwie, które zo­stały zablokowane przez prezydenckie weta. Śledztwo od ponad pół roku nad­zoruje Prokuratura Krajowa, ale wątek Królikowskiego nabiera rozpędu dopie­ro wtedy, gdy okazuje się, że adwokat pra­cuje nad prezydenckimi projektami ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Wtedy też sprawą zaczyna się interesować Ziobro, główny architekt zastopowanej reformy.
   Dlaczego prokuratorzy interesują się Królikowskim? Ich zdaniem adwokat, przyjmując depozyt, mógł pomóc podejrzanej spółce ukryć pieniądze pochodzące z przestępstwa.
   Problemy Królikowskiego zaczynają się w lutym 2017 roku, kiedy do jego kancelarii przyjeżdża roztrzęsiony Wojciech C., dyrektor polskiego oddziału IPetrolu. Królikowski reprezen­tuje tę spółkę w postępowaniach skarbowych i administracyj­nych. Dyrektor boi się aresztowania i prosi, by Królikowski w razie czego podjął się jego obrony. Ten mówi, że nie ma problemu, ale prowadzenie sprawy karnej będzie dodatkowo kosztować. Rozmowa kończy się bez konkretów.
   Dwa dni później Centralne Biuro Śledcze Policji zatrzymu­je braci z Węgrowa stojących za IPetrolem. Dyrektor pozostaje na wolności, ale znienacka dzwoni do Królikowskiego z infor­macją, że właśnie przelał mu z rachunku spółki 300 tys. zł ho­norarium za wykonane usługi i milion złotych na ustanowienie depozytu. Adwokat mówi, że nie życzy sobie więcej takich sy­tuacji, i stawia dyrektora przed wyborem: albo jeszcze tego sa­mego dnia podpiszą umowę legalizującą depozyt, albo przelew zostanie odesłany. Dyrektor jest w Londynie, więc Królikowski leci do niego i podpisuje z nim umowę.
   Dyrektor Wojciech C. opowie tę historię podczas wrześnio­wego przesłuchania w CBŚP. Zaznaczy, że profesor przyjął de­pozyt niechętnie i że stanowczo nalegał na podpisanie umowy.
   6 lipca - dwa i pół tygodnia przed prezydenckimi wetami - do Królikowskiego dociera informacja, że IPetrol zdepono­wał pieniądze nie tylko u niego, ale tak­że u innych adwokatów, i że prokuratura zajęła te środki z powodu podejrzenia o pranie brudnych pieniędzy.
   Profesor wpada w popłoch. Jeśli pój­dzie do prokuratury z informacją o złożo­nym u niego depozycie - złamie tajemnicę adwokacką i zadenuncjuje klienta. Je­śli zatai - narazi się na zarzut pomocni­ctwa w praniu pieniędzy. Wymyśla więc, że zgłosi się do CBŚP, ale „operacyjnie”. Przez telefon informuje funkcjonariusza o depozycie. Mimo to ślad po tym kon­takcie trafi do akt śledztwa - oficer spo­rządzi notatkę z rozmowy i przekaże ją prokuratorowi.
Czy przed 6 lipca Królikowski mógł się nie domyślać, że depozyt jest pró­bą ukrycia brudnych pieniędzy przed prokuraturą?
   - Kręceniem VAT zazwyczaj zajmu­ją się firmy wydmuszki bez prawdzi­wego biura, ze słupami w zarządzie. Tu mistyfikacja była lepiej zorganizowana.  Warszawski oddział IPetrolu miał ele­gancką siedzibę w Mordorze [potoczna nazwa skupiska biurowców na warszaw­skim Mokotowie - red.], a dyrektor był prawdziwym menedżerem z dorobkiem w biznesie. Można było się nabrać - twierdzi znający kulisy śledztwa rozmówca „Newsweeka”.
   Z drugiej strony przecież już w lutym zatrzymano braci z Węgrowa. Jednak teoretycznie profesor mógł nie rozgryźć tych związków, bo IPetrol na papierze należy do cypryjskie­go prawnika, który związany jest z nimi nieujawnioną umową. Prezydencki prawnik miał prawo tego nie wiedzieć, ale powi­nien był się domyślać, bo znał mechanizm działania braci. Re­prezentował ich w sprawach podatkowych, wypowiedział im pełnomocnictwo w 2016 roku.

PREZYDENT: ZIOBRO CIĘ OBRYZGA
Dzień po telefonicznej rozmowie z oficerem CBŚP proku­ratura zwraca się do Królikowskiego o wskazanie rachunku, na którym znajduje się depozyt podejrzanej spółki. Królikowski odpowiada po 10 dniach namysłu - w Warszawie akurat rusza­ją demonstracje w obronie sądów. Odpisuje śledczym: numeru konta nie podam, bo obowiązuje mnie tajemnica adwokacka, ale skoro środki mogą pochodzić z przestępstwa, to sam je za­mrożę. Nawet jeśli klient wyda dyspozycję wypłaty, to nie zre­alizuję jej, żeby nie narazić się na podejrzenie pomocnictwa w praniu pieniędzy.
   W połowie sierpnia portal OKO.press donosi, że profesor Mi­chał Królikowski kieruje pracami zespołu, który w pałacu pi­sze sądowe ustawy. Mija kilka dni i wątek depozytu w śledztwie nabiera przyspieszenia.
   Dyrektor IPetrolu zostaje ponownie wezwany do CBŚP. Funk­cjonariusz mówi mu, że przesłuchanie będzie dotyczyć pie­niędzy powierzonych adwokatowi i sugeruje, że oddzielne wezwanie otrzyma Królikowski. To wyjątkowa sytuacja - pro­kuratura rzadko decyduje się na przesłuchiwanie pełnomocni­ków występujących w sprawie.
   Królikowski najpierw esemesami, później w rozmowie infor­muje prezydenta Andrzeja Dudę o zainteresowaniu śledczych. Przestrzega, że prokuratura lada chwila zrobi z niego adwoka­ta na usługach mafii paliwowej. Duda nie jest tym zaskoczony, uznaje, że sprawa jest polityczna. - Jeśli Ziobro będzie mógł, to obryzga cię błotem. To kwestia czasu - ostrzega Królikowskiego, ale nie wycofuje go z prac nad ustawami.
   Mimo to śledztwo jest dla Królikowskiego problemem. Jeśli prokuratura rzeczywiście wezwie go na przesłuchanie, zmieni się jego status w sprawie. Z pełnomocnika stanie się świadkiem, a może i podejrzanym? - Prokuratura może zostać wykorzysta­na dla celów politycznych, stąd nie mogę wykluczyć uwikłania mnie w absurdalne zarzuty karne z tego tytułu, że wykonuję zawód adwokata - mówi „Newsweekowi”.
   Królikowski ponownie kontaktuje się z oficerem CBŚP, któ­ry radzi mu, by zrezygnował z udziału w przesłuchaniu dyrek­tora spółki paliwowej. Skoro sam lada chwila ma być wezwany, to nie powinien przyjeżdżać jako pełnomocnik. W zastępstwie wysyła więc znajomego adwokata. Dyrektor w jego obecno­ści szczegółowo opowiada o przelewach dla prezydenckiego eksperta.
   Gdy w końcu zeszłego tygodnia „Newsweek” na swej stro­nie internetowej informuje, że śledczy wzięli Królikowskiego na celownik, szef Prokuratury Krajowej Bogdan Święczkowski zadeklaruje na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, że nie planuje wzywać go na przesłuchanie nawet w charakte­rze świadka. Ujawni przy okazji, że prokuratura właśnie weszła na konto jego kancelarii.
   To, że Ziobro interesuje się wątkiem depozytu, jest jed­nak faktem. Z odpowiedzi białostockiej prokuratury na py­tania „Newsweeka”: „Prokurator prowadzący postępowanie rutynowo przekazuje informacje o śledztwie Departamento­wi do spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajo­wej. Prokurator generalny powziął informacje o szczegółach śledztwa w połowie września po publikacjach medialnych na ten temat”.
   Innymi słowy, białostoccy śledczy rapor­towali o postępach w śledztwie regularnie, ale Ziobro zainteresował się sprawą dopiero w połowie września, czyli po tym, jak dyrek­tor Wojciech C. został przesłuchany w spra­wie przesłanego Królikowskiemu depozytu. A skłoniły go do tego doniesienia medialne. W pierwszej połowie września o białostockim śledztwie pisał tylko portal TVP.info. „Praco­wał dla wyłudzaczy VAT. Nieznana przeszłość Michała Królikowskiego” - brzmiał tytuł tekstu.

SPÓŁKA PALIWOWA UZALEŻNIA ADWOKATA
Profesor Królikowski zapewnia w roz­mowie z „Newsweekiem”, że działał zgodnie z prawem i zasadami wykonywania zawodu za­ufania publicznego. - Gdyby ciążyły na mnie jakiekolwiek zarzuty karne lub dyscyplinar­ne, dla dobra pana prezydenta uchyliłbym się od współpracy w zakresie pomocy eksperckiej - deklaruje.
   To jednak ogólniki, a w sprawie jest wie­le pytań o szczegóły. Na przykład: czy Królikowski powinien przechowywać pieniądze spółki, za którą stali ludzie podejrza­ni o kierowanie mafią paliwową? I w drugą stronę: czy wolno mu było donieść służbom o depozycie złożonym u niego przez klienta? Dlaczego zrobił to chyłkiem i czy nie zdradził w ten sposób tajemnicy adwokackiej?
   I wreszcie: czy miał prawo samodzielnie zamrozić depozyt?
   Zadaliśmy te pytania doświadczonemu mecenasowi Wło­dzimierzowi Sarnie, wiceszefowi komisji etyki Naczelnej Rady Adwokackiej Andrzejowi Malickiemu oraz pierwszemu zastęp­cy rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie Grzegorzowi Fertakowi. Wszyscy trzej zastrze­gają, że sprawa jest skomplikowana, a oni wygłaszają jedynie osobiste opinie bez znajomości akt.
   Włodzimierz Sarna: - Z jednej strony adwokat musi za­chować w tajemnicy wszystko, czego dowiedział się od klien­ta, a z drugiej ustawa o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy nakłada na niego obowiązek informowania służb o podejrzanych transakcjach. Moim zdaniem prof. Królikow­ski próbował tu zadośćuczynić obu przepisom. Powiadomił służby o depozycie, ale nie wskazał numeru rachunku.
   Andrzej Malicki ocenia zachowanie Królikowskiego jako „adekwatne do stanu faktycznego i obowiązujących regulacji”, ale zwraca uwagę, że odmowa zwrotu depozytu rodzi sytuację konfliktu z klientem, w której powinno się wypowiedzieć peł­nomocnictwo: - Adwokat nie może być sędzią swojego klienta ani jego wrogiem w jakimkolwiek aspekcie.
   - Całą sytuację oceniam jako wysoce niezręczną dla adwoka­ta - mówi Grzegorz Fertak.
   - Czy profesor Królikowski mógł jej uniknąć?
   - Jak usłyszałem od pana, z depozytu mia­ło być pokryte m.in. przyszłe honorarium prof. Królikowskiego. Czyli można powie­dzieć, że było to coś w rodzaju przedpłaty na poczet przyszłego wynagrodzenia adwokata. Nie jest to czynność zabroniona przez prawo. Jednakże nasze przepisy korporacyjne zabra­niają wchodzenia w takie relacje z klientami, które uzależniają adwokata od klienta.
   - Czy to znaczy, że prof. Królikowski powi­nien odmówić przyjęcia depozytu?
   - Gdyby znał sytuację spółki, wiedział o jej kłopotach, zainteresowaniu prokuratury, moż­liwych aresztowaniach członków jej władz, to przyjęcie takiego depozytu byłoby wysoce ry­zykowne. Jest to kwestia oceny ryzyka.
   - Same okoliczności przyjęcia depozytu też były niecodzienne. Dyrektor spółki najpierw przelał Królikowskiemu pieniądze, a dopiero potem go o tym poinformował i podpisał z nim umowę.
   - Gdyby mój klient podjął takie działania bez mojej zgody, zaprzestałbym z nim dalszej współpracy.

***

Rozmówca z władz warszawskiej adwokatury: - Dla Królikowskiego to dopiero początek problemów. Spodziewamy się, że za chwilę ktoś na niego doniesie i będzie trzeba wszcząć postępowanie dyscyplinarne.
   Polityk PiS sprzyjający Ziobrze: - Bez względu na to, jak skończy się ta historia dla Królikowskiego, prezydent ma poważny kłopot, bo jego ustawę o Sądzie Najwyższym przygotował adwokat mafii paliwowej. Nie sądzę, by prezes mógł zagłosować za takim projektem. Pytanie, czy akurat to w projektach sądowych ustaw będzie dla Jarosława Kaczyńskiego największym problemem, czy też będzie nim raczej ich treść.

Czystka

Sędziowie mówią: „Zaczęło się”. Resort Ziobry nie tylko chce obsadzić swoimi ludźmi sądy, ale przede wszystkim rozbić sędziowską solidarność, którą wzmocniły uliczne protesty

Renata Grochal, Aleksandra Pawlicka

Zaczną od najważniejszych sądów w dużych miastach, a potem będzie przegląd sąd po sądzie. Czystka do­tknie cały kraj. Wicemi­nister nie pozostawił złudzeń - mówi po spotkaniu z Łukaszem Piebiakiem, zastępcą Zbigniewa Ziobry, warszaw­ski sędzia. W resorcie sprawiedliwości to właśnie Piebiak odpowiada za zmia­ny na stanowiskach prezesów i wice­prezesów sądów. Przez najbliższe pół roku można ich dokonywać bez podania przyczyny, bo tak stanowi nowa usta­wa o ustroju sądów powszechnych - ta, której nie zawetował w lipcu prezydent.
   - Ziobro od dawna zapowiadał roz­bicie sędziowskiej „kasty”. Teraz ma już wszystkie narzędzia - dodaje nasz rozmówca.

WYRZUCONY ZE STOWARZYSZENIA
14 września Ministerstwo Spra­wiedliwości odwołało - przed upły­wem ich kadencji - trzy wiceprezeski Sądu Okręgowego w Warszawie. To je­den z najważniejszych sądów w kraju, prowadzący sprawy polityków, urzęd­ników, przedsiębiorców, dziennikarzy. Sędzie odpowiadały za sprawy karne (Beata Najjar), cywilne (Maria Dudziuk) i gospodarcze (Ewa Malinowska).
   Najwięcej kontrowersji wzbudziła dymisja sędzi Malinowskiej, która kilka lat temu miała porachunki z Łukaszem Piebiakiem, gdy ten w sądzie rejono­wym orzekał w pionie gospodarczym. Skrytykowała jego pracę i doprowa­dziła do wszczęcia wobec niego postę­powania dyscyplinarnego. Zarzuciła mu, że „manifestował wrogość; jeden dzień był w pracy, cztery poza nią albo do niej wpadał. Raz nie było go przez dwa tygodnie w sądzie, bo miał szkole­nia”. Chodziło o szkolenia zagraniczne, o których nie poinformował przełożo­nego. W postępowaniu dyscyplinarnym został uznany za winnego, co zabloko­wało mu ścieżkę awansu w sądach. Na szczęście dla niego wygrało PiS i Zio­bro powołał go na swego zastępcę.
   Odwołanie Malinowskiej to jego ze­msta. Wiele razy mówił znajomym, że nawet gdyby miał odwołać ją dwa dni przed upływem kadencji, to jej nie daru­je. Dwie pozostałe wiceprezeski dostały rykoszetem - mówi jeden z sędziów.
   Malinowska została odwołana mie­siąc przed upływem swej kadencji.
   Zanim Piebiak znalazł pracę u Zio­bry, wiele razy występował do Kra­jowej Rady Sądownictwa o awans do sądu okręgowego, ale konkursy prze­grywał. - Skarżył się, że jest krzywdzo­ny, ale był po prostu słaby. Tak pewnego siebie i aroganckiego człowieka nigdy nie spotkałem. Mówił, że jest sędzią i może sobie robić, co chce - opowiada członek KRS, który brał udział w prze­słuchaniach konkursowych Piebiaka. Sam wiceminister z „Newsweekiem” nie chciał rozmawiać.
   Odpowiedzialnością za czystkę w warszawskim Sądzie Okręgowym Piebiak próbował obarczyć nową prezes Joannę Bitner (poprzedniej skończy­ła się kadencja). Rzecznik resortu spra­wiedliwości ogłosił, że to na jej wniosek wymieniono zastępców. Jednak Bit­ner temu zaprzeczyła. A ponieważ jest członkiem krytycznego wobec reformy sądownictwa Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, poprosiła środowi­sko sędziów o ocenę swej nominacji. Pojawiły się bowiem głosy, że przyję­cie jej przez nią jest legitymizowaniem działań ministra Ziobry. - Zgodziła się na to, by narzucono jej wiceprezesów, na przerwanie kadencji ich poprzed­ników - zauważa sędzia Waldemar Żu­rek, rzecznik KRS.
   We wtorek zgromadzenie ogólne sę­dziów warszawskiego Sądu Okręgo­wego potępiło czystkę w warszawskim sądzie. A w czwartek warszawski od­dział Iustitii wykluczył ze stowarzy­szenia Łukasza Piebiaka. Jako powód podano „jego działania i wypowiedzi wspierające ustawę o ustroju sądów po­wszechnych, sprzeczne z podstawowy­mi celami stowarzyszenia, którymi są umacnianie niezależności sądów i nie­zawisłości sędziów”.

KLIN W SOLIDARNOŚĆ
Gdy w sierpniu weszła w życie ustawa o ustroju sądów powszech­nych, Iustitia zaapelowała do sędziów, by „nie przyjmowali stanowisk po wy­rzucanych w tym trybie prezesach. Pamiętajmy, że za każdą taką decy­zją stoi pozbawienie naszych kolegów i koleżanek funkcji w sposób urągający wszelkim zasadom prawnym i między­ludzkim”. Iustitia określa działania Ziobry „procederem namiestnikow­skim, w którym dominującą pozycję w sądach powszechnych ma polityk: minister sprawiedliwości-prokurator generalny. Ta nadzwyczajna procedu­ra w sposób oczywisty narusza kon­stytucyjną zasadę trójpodziału władzy oraz separacji władzy sądowniczej od władzy politycznej”.
   - Nie mam wątpliwości, że Ziobrze chodzi o rozbicie sędziowskiej solidar­ności. Wie, że jeśli uda mu się wbić w to środowisko klin, erozja będzie postępo­wać szybciej - mówi członkini Iustitii.
   - Zadałem sobie ten ból i obejrzałem jedną z ostatnich konferencji ministra Ziobry od początku do końca. To, ile razy użył w swoim wystąpieniu słowa „Iustitia”, nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy na celowniku - mówi prezes sędziowskiego stowarzyszenia Kry­stian Markiewicz.
   W czystce w Sądzie Okręgowym w Warszawie najwięcej kontrower­sji budzi nazwisko jednego z trzech nowych wiceprezesów: Dariusza Drajewicza.
   -  Jest członkiem Iustitii i wie, że przy­jęcie nominacji w miejsce sędziów po­zbawianych stanowisk jest niezgodne z konstytucją - mówi prezes Markiewicz.
   Sędziemu Drajewiczowi grozi wyklu­czenie z Iustitii. - Nie możemy pozwo­lić rozbić naszej solidarności. Nawet jeśli wyłamie się kilku, a może i kilkudziesię­ciu sędziów, to Iustitia liczy 3,5 tys. człon­ków. Musimy trzymać wspólny front - dodaje Markiewicz.
   - Ziobro i Piebiak liczą, że pojawi się ja­kaś Iustitia bis i będą mogli mówić: „śro­dowisko sędziowskie nie jest jednolite, są jakieś elity, ale część stowarzyszenia współpracuje z rządem, chcąc robić re­formę sądów dla ludzi” - kreśli scena­riusz krakowski sędzia. Dodaje, że to metoda sprawdzona już przez ministra sprawiedliwości w środowisku prokura­torów. W Szczecinie posłuszni Ziobrze prokuratorzy wszczęli śledztwo prze­ciw sędziom, którzy nie wydali zgod­nego z ich oczekiwaniami orzeczenia. W obronie tych sędziów wystąpili zaś prokuratorzy zrzeszeni w stowarzysze­niu Lex Super Omnia, krytykującym nisz­czenie wymiaru sprawiedliwości przez rząd Prawa i Sprawiedliwości.

KUPCZENIE AWANSAMI
- Kupczenie sędziowskimi awansami odbywa się od początku przejęcia władzy przez PiS. Za chwilę trudno będzie zna­leźć prezesa czy wiceprezesa, którego nie nominowano z partyjnego klucza - nie kryje obaw jeden z naszych rozmówców.
   W Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej minister Ziobro próbował powołać swo­jego prezesa już w zeszłym roku. Jednak większość tamtejszych sędziów sprze­ciwiła się kandydaturze Anny Szwed-Szczygieł, córki bielsko-bialskiego posła PiS Stanisława Szweda. Ziobro powołał ją więc na wiceprezesa, mimo ponownej ne­gatywnej opinii gremium sędziowskie­go - zarówno w Bielsku-Białej, jak i Sądu Apelacyjnego w Katowicach.
   Swojego człowieka resort ma już tak­że w Przemyślu. Mianowany w ostatnich dniach prezesem Sądu Okręgowego Jacek Saramaga to bliski współpracownik wi­ceministra Piebiaka. - Był głównym spe­cjalistą w departamencie legislacyjnym, opracowującym z Piebiakiem propozycje zmian w prawie - mówi pracownik resor­tu. W Przemyślu sędzia Saramaga zasłynął oddaleniem pozwu feministki Małgorzaty Marenin przeciw ówczesnemu abp. prze­myskiemu Józefowi Michalikowi. Żąda­ła, aby przeprosił za słowa: „dziecko samo wpycha się do łóżka pedofila”.
   Za człowieka resortu uchodzi tak­że prezes Sądu Okręgowego w Szczeci­nie Maciej Strączyński. Powołano go na mocy nowych przepisów. Do ubiegłego roku to on był szefem Iustitii, a dziś jest skłócony z obecnym prezesem. W ro­dzinnym mieście dorobił się przydomka „strażnik Teksasu” - głównie przez zami­łowanie do kapeluszy i surowych wyroków; m.in. jako pierwszy sędzia w Polsce skazał w 2001 r. na dożywocie mężczyznę oskarżonego o podwójne zabójstwo.
   - Ziobro próbuje rozbić Iustitię. Propo­nuje zrzeszonym w niej sędziom awanse w sądach i ściąga ich do pracy w resor­cie. Taką ścieżkę zaproponowano m.in. sędziom Henrykowi Walczewskiemu, Dariuszowi Pawłyszcze czy Dagmarze Pawełczyk. Oprócz normalnej pensji sę­dziowie w ministerstwie dostają trzy róż­ne dodatki, co daje drugą wypłatę - mówi jeden z naszych rozmówców. Gorzko komentuje: - Niektórzy dają się kupić.

WYBRONILI PREZESA
Środowisko sędziowskie nerwowo zareagowało na to, że pierwsza pre­zes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf pojawiła się w pałacu prezydenckim podczas zaprzysiężenia nowego sędzie­go Trybunału Konstytucyjnego. Justyn Piskorski to tzw. dubler, wybrany nie­zgodnie z prawem.
   - Jak zobaczyłem ją na zdjęciu z pa­łacu, to się załamałem. Jej obecność na zaprzysiężeniu dublera to jak plucie w twarz tym wszystkim, którzy bronili sądów i jej urzędu - mówi „Newsweekowi” sędzia z wieloletnim stażem. Pojawi­ły się podejrzenia, że prezes SN układa się z władzą, by zachować stanowisko.
   Początkowo Gersdorf tłumaczyła sy­tuację stresem i przepracowaniem, które sprawiają, że „każdemu zdarzają się kro­ki podjęte bezrefleksyjnie” - tak przed­stawił to w jej imieniu rzecznik Michał Laskowski. Ostatecznie jednak przyzna­ła się do popełnienia błędu. Jeden z na­szych rozmówców wyjaśnia, że tego dnia Gersdorf odwoziła męża do szpitala i gdy poinformowano ją, że ma spotkanie u prezydenta, nie dopytywała z jakiej oka­zji. Zorientowała się dopiero na miejscu.
   - Musimy być niezwykle czujni, bo to, że będą nas rozgrywać, jest oczywistą oczy­wistością. I to, co się stało w Sądzie Okrę­gowym w Warszawie, jasno pokazuje, w jakim kierunku zmierza Ziobro. A prze­cież można zachować się tak jak sędziowie w Łodzi - mówi przedstawiciel Iustitii.
   W tamtejszym sądzie okręgowym mi­nister sprawiedliwości próbował od­wołać prezesa Krzysztofa Kacprzaka, któremu nie minęła nawet połowa kaden­cji. Wybronili go sędziowie - 68 spośród 70 z nich zagłosowało przeciw odwołaniu. Większość była wcześniej wzywana do resortu na poufne rozmowy, a wielu pro­ponowano zajęcie fotela po Kacprzaku.
   - Doskonale rozumiemy, że dziś sę­dzia Kacprzak, a jutro ten, który go zastą­pi, jeśli tylko wyroki nie będą zapadać pod dyktando prokuratora. Gdy zwycięży my­ślenie „szybka kariera, a po mnie potop”, to już teraz można zawiesić togę na koł­ku - mówi jeden z naszych rozmówców.
   Inny dodaje: - Jasne jest, że ten, kto nie jest z Ziobrą, ma przechlapane. Nie ma co liczyć na awans. Tyle że sędzią jest się do końca życia, a nie do końca rządów jednej partii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz