środa, 8 lutego 2017

Pistolet prezesa



Sojusz z Beatą Szydło, Jackiem Kurskim i Grzegorzem Biereckim. Konflikt z Mateuszem Morawieckim i karne wykonywanie poleceń Jarosława Kaczyńskiego.

Michał Krzymowski

Mówi ważny polityk PiS: - Zbyszek zbudował sobie imponującą pozy­cję w ciągu ostatnich kilkunastu mie­sięcy Rozprowadził swoich ludzi w spółkach, pozamykał dawne fron­ty i umocnił dotychczasowe sojusze. Prezes na razie przymyka na to oko, bo Ziobro jest mu potrzebny do rozprawy z Trybunałem i sądami. Jarosław uważa, że atak na wymiar sprawiedliwości idzie za wol­no, i cały czas go popędza.
   Miesiąc temu na stronie internetowej Trybunału Konstytucyj­nego znienacka pojawia się wniosek Zbigniewa Ziobry. Minister domaga się w nim stwierdzenia niekonstytucyjności sejmowej uchwały, na mocy której wybrano trzech sędziów TK. Sprawa jest ośmieszająca, bo chodzi o głosowanie sprzed sześciu lat, a Zio­bro jeszcze kilkanaście miesięcy temu dowodził, że Trybunał nie może zajmować się uchwałami parlamentarnymi.
   Od inicjatywy ministra szybko odci­na się Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem wniosek wykracza poza kompetencje TK.
- Chodzi o to, żeby Trybunał raz na zawsze stwierdził, że nie ocenia uchwał Sejmu, co za kadencji Andrzeja Rzeplińskiego stara­no się kwestionować. To taka pułapka. Zio­bro oczywiście nie skierował tego wniosku z własnej woli. Zrobił to na polecenie pre­zesa - ujawnia „Newsweekowi” źródło w otoczeniu szefa PiS.
   To nie pierwsze zlecenie wykonane w ciągu ostatniego roku przez Ziobrę. Dwa­naście miesięcy temu minister słał na pole­cenie Kaczyńskiego ostre listy do unijnych komisarzy Giinthera Oettingera i Fransa Timmermansa.

LEKCJA DLA WICEPREMIERA
W układzie Ziobry z Kaczyńskim korzyści są obopólne. Mini­ster posłusznie robi to, co mu nakazuje prezes, a w zamian może poszerzać swoją strefę wpływów.
   Jesień. W obozie dobrej zmiany trwa sprzątanie po odwołanym ministrze skarbu Dawidzie Jackiewiczu. Związani z nim preze­si państwowych spółek jeden po drugim tracą posady. W połowie listopada przychodzi kolej na szefa Tauronu Remigiusza Nowa­kowskiego, prywatnie zaprzyjaźnionego z byłym rzecznikiem PiS Adamem Hofmanem. Jego miejsce zajmuje dotychczasowy wi­ceminister skarbu Filip Grzegorczyk, krakowski wykładowca ko­jarzony z Witoldem Ziobrą, bratem lidera Solidarnej Polski. To kolejny przyczółek zdobyty przez środowisko ministra sprawied­liwości. Jego współpracownicy i znajomi zasiadają już we wła­dzach PZU, PGNiG, PGE czy Azotów.
   - Ziobro jest w dobrych relacjach z Beatą Szydło, którą sam kie­dyś wprowadzał do PiS. Wspólnie próbują się przeciwstawić eks­pansji Mateusza Morawieckiego, kontrolującego coraz większą część państwowego biznesu - opowiada źródło w PiS.
   Minister sprawiedliwości nie tylko wprowadza swoich ludzi do kolejnych firm, ale też zamyka dawne fronty. Informatorzy z głównej siedziby PiS przy Nowogrodzkiej twierdzą, że doszło do pojednania z szefem TVP Jackiem Kurskim. A przecież ten jesz­cze niedawno mówił publicznie, że musiał co chwilę zmieniać Ziobrze pieluchę.
   - Taką informację przyniosła z telewizji Małgorzata Raczyń­ska, prywatnie zaufana prezesa. Według jej relacji na Woroni­cza zaczął się pojawiać Witold Ziobro - twierdzi rozmówca z PiS. Polityk zbliżony do szefa Solidarnej Polski potwierdza: - Relacje z Kurskim odnowiła też żona ministra, Patrycja, która nie jest tak drażliwa i pamiętliwa. Spotkali się na jakimś bankiecie i wszyst­ko sobie wyjaśnili.
   Początek grudnia. PZU wydaje komunikat o zakupie akcji ban­ku Pekao SA. Jeszcze tego samego dnia zaprzyjaźniony z Ziobrą prezes ubezpieczeniowego giganta Michał Krupiński występuje w głównym programie publicystycznym TVP, czyli „Gościu Wia­domości”, nadawanym tuż po wieczornym wydaniu dziennika. Nazajutrz pojawia się w radiowych „Sygnałach dnia” i udziela wywiadu „Rzeczpospolitej”, a trzy dni póź­niej gości w Polsacie.
   W rzeczywistości zakup Pekao był po­mysłem wicepremiera Mateusza Mora­wieckiego, ale twarzą transakcji w ciągu kilkudziesięciu godzin staje się Krupiński.
Ludzie Ziobry ukradli Mateuszowi show. Ograli go jak dzieciaka. Zanim się obejrzał, Krupiński zdążył oblecieć wszystkie re­dakcje i ogłosić, że to jego sukces.
Dla Morawieckiego to była bolesna lekcja polityki twierdzi rozmówca z PiS.
   W tym czasie Ziobro i Morawiecki są już na ostrym kursie kolizyjnym. Po raz pierwszy starli się na wrześniowym posiedzeniu rządu dotyczącym projektu Ministerstwa Sprawiedliwości wprowadzającego karę 25 lat więzienia za wy­łudzenie VAT. Ustawa została przyjęta, mimo krytyki ze strony Morawieckiego. Później spierali się jeszcze kilkakrotnie. - W rzą­dzie jest wyraźna linia podziału. Z jednej strony jest Morawiecki wspierany przez Jarosława Gowina i Piotra Glińskiego, z drugiej stoją Szydło i Ziobro - opowiada polityk PiS.

LEX BIERECKI
Kilka tygodni temu senator PiS Grzegorz Bierecki przyzna­je w prywatnej rozmowie, że jego polityczne notowania nie stoją najlepiej. On sam rzadko bywa na Nowogrodzkiej, a jego ludzi no­torycznie pomija się przy obsadzie stanowisk. Nawet na Pomorzu, czyli w jego mateczniku, są z tym trudności. - W sensie politycz­nym Grzegorz jest trochę wycofany i ostatnio koncentruje się na innych sprawach. Jakich? Przez rząd i parlament idzie kilka ustaw dotyczących SKOK-ów - mówi jeden z posłów.
   Początek grudnia. Resort sprawiedliwości publikuje pro­jekt ustawy anty lichwiarskiej, przygotowany przez wicemini­stra Marcina Warchoła. Propozycja jest radykalna. Jeśli wejdzie w życie, część firm pożyczkowych zniknie z rynku. Krytyku­ją ją jednak nie tylko organizacje branżowe i pracodawcy ale też instytucje obsadzone przez ludzi partii rządzącej, takie jak Ministerstwo Rozwoju i Finansów, Narodowy Bank Polski czy Komisja Nadzoru Finansowego. Zarzuty brzmią poważnie: nie­zgodność projektu z konstytucją, uderzenie rykoszetem w banki i ich klientów, niespójność przepisów. Najłagodniej z projektem obchodzi się Kasa Krajowa SKOK, która wnosi nieznaczne po­prawki, ale co do zasady popiera pomysł resortu Ziobry.
   - Inicjatorką projektu była bezpartyjna senator Lidia Staroń, ale o ustawie przygotowanej przez ministerstwo mówi się już „lex Bierecki” - przyznaje wpływowy polityki PiS.
   - Dlaczego?
   - Bo ustawa w takim kształcie zabije firmy pożyczkowe, a ich klientela nie zniknie. To ludzie, którzy nie pójdą do banków. Część zacznie zastawiać kosztowności w lombardach, a część przeniesie się do SKOK-ów. Dla kas to czysty zysk.
   - Ale Bierecki jest senatorem i nie pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości, które przygotowało ustawę - zauważam.
   - Projekt konsultowano ze środowiskiem kas. Bierecki nie mu­siał jeździć do resortu osobiście, mogli to robić jego współpra­cownicy. Proszę też pamiętać, że Ziobrę i Biereckiego łączy silna więź. Gdy w 2011 roku Zbyszek został wyrzucony z PiS, wiele osób odwróciło się od niego. Ale nie Grzesiek. Gdy Ziobro zmagał się z Kaczyńskim jako szef Solidarnej Polski, jego żona Patrycja cały czas pracowała w Apelli, agencji reklamowej należącej do syste­mu SKOK.
   Senator Bierecki zapewnia w rozmowie z „Newsweekiem”, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie kontaktowało się z nim w spra­wie ustawy antylichwiarskiej.
   - A z panem konsultowano ten projekt? - pytam posła PiS Ja­nusza Szewczaka, byłego głównego ekonomistę SKOK-ów.
   - Nie wykluczam, że mogłem być proszony o opinię - przyznaje Szewczak. - Od dawna podnoszę publicznie problem lichwy.
   - Z kim pan rozmawiał o tej ustawie?
   - Na pewno nie z ministrem Ziobrą. Mam kontakt z jego zastęp­cami, Marcinem Warchołem i Patrykiem Jakim.
   - Pojawiają się głosy, że ustawa jest korzystna dla SKOK-ów.
   - Tu nie chodzi o to, żeby komuś pomóc czy zaszkodzić. Rynek pożyczek trzeba po prostu ucywilizować i w tym kierunku idzie ten projekt.
   W dniu, w którym na stronach Rządowego Centrum Legisla­cji ukazuje się ustawa antylichwiarska, do parlamentu wpływa nowelizacja ustawy o SKOK-ach. Projekt przedstawia w Sejmie poseł Tadeusz Cymański, człowiek Zbigniewa Ziobry. W teo­rii to realizacja orzeczenia Trybunału, który półtora roku temu uznał nadzór KNF nad małymi kasami za niezgodny z konstytu­cją. Ale w praktyce to coś więcej. W ustawie znajduje się na przy­kład niejasne stwierdzenie, że Kasa Krajowa, czyli wielka czapa całego systemu, podlega nadzorowi KNF „adekwatnie do stop­nia skomplikowania działalności oraz skali ryzyka”. A to otwiera pole do rozmaitych spekulacji i wzmacnia pozycję SKOK-ów wo­bec nadzoru. - Ten przepis nie ma nic wspólnego z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Posłowie PiS dodali go od siebie - mówi posłanka Izabela Leszczyna z Platformy, była wicemini­ster finansów.

JUŻ SĄ GOTOWI
Koniec stycznia. Jarosław Kaczyński kontynuuje ob­jazd partyjnych struktur. Podczas spotkania z małopolski­mi działaczami PiS opowiada o relacjach w obozie zjednoczonej prawicy. - Z Polską Razem bywa różnie, bo dzielą nas różni­ce programowe - mówi. - Za to z Solidarną Polską współpraca układa się bez zarzutu. Oni już dziś są gotowi, by wstąpić do PiS.
   Poseł PiS: - Sens tego wystąpienia był jasny. Jedno skinienie prezesa i cała partia Zbyszka byłaby u nas, ale na takie decyzje jeszcze przyjdzie czas.
   Lato zeszłego roku. Tuż przed wyborem władz PiS na ko­lejną kadencję Ziobro jedzie na Nowogrodzką. Proponu­je Kaczyńskiemu zjednoczenie, w zamian żądając stanowiska wiceprezesa partii dla siebie i miejsc we władzach dla swoich współpracowników. - Jeszcze nie czas - ma mu odpowiedzieć Kaczyński. Do fuzji może dojść - wyjaśnia prezes - ale dopiero przed wyborami samorządowymi. Ludzie Solidarnej otrzyma­ją miejsca na listach PiS, a zjednoczenie prawicy zostanie ogło­szone w kampanii.
   Poseł związany z Ziobrą: - Zbyszek przelicytował. Chociaż może Kaczyński i tak by go nie przyjął? Przecież czas gra na jego korzyść. Solidarna Polska z miesiąca na miesiąc słabnie. Przed wyborami samorządowymi, w których Ziobro będzie chciał po­upychać swoich ludzi na listach, jej cena jeszcze spadnie.
   Inny członek Solidarnej Polski: - Zbyszek próbuje integrować naszą grupę posłów. Ale partia i tak roztapia się w PiS. To proces, którego już nic nie powstrzyma.
   I który już trwa. Na początku grudnia jeden z założycieli SP, po­seł Arkadiusz Mularczyk, wystąpił z partii i zgłosił akces do PiS. Choć rekomendację wystawili mu wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki i szef komisji skarbu Marek Suski, to komitet politycz­ny PiS od dwóch miesięcy zwleka z rozpatrzeniem sprawy. - Cały czas czekam - przyznaje „Newsweekowi” Mularczyk, który naj­widoczniej czuje się już jednak pełnoprawnym członkiem Prawa i Sprawiedliwości, bo uczestniczył w niedawnym spotkaniu partii z Jarosławem Kaczyńskim.
   Marek Suski zapewnia, że deklaracja Mularczyka zostanie roz­patrzona na najbliższym posiedzeniu władz partii, ale identycz­ne zapowiedzi padały już w połowie grudnia. - Prezes zwleka, bo nie chce, żeby przyjęcie Mularczyka wywołało falę deklaracji po­zostałych działaczy Solidarnej. Chodzi też o to, żeby bez sensu nie zadrażniać relacji z Ziobrą - wyjaśnia polityk zbliżony do biura partii przy Nowogrodzkiej.
   Inny z rozmówców dodaje: - Przyjęcie Solidarnej Polski dziś po prostu się nie opłaca. Ziobro wie, że jest potrzebny i dlatego żąda wysokiej ceny. Ale gdy tylko doprowadzimy reformę sądownictwa do końca, prezes ukróci jego wpływy. Wtedy zjednoczenie będzie miało sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz