poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Siedem lat pod brzozą



Grupa polityków i sympatyków PiS na siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej zamówiła u Wojciecha Korkucia plakat. Artysta połączył na nim napisy „Katyń" i „Smoleńsk" hasłem „Prawda jest cierpliwa".

Cierpliwość to teraz ważne słowo w kontekście Smoleńska, kiwa głową poseł PiS. Partia rządzi już niemal półtora roku, kontroluje prokura­turę, służby, MSZ, a na tzw. odcinku smoleń­skim sukcesów brak. Nie ma dowodów, nie ma wyroków, nie ma raportu, nie ma wraku. Jest za to rywalizacja pisowskich klanów, rosnąca nieufność do An­toniego Macierewicza oraz słabnące zainteresowanie tematem wśród wyborców i szeregowych polityków ugrupowania.
   - Dla wielu posłów PiS Smoleńsk stał się sprawą drugorzędną, istotną jedynie o tyle, że jest ważna dla Jarosława Kaczyńskiego. Nawet w rodzinach ofiar związanych z PiS podnoszą się głosy krytyczne wobec Macierewicza - że nie ma efektów pracy podko­misji, że dodawanie nazwisk ofiar do apelu poległych było nie­potrzebne - opowiada posłanka PiS. - A wyborcy, którzy kiedyś na każdym spotkaniu dopytywali o katastrofę, dziś interesują się przede wszystkim walką z sędziami, mediami i tym, jak po­wstrzymać napływ uchodźców - dodaje.
   Po pospieszającym go artykule w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” Macierewicz złożył zapowiadane od miesięcy doniesienie na Donalda Tuska, zarzucając mu „zdradę dyplo­matyczną” - i tyle.
   Zespół parlamentarny ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy pre­zydenckiego tupolewa wprawdzie się na początku kadencji ukon­stytuował - parlamentarzyści dostali mocną sugestię, że mają się zapisać - ale nie podjął prac. - Z miesiąc temu dostaliśmy esemes, że będzie posiedzenie, ale potem przyszła informacja, że jednak odwołane - wspomina posłanka PiS. Zespół zbierze się być może z okazji siódmej rocznicy, ale zasadniczo nie ma racji bytu, bo sprawę wyjaśnia powołana przez Macierewicza podkomisja. Jej obrady i efekty prac nie są jednak upubliczniane, w przeciwieństwie do bardzo aktywnego medialnie zespołu w poprzednich kadencjach.
   Na smoleńskich miesięcznicach - w marcu była już 83. - prezes PiS powtarza: „Będzie prawda wbrew tym, którzy tutaj krzyczą” (styczeń 2017 r.), „Ta prawda wyjdzie na jaw wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkiemu zwyciężymy w tej walce” (luty), „Będzie wolna Polska, będzie prawda o Smoleńsku i będzie klęska tych, którzy są łotrami” (marzec). Jakaś bezradność pobrzmiewa w tych co­miesięcznych zapowiedziach najpotężniejszego polityka w Polsce.

   Katastrofa na dwóch płaszczyznach
   Są z grubsza dwie płaszczyzny, na których PiS zajmuje się katastrofą smoleńską. Na płaszczyźnie symboliczno-politycznej celem jest nadanie sensu śmierci Lecha Kaczyńskiego, przekonanie Polaków, że doszło do zamachu, za którym stał duet Donald Tusk-Władimir Putin (zawsze przydaje się w tym kontekście wspólne zdjęcie obu przywódców z 10 kwietnia, na którym polski premier wygląda, jakby się uśmiechał) oraz zawłaszczenie pamięci o katastrofie. Z tego punktu widzenia kompletnie nieistotne są detale, zmieniające się wersje, historie - sztucznej mgle, dwóch wybuchach na pokładzie czy celowo wywołanej awarii. Istotne są emocje, które można wywołać - które służą budowie mitu.
   To jest sfera smoleńskiej fizyki i smoleńskiej polszczyzny. Nie ma „zmarłych”, są „zdradzeni o świcie” i „polegli”; liczy się wywołanie atmosfery tajemniczości i walka z ustaleniami komisji Jerzego Millera z lipca 2011 r. Przypomnijmy, jej eksperci orzekli, że przyczyną katastrofy było „zejście poniżej minimalnej wysoko­ści zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie proce­dury odejścia na drugi krąg. Doprowadzi­ło to do zderzenia z przeszkodą terenową [chodzi o brzozę], oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konse­kwencji do utraty sterowności samolo­tu i zderzenia z ziemią”. Raport Millera wskazał więc przede wszystkim na błędy załogi, choć wytknął też błędne komunikaty rosyjskim kontrolerom.
   Z kolei wedle najnowszej wersji Macierewicza piloci tupolewa do ostatnich chwil próbowali „wyprowadzić polską delegację z za­sadzki” ; słowo „zasadzka” jest zapewne świadomie użyte w takim kontekście, że nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Czy może ra­czej - wszyscy wiedzą, co minister miał na myśli, ale jak się wersja zmieni, to będzie można żonglować znaczeniem słowa „zasadzka”.
   Historia dowodzi bowiem, że Macierewicz może o katastrofie mówić dowolne rzeczy i dowolnie przykrawać teorie do potrzeb chwili czy nastroju audytorium. W okolicach drugiej rocznicy tragedii na spotkaniu z wyborcami w Krośnie ogłosił, że kata­strofa była „wypowiedzeniem Polsce wojny”. I co? I nic. Ani on nie wyciągnął z tego konsekwencji, ani wobec niego nie wy­ciągnięto konsekwencji, poza wsadzeniem do szafy na czas kampanii wyborczej 2015 r.
Bo (przepraszam za truizm) PiS potrafi podchodzić do te­matu Smoleńska instrumentalnie. Trudno zapomnieć jedne z pierwszych uroczystości rocznicowych, gdy spiker na wiecu PiS posegregował ofiary: najpierw wyczytał nazwiska prezy­denta i prezydentowej, następnie zmarłych związanych z par­tią, a następnie, jakby na doczepkę, całą resztę. Zauważmy, że ci, którzy obwiniają Tuska za katastrofę, obciążają go tym samym śmiercią kolegów z własnej partii i własnego rządu.
   Ale jest i druga płaszczyzna badania katastrofy, gdzie metafi­zyki mniej, a konkretów więcej. Chodzi o mnożenie wątpliwości, wytykanie błędów poprzedniego rządu, podkreślanie skanda­licznego niedbalstwa przy pochówku ofiar (w tym mylenia ciał), przypominanie, że śledztwo oddaliśmy Rosjanom, że zabrakło współpracy z sojusznikami z NATO czy z zachodnimi laborato­riami kryminalistycznymi. Żaden z tych argumentów nie wspiera bezpośrednio teorii zamachowej, ale roztacza wokół Tuska i Pu­tina aurę podejrzeń, sugeruje, że mogło dojść do mataczenia.
A jeśli mataczenie, to musiał być tego powód itd.
   Ten przekaz na pierwszy rzut oka odgrywa rolę służebną wo­bec teorii podstawowej, „zamachowej”, ale można zaryzykować tezę, że jest równie ważny - obsługuje inne segmenty wyborców, dla których otwarcie stawiana hipoteza zamachu jest wciąż nie do przyjęcia. Zresztą w tej kwestii politycy PiS też rozpowszech­niają nieprawdziwe informacje. Witold Waszczykowski oskarżył ostatnio poprzedników z PO o brak starań o zwrot wraku, a po­tem jego zastępca Jan Dziedziczak w odpowiedzi na poselską interpelację przyznał, że takie próby były podejmowane.
   Prezes PiS sam płynnie przemieszcza się między obiema wspomnianymi płaszczyznami; domeną Macierewicza jest sfera „symboliczna”, większość posłów PiS ucieka zaś w war­stwę „konkretną”.
   Widać to także w działaniach organów państwa. Równolegle działa podkomisja powołana przed rokiem przez Macierewi­cza (efektów brak, jakieś mają się podobno pojawić tuż przed rocznicą) i zespół podległych Zbigniewo­wi Ziobrze prokuratorów, którzy zarządzili ekshumacje wszystkich ciał ofiar katastrofy i nawiązali współpracę z kilkoma labo­ratoriami z krajów Unii. A tydzień przed rocznicą tragedii prokuratura ogłosiła, że stawia rosyjskim kontrolerom nowe za­rzuty - umyślnego sprowadzenia katastrofy. To oznacza, że są już „winni” i co wy­godne - poza zasięgiem kary.

   Kto urósł na Smoleńsku
   Poseł PiS: - Miesięcznice w Warszawie są oparte na jednym schemacie. Msza po­ranna, złożenie kwiatów pod Pałacem Pre­zydenckim, msza wieczorna w archikatedrze, a po niej marsz pamięci. Między mszą a marszem odbywa się swoisty wyścig, zwłaszcza posłanek, o to, kto będzie najbliżej prezesa. Tak się utarło, że w tym momencie można z nim coś załatwić. O tę po­zycję rywalizują zwykle Anna Fotyga, Anna Krupka i Jadwi­ga Wiśniewska.
   Miesięcznice wywindowały też Anitę Czerwińską, posłankę, która debiutuje w Sejmie, a mimo to w zeszłorocznym rozdaniu weszła aż do Komitetu Politycznego PiS, czyli ścisłego kierownic­twa partii. To ona od lat organizuje miesięcznice i zawsze prze­mawia po Kaczyńskim. Co ciekawe, choć Czerwińska wywodzi się ze środowiska Klubów Gazety Polskiej, to politycznie dużo bliżej jej do Joachima Brudzińskiego niż Macierewicza. Czerwińska towarzyszyła ostatnio Brudzińskiemu w kilkudniowej wizycie w Izraelu, a wcześniej została mianowana pełnomocniczką partii na wybory samorządowe na Mazowszu.
   Najbardziej na zaangażowaniu w Smoleńsk zyskał jednak Macierewicz. - Ta sprawa fundamentalnie zmieniła jego po­zycję w partii, z polityka będącego na jej obrzeżach, budzącego nieufność, stał się w oczach wyborców wice-Kaczyńskim - mówi polityk PiS. - Dla Kaczyńskiego czy Brudzińskiego Smoleńsk jest przede wszystkim objawem słabości państwa, który należy zwalczyć, mam natomiast wątpliwości, czy podobnie rozumuje Macierewicz. Na ile robi to ideowo, a na ile dlatego, że to go nie­sie? Pamiętam spotkanie z Klubem Gazety Polskiej w Krakowie. Młodzi ludzie czytali listę ważnych gości, każdy wstawał i do­stawał oklaski. Na koniec niby zmieszani powiedzieli, że pomi­nęli nazwisko Macierewicza. I to on dostał największe brawa. Niby przypadek, ale potem byłem świadkiem identycznej sceny. To było wyreżyserowane - dodaje nasz rozmówca z PiS       
   Kaczyński, jak się wydaje, też nie jest do końca pewny swo­jego zastępcy. Warto zauważyć, że Macierewicz nie przemawia w czasie miesięcznic, choć dla tych 2-3 tys. osób, które na nie chodzą, jest pewnie idolem.
   Przepychanki w PiS na tle Smoleńska najbardziej widoczne są w prawicowych mediach. Najbardziej krytycznie do Ma­cierewicza podchodzi „Do Rzeczy”. W konflikcie są bliska Ma­cierewiczowi „Gazeta Polska” i sprzyjające Ziobrze „wSieci”. W poprzednim „wSieci” obszerny artykuł o śledztwie smoleń­skim oparty jest na dychotomii: skuteczna prokuratura (pod­legająca Zbigniewowi Ziobrze), a naprzeciw - mało przejrzysta podkomisja (powołana przez Macierewicza). „Gazeta Polska” między wierszami zarzuca zaś konkurencji koniunkturalizm.

   Polacy: katastrofa nie do wyjaśnienia
   A co dziś o katastrofie myślą Polacy (i jak dużo myślą)? Google Trends to narzędzie, które pokazuje skalę zainteresowania jakimś tematem - można dzięki niemu porównać częstotliwość wyszu­kiwania danego hasła w sieci w różnych okresach. Narzędzie nie mówi, ile razy dane hasło było wyszukiwane, ale pokazuje pro­porcje między największym a najmniejszym zainteresowaniem. Wykres za ostatnie pięć lat (nie ma sensu cofać się do 10 kwietnia 2010 r., bo wówczas tragedią interesowali się wszyscy) dla hasła „katastrofa smoleńska” pokazuje, że in­ternauci byli nią najbardziej zaciekawieni jesienią 2012 r. Ale bynajmniej nie wtedy, gdy w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł Cezarego Gmyza o śladach trotylu we wraku samolotu prezydenckiego. Polacy rzucili się do sieci dwa tygodnie wcześniej, gdy jeden z rosyjskich portali opublikował zdjęcia ofiar.
Wzrost zainteresowania widać też przy oka­zji każdej rocznicy, ale co roku było ono oko­ło pięciu razy mniejsze niż jesienią 2012 r.
   Z kolei hasło „miesięcznica smoleńska” na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy okazało się kilkadziesiąt razy mniej popular­ne niż „czarny protest”. Jakimś barometrem mierzącym zainteresowanie Smoleńskiem jest też sprzedaż tytułów prasowych lansują­cych teorię zamachu. „Gazeta Polska” odnotowała w styczniu 2017 r. 30-proc. spadek sprzedaży w porównaniu ze styczniem 2016 r., a co tydzień znajdowała zaledwie 30 tys. nabywców. Spada także sprzedaż „Gazety Polskiej Codziennie” (średnio niecałe 20 tys.).
   Warto również zerknąć do badań opinii publicznej. Przepro­wadzane regularnie od pierwszych miesięcy po katastrofie son­daże CBOS pokazują, że jej obraz w oczach Polaków pozostaje niewykrystalizowany. Dawno już zakończyła działalność ko­misja Millera, a mimo to zdecydowana większość ankietowa­nych uważa, że przyczyny upadku prezydenckiego tupolewa są wciąż niewyjaśnione lub wyjaśnione częściowo.
Polacy są podzieleni w kwestii tego, czy pod Smoleńskiem doszło do zamachu. Większość badanych wciąż odrzuca teo­rię zamachu.
   A jak wyglądają szczegóły badań opinii publicznej? Przez kil­ka ostatnich lat praktycznie nie zmieniły się poglądy na odpo­wiedzialność Polaków i Rosjan za katastrofę - połowa badanych obciąża po równo strony polską i rosyjską, a po kilkanaście procent sądzi, że w większym stopniu zawiniła któraś ze stron.
   Powoli, a nawet bardzo powoli, popularność zdobywa pogląd, że przyczyny katastrofy zostały w pełni wyjaśnione. W marcu 2011 r. uważało tak 13 proc. badanych, w marcu 2016 r., czyli pięć lat po ogłoszeniu raportu Millera - 29 proc. W tym samym czasie z 50 do 30 proc. ubyło respondentów twierdzących, że sprawa wy­maga dodatkowych badań. Nie kurczy się zarazem grupa 30 proc. obywateli przekonanych, że w kwestii przyczyn katastrofy wciąż nic nie wiadomo. CBOS sprawdził, że opinie na ten temat silnie korelują ze stosunkiem do Macierewicza - osoby deklarujące za­ufanie do tego polityka najczęściej uważają, że nic o przyczynach katastrofy nie wiemy (50 proc.) lub że wymagają one dalszych badań (35 proc.). Takie wyniki przyniosło badanie CBOS z wiosny zeszłego roku. Sondaż z tego roku, który uwzględniałby ocenę prac powołanej przez Macierewicza podkomisji, nie został jesz­cze opublikowany.
   Według Diagnozy Społecznej w 2015 r. w zamach wierzyło 15 proc. Polaków. W CBOS pytanie było inaczej sformułowa­ne: „Czy uważasz, że Lech Kaczyński mógł zginąć w zama­chu?”. To zagadnienie było w tym ośrodku badane regularnie. W 2015 r. myśl o zamachu dopuszczało 31 proc. Polaków (wzrost o 6 pkt proc. od 2012 r.), a hipotezę taką wykluczało 51 proc. (spadek o 12 pkt proc.). Te zmiany to bez wątpienia pokłosie wysiłków Macierewicza, zaniechań Platformy, a zapewne także po części efekt wzrostu notowań PiS. Co ciekawe, podlegający rządowi CBOS w zeszłym roku po raz pierwszy nie zadał pyta­nia o to, czy Lech Kaczyński zginął w zamachu.
   Nie oznacza to jednak, że elektorat PiS nie był w tej sprawie podzielony. Wprawdzie 58 proc. zwolenników tej partii dopuszczało hipotezę zamachu, jednak 22 proc. ją odrzucało. Co piąty wy­borca partii Kaczyńskiego - najwięcej ze wszystkich ugrupowań - uciekał natomiast w odpowiedź „trudno powiedzieć”, co mogło być objawem nie­chęci do zdradzenia swej „niepoprawnej politycznie” (za rządów PO-PSL) opinii.
   Gdy powyższym wynikom przyjrzeć się dokładniej, można wysnuć wniosek, że ja­kiekolwiek ustalenia jakiejkolwiek komisji raczej nie będą już miały wpływu na to, co o Smoleńsku myślą Polacy. A jest to myśle­nie pełne sprzeczności i w olbrzymiej mie­rze uwarunkowane preferencjami partyjnymi. Część wyborców PiS potrafi łączyć pogląd, że w sprawie przyczyn katastrofy nic nie wiadomo, z przekonaniem, że Lech Kaczyński zginął w zamachu.
Polacy - już niezależnie od sympatii partyjnych - nie żywią zarazem specjalnych złudzeń, że eksperci Macierewicza ustalą ja­kąś uniwersalną, możliwą do przyjęcia przez wszystkich prawdę. W momencie powoływania podkomisji ds. wyjaśnienia katastrofy tylko 15 proc. ankietowanych było zdania, że jej działalność po­zwoli rozwiać wątpliwości i ustalić jedną wersję zdarzeń. 71 proc. twierdziło zaś, że podkomisja niczego nie rozstrzygnie, bo zawsze ktoś będzie podważał jej ustalenia. Tego rozszczepienia opinii nie zmienią tegoroczne obchody, traktowane jako państwowe, pod kuratelą Ministerstwa Kultury, z wystąpieniami prezydenta Dudy i prezesa PiS.
   W sukurs PiS przyszedł ostatnio „nowy” Trybunał Konstytu­cyjny, który oddalił skargę prezydenta na ustawę o tzw. zgro­madzeniach cyklicznych. Daje ona przywileje m.in. organi­zatorom miesięcznic i praktycznie uniemożliwia organizację kontrdemonstracji. Prezydent nie podpisał jej, co odwlekło jej wejście w życie i pisowskie obchody zakłócali Obywatele RP, radykalna organizacja opozycyjna. - Trybunał na szczęście orzekł jak trzeba, ale prezes nie zapomniał, że to prezydentowi zawdzięcza upokorzenia na dwóch miesięcznicach, gdy był ob­rzucany obelgami - zaznacza posłanka PiS.
   Tegoroczna rocznica będzie wyjątkowo ciekawa z uwagi na kontekst. Zbliża się półmetek kadencji, a PiS po szarży w spra­wie Tuska stracił większość przewagi nad Platformą. Jarosław Gowin podpowiada prezesowi krok wstecz, ale dla Kaczyńskiego akurat 10 kwietnia to dzień symbolicznego odwetu.
Wojciech Szacki

1 komentarz:

  1. Polacy od zawsze mają problemy. Od wielu lat problemem dla Polski i Polaków jest  pokurcz-uzurpator. Polska ma Pudziana, więc Pudzian (za skrzynkę piwa) niech weźmie pokurcza pod pache i zaniesie do najbliższego weterynarza a ten go humanitarnie uśpi. Problem zniknie. Proste?!

    OdpowiedzUsuń