poniedziałek, 17 października 2016

W piekle i smole



Maszyna ruszyła. Rząd wycofuje poparcie dla Donalda Tuska, prokuratura szykuje zarzuty, a Jarosław Kaczyński kpi, że może były premier zostanie świadkiem koronnym. Szykuje się proces stulecia

Michał Krzymowski

Znajomy Tuska: - Jeszcze rok temu Donald to bagatelizował. „Pogadają i im przejdzie”
mówił. Dziś widzi, że żarty się skończyły. Czy się boi? Tak. O siebie i o syna. A czy wie, jak się bronić? Nie. Na pewno będzie potrze­bował dobrego adwokata.
Wieloletni znajomy Kaczyńskiego: - Jarosław nie rzuca w tej sprawie słowna wiatr. Jeśli będzie miał okazję dopaść Tuska, nie zawaha się. Jest jak bohater thrillera, który szuka winnego śmierci ukochanej córki. Nie spocznie, póki go nie ukarze. To zew.
   Polityk Platformy: - Jeśli prokuratura postawi Tuskowi zarzuty, to będzie ostateczne starcie dwóch liderów. Zwycięstwo jednego będzie politycznym końcem drugiego. Jak w pojedynku rewolwe­rowców, żywy wyjdzie z tego tylko jeden.

NA TACY
8 maja europoseł PiS Ryszard Czarnecki pisze w „Rzeczpospolitej”, że między unijny­mi politykami toczy się zajadła walka o posady.
I tak: niemiecki socjaldemokrata Martin Schulz trzeci raz z rzędu chce zostać szefem europarlamentu. Na wypadek niepowodzenia ma plan awaryjny. Będzie zabiegać o stanowisko szefa Rady Europejskiej zajmowane przez Tuska.
    „Od bardzo wpływowego socjaldemokra­tycznego polityka usłyszałem swoiste za­proszenie do tańca” - twierdzi Czarnecki.
Kontredans miałby polegać na usunięciu Tu­ska i zastąpieniu go Schulzem. „Rzecz w tym - ciągnie w swym tekście europoseł - że najbar­dziej wpływowego polskiego polityka nie inte­resuje tego typu polityczny handel. Kaczyński ma swoje zasady. Jedną z nich jest popieranie Polaków na stanowiska międzynarodowe, nie­zależnie od opcji politycznej, jaką reprezentu­ją nasi rodacy”.
   - Rysiek miał zgodę na ten artykuł. Samowolnie nie złożyłby deklaracji w imieniu prezesa - twierdzi znajomy europosła.
   Pięć miesięcy później następuje nieoczekiwany zwrot. Szef PiS zapowiada, że polski rząd nie udzieli Tuskowi poparcia na drugą kadencję (pierwsza kończy się w maju 2017 r.). Powód? Szef Rady lada chwila może usłyszeć karne zarzuty. „Jego dal­szy pobyt w Brukseli jest bardzo ryzykowny, przede wszystkim dla Unii Europejskiej” - ostrzega w wywiadzie dla „Polska The Times” Kaczyński. „Uważam, że powinniśmy UE ostrzec przed ewentualnymi problemami”.
   Prezes PiS wygłasza podobne kwestie w rozmowach z „Gaze­tą Polską” i Polską Agencją Prasową. A na sejmowym korytarzu jeszcze dorzuca: - Nie jestem w stanie rozmawiać z panem Tu­skiem ani o tym, by został świadkiem koronnym małym albo du­żym, ani o zgodzie na karę. Nie ma o czym rozmawiać.
   Współpracownik Kaczyńskiego: - Prezes udzielił tych wypo­wiedzi z premedytacją. Chciał z odpowiednim wyprzedzeniem wysłać sygnał do najważniejszych stolic europejskich, że Polska wycofuje poparcie dla Tuska i oczekuje jakiejś propozycji. Bruk­sela ma czas na przygotowanie nowego rozdania.
   Decyzja w sprawie nowego szefa Rady Europejskiej zapadnie na początku przyszłego roku. Teoretycznie sprzeciw jednego kraju jest bez znaczenia, bo nie obowiązuje tu zasada jednomyśl­ności. Żeby wybrać przewodniczącego, wystarczą dwie trze­cie głosów w Radzie, składającej się z przywódców 28 państw członkowskich.
   Część polityków Platformy twierdzi, że straszenie Tuska za­rzutami nie pozbawia go szans na reelekcję. - Unijni premierzy zdają sobie sprawę, że wybór nowego szefa Rady będzie ozna­czać ugięcie się przed szantażem Kaczyńskiego i podanie mu Tuska na tacy - przekonuje jeden z posłów.
   Człowiek z głównej siedziby PiS przy ul. No­wogrodzkiej zaznacza jednak: - Nie twierdzę, że prezes trzyma Europę w szachu, ale wybór człowieka, któremu macierzysty kraj odebrał poparcie, byłby precedensem. Poza tym czy tak ważne stanowisko można powierzyć czło­wiekowi, który stoi lub za chwilę stanie pod zarzutem karnym?
   Polityk Platformy, znający unijne mechani­zmy: - Nikt tego głośno nie powie, ale jeśli pad­ną zarzuty, to do żadnej reelekcji nie dojdzie. Unia nie pozwoli sobie na to, by w negocjacjach z prezydentami USA czy Rosji reprezentował ją podejrzany. A co, jeśli zacznie być wzywany na przesłuchania, nawet w charakterze świad­ka? Na pewno go to znacząco osłabi. Proszę so­bie wyobrazić, że prokuratura wzywa Tuska w dniu szczytu G7. Jeśli się stawi, powstanie niezręczność. Nie stawi się, zaczną słać za nim nakazy. Unijni przywódcy na pewno będą de­klarować solidarność z Donaldem, ale na koń­cu mogą go wystawić do wiatru, chcąc ratować prestiż unijnej instytucji.

OBOWIĄZEK WOBEC BRATA
Zapowiedzi prezesa PiS każą zapytać - co takiego wydarzy­ło się między majem a październikiem, że „najważniejszy pol­ski polityk” odstąpił od „zasady popierania rodaka” i zaczął przed nim przestrzegać Europę? I - przede wszystkim - w jakiej sprawie Donald Tusk miałby usłyszeć zarzuty?
   Na trop naprowadza wywiad dla PAP. Kaczyński co prawda twierdzi w nim, że wyjaśnienia wymaga rola byłego premiera w aferze Amber Gold i prywatyzacji Ciechu, ale konkrety pada­ją tylko w związku ze Smoleńskiem: - Pewne dokumenty w tej sprawie odnaleziono. To, że różne rozmowy, telefony w sprawie przygotowania wizyty to była gra, a decyzja [o rozdzieleniu wizyt prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska - PAP] była podjęta dużo wcześniej, wydaje się całkowicie udowodnione.
   O odnalezionych materiałach kilka tygodni temu mówił w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. To kilkadziesiąt tajnych dokumentów dotyczących przygotowań do katyńskich uroczystości - w tym notatki z rozmów polskich urzędników z przedstawicielami Kremla i rosyjskimi dyplomatami. Według Waszczykowskie- go materiały pokazują, że obu stronom zależało na odsunięciu Lecha Kaczyńskiego od obchodów i że to Rosjanie zapropono­wali rozdzielenie wizyt: - To było niezgodne z interesem pań­stwa polskiego, żeby grać przeciwko polskiemu prezydentowi na rzecz Rosji.
   A zatem Tusk miałby usłyszeć zarzut tak zwanej zdrady dyplo­matycznej, czyli działania na szkodę Polski w stosunkach z ob­cym państwem. Grozi za to do 10 lat więzienia.
   Sprawa - jak się wydaje - jest już wtoku. Portal tvn24.pl po­dał niedawno, że Prokuratura Krajowa już przyjęła tę kwalifika­cję prawną w jednym ze śledztw smoleńskich. Z jednej strony takie przestępstwo trudno udowodnić (w historii III RP skaza­no za nie tylko jedną osobę), ale z drugiej przepis brzmi bardzo ogólnie i daje duże pole do interpretacji.
   - Kluczowe będą notatki z rozmów Tuska z Putinem oraz ma­teriały z wizyty przygotowawczej ówczesnego szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego w Moskwie - twierdzi były mi­nister w rządzie Platformy znający te dokumenty. - Ich treść przy odpowiednim przekazie może zabrzmieć dwuznacznie. Nie sądzę, by można było na tej podstawie kogokolwiek skazać, ale prokuratura kierowana przez Zbigniewa Ziobrę z łatwością wypreparuje z tego zarzuty.
   Tym bardziej że - jak przyznaj e w rozmowie z „Newsweekiem” specjalizujący się w prawie karnym były minister sprawiedliwo­ści Zbigniew Ćwiąkalski - przewodniczącego Rady Europejskiej nie chroni immunitet.
   Dla Ziobry i jego śledczych niebezznaczenia będą oczekiwania głównego lokatora Nowogrodzkiej. Jarosław Kaczyński jeszcze przed katastrofą z 10 kwietnia 2010 roku mówił w „Rzeczpospo­litej”, że Tusk będzie się kiedyś „gotować w piekle w smole” za ataki na jego brata. A po Smoleńsku tylko się w tym utwierdził. Jego zapowiedzi z wywiadu na wywiad stawały się coraz bardziej konkretne.
   Październik 2010 r., wywiad w tygodniku „Niedziela”: „Oświadczam, że nikt mnie nie zmusi - chyba że mnie zabije - do tego, żebym nie dążył do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smo­leńskiej, bo to jest mój obowiązek wobec Polski, wobec mojego śp. Brata i wobec Przyjaciół, którzy zginęli”.
   Kwiecień 2012 r., RMF FM: „Pu­tin podjął grę przeciwko prezy­dentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
Donald Tusk z chęcią ją przyjął (...).
Chociaż on się do tego oczywiście nie może przyznać i będzie łgał tak, jak łże. To jest kwestia już nie tyl­ko jego kariery politycznej, ale jego życia, być może jego wolności”.
Kwiecień 2016 r., Superstacja: „Gdyby nie rozdzielono wizyt, to do tragedii by nie doszło [rów­nie dobrze można by założyć, że obaj zginęliby podczas wspólne­go lotu 10 kwietnia - przyp. MK].
Uważam, że tutaj doszło do wielo­krotnego łamania prawa - zarów­no przed, jak i po. I że to powinno być też odpowiednio ocenione przez organy wymiaru sprawiedliwości”.
   Czerwiec 2016 r., „Do Rzeczy”: „W sensie moralnym Tusk od­powiada za Smoleńsk w stu procentach. (...) Mam nadzieję, że poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił (...). W polskiej histo­rii zbyt łatwo wybaczano, zapominano”.

UBITA ZIEMIA
Politycy PO, którzy mają kontakt z Brukselą, twierdzą, że Donald Tusk cały czas żyje krajową polityką - jest w bieżącym kontakcie z byłą premier Ewą Kopacz, która konsultuje się z nim we wszystkich istotnych kwestiach. Kilka tygodni temu, gdy z Platformy odchodził Stefan Niesiołowski, Tusk miał ją prosić
powstrzymanie ewentualnego rozłamu. Jego zdaniem - ciąg­ną moi rozmówcy - Platforma jest już „projektem skończonym”, ale jemu na wypadek powrotu do Polski potrzebna jest taka „re­zerwa strategiczna”. Tusk ponoć liczy, że Kopacz jeszcze wróci na fotel lidera Plat­formy, a wtedy on będzie mógł zjednoczyć całą antypisowską opozycję i wystartować w wyborach prezydenckich (z niedawne­go sondażu Millward Brown dla „Faktów” TVN wynika, że na byłego premiera chcia­łoby dziś zagłosować 45 proc. Polaków; An­drzej Duda zdobył w tym badaniu 49 proc., czyli niewiele więcej).
   To wszystko - rzecz jasna - gdyby były premier postanowił wrócić do krajowej polityki. Ale jak na te plany wpłynęłyby prokuratorskie zarzuty? Czy Tusk potrak­towałby je jak wezwanie na ubitą ziemię tym chętniej stanął do politycznego poje­dynku z liderem PiS? Czy może wycofałby się z politycznej aktywności?
   - Musiałby się wycofać - ucina do­świadczony poseł Platformy. - Mówię to z żalem, bo sam wypatruję jego powro­tu, ale proszę się zastanowić: czy polityk, na którym ciążą za­rzuty zagrożone dziesięcioletnią odsiadką, może z powodzeniem kandydować na prezydenta lub przewodzić opozycji? Nawet jeśli wszyscy uznamy, że sprawa jest polityczna, to taki lider będzie obciążeniem. Niezależnie od dzi­siejszych sondaży.
   - Utrata posady w Brukseli, przesłuchania w prokuraturze, brak możliwości powrotu do krajowej polityki... Czy zarzuty to dla Tuska sytuacja bez wyjścia? - pytam.
   - Jedynym wyjściem jest wy­najęcie dobrych prawników i przekonanie społeczeństwa, że to wszystko jest zemstą Kaczyńskiego. Ale dopóki się nie oczyści, nie będzie mógł stanąć na czele opozycji. Jego przywództwo by­łoby za słabe.
   A co z dochodzeniami dotyczącymi upadku Amber Gold sprzedaży Ciechu, o których wspominał prezes PiS? Tu poli­tycy PO są zgodni: z przesłuchania przed komisją śledczą były premier wyjdzie zwycięsko, a sprawa prywatyzacji mu nie za­szkodzi. - W sprawie Amber Gold Donald boi się nie o siebie, tylko o syna. Michał nie ma doświadczenia w publicznych wy­stąpieniach i może się psychicznie rozsypać przed komisją śled­czą - twierdzi znajomy szefa Rady Europejskiej.
   Kto mógłby bronić byłego premiera w razie postawienia mu prokuratorskich zarzutów? Politycy Platformy mówią, że Tusk zapewne wynająłby kilku prawników, i to takich z naj­wyższej półki. Pada między innymi nazwisko Zbigniewa Ćwiąkalskiego. - Nie mogę odpowiedzieć, czy przyjąłbym takie zlecenie, bo etyka ad­wokacka zabrania składania takich de­klaracji z wyprzedzeniem - odpowiada były minister.
   Innemu z rozmówców nasuwa się na­zwisko Romana Giertycha, który repre­zentował już dzieci Tuska. - Tyle że on się specjalizuje w sprawach cywilnych, a nie karnych, więc na pewno nie móg­łby być wiodącą postacią w tym zespole. Ale z drugiej strony, kto lepiej zamienił­by tę sprawę w polityczną przepychankę?
pyta retorycznie. Giertych podobnie jak Ćwiąkalski nie chce odpowiedzieć na pytanie o reprezentowanie Tuska.
   Polityk PO: - Jedno jest pewne. Je­śli Tusk dostanie zarzuty, to będziemy świadkami procesu stulecia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz