wtorek, 7 lutego 2017

Donos na prezesa



Ktoś podsuwa dziennikarzom zdjęcia mające skompromitować Maksa Kraczkowskiego, byłego posła, wiceszefa państwowego banku. Kto śledzi prominentnych polityków PiS? I po co?

Wojciech Cieśla

Zdjęć jest kilka. Zrobiono je pod koniec czerwca 2016 r. Trzech mężczyzn pogrążo­nych w rozmowie; są rozba­wieni. Na dwóch zdjęciach spacerują, na czterech jedzą obiad w fast foodzie. Zdjęcia są dobrej jakości, ostre, mimo że wykonane z daleka długą ogni­skową - widać, że robiono je z ukrycia. Detektywistyczna robota.
   Styczeń 2017 r. Zdjęcia przez pośred­ników trafiają do kilku warszawskich re­dakcji. Towarzyszy im informacja: na fotografiach są Maks Kraczkowski (po­lityk PiS, wiceszef państwowego banku PKO BP) i Tomasz Górski (były poseł PiS z Poznania). Trzeci - wysoki mężczyzna w żółtej koszuli - to Wołodymyr P, pseu­donim Wowa, poznański kryminalista.
   Zdjęcia trafiają do dziennikarzy w chwili, gdy Maks Kraczkowski jest bra­ny pod uwagę jako potencjalny nowy szef banku PKO.

„WOWA” TŁUCZE BIZNESOWO
Ukrainiec Wołodymyr P. jest postacią nietuzinkową. Sześć wyroków na kar­ku, od wyłudzenia VAT, ubezpieczeń kredytów po narkotyki, posiadanie pół kilograma trotylu i broni, korumpowanie policjantów, pobicia i kierowanie grupą przestępczą. Najdłuższa odsiadka - osiem lat. Zaległości w grzywnach i zadośćuczy­nieniach wobec skarbu państwa - ponad 2 mln zł. W latach świetności właściciel hotelu robotniczego w Poznaniu, wytwór­ni mebli i warsztatu, w którym naprawiał auta porozbijane w fikcyjnych stłuczkach.
Stłuczki „ustawiał” przez swoich ludzi, aby wyłudzać odszkodowania. Prokura­tura udowodniła „Wowie” 37 fikcyjnych kolizji. Według niej w przestępczych biznesach gangstera działało 56 osób.
   - Do Polski trafił w latach 90. jako han­dlarz - opowiada jeden z rozmówców „Newsweeka”. - Tak poznał rodzinę Gór­skiego, która miała sklepy z meblami. Żeby wozić meble z mniejszym cłem, zo­stał przedstawicielem firmy Górskich na Ukrainę. Wkrótce założył własny biznes, przeniósł się do Poznania. Górscy sprze­dawali meble wypoczynkowe, a „Wowa” kuchenne. Miał głowę do interesów.
Poznański sąd podziela tę opinię, pisze w 2010 r. w sentencji wyroku na „Wowę”, że „działalność przestępczą traktował jak przedsiębiorstwo”. W sądach w Pozna­niu czytamy akta spraw karnych „Wowy” (akt oskarżenia tylko w jednej ma aż 253 strony). Wynika z nich, że przed od­siadką bandyta utrzymywał kontakty z rodziną Tomasza Górskiego, przez trzy kadencje posła Prawa i Sprawiedliwości. Z zeznań świadka Rogera Z., byłego pra­cownika bandyty: „[„Wowa”] znał dobrze właściciela sklepu HIT Tomasza Górskie­go. On zresztą pojawiał się w naszym skle­pie. (...) Wydaje mi się, że Tomasz Górski wiedział o wyłudzeniach kredytów. (...) Był w ścisłej komitywie z Wołodymyrem P.”.
   W 2008 r. „Gazeta Wyborcza” pisze, że posłowi PiS Górskiemu pomógł w kampa­nii wyborczej „Wowa” (w tym czasie sie­dzi za kratkami, wyjdzie dopiero sześć lat później). Ukrainiec nadzorował wiesza­nie plakatów z wizerunkiem polityka.
   Górski musi się tłumaczyć partyjnej centrali ze znajomości z gangsterem. Robi to skutecznie, posłem będzie aż do 2015 r.
   W poznańskich sądach odnajdujemy jedną ze spraw „Wowy” z czasu, gdy wie­szał plakaty dla PiS. Dotyczy fałszerstwa i wyłudzenia kredytów: „Wowa” wysta­wiał zaświadczenia o zarobkach na ukra­dzione dokumenty, podstawieni ludzie szli z nimi do sklepu Górskich, żeby ku­pić meble na kredyt. Kredytu udzielał Lu­kas Bank, „słupy” znikały i choć pieniądze z firmy kredytowej trafiały do spółki, to meble nie wyjeżdżały z magazynu. Bank nie dostawał spłat, bo rzekomi klienci nic nie wiedzieli o swoim zadłużeniu.
   Prokurator nie widzi związku między tym, że do przestępstw dochodziło w skle­pie Górskich, a tym, że organizował je do­bry kolega Górskiego. Całą winę biorą na siebie sprzedawcy. Jedna ze skazanych oszustek - co zauważy sąd - w chwili wy­dawania wyroku wciąż pracuje w sklepie.
   Rodzina Górskich - na której kon­to trafiały pieniądze z kredytów - na rozprawie twierdzi, że nie wiedziała o wy­łudzeniach. Poseł PiS nie zeznaje, chro­ni go immunitet. Sąd nie daje się łatwo okpić. Cytaty z wyroku: „Treść oświad­czeń dowodowych członków rodziny Górskich związanych ze sklepem HIT (...) w zakresie istotnym dla postępowania nie były przekonujące. Oskarżony jest dosko­nale znany świadkom [rodzinie Górskich - przyp. red.] i to na gruncie towarzy­skim i biznesowym. (..) Świadkowie ce­lem uniknięcia odpowiedzialności karnej i chroniąc dobre imię rodziny (Tomasz Górski jest posłem) celowo wypierali się znajomości z oskarżonym. (...) Treść oświadczeń dowodowych ww. świadków, a zwłaszcza problemy z pamięcią pozwa­lają stwierdzić, że za wszelką cenę starali się uniknąć powiązania swojego nazwiska z nazwiskiem Wołodymyra P.”.
   W więzieniu Wołodymyr P. zachowuje się poprawnie. Pisze do gazetki więzien­nej jako DJ Putin. Wychowawca odnotu­je, że interesuje się literaturą, naukami ścisłymi i technikami duchowymi.

KOLEGA OLGIERD Z KEBABU RAMZES
Wróćmy do zdjęć robionych z ukry­cia. Dla dziennikarzy są łakomym ką­skiem: na wspólnych fotografiach widać wiceszefa państwowego banku, byłego polityka PiS, zamieszanego w mętne inte­resy, i regularnego kryminalistę. Zdjęcie o ile jest prawdziwe - może skompro­mitować Kraczkowskiego, wicepreze­sa obsadzonego przez „dobrą zmianę” banku PKO BP.
   Górski i Kraczkowski są postaciami publicznymi, łatwo ich rozpoznać. A co z „Wową”? Czy na zdjęciach jest gang­ster z Poznania? To byłoby dziwne - Gór­ski przecież zna kryminalny background swego kolegi, pokazywanie się z nim w miejscu publicznym byłoby ryzykowne.
   Lektura akt „Wowy” nie pozostawia złudzeń, to groźny bandyta. Z zeznań jego byłego wspólnika: „(...) Po ostatnim terminie rozprawy również za pośredni­ctwem innych współosadzonych próbo­wał wywrzeć na mnie wpływ. (...) Pan P. od czterech miesięcy próbuje mnie za­straszyć. W areszcie śledczym przeka­zuje wszystkim możliwym osadzonym, że jestem tak zwaną sprzedajną rurą, że mają na mnie uważać, podejmował próby, abym zmienił celę”.
Na pierwszy rzut oka wszystkie klocki do siebie pasują: „Wowa” to kumpel Gór­skiego, Górski jest dobrym znajomym wiceprezesa PKO BP. Być może latem 2016 r. nad kebabem i butelką coca-coli wspólnie uknuli jakiś chytry plan.
   Z Tomaszem Górskim rozmawiamy w jego biurze na poznańskim Dębcu - jest kanclerzem i współwłaścicielem jednej z prywatnych wyższych szkół. - Maks? Przyjaźnimy się od lat, widujemy syste­matycznie - potwierdza. - Ale nie mam nic wspólnego z PKO BP.
   - A z „Wową”?
   - Nie widziałem go od kilkunastu lat, od czasu gdy trafił do aresztu. Zerwa­łem tę znajomość. Maks? Nie ma takiej możliwości, żeby znał tego człowieka.
   Pokazujemy byłemu posłowi zdjęcia, jakie trafiły do dziennikarzy. Górski ma oczy jak spodki: - Ale się wystraszyłem. To absurdalne zarzuty, ktoś szyje nam buty. To nie „Wowa”. Przecież to mój kolega Olgierd. A zdjęcie zrobiono w Warszawie. Taka historia: siostra Maksa kupiła przez internet psa w Poznaniu. Akurat jechałem do Warszawy, więc przy okazji przywio­złem tego psiaka. Poszliśmy z Maksem i Olgierdem na obiad do kebabu Ramzes w centrum handlowym Sadyba Best Mail. To tam ktoś musiał zrobić nam zdjęcia.
   Potwierdzamy: rzekomy „Wowa” to Olgierd K, drobny biznesmen z Pozna­nia, znajomy Górskiego.
   Teraz klocki układanki wyglądają ina­czej: ktoś podsuwa dziennikarzom zdję­cia byłego posła i wiceszefa państwowego banku, sugerując, że spotyka się z gangste­rem. Ktoś poświęca czas i pewnie pienią­dze, by śledzić prominentnego polityka PiS. I na to, by próbować manipulować nieprawdziwymi informacjami. Po co?
   Dzwonimy do menedżera związanego z prawicą, jednego z tych, którzy kolpor­towali zdjęcia wśród dziennikarzy. Suge­ruje, że dostał je od jednej ze służb, może od CBA. Gdy słyszy, że na zdjęciach to nie „Wowa”, robi wrażenie zdziwione­go. Obiecuje sprawdzić „swoje źródła”. Potem przestaje odbierać telefon.
   Według naszych rozmówców z PiS za wrzutką ze zdjęciami może stać jedna z pisowskich frakcji. Mówi jeden z nich: - Obecny prezes PKO BP Zbigniew Ja­giełło uchował się od czasów PO, bo pro­muje repolonizację sektora bankowego, a w młodości działał w antykomunistycz­nej opozycji u Kornela Morawieckiego, ojca wicepremiera nadzorującego PKO BP z ramienia rządu. Ostatnio pojawiła się informacja, że Jagiełło jest szykowany do PKO SA, a w PKO BP jego miejsce zajmie Kraczkowski. To mogło się komuś nie spo­dobać. Może samemu Mateuszowi Morawieckiemu? Inny z działaczy: - Maks nie trafił do rządu, długo był w odstawce. Kpi­ły z niego prawicowe tygodniki. On sam wychodził sobie u prezesa Kaczyńskie­go ten bank, choć przez kilka ostatnich lat jedna z frakcji w PiS marginalizowała go. Konflikt z Morawieckim? Nie, Kraczkow­ski identyfikowany jest często z grupą Ma­teusza Morawieckiego. Z tą z kolei walczy frakcja Ziobry. Być może to ludzie związa­ni ze SKOK-ami nie mogą Kraczkowskiemu darować, że kilka lat temu popierał objęcie ich nadzorem przez KNF.
   Jeszcze jedna wersja, jaką słyszymy od działaczy: to zemsta służb za to, że Kracz­kowski stanął po stronie dziennikarzy publikujących w „aferze taśmowej”.
   To nie pierwsza wojna w łonie PiS o spółkę skarbu. Już w czasie walki o kon­trolę nad PZU szefowie spółki sięgnęli po służby specjalne - ich zbrojnym ramie­niem było CBA, a metodami walki dono­sy. Wtedy też posługiwano się zdjęciami członków zarządu sfotografowanych w publicznych miejscach, a służby zajmo­wały się nadawcami e-maili do prezesa PZU. Podobna wojna - choć mniej krwa­wa - toczyła się o telewizję publiczną.

KTO ŚLEDZIŁ? ODPOWIE ABW
Czy zdjęcia rzeczywiście mogły wy­konać polskie służby? Ale po co miały­by śledzić wiceszefa największego banku?
   Pokazujemy zdjęcia Maksowi Kraczkowskiemu. - Zwrócę się do ABW z proś­bą o sprawdzenie, kto zlecił tę nielegalną inwigilację i jaki był jej zakres.
   - Kto mógł za tym stać?
   - Nie mam pojęcia - ucina.
   Tomasz Górski oddycha z ulgą, gdy oka­zuje się, że zdjęcia to manipulacja. Cieszy się, że od dwóch lat jest już poza polityką. Nieco narzeka na prokuraturę, która chce go wmanewrować w jakąś dętą aferę.
   Sprawdzamy: w Prokuraturze Okręgo­wej w Poznaniu trwa śledztwo przeciw byłemu posłowi. Niedawno dostał zarzu­ty karne, jest podejrzany o popełnienie przestępstw gospodarczych. - Absurdal­ne zarzuty - wzdycha były poseł. - Nie będę tego komentował.
Współpraca Mariusz Gierszewski, Radio ZET

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz