niedziela, 16 lipca 2017

Nie ma sprawy



Daniel Obajtek, wójt Pcimia, który robi zawrotną karierę w państwie PiS, nie będzie sądzony. Prokuratura wycofała jego sprawę z sądu. Skoro prezes Kaczyński, premier Szydło, wicepremier Gowin mówią, że jest niewinny - to tak musi być.

Violetta Krasnowska

Prezes PiS już w 2011 r. nie mógł się nachwalić Daniela Obajtka. „Będziemy rządzić Polską jak Obajtek Pcimiem” - mówił wów­czas, w kampanii parlamentar­nej. Chętnie wykorzystywał ukuty wtedy zwrot „Daniel - Wszystko Mogę - Obaj­tek”, zestawiając go z „Donald - Nic Nie Mogę - Tusk”. Wójt Pcimia z entuzjazmem brał udział w kampanijnej grze (by wspo­mnieć przywiezienie na konferencję Jaro­sława Kaczyńskiego folii dla producenta papryki, który skarżył się premierowi Tuskowi, czy malowanie z Beatą Szydło ścian w pcimskiej szkole, w koszulkach z napisem „damy radę”).
   Nim wystartowała kampania wy­borcza w 2015 r., do Obajtka weszło CBŚ. 15 kwietnia 2013 r. zatrzymano go m.in. pod zarzutem przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości 50 tys. zł. Pro­kuratura wystąpiła o areszt, sąd nakazał jednak wypuścić wójta.
   Po wygranych przez PiS wyborach wójt awansował. Gdy został prezesem Agencji Restrukturyzacji i Moderniza­cji Rolnictwa, jego sprawa była już w sądzie. Mini­ster rolnictwa kwito­wał że o wie ale „nie ma wątpliwości, że nie utrudni ona pracy prezesowi, bo ten w świetle prawa jest osobą niewin­ną”. Jarosław Gowin, były minister spra­wiedliwości w rządzie PO i PSL, nawet bez zaglądania w akta sprawy deklaro­wał, że „Obajtkowi postawiono zarzuty kompletnie wyssane z palca, to postać wybitna, a działania prokuratury wobec niego są równie kompromitujące jak atak na Romana Kluskę”.
   Akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim skierowa­ła do sądu w Sieradzu w październiku 2013 r. Są w nim nazwiska 8 osób, między innymi Daniela Obajtka. Główną posta­cią jest Maciej C. z Działdowa. Zdaniem
prokuratury przemocą i groźbami wy­muszał zwroty wierzytelności - rzeczy­wistych, jak i pozornych, a pomagali mu właściciele potężnych, łysych karków, obwieszeni złotymi łańcuchami. Prób­ka działalności: w 2003 r. w celu wymu­szenia 1 tys. zł ludzie Macieja C. zakuli człowieka w kajdanki, wsadzili do polo­neza i wywieźli, bili, grozili mu bronią, przybyłej na miejsce jego matce grozili, że go zastrzelą, aż im zapłaciła. Innemu, też dla tysiąca złotych, przywiązali linkę do nogi, a następnie podtapiali wielo­krotnie, wrzucając do rzeki (uratowali go policjanci). Dodatkowo Maciej C. zmuszał ludzi do odpracowywania ciągle narasta­jących, rzekomych długów. Zmuszał ludzi do zakładania firm i wyłudzania towarów.

   Przetarg nie wyszedł
   Jeden z zarzutów postawionych Ma­ciejowi C. dotyczy przekrętów na słu­żącym do produkcji PCV granulacie. Wspólnikiem oszustwa miał być wła­śnie Daniel Obajtek. Od niego zresztą wszystko miało się zacząć. Był kierow­nikiem zakładu Elektroplast w Stróży. Zdaniem śledczych wspólnie z niejakim Markiem N. Maciej C. miał kupować kra­dziony granulat od kierownika innego zakładu - z Bydgoszczy, następnie sprze­dawać go zakładom Elektroplast, przy okazji fałszując ilość mate­riału i przywłaszczając pienią­dze. Prokuratura wyliczyła straty Elektroplastu na ponad 1 mln zł.
   Ów proceder opisano, opiera­jąc się na zeznaniach m.in. Ma­riusza F., który przyznał się do winy. On poznał Macieja C. z Danielem Obajtkiem. Po wy­mianie telefonów miało dojść do kolejnych spotkań. Maciej C. postanowił przejąć interes gra­nulatowy, jaki robił Mariusz F. z Obajtkiem - poprzez Mar­ka N., który miał się wszystkim zajmować. Syn Marka N. Artur początkowo miał tylko założyć na siebie firmę, przez którą prze­chodził granulat dla Elektroplastu (a także fikcyjne faktury), ale gdy ojciec nagle zniknął, Maciej C. wtajemniczył Artura we wszystko.
   W prokuraturze ten zeznał o miejscach spotkań, rozlicze­niach, także obszernie o udziale Daniela Obajtka. Opowiedział, że po wpłynięciu pieniędzy na konto firmy następnego dnia wiózł pieniądze Obajtkowi. We­dług zeznań jedynie co 3.-4. transakcja znajdowała odzwierciedlenie w rzeczy­wistości. Interes się skończył, bo wio­sną 2004 r. firma w Bydgoszczy, z której „bokiem” wychodził granulat, została zamknięta. Artur N. zeznał, że Obajtek nie był z tego zadowolony, gdyż, jak miał powiedzieć, „uciekają mu pieniądze”.
   W trakcie śledztwa wyszedł wątek ko­rupcyjny. Okazało się - i przyznawał to również sam Obajtek - że w 2010 r., sześć lat po zamknięciu procederu z gra­nulatem, Maciej C. skontaktował się z nim ponownie. Doszło do spotkania. C. chciał „wejść” w inwestycje gminne. Wójt powie­dział o planowanej dużej inwestycji zwią­zanej z siecią wodno-kanalizacyjną. Spo­tkań było więcej. Według zeznań jednego z oskarżonych Maciej C. kazał mu wręczyć wójtowi kopertę z 50 tys. zł.
   Firma wystawiona przez Macieja C. od­padła jednak w przetargu. Ze złożonych zeznań wynika, że C. winił za to swojego podwładnego i na niego nałożył obowią­zek zwrócenia „wyłożonych 50 tys. zł”. Ale pretensje miał też do wójta. Na początku wiosny 2011 r. do Obajtka przyjechało dwóch ludzi C. Wywołali go z domu, kazali wsiadać do samochodu i przez 1,5 godziny wozili po okolicy, zastraszając go i sugeru­jąc, żeby ustawił im inne przetargi. Sam Obajtek potwierdza, że takie zdarzenie miało miejsce, zeznał też, że następnego dnia po tym incydencie zadzwonił do Ma­cieja C., grożąc, że następnym razem po­wiadomi policję.
   Prokuratura w akcie oskarżenia zwraca uwagę, że spośród wszystkich zaintereso­wanych udziałem w przetargu wójt spoty­kał się tylko z Maciejem C. i jego ludźmi. Na dodatek widywali się w restauracjach, a nie w urzędzie. Już same te okoliczno­ści potwierdzają - pisała prokuratura - że podejrzany Daniel Obajtek podej­mował działania faworyzujące Macieja C. Dla prokuratury to wszystko układało się w całość.

   Ustawa zmienia ustawę
   Podobnie sprawa Obajtka ułożyła się w całość politykom PiS. Oni jednak do­strzegli inne zależności. Po zatrzymaniu wójta, w maju 2013 r., zwołano posiedze­nie pisowskiego Parlamentarnego Zespo­łu ds. Obrony Demokratycznego Państwa Prawa. Na sali zjawili się wszyscy najważ­niejsi politycy tej partii. Obajtek opowie­dział posłom, jak o 6 rano przyjechało CBŚ, jak dostał silnego ataku nerwowego, znalazł się w szpitalu, gdzie odbyło się po­siedzenie aresztanckie, oraz że sąd nakazał go wypuścić z racji szczupłości dowodów. Jarosław Kaczyński powiedział wówczas o nadużyciach wymiaru sprawiedliwo­ści, wskazując, że „przypadek Obajtka jest szczególnie drastyczny, bo dotyczy bardzo dobrego samorządowca, który nie popełnił żadnego przestępstwa”. I że jest to prześladowanie człowieka, który szko­dzi politycznie rządzącej wówczas PO. Wtórowała mu Beata Szydło, w tamtym czasie szefowa PiS w regionie, w którym Obajtek był wójtem.
   Próby rozpoczęcia procesu, odczytania aktu oskarżenia trwały trzy lata. Nie uda­wało się zebrać wszystkich oskarżonych. W międzyczasie oskarżeni - w tym główny Maciej C. - zawarli ugody z pokrzywdzo­nym Elektroplastem. Maciej C. za działania prowadzone wspólnie z Danielem Obajtkiem (który nie przyznaje się do winy) zo­bowiązał się zapłacić oszukanej firmie po­nad 172 tys. zł tytułem naprawienia szkody.
   Prokuratura złożyła więc do sądu wnio­ski o dobrowolne poddanie karze przez oskarżonych. Sąd się zgodził, ale wówczas zaprotestował eurodeputowany Janusz Wojciechowski z PiS; wystąpił do proku­ratora generalnego Andrzeja Seremeta, że to skandal, że takie interesy robi się z groźnymi przestępcami. Prokurator ge­neralny wniósł kasację do Sądu Najwyż­szego, który stwierdził, że niedopuszczal­ne jest, aby po wniesieniu aktu oskarżenia występować z wnioskami o samoukaranie. Wszyscy oskarżeni znowu mieli zasiąść na jednej ławie.
   11 lutego 2016 r. obrońca Obajtka, wów­czas już prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, złożył w są­dzie wniosek o umorzenie postępowania ze względu na „oczywistą niewiarygodność dowodów, na jakich oparto oskarżenie”. Sąd się nie zgodził. Jak wyjaśniał Jacek Klęk, rzecznik Sądu Okręgowego w Siera­dzu, „sąd uznał, że takiej oceny nie można dokonać bez przesłuchania osób, których wiarygodność wnioskodawca kwestio­nuje”. W marcu 2016 r. Prokuratura Ape­lacyjna w Łodzi odebrała sprawę proku­raturze z Ostrowa Wielkopolskiego i dała do Piotrkowa Trybunalskiego. Na piątek 16 września 2016 r. w Sądzie Okręgowym w Sieradzu wyznaczono kolejną rozprawę, licząc, że wreszcie uda się odczytać akt oskarżenia. Dzień wcześniej Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie zdecydowała jed­nak o konieczności uzupełnienia akt no­wymi dowodami i wystąpiła o wycofanie sprawy z sądu.
   Pozwoliła na to pisowska Ustawa z 10 czerwca 2016 r. o zmianie ustawy - Kodeks postępowania karnego, ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz ustawy o prawach pacjenta i Rzecz­niku Praw Pacjenta. Jej pkt 5. mówi o tym, że jeżeli nawet w już toczących się spra­wach ujawniły się istotne okoliczności, konieczność poszukiwania dowodów lub przeprowadzenia innych czynności, sąd na wniosek prokuratora przekazuje mu sprawę w celu uzupełnienia dochodzenia lub śledztwa. W tym wypadku prokuratura uznała, że chce jeszcze uzupełnić materiał dowodowy w zakresie m.in. „ustalenia obowiązków i uprawnień Daniela Obajtka w okresie zatrudnienia w Elektroplaście”, „zasad obiegu dokumentów”, a także „rozważenia powołania biegłego z zakresu rachunkowości, ekonomiki przedsiębior­stwa oraz technologii PCV na okoliczność ustalenia, czy brak dostarczenia do spółki Elektroplast w latach 2003-2004 surowca w ilości 551 ton umożliwiał tej spółce pro­dukcję (...)”.

   Taki piękny bohater
   Gdy wiosną tego roku Daniel Obajtek został prezesem giełdowej państwowej spółki Energa SA, wrócił temat jego sprawy karnej. Od kandydata na takie stanowisko wymaga się złożenia oświadczenia, że nie toczy się wobec niego postępowanie karne lub karnoskarbowe, zatem - wywodzili po­słowie - kandydatura Obajtka nie powinna być w ogóle rozpatrywana. Minister ener­gii Krzysztof Tchórzewski odpisał, że ścisła interpretacja cytowanego oświadczenia wskazuje wprost, że chodzi tylko o postę­powania, które mogą skutkować ogranicze­niem lub zakazem zajmowania stanowisk w organach spółek prawa handlowego. A wobec Obajtka takie się nie toczą.
   W połowie lutego śledztwo z wątkiem Obajtka przejęła z Piotrkowa Prokuratura Krajowa, podległa bezpośrednio Zbignie­wowi Ziobrze. Sprawa trafiła do mało­polskiego wydziału zamiejscowego Pro­kuratury Krajowej. Właśnie umorzono wątki dotyczące Daniela Obajtka. Po­wody nie są znane, prokuratura odmó­wiła POLITYCE udostępnienia akt, jak i uzasadnienia decyzji. Z fragmentu, jaki opublikował portal wPolityce.pl, wynika, że zdaniem Prokuratury Krajowej „ma­teriał dowodowy nie dostarczył podstaw do wniesienia aktu oskarżenia”.
   Daniel Obajtek uważa, że cała sprawa od początku jest polityczna. - W momen­cie, kiedy pojawiłem się w obecności preze­sa Kaczyńskiego, zaczął się potworny atak na mnie, na moją rodzinę, na urząd. Mia­łem u siebie 18 kontroli - mówi. - Od mo­mentu, kiedy prezes Kaczyński wyszedł ze mną na konferencję prasową, broniąc mojej niewinności, pan prokurator musiał zrobić wszystko, żeby mi na siłę udowod­nić, że byłem winny. Zostałem tym niesa­mowicie skrzywdzony i ten koszmar trwał praktycznie 4 lata. Uważam, że sprawa jest skończona.
   Poza tym, jak mówi, dzięki całej tej spra­wie uodpornił się, cały czas walczył, pra­cował i starał się myśleć tylko o ważnych sprawach, planować, patrzeć do przodu. Dodaje, że to ważny kapitał, jaki może wnieść w zarządzanie tak ważną spółką jak Energa. Co stara się robić najlepiej jak potrafi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz