poniedziałek, 28 listopada 2016

Cały Rysiek



Ryszard Czarnecki kocha politykę niemal tak, jak samego siebie. Ryszarda Czarneckiego kochają synowie i nowa żona. Wszystkich kocha „dobra zmiana”

Wojciech Cieśla, Michał Krzymowski

Ryszard Czarnecki: po­stać z pogranicza po­lityki i popkultury. Śpiewał o nim Maciej Maleńczuk: „Czarne­cki Rysio, umalował py­sio, ma dzisiaj randkę z profesorem Handke”. Kpił satyryk Krzysz­tof Daukszewicz: „Normalny człowiek składa się w 90 procentach z wody Ryszard Czar­necki w 90 procentach z wazeliny”. A Ka­zik Staszewski jednym tchem wymieniał go wśród największych bokserów świata: „Her­bie Hide, Frans Botha, Ryszard Czarnecki, Andrzej Gołota!”.
   Od niedawna eurodeputowany PiS poja­wia się w mediach jako samozwańczy łącznik państwa polskiego z Donaldem Trumpem.

PROROK RYSZARD
Jeśli Ryszard Czarnecki pisze na Twitterze o turnieju sportowym, to robi to tak: „Przemawiałem na inauguracji, wręczyłem puchar zwycięzcy gdańskiego turnieju”. Albo tak: „Żużlowy weekend: wczoraj na stadionie w Toruniu wręczyłem puchar za drugie miej­sce w przedostatnim Grand Prix Gregowi Hancockowi”. Kiedy pochyla się nad kulturą, to aby odnotować to, co najważniejsze: „Tu mówiłem o festiwalu Anny German, którego jestem w tym roku patronem”, „Rozpoczął się koncert pod moim patronatem młodego pol­skiego pianisty Piotra Jaworskiego”. A gdy pisze o roszadach w polityce, nie może nie wspomnieć o tym, kto je najtrafniej progno­zował: „Schulz zrezygnował z kandydowania na szefa PE - a więc stało się to, co zapowiada­łem od kilku tygodni. Prorok Ryszard?”.
   Początek lat dwutysięcznych. Ryszard Czarnecki regular­nie pojawia się na meczach żużlowych Atlasu Wrocław. Dba, żeby przed wyścigami wyczytywano jego nazwisko. Ale za każ­dym razem, gdy spiker wspomina ważnego gościa, na trybunach rozlega się gwizd.
   - Rysiu, po co ci to wyczytywanie? - pyta Czarneckiego znajomy polityk.
   - Niech się ludziom utrwala, że jestem - odpowiada.
Znajomy: - Cały Rysiek. Mogą lżyć, byle nazwiska nie przekręcali.
   Rok 2015, kilka dni po wyborze Andrzeja Dudy na prezyden­ta. Trwa uroczystość w pałacu w Wilanowie. Gdy zaczyna się transmisja telewizyjna, między Dudę i jego żonę wślizguje się jak łasica Ryszard Czarnecki. Z szerokim uśmiechem pozuje do zdjęć. Rodzice prezydenta, zdezorientowani, stoją gdzieś na dalszym planie.
   - Wyglądało to tak, jakby Ryszarda otoczy­ła jakaś przypadkowa rodzinka, łysiejący facet z żoną i córką, żeby pogrzać się w jego blasku - mówi nam jeden z posłów PiS.

BYŁEM U TRUMPA
Poseł PiS: - Jak Ryśka wyrzucą drzwiami, to wróci oknem. Ma tupet i nigdy się nie zniechęca. U polityka to bardzo ważna cecha.
   Na czym polega ten tupet? Dzień po wy­borach prezydenckich w USA szef MSZ Wi­told Waszczykowski bezradnie przyznaje, że rząd nie ma bezpośredniego kontaktu z otoczeniem Donalda Trumpa.
   Kilkadziesiąt godzin później w mediach zjawia się eurodeputowany PiS Ryszard Czar­necki. Znienacka ujawnia, że Warszawa ma już łącznika z otoczeniem prezydenta elekta. To Ryszard Czarnecki, jedyny polski polityk, który był na konwencji Trumpa w Ohio.
   Kilka tygodni później ogłasza w tygodniku „W Sieci”: „Byłem przy wygranej Trumpa”. I diagnozuje, że miliarder zwyciężył, bo szedł jak taran. Nie zrażał się, nawet gdy miał je­den procent poparcia. - Był pan na wieczorze wyborczym Trumpa? - nie dowierzamy.
   - Nie, ale gościłem niedawno w USA. Po raz ostatni trzy tygodnie przed wyborami. Nawet dałem kilka wywiadów mediom społecznościowym związanym z Trumpem. Udzieliłem mu też paru rad.
   - Radził pan Trampowi?!
   - W sprawie naszego regionu. Publicznie.
   - Informował pan Jarosława Kaczyńskiego o swoich kontaktach?
   - A jak panowie myślą?

CZŁOWIEK Z PLAKATU
Ryszard Czarnecki kocha siebie, ale potrafi zadbać o najbliż­szych. Jeden z jego dorosłych synów, Przemysław, już dru­gą kadencję jest posłem. Ojciec za pieniądze europarlamentu sfinansował mu kampanię.
   W 2015 roku - po wyborach prezydenckich, a przed parlamen­tarnymi - we Wrocławiu wisi mnóstwo billboardów z napisa­mi: „Dziękujemy za chęć zmian. Poseł Czarnecki”, „Przyszłość w młodych rękach. Poseł Czarnecki” albo samo „Poseł Czarne­cki”. Nie ma na nich zdjęć i imion. Ale część z tych billboardów ma logo frakcji Konserwatystów i Reformatorów w europarlamencie, do którego posłem jest właśnie Ryszard Czarnecki.
   Jest też hasło: „Znajdź mnie na Facebooku. Poseł Czarne­cki”. Ale gdy na Facebooku wpisuje się frazę „poseł Czarnecki”, wyskakuje nie Ryszard, a Przemysław. Który akurat startu­je do Sejmu. Dla odmiany europoseł Ryszard nie kandydował z Wrocławia, ale z Wielkopolski.
   Przemysław Czarnecki, podobnie jak tata, jest fanem żużla. Za­siada we władzach Sparty Wrocław, klubu z Ekstraligi. Na wspar­cie seniora może liczyć w polityce i w sporcie.
   Działacz żużlowy: - Totalizator Sportowy przez rok miał taki program „Uczeń i mistrz”, w ramach którego współpracował z zielonogórskim Falubazem. Chodziło o kilkaset tysięcy złotych, więc klub starał się o przedłużenie kontraktu. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, ale na ostatniej prostej w miejsce Falubazu nieoczekiwanie pojawiła się Sparta.
   W środowisku natychmiast rozeszło się, że to Ryszard Czarnecki wychodził - jeszcze u zarządu z czasów Platformy podmianę klubów.
   Opowiada menedżer z Totalizatora: - Richard bywał tu na dłu­go przed „dobrą zmianą”. Załatwiał pieniądze na żużel. Przy­chodził z PRL-owskim jeszcze działaczem sportowym Jerzym Staroniem.
   Kilka lat temu prawicowa Fronda oskarżyła Staronia o współ­pracę z SB, posługując się cytatem z publicysty Leszka Lecho­nia: „Facet nic nie potrafił i nic nie robił, za to gorliwie wypełniał rolę tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Dono­sów stworzonych przez tę kreaturę nikt nie jest w stanie dziś zliczyć”.
   Także Bartosz, młodszy syn z pierwszego małżeństwa Czarne­ckiego, chętnie korzysta z pomocy ojca. Przez kilka lat uczył się pod jego skrzydłami w Brukseli, potem krótko pisywał notki do „Gazety Polskiej Codziennie”, wydawanej przez spółkę, w której władzach zasiada Czarnecki senior. A po przejęciu władzy przez PiS trafił do pracy w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. - Rysiek ma świetne relacje z kontrolującym tę spółkę Antonim Macierewi­czem. Od lat zna się też z Arkadiuszem Siwką, prezesem PGZ - zauważa polityk PiS.

ŻONA W ARMATURZE
Czarnecki troszczy się nie tylko o synów z pierwszego małżeństwa, ale także o młodą żonę, córkę jedynego polskiego kosmonauty, Emilię Hermaszewską.
   We wrześniu „Newsweek” poinformował, że żona europosła trafiła do rady nadzorczej spółki Armatura Kraków, należącej do grupy PZU. Kiedy spytaliśmy, w jaki sposób fundusz inwestycyj­ny PZU trafił na jej kandydaturę, Hermaszewska nie umiała tego wyjaśnić. Odpowiedziała tylko, że jest radcą prawnym i że kiedyś pracowała już dla firmy z branży wnętrzarskiej.
   Opowieści o tym, w których spółkach skarbu państwa za „do­brej zmiany” widziano już żonę Czarneckiego, to w Warszawie coś w rodzaju miejskiej legendy. Chcemy sprawdzić, ile w tym prawdy, ale Hermaszewska nie może się spotkać. W mailu pi­sze, że jest prawniczką i przez wiele lat pracowała w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Czy współpracuje z państwowymi firmami? „Co do informacji dotyczących szczegółów świadczenia prze­ze mnie pomocy prawnej, obowiązuje mnie tak jak wszystkich radców prawnych tajem­nica zawodowa”. W których spółkach skar­bu państwa ostatnio gościła? „Zasady etyki zawodowej obligują mnie do niekomentowania informacji o działalności mojej kan­celarii, jak też do nieudzielania informacji podmiotach, które są jej klientami”.
   O wizytach Hermaszewskiej m.in. w pań­stwowej Grupie Azoty i współpracy z nią opowiada nam jeden z rozmówców. Próbu­jemy się czegoś dowiedzieć, ale bezskutecz­nie - spółka nie odpowiada na nasze pytania.

JA BYM ZMIENIŁ TO IMIĘ
Czarnecki, były członek ZChN i Samo­obrony, działa w PiS od 2008 r. - Pamiętam jego początki. Przyjeżdżał na Nowogrodzką wysiadywał pod gabinetem prezesa. I Jaro­sław w końcu go przyjmował. Z czasem wy­robił sobie mocną pozycję, trafił do komitetu politycznego, na narady w wąskim gronie - opowiada współpracownik szefa PiS.
   Kaczyński szybko przekonuje się do byłego doradcy Andrzeja Leppera. W 2009 roku umieszcza go na liście do europarlamentu. Czarnecki wkrada się w łaski szefa; raz na jakiś czas zaprasza go na domowe kolacje. - Bardzo sprytnie to robił. Kameral­na atmosfera, tylko on, Emilia i prezes. Jarosław później bar­dzo chwalił dania serwowane przez Hermaszewską - słyszymy od rozmówcy z PiS.
   Podczas kampanii do europarlamentu w 2009 r. dziennikarze pytają Kaczyńskiego, co sądzi o imionach Richard Henry, które urodzony w Londynie Czarnecki musi podawać na kartach wy­borczych. – Ja bym na jego miejscu zmienił imiona - rzuca prezes.
   Niedługo potem Czarnecki wyrabia nowy dowód osobisty. W kolejnych wyborach występuje już jako Ryszard Henryk.
   Rok 2014. Jarosław Kaczyński ogłasza, że politycy, którzy spę­dzili w europarlamencie więcej niż pięć lat, nie mogą ponownie kandydować. W partii wszyscy uważają, że to cios w Czarne­ckiego, który siedzi w Brukseli od 2004 r. - I co, Rysiu? Musisz wracać do Polski? - docieka jeden z posłów.
   - Nie, będę kandydować.
   - Ale prezes powiedział, że można tylko dwie kadencje.
   - Dwie kadencje, ale z PiS - odpowiada rezolutnie Czarnecki, który za pierwszym razem dostał się do Brukseli z Samoobrony.
   Z czasem eurodeputowany poczyna sobie coraz śmielej. La­tem 2014 roku niespodziewanie oznajmia, że Kaczyński roz­waża pomysł prawyborów prezydenckich w PiS. I nie wyklucza, że sam mógłby w nich wystartować. - Klasyka! Richelieu chciał zgłosić swoją kandydaturę i w ostatniej chwili zrezygnować. Dzięki temu nazwisko cały czas byłoby w grze, a na koncie nie trzeba by zapisywać porażki. Tak zrobił w 2012 roku podczas wyborów na prezesa PZPN - przypomina znajomy Czarneckiego.
   Kaczyński ostatecznie wycofuje się z po­mysłu prawyborów i karze Czarneckiego, usuwając go ze swojego dworu. Niełaska nie trwa jednak długo. Europoseł po kil­ku miesiącach znów zaczyna pojawiać się w poczekalni na Nowogrodzkiej.

AJAJAJ, NIEDOBRZE
Kilkanaście miesięcy temu. Ryszard Czarnecki wczesnym rankiem ląduje w Warszawie. Jeszcze z Okęcia dzwoni do biura prasowego PiS: - Macie dla mnie ja­kieś zaproszenia do telewizji? Bo chyba na­ród się o mnie upomina.
   Jego zamiłowanie do telewizji jest legen­darne. Mówi pracownik dużej stacji infor­macyjnej: - Nigdy nie odmawia. Gdy ląduje w Polsce, rozsyła do wydawców SMS-y z in­formacją, że jest w Warszawie i można go brać do programów.
   Czarnecki jest w tej kadencji wiceszefem europarlamentu. Ma sporo obowiązków w Brukseli i dużo lata po świecie. Ale gdy już przylatuje do Warszawy, to jeździ od jed­nej stacji do drugiej. - Przylecieć samolotem, wystąpić w progra­mie i od razu wrócić do Brukseli? Dla Rysia to żaden problem. To człowiek o nieprawdopodobnym parciu. Superstacja, radio Wnet, Radio dla Ciebie czy Radio Plus to miejsca, do których chodzi mało polityków. Richard jest zawsze chętny - opowiada człowiek z biura prasowego PiS.
   Kilka lat temu europosła Czarneckiego spotyka duża przy­krość: biuro prasowe daje mu zakaz wypowiedzi dla mediów. Ale parę dni po wprowadzeniu zakazu niespodziewanie poja­wia się w tzw. lajfie, czyli wejściu na żywo w jednym z kanałów informacyjnych.
   - Rysiek, co ty? Zapomniałeś, że masz szlaban? - zaczepia go poseł z Nowogrodzkiej.
   - Ale to było z Brukseli. A z Brukseli się nie liczy.
   Innym razem Czarnecki daje telewizyjnemu dziennikarzowi setkę, czyli krótką wypowiedź do kamery. Z reprymendą dzwoni biuro prasowe.
   - Przypadkowo na siebie wpadliśmy - tłumaczy deputo­wany. - Poprosili o wypowiedź, to co, miałem uciec? Dali to w wieczornych „Faktach”, naprawdę? Ajaj aj, niedobrze.
   Znajomy polityk PiS: - Ryszard jest człowiekiem o niepraw­dopodobnej determinacji. Można go nie lubić, ale nie wolno go nie doceniać, bo to trudny przeciwnik. Niełatwo go wykiwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz