poniedziałek, 6 lutego 2017

Pierwsza rodzina



Dramat żony „ojca narodu" opisała sama Danuta Wałęsa, dramat dzieci pisze życie. A Lech Wałęsa, legendarny przywódca Solidarności, były prezydent, w wieku 74 lat jeździ sam po kraju, żeby mobilizować opozycję i bronić się przed pomówieniami o współpracę z SB. Taką ma starość.

W Instytucie Pamięci Narodowej też był właści­wie sam. Przyszedł w towarzystwie dwóch borowców i narzeczonego swojej córki Ma­rysi, Patryka, młodego człowieka, o którym niewiele wiadomo poza tym, że próbuje zostać aktorem i że był dwukrotnie skaza­ny za jazdę pod wpływem alkoholu. Wałęsa usiadł w pierwszym rzędzie i czekał na wy­kład Sławomira Cenckiewicza (awansowanego przez PiS na człon­ka kolegium IPN i szefa Centralnej Biblioteki Wojskowej) „Prze­wodniczący - Noblista - »Bolek« - Prezydent. Kim jest naprawdę Lech Wałęsa?”. Historyk odwołał spotkanie w związku ze śmiercią syna Wałęsy Przemysława, pouczając przy okazji byłego prezy­denta, jak ojciec powinien przeżywać żałobę. Świadom zapewne, że ekspertyzy grafologiczne teczki agenta o pseudonimie Bolek, dostarczonej rok temu do IPN przez wdowę po gen. Czesławie Kiszczaku, potwierdzają: pismo agenta Bolka to pismo Wałę­sy Tak twierdzi Instytut Sehna w Krakowie. Wałęsa cały czas zaprzecza. Po to przyjechał w ostatni piątek do IPN. Nie było u jego boku doradców-polityków, historyków, którzy bez emocji mogliby merytorycznie odpowiedzieć na zarzuty.
   Wałęsa zabrał głos i trudno mu było ukryć, jak wiele go to kosztuje. W pojedynkę stawił czoła wyraźnie mu nieprzy­chylnej sali, gdzie co chwila rozlegały się szydercze śmiechy i komentarze. - Ja nikogo tam nie chciałem mieć u boku - mówi Lech Wałęsa. - Zawsze byłem sam i nigdy nie prosiłem o pomoc. Te najważniejsze polityczne gry też prowadziłem sam, i w cza­sach Solidarności, i prezydentury.
   Sam. To potwierdzają wszyscy, którzy z Lechem Wałęsą współ­pracowali. - Było wokół niego wiele osób, ale te najważniejsze decyzje rzeczywiście podejmował w samotności - mówi senator Sławomir Rybicki (PO), który sekretarzem Lecha Wałęsy został w wieku 21 lat i przez lata był bliskim współpracownikiem szefa Solidarności. Rybicki był z Wałęsą w dniu, w którym ogłoszono, że dostał Nobla.-Rano zadzwonił do mnie i powiedział: jedziemy na Kaszuby, na ryby - wspomina Rybicki. I pojechali, a za nimi długi sznur aut zagranicznych dziennikarzy. Informację o tym, co postanowił Komitet Noblowski, przekazała Rybickiemu kore­spondentka niemieckiego radia Deutsche Welle na leśnej polanie. Ten pobiegł do Lecha i wykrzyczał: dostałeś Nobla! - Ucieszył się, ale od razu spoważniał - mówi Rybicki. -1przez dwie godziny po­wrotnej drogi nie powiedział prawie ani słowa.




Wałęsowie w 1986 r. Od lewej: Bogdan, Danuta z Brygidą, Lech, Przemysław, Sławomir. Na dole: Jarosław, Magdalena, Maria Wiktoria i Anna.

   Kościół: wiara i instytucja
   Syn Jarosław, europarlamentarzysta Platformy Obywatel­skiej, przyznaje, że jego ojciec jest uparty. Jednak według niego sytuacja, w której „człowiek o takich zasługach jest poniewiera­ny i musi sam się bronić”, jest absurdalna. - Mój ojciec powinien zachować milczenie w tej kwestii, a głos w jego obronie powin­ni zabrać przede wszystkim hierarchowie Kościoła - twierdzi.
- Tymczasem ten najważniejszy gracz albo milczy, albo wręcz wtóruje pomówieniom.
   To dla Lecha Wałęsy, człowieka bardzo głęboko wierzącego, duży cios. W klapie kamizelki - jak codziennie od 37 lat - ma Matkę Bo­ską Częstochowską. Pierwszy znaczek, poświęcony przez samego prymasa Wyszyńskiego, przywiozła mu nieznana kobieta do stocz­ni podczas strajku. Rozpadł się ze starości, więc Wałęsa wpiął nowy, identyczny. Nigdy tego nie przyzna, ale jest mu po ludzku przy­kro, że taką dostaje nagrodę za lata walki w PRL o Kościół, choćby o transmisje mszy świętych w radiu i telewizji. I zawsze starał się, by w rozmowach opozycji z władzą uczestniczyła strona kościelna - dodaje Sławomir Rybicki.
   Żona Lecha Wałęsy Danuta wypowiada się w tej sprawie ostro i publicznie. -I doigrała się-mówi Lech Wałęsa. Po wystąpieniu na wiecu, zorganizowanym przez KOD po tym, jak IPN ujawnił dokumenty z teczki Kiszczaka, pilnujący Wałęsów oficerowie BOR dostali zakaz wożenia żony byłego prezydenta. Sam Wałę­sa mówi, że nagroda, być może, będzie tam - i wskazuje palcem do góry. O tym, że nie odpowiada mu obecna działalność poli­tyczna Kościoła, wypowiada się oględnie. Chętniej daje wyraz, jak choćby na uroczystościach pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka”.
- Wtedy już było po nabożeństwie, więc demonstracyjnie wysze­dłem - mówi. - W następną niedzielę politykowanie zaczęło się jeszcze przed mszą, nie mogłem wyjść, więc wziąłem książeczkę do nabożeństwa, ostentacyjnie, trzymając ją w górze, czytałem, żeby było widać, że nawet tego brzęczenia nie słucham. Zapewnia, że za wiarę oddałby życie. Ale za hierarchów polityków już nie.
   Twierdzi też - a lubi uchodzić za nieomylnego - że taką sytuację przewidział. I że to właśnie dlatego, kiedy oddawał wszystkie swo­je pamiątki na Jasną Górę, pisemnie nakazał paulinom odprawić z kwitkiem każdego, kto by się w jego imieniu upominał o zwrot. Nawet jego samego. Medal Noblowski zawiózł sam, po resztę odznaczeń, insygnia władzy przekazane mu przez prezydenta Kaczorowskiego, długopis, którym podpisał słynne porozumienia sierpniowe, niezliczone ordery i prezenty od koronowanych głów i szefów państw, setki zdjęć i filmów na kasetach VHS oraz, omył­kowo, pokaźny zbiór książek Jarka Wałęsy, który kolekcjonował literaturę piękną, paulini przyjeżdżali dwa razy. - Teraz bym im pewnie zabrał przez to, że tak się zachowują-mówi Lech Wałęsa.
   Nie próbował, na Jasną Górę pojechał za to syn Jarosław w towarzystwie Jerzego Borowczaka (Borowczak, związany z Instytutem Lecha Wałęsy, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności, dalej jest blisko prezydenta). - To było w 2003, może w 2004 r. - opowiada. -1 nie chciałem odzyskać mojego księgozbioru, tylko przegrać z kaset VHS na inne nośniki te setki filmów z czasów prezydentury, bo dowiedziałem się, że jeszcze moment i zostaną z nich tylko plastikowe pudełka, takie filmy mają żywotność do 10 lat. Ale nie dostałem zgody paulinów, więc to wszystko zapewne już przepadło.
   Kiedy był w klasztorze, tylko część eksponatów wystawia­no w gablocie. Reszta czekała w magazynach na remont ba­stionu św. Rocha. I tak jest po dziś dzień, choć bastion dawno odnowiony. Skromnej gabloty z wotami od Wałęsy można nie zauważyć, zwłaszcza że wideo przewodnik, wydany z okazji niedawnej wizyty papieża Franciszka na Jasnej Górze, nawet o nich nie wspomina. Ani o samym Wałęsie, dużo miejsca po­święcając za to pamiątkom po katastrofie smoleńskiej.

   Politycy: współpracownicy i koledzy
   Politycy opozycji i tzw. autorytety w sprawie zarzutów wo­bec Lecha Wałęsy głos zabierają rzadko i niechętnie. - Swoim milczeniem oni także dają przyzwolenie na te ataki - mówi Ja­rosław Wałęsa. - Przychodzi mi do głowy kilka nazwisk, których jasne stanowisko na ten temat mogłoby stanowić przeciwwagę dla bezpardonowych ataków prawicy na mojego ojca.
   Jednak z każdym w polskiej polityce Lech Wałęsa ma jakieś zaszłości. Dlatego zapewne tak rzadko można usłyszeć głos tak stanowczy jak Bohdana Klicha (senator PO), który nie jest wsta­nie zaakceptować tego, że w oparciu o materiały zgromadzone w domu bandyty (Kiszczaka) ocenia się rolę historyczną lidera narodowego. Kiedy IPN ujawnił dokumenty z teczki Kiszczaka, Wałęsa prosto z lotniska (był wtedy w USA) przyjechał do domu Krzysztofa Puszą, wieloletniego współpracownika, z którym dziś znów są bardzo blisko. Tam już czekali: Jan Lityński, Władysław Frasyniuk i Bogdan Lis. Długo rozmawiali, przekonywali Wałęsę, żeby w ogóle nie komentował tych papierów. Wtedy powstało też oświadczenie, odczytane następnego dnia w imieniu Wałęsy na manifestacji KOD w Warszawie. I był to jedyny wyraz publicz­nego poparcia dla Wałęsy. Może gdyby to bardziej docenił? Ale on przekazywał przez żonę, że „bardzo dziękuje za poparcie, ale że jeszcze poczeka, że jak będzie jeszcze większa grupa, to on na pewno przyjdzie” .-Ktoś inny by dziękował, mówiło tym, roz­grywał to poparcie- tłumaczy Wałęsa. -Ale ja mam taki charak­ter, że powiem najwyżej, fajnie, że byliście. Zamiast mówić- robię. I dlatego teraz jestem z nimi, dla nich pracuję, jeżdżę po Polsce.
   Dzień przed debatą w IPN Wałęsa był w Płocku na spotkaniu zorganizowanym przez lokalny KOD. Na mityngi „Porozmawiajmy o Polsce” jeździ od czerwca, po kilka razy w miesiącu, jeżeli tylko jest w Polsce. W październiku np. nie było żadnych spotkań, bo pre­zydent pojechał do Korei. - Przyjmowali go jak głowę państwa, męża stanu - opowiada Borowczak, który towarzyszył Lechowi. W Płocku Wałęsa znów był tylko z narzeczonym Marysi Patrykiem (on ma taką techniczną rolę - wyjaśnia prezydent - robi nagra­nia, filmy, dokumentację zdjęciową, które potem udostępniamy na moim profilu na FB). Poza tym Patryk był niejako w zastęp­stwie Adama Domińskiego, zięcia Wałęsy, męża Anny, drugiej w kolejności starszeństwa Wałęsówny, który na stałe kieruje biu­rem prezydenta w Gdańsku. To on zazwyczaj towarzyszy Lechowi Wałęsie na spotkaniach.
   Ale najważniejszą osobą w niewielkim sztabie na drugim piętrze Europejskiego Centrum Solidarności jest legendarna prof. Joanna Muszkowska-Penson, która przez wiele lat była osobistą lekarką i tłumaczką Wałęsy. - Pani profesor to żywa historia Polski - mówi Sławomir Rybicki. - Była żołnierzem ZWZ, więźniarką Pawiaka, potem Ravensbriick, działaczką Solidarności, aresztowana wstanie wojennym i zwolniona po ogólnopolskim proteście. Ratowała nas, mnie także, w latach 80. przed poborem do wojska. Po przejściu na emeryturę na początku lat 90. prof. Penson wyjechała do Glasgow, do córki. Wróciła w 2006 r. - do Polski i do Lecha Wałęsy. Jako wolontariuszka podjęła pracę w gdań­skim biurze prezydenta. Ma 95 lat.
No i jest jeszcze Fundacja Instytut Lecha Wałęsy. Miała być zapleczem eksperckim dla byłego prezydenta noblisty. Przez 14 lat dyrektorem in­stytutu był Piotr Gulczyński, który w trakcie sprawowania funkcji został szwagrem Jarosława Wałęsy (panowie poślubili siostry Jarosław - Ewelinę, Gulczyński - Katarzynę Jachymek).
   Dwa lata temu Wałęsa zdecydował się na zmianę - zwolnił Gulczyńskie­go (jak głosi plotka, w wyniku intry­gi Marii Wiktorii) i na jego miejsce powołał swojego przybocznego Mieczysława Wachowskiego, a ten szybko zatrudnił swoją konkubinę, przyjaciółkę Marii Wiktorii Dorotę Obrycką. Instytut rezygnował z ko­lejnych projektów, ludzie odchodzili.
We wrześniu 2016 r. Wachowski po­dał się do dymisji - oficjalnie z po­wodu problemów zdrowotnych. Nie­oficjalnie poszło o katastrofalny stan finansów fundacji. Spółka Skarbu Państwa Energa Gdańsk domaga się od fundacji zwrotu grantu (700 tys. zł plus odsetki). Pieniądze miały być przeznaczo­ne na remont willi Gabriela Narutowicza w Warszawie, wynaję­tej od miasta w 2011 r., gdzie planowano warszawską siedzibę instytutu, ale z tego zrezygnowano z powodu olbrzymich kosz­tów związanych z remontem zabytku. Fundacja przestała płacić czynsz i zaległości wobec miasta to blisko 400 tys. zł.
   Jak podaje portal Wyborcza.pl Trójmiasto, fundacja zwróciła się w 2015 r. do Energi o zmianę kwalifikacji darowizny, tak by pienią­dze mogły być wydane na działalność statutową. Jednak władze spółki nie zgodziły się, a nowy zarząd, zdominowany przez PiS, skierował sprawę do sądu. Nie wiadomo, kto ma zwracać pienią­dze, instytut czy Fundusz Lecha Wałęsy (założony w 2009 r. w celu finansowania instytutu). Fundusz zaś zmienił nazwę na Świato­we Centrum Pokoju, powiernikiem jest Mieczysław Wachowski, a w zarządzie Dorota Obrycka. Kolejna spółka Skarbu Państwa - PZU - również z nowymi, mianowanymi przez PiS władzami, tak­że domaga się zwrotu ponad 300 tys. zł. W Instytucie Lecha Wałęsy trwa w tej chwili audyt. Po rezygnacji Wachowskiego instytutem zarządza były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień.
   - Jadę w takie konie, które pasują do biegu - ucina kwestię Wa­chowskiego Lech Wałęsa. Ale odejście Wachowskiego, jednego z nielicznych, który od wielu lat mógł być określany mianem przyjaciela Wałęsów (zarówno Lecha, jak i Danuty), to duża zmiana. Poza nim do bliskich Wałęsom można jeszcze zaliczyć Ryszarda Kokoszkę, gdańskiego biznesmena. Ale ten nigdy nie był współpracownikiem Wałęsy i może dlatego relacje są sta­bilniejsze. Bo przyjaciół, tak twierdzą ci, którzy Wałęsę dobrze znają, Lech właściwie nie ma. - To kwestia charakteru - dodaje Sławomir Rybicki. - Lech jest bardziej od walki niż budowania. I myślę, że nadszedł czas, w którym znów zobaczymy go w akcji. Sam Wałęsa nie kryje, że chce stanąć na czele skonsolidowa­nego frontu opozycyjnego. - Teraz będą też spotkania organizo­wane przez Platformę Obywatelską-mówi Krzysztof Pusz. Czy Wałęsa jest w stanie, także fizycznie, poprowadzić znów opo­zycję „do boju”? - Ojciec marnieje, jak przez kilka tygodni siedzi w domu i nie wychodzi z internetu - mówi Jarosław. - Odżywa dopiero, kiedy coś się dzieje - spotkania, akcje, zwarcie. Da radę.
   Na kolejne pytanie: z kim?, także nie ma prostej odpowiedzi. Współpracowników jest garstka. Zostaje rodzina. W końcu sam Wałęsa w jednym z wywiadów zażartował, że po to ma tyle dzieci, żeby mieć wielu generałów.




   Dzieci: w cieniu ojca
   I tak niewykluczone, że Maria Wiktoria (niektórzy twierdzą, że zmieniła imię na Maria Victoria), przedostatnie dziecko Wałę­sów, wróci do pracy dla ojca. Tyle że nie w Gdańsku. W planach jest stworzenie drugiego biura, w Warszawie. Maria Wiktoria, 35 lat, rodzinna celebrytka (brała udział w „Tańcu z gwiazdami”, a potem razem z Edytą Herbuś brylowała na warszawskich salonach ku uciesze paparazzi, którzy na jej zdjęcia mieli specjalny cennik), podobno chce pracować dla taty. Może także dlatego, by okazać mu wdzięczność za to, że spłacił jej niemal ćwierćmilionowy dług, kiedy otwarty przez nią butik Cottonsushi zbankrutował.
   Marysia pracowała już dla ojca. Etat odziedziczyła po Jaro­sławie w 2005 r., gdy ten zaczął sam robić polityczną karierę.
- Namawiałem wtedy Przemka, żeby to wziął, ale nie chciał, twierdził, że nie powinien być osobą publiczną po tym, co zrobił -mówi Jarosław Wałęsa. Chodzi o wypadek samochodowy, któ­ry Przemysław spowodował pod wpływem alkoholu, a według werdyktu sędziów miał on być także efektem słynnej pomroczności jasnej. - Tłumaczyłem mu, że każdy ma prawo do dru­giej szansy - mówi Jarosław. - Mam świadomość, że Przemek to ofiara działalności publicznej mojego ojca. Mnie uratowało to, że dorastałem w Stanach. Moje życie, gdybym nie wyjechał na osiem lat, zapewne wyglądałoby podobnie.
   Uratował się także Bogdan, pierworodny syn, 47 lat, który pra­cuje w ABW. Dorastał w czasach PRL i choć zapewne nie było mu przyjemnie, gdy Urban na konferencji prasowej drwił, że jest pedałem, bo chłopak miał w uchu kolczyk, to jednak najgorsze przyszło, gdy już był starszy. Stan wojenny i internowanie ojca.
- Tam było jak w poczekalni kolejowej, ciągle ktoś przychodził, wieszał płaszcz, chciał herbaty albo skorzystać z toalety, dzie­siątki działaczy opozycyjnych, korespondentów zagranicznych, zero intymności i prywatności - opisuje Sławomir Rybicki, który był sekretarzem Lecha, kiedy go internowano. Więc przychodził na ulicę Pilotów, na Zaspę, i pomagał. Sam był wtedy bardzo młody, miał 21 lat, dobrze dogadywał się z chłopakami, pilno­wał, żeby odrabiali lekcję, zabierał ich - często razem z Mietkiem Wachowskim, który prowadził busa - gdzieś za miasto. Albo szli na boisko grać w piłkę. - Najlepszy kontakt miałem z Przemkiem i Sławkiem, Jarek był jeszcze maluch, a Bogdan już czuł się doro­sły - wspomina Rybicki. - Ale dla wszystkich to nie były warun­ki, w jakich powinny dorastać dzieci. Więc najstarszy, Bogdan, ożenił się bardzo wcześnie, w wieku 20 lat, tak jakby chciał uciec z domu, który bardziej był biurem niż domem. Młodzieńcze mał­żeństwo nie wypaliło. Z tego związku jest Weronika, pierwsza wnuczka Lecha i Danuty. Dziś Bogdan ma drugą żonę, która także pracuje w ABW, i z nią syna. Wydają się szczęśliwą rodziną, ale nie utrzymują z rodzicami zbyt zażyłych kontaktów.
   Dwa lata młodszy od Bogdana Sławomir od lat jest bezro­botny, ma problem alkoholowy i prawdopodobnie depresję. O czym często opowiada tabloidom.
   Podobne problemy miał Przemysław, do tego cukrzyca, której nie chciał leczyć, tak jakby mu nie zależało na życiu. To zapew­ne miał na myśli Wałęsa, kiedy rozgoryczony mówił w IPN o tym, że jego syn nie wytrzymał „Cenckiewiczów” i skrócił sobie życie.
- Przemek był jego najukochańszym synem i najbardziej był do ojca podobny – Jarosław Wałęsa mówi to bez rozgoryczenia. Po prostu stwierdza fakt. On sam - mówi - jest synkiem swojej mamy, która walczyła jak lwica, by mąż zgodził się na emigrację do USA. Zapew­ne wie też, że to z niego ojciec jest najbardziej dumny. Z jego wy­kształcenia, znajomości języków i przede wszystkim z kariery poli­tycznej, w której dawno już przestał odcinać kupony od nazwiska.
   Jarosław jest jedynym dzieckiem, któremu nazwisko ojca po­mogło. W pierwszych wyborach do Parlamentu Europejskiego startował z listy Narodowego Komitetu Wyborczego Wyborców Macieja Płażyńskiego, z ostatniego miejsca. Lista nie przeszła, ale Jarosław zdobył grubo ponad 6 tys. głosów. W następnych, już z PO, do polskiego parlamentu, ale także z ostatniego miejsca, zrobił drugi wynik w regionie po Tusku. Dziś jest europosłem Plat­formy, szykuje się do startu w wyborach na prezydenta Gdańska.
   Innym dzieciom nazwisko nie pomagało. Magda, najstarsza córka (u Wałęsów najpierw rodzili się czterej synowie, potem, z regularnością niemal jak w zegarku co dwa lata, cztery córki), ta, która wedle woli rodziców miała zostać zakonnicą, była wy­bitnie utalentowaną baletnicą. Ale ciągle słyszała, że robi ka­rierę, bo Wałęsówna. Kiedy doznała poważnej kontuzji, mimo całkowitego wyleczenia nie wróciła już do baletu. Skończyła teologię, pracuje jako katechetka w swojej dawnej szkole bale­towej . A później odrzuciła propozycję zagrania w filmie Wajdy - bo nie chce być postrzegana tylko jako córka Wałęsy.
   Anna, druga po Magdzie, byłaby szczęśliwsza, gdyby mogła żyć bez stygmatu córki noblisty. Ale jest bardzo zrównoważona, poukładana. Zgodziła się nawet przejąć biuro ojca po Marysi, bo chciała przypilnować, żeby tata się nie przemęczał. Dopiero matczyne obowiązki sprawiły, że scedowała pracę na męża. I teraz Adam, którego poznała w trakcie studiów pedagogiki specjalnej, sprawuje pieczę nad ojcem.
   Najmłodsza, Brygida, po technikum ochrony środowiska pracowała w gdyńskim muzeum - akwarium, potem skończy­ła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Gdańskim. Ochrzczo­na przez legendarnego ks. Henryka Jankowskiego z parafii św. Brygidy (stąd imię; jej matką chrzestną była Maria Tekla Famiglietti, przełożona brygidek i przyjaciółka Jana Pawła II), w dorosłym życiu zerwała z wiarą katolicką. Jej młodszy o dwa lata mąż (ślubu kościelnego nie było i dlatego w cywilnej cere­monii nie uczestniczył Lech Wałęsa, po raz pierwszy nieobecny na ślubie swojego dziecka) był sympatykiem Ruchu Palikota, a sama Brygida jest feministką. Ostatnio zbliżyła się do matki.

   Rodzina: na swoim miejscu
   Danuta Wałęsowa, po sukcesie swojej książki „Marzenia i tajemnice”, przeszła prawdziwą transformację (jak to wielo­krotnie podkreślała, książka uświadomiła jej, że istnieje jako osobny człowiek, a nie tylko żona i matka) i przyznała w wy­wiadzie dla „Vivy!”, że często dyskutuje z najmłodszą i wiele się od niej uczy: „dzięki niej zaczęłam inaczej postrzegać pewne sprawy, nie w kategoriach czarno-białych”.
   Autobiografia Danuty Wałęsowej napisana razem z Piotrem Ada­mowiczem sprzedała się w 400 tys. egzemplarzy. Polki doceniły tę próbę wyrwania się spod patriarchalnego i konserwatywnego dyktatu męża. Bo takie małżeństwo, jakie opisała, do niedawna było polską normą - ona w kuchni i przy dzieciach, sama, bo on ma ważniejsze sprawy. Wałęsa nie przebaczył żonie książki, ale próbu­je zrozumieć.-Może ona ma rację, ale ja jestem za stary na zmiany i stąd nasze małżeństwo już nie będzie takie, jak było - mówi. A było - według niego - idealne. - Okazuje się, że tylko dla mnie, dla niej nie- dodaje. - Tylko dlaczego nic o tym nie mówiła? Początkowo wydawało się, że małżeństwo nie przetrzyma tej próby. Potem Lech Wałęsa wyznał publicznie, że zawsze kochał Danutę i kocha. Część znających rodzinę sądzi, że on zrozumiał, że może żonę stracić. Koledzy Lecha, że on nie może zaakceptować tego, że jej książka odniosła sukces, a jego biografie się nie sprzedają.
   Dzieci publikację wspomnień matki odebrały bardzo przychyl­nie. Odczytały ją także jako opowieść o tym, ile ich ojciec musiał poświęcić - rodzinę, żonę - dla walki o wolną Polskę. Znający bliżej rodzinę odnoszą wrażenie, że ostatnie wydarzenia skon­solidowały jeszcze bardziej Wałęsów, którzy zawsze byli jak „za­mknięta pięść”. Najpierw bezpardonowy atak na Lecha, potem tragedia, jaką ostatnio przeżyli. Lech Wałęsa zdaje się tego nie doceniać. Mówi: rodzina, jak zawsze, jest na swoim miejscu.
   Jedyny znany na całym świecie żyjący Polak jest dziś atako­wany przez państwo polskie i publiczne media jeszcze bardziej zaciekle niż wstanie wojennym: obrażany, ośmieszany, ponie­wierany przez nawet najmniejszego działacza rządzącej partii.
   Jak mówi jeden z pozostałych jeszcze przyjaciół Lecha, Wa­łęsa jest uparty, ma ciężki charakter, ale też i dlatego był wielki w najtrudniejszych czasach. Ale Polska zrobiła mu i robi krzyw­dę, na jaką nigdy i niczym nie zasłużył.
Agnieszka Sowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz