niedziela, 30 lipca 2017

Czekając na Macrona



Jednemu brakuje wizji, drugi budzi politowanie. Choć Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru powinni iść ręka w rękę, to nawet ze sobą nie rozmawiają. Żaden z nich nie zostanie polskim Emmanuelem Macronem

Michał Krzymowski

Polityk PiS: - Współczuję Schetynie i Petru. Przej­ście 200 metrów z sejmo­wego autokaru na plac Krasińskich, na którym przemawiał Trump, musiało być traumą. Członkowie klubów „Gazety Polskiej” zgotowali im tam niezłą ścieżkę zdrowia.
   Członek władz PO z satysfakcją: - Jaka trauma? Na Grzegorza PiS-owcy reago­wali nienawiścią: „Złodzieje! Szmaty!” Czyli prawidłowo, uważają Schetynę za realnego przeciwnika. Gorzej z Ryśkiem, na którego widok wybuchały salwy śmie­chu: „Ty! Sześciu króli!”. Jego już nikt nie traktuje poważnie, zostały mu tylko drwiny.

RYSZARD I JEGO CIEŃ
Rok 2016, trwa posiedzenie władz Nowoczesnej. Nazwanie tego polityczną naradą byłoby jednak przesadą. Ryszard Petru siedzi z nogami na biurku, po­słanka Joanna Scheuring-Wielgus z no­sem w komórce co chwilę podskakuje na fotelu. Ogólne rozprężenie - notowa­nia rosną, partię chwalą komentatorzy, wszystko robi się samo.
   Sielankę przerywa przewodniczą­cy. - Musimy mocniej napierd... w PiS - oznajmia znienacka. Z sali odzywa się głos dyżurnego malkontenta. To po­seł Michał Stasiński, który za kilka mie­sięcy odejdzie do Platformy. - Skąd taki wniosek? Zamówiliśmy sondaż, mamy jakąś analizę? - pyta Stasiński.
   Petru: - Nie, byłem niedawno na spotkaniu w Szczecinie. Ludzie mieli pretensje, że za mało napierd...
Dziś po tamtym rozprężeniu nie ma śladu. Poparcie dla Nowoczesnej spadło poniżej 10 procent, w niektórych bada­niach ugrupowanie balansuje na grani­cy progu wyborczego. Partia jest po fali odejść - z Petru pożegnało się czworo posłów i spin doktor Jakub Bierzyński - i wciąż zmaga się z kryzysem przy­wództwa, spowodowanym noworoczną eskapadą lidera do Portugalii.
   Ale w rzeczywistości utrata autoryte­tu Petru zaczęła się pół roku wcześniej.
   Posiedzenie klubu Nowoczesnej przed sejmową debatą na temat audy­tu rządów PO-PSL. Petru rekomenduje głosowanie przeciwko audytowi, bo - jak  przez ministrów Beaty Szydło jest nie­rzetelny. Z sali padają głosy sprzeciwu: Nowoczesna nie może bronić rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, bo prze­cież została ufundowana na proteście przeciwko stylowi sprawowania wła­dzy przez Platformę. Dochodzi do gło­sowania, w którym górą są zwolennicy przyjęcia audytu. Petru jest w szoku, to pierwszy raz, gdy klub opowiedział się przeciw niemu. - Ten wynik nie ma znaczenia. W sali sejmowej macie gło­sować tak, jak każe wam prezydium - odzywa się w jego imieniu Joanna Scheuring-Wielgus. Petru ignoruje opi­nię klubu i nakazuje głosowanie prze­ciwko audytowi. Część posłów na znak protestu wyjmuje karty z pulpitów w sali sejmowej.
   Kilka miesięcy później, podczas kry­zysu parlamentarnego, Petru odwie­dza nocujących w sali plenarnej posłów Nowoczesnej. Ma selfie stick, pozuje do zdjęć i po kilku godzinach znika. Parę dni później, gdy w Warszawie nadal bę­dzie trwała okupacja Sejmu, poleci na urlop do Lizbony.
   - Wie pan, jaki zasięg w portalach społecznościowych miała afera z wyjazdem do Portugalii? 10 mln ludzi. Gdy Ry­szard wrócił do Polski i odczuł ten hejt, przeraził się. Potem jeszcze osłabiony próbował negocjować z Kaczyńskim za­kończenie kryzysu i dostał kolejny cios. Do dziś się z tego nie otrząsnął, nie od­zyskał pewności siebie. Przed Portugalią Nowoczesna miała Ryszarda, dziś został jego cień - ocenia jeden z posłów.
   Człowiek z otoczenia Petru: - Kło­pot z Ryszardem jest taki, że on nikogo nie słucha. Uważa, że jest najmądrzej­szy i nie przyjmuje żadnych sugestii. Albo inaczej - twierdzi, że przyjmu­je, ale z nich nie korzysta. Przychodzi doradca z pomysłem, Petru mówi, że koncepcja jest świetna i z niej skorzy­sta. Ale mija tydzień, drugi i nic się nie dzieje. Po miesiącu znów się spotyka­ją i Ryszard przyznaje: „Słuchaj, to nie­samowite, ale miałeś rację, trzeba było robić, jak mówiłeś”. Po czym dostaje ko­lejną radę, znów mówi, że super, i znów nic nie robi. To tak, jakby ktoś mu dora­dził, żeby wziął parasol, bo pada deszcz, Petru nie bierze, wraca mokry i się dzi­wi: „No, geniusz. Jak na to wpadłeś, że zmoknę?”. I tak w kółko.
   Jeden z posłów: - Petru pozna­łem przed wyborami, kandydowałem z jedynki. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Odebrałem Ry­szarda ze spotkania i miałem go zawieźć do lokalnej telewizji. Jechaliśmy około 40 minut. Przez ten czas nie zamienił ze mną nawet jednego słowa. Całą dro­gę grzebał w internecie lub gadał przez telefon. Potraktował mnie jak szofera. Rozumiem, że nie byłem superważną postacią, ale mógł z grzeczności zapytać o rodzinę, pracę, cokolwiek. Nie chciało mu się. W trakcie kadencji było to samo. Odbyłem z nim w sumie dwie niedłu­gie rozmowy. Na tyle było go stać. Dla Ryszarda ludzie to pozycje w arkuszu kalkulacyjnym.

MURZYNI W CZASIE APARTHEIDU
Grzegorz Schetyna jest przeci­wieństwem Ryszarda Petru. Dla każdego ma czas, regularnie spotyka się z szeregowymi posłami, osobiście zleca zadania, radzi się. Wie, który parlamen­tarzysta interesuje się historią, a który jest kibicem, umiejętnie buduje rela­cje. Kiedy gra NBA, w nocy wysyła esemesa do jednego z posłów debiutantów z uwagami dotyczącymi gry jego ulubio­nej drużyny. A gdy PiS szykuje noweli­zację ustawy o abonamencie RTV, prosi pozyskanego z Nowoczesnej Grzegorza Furgo o przyjście na posiedzenie zarzą­du PO i przedstawienie analizy zmian.
Lata sekretarzowania w Platformie Tu­ska nauczyły go, jak dbać o morale po­słów i dopieszczać partyjny aparat.
   Poseł PO wypatrujący powrotu Tu­ska: - Nie należę do tanich pochlebców Grzegorza, ale dostrzegam jego zale­ty. Sprawnie zarządza ludźmi, nie traci czasu na bicie piany, jest słowny. Jak coś obieca, to wiem, że to zrobi. Za Donalda nie miałem takiej pewności. Jego defi­cyty są gdzie indziej. Brakuje mu wyra­zistości, źle przemawia, miota się, nie ma koncepcji.
   Inny: - PiS ma swoją wizję państwa i ją realizuje. Można się z nią nie zgadzać, ale nie można mu zarzucić braku koncepcji. A jaki pomysł ma PO? „Nie dla PiS” - to hasło niedawnej rady krajowej. Schetyna wygrał rywalizację z Ryszardem Petru, ale gdy stanął naprzeciwko Jarosława Kaczyńskiego, okazało się, że nie ma nic do zaoferowania.
   Problem przywództwa Schetyny - braku strategii, ale też braku taktyki - ostatnio dał o sobie znać przy okazji wizyty Trumpa. Lider PO najpierw su­gerował, że nie pojawi się na placu Kra­sińskich, bo sytuacja, w której zaprasza go ambasador USA, a nie prezydent Pol­ski, mu uwłacza. Po czym w ciągu kilku dni zmienił zdanie i przyszedł.
   Polityk Platformy zapytany o to za­mieszanie twierdzi, że było tak: pier­wotny plan zakładał, że Andrzej Duda wygłosi na pl. Krasińskich wprowa­dzające przemówienie. Jako gospodarz miał też zaprosić parlamentarzystów PiS i ministrów. Z kolei posłowie opo­zycji mieli pojawić się w sektorze ame­rykańskim, do którego zapraszała ambasada USA. Gdy Schetyna dał do zrozumienia, że taka formuła mu nie odpowiada, ambasador Paul Jones po­prosił go o rozmowę. Do spotkania do­szło w sejmowej „pieczarze”, czyli gabinecie szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych. Jones miał tam usłyszeć od Schetyny, że nie pozwoli, by posłowie opozycji i były prezydent Lech Wałę­sa byli traktowani przez polski rząd jak „Murzyni w czasie apartheidu”. W efek­cie zmieniono formułę wiecu: usunięto z programu intro Andrzeja Dudy i przy­jęto, że wszystkie zaproszenia, także te dla posłów PiS, będzie wysyłać ambasa­dor. Dzięki temu uda się uniknąć dyplo­matycznego skandalu i na placu pojawią się przedstawiciele rządu, opozycji i byli prezydenci.
   Mówi polityk PiS znający kulisy wi­zyty Trumpa: - To jakaś bzdura. Od początku było ustalone, że gospoda­rzem wydarzenia będą Amerykanie, a nie prezydent Duda, ani przez chwi­lę nie rozważano innej możliwości. Nie wiem, po co Platforma opowiada te baj­ki, może chce przykryć swoją kom­promitację? Przecież gdy Schetyna mówił w mediach, że PO może zbojko­tować Trumpa, wszyscy posłowie, łącz­nie z naszymi, mieli już zaproszenia od ambasadora.

KANDYDAT PO TRUPIE PRZEWODNICZĄCEGO
Schetyna i Petru od czasu kryzysu sejmowego z przełomu roku rozma­wiają ze sobą wyłącznie przez media. Po raz ostatni widzieli się trzy miesią­ce temu, ale spotkanie było czysto kur­tuazyjne. Ostatnią prawdziwą rozmowę odbyli w styczniu. Zakończyła się nie­przyjemnym zgrzytem. Petru pouczał Schetynę, a Schetyna drwił: - Ty chcesz mi politykę tłumaczyć? Ty?
   Czy w tej sytuacji możliwe jest po­rozumienie? Teoretycznie Platfor­ma i Nowoczesna, chcąc konkurować z PiS, są skazane na współpracę. Pierw­szą okazją są przyszłoroczne wybo­ry samorządowe. - Jeśli Petru nie zrozumie, że musimy się porozumieć, to skończy jak Palikot w 2014 roku. Bez struktur, bez pieniędzy, nawet nie zarejestruje list do sejmików we wszystkich województwach. Ale para­doksalnie to nam bardziej zależy dziś na wspólnej liście - utyskuje polityk PO. Współpracownik Petru: - Sche­tyna mówi, że chce współpracy, ale dyktuje warunki nie do przyjęcia. Ry­szard twierdzi, że jeśli się na nie zgo­dzimy, to rozpuścimy się w Platformie. A na to nie ma zgody.
   Skutek jest taki, że Platforma zapowie­działa bez uzgodnienia z Nowoczesną, że wystawi w wyborach na prezydenta Wrocławia swoją posłankę Alicję Chybicką. Z kolei w Warszawie Nowoczes­na zgłosiła kandydaturę Pawia Rabieja. Rabiej jest kompetentny i ambitny, ale nie ma szans. Słabo wypada w sondażach - deklaruje, że Jarosław Kaczyński jest wybitnym politykiem, co podważa jego wiarygodność w liberalnym elektoracie. Poza tym będzie musiał walczyć o gło­sy z lewicą. - Jeszcze nie zapadły żadne decyzje, ale namawiamy na start Bar­barę Nowacką, która jest w Warszawie bardzo popularna - twierdzi były poseł SLD. Do tego niejasne są relacje Rabie­ja z Petru, który jeszcze kilka miesięcy temu, rozzłoszczony samodzielnością swojego współpracownika, deklaro­wał na zamkniętych spotkaniach, że Ra­biej po jego trupie dostanie wyborczą nominację. - Paweł w zeszłym roku podpisał z Katarzyną Lubnauer dekla­rację dotyczącą rywalizacji Nowoczes­nej z Platformą. Zrobił to samowolnie, pod nieobecność przewodniczącego. Pe­tru był na to wściekły, a podobnych wy­skoków było jeszcze kilka. Ryszard nie toleruje takiego zachowania. Nie rozu­miem, dlaczego zgodził się na start Pa­wła - mówi poseł PO.
   Platforma wciąż waha się w Warsza­wie między Rafałem Trzaskowskim a Andrzejem Halickim. - Wstrzymu­jemy się ze względu na prace komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego. Gdy­byśmy dziś ogłosili nominację, nasz kandydat musiałby komentować każde posiedzenie komisji, szybko umoczono by go w aferze reprywatyzacyjnej. Do stycznia sprawa może przyschnie - wy­jaśnia polityk PO.
   W sondażach zamawianych przez partię lepiej wypada Trzaskowski, ale Halicki jest bliżej Schetyny i przestrze­ga go przed wystawieniem byłego europosła. W Warszawie – przekonuje - kandydat Platformy zwycięży tak czy inaczej. Nawet jeśli on osiągnie gor­szy wynik, to i tak zostanie następ­cą Hanny Gronkiewicz-Waltz. Po co więc ryzykować z Trzaskowskim, po co go wzmacniać? Przecież to poten­cjalny rywal, w przypadku porażki PO w wyborach parlamentarnych stanie się naturalnym kandydatem na nowego lidera. Schetyna jest na takie przestro­gi wyczulony - wszak sam przejął par­tię z rąk Ewy Kopacz, która wcześniej powierzyła mu funkcję ministra spraw zagranicznych.
   Polityk z władz PO: - Halicki inten­sywnie lobbuje przeciw Trzaskow­skiemu, ale jeżeli przegramy wybory parlamentarne, to Schetyna i tak pew­nie straci przywództwo w partii. Bez względu na to, kto będzie prezyden­tem Warszawy. Poza tym proszę spoj­rzeć na to z drugiej strony. Kandydatem PO zostaje Halicki, przegrywa wybory i dopiero robi się kłopot. Wszyscy po­wiedzą, że Schetyna złożył stolicę na ołtarzu partyjnych kalkulacji, bo Trza­skowski by wygrał.
Tak czy inaczej, szanse na to, że Plat­forma i Nowoczesna wystawią wspól­ne listy w wyborach samorządowych, są znikome.

* * *

Polityk opozycji, spoza PO i Nowo­czesnej: - Wszyscy wypatrujemy pol­skiego Macrona. Schetyna nim nie jest, to jasne. Czy jest nim Petru? Choć z po­czątku dobrze rokował, to też nie. Tusk? Nie sądzę, by chciał wracać do tego bag­na. Cały czas zostawia sobie uchylone drzwi, ale jak przyjdzie co do czego, wy­bierze to, co Aleksander Kwaśniewski
wysokie zarobki i spokojne życie. Musi objawić się ktoś nowy. Wszyscy na niego czekamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz