wtorek, 1 listopada 2016

Terror trumien



Jarosław Kaczyński zdecydował się na wyciąganie zwłok z grobów mimo sprzeciwu rodzin. To złamanie podstawowego tabu, szczególnie rażące w Polsce, gdzie szanuje się majestat śmierci. Po co liderowi PiS potrzebne są ekshumacje?

Rewolucjom, zakładaniu nowych politycznych ustrojów, obalaniu starych, zawsze towarzy­szyły rewolucje trumien. Aktem założyciel­skim stawały się uroczyste pogrzeby nowych bohaterów, a także bezczeszczenie grobów bohaterów dawnych. Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz są przekonani, że zakła­dają nowe państwo i niszczą państwo stare. Nie tylko zatem mają swoją politykę śmierci i państwowych pogrzebów, ale ta polity­ka przyjmuje formy coraz bardziej radykalne - staje się rewolu­cją trumien.

TRUMNY DOBRE I ZŁE
Ta PiS-owska rewolucja trumien zaczynała się przed laty nie­śmiało - od buczenia i gwizdów nad grobami powstańców warszaw­skich, gdzie jako jedynych legalnych dysponentów powstańczej tradycji akceptowano Macierewicza i Kaczyńskiego. I skąd pró­bowano przegnać „wrogów” - nawet Władysława Bartoszewskie­go czy AK-owskich weteranów powstania; zwłaszcza kiedy się temu zawłaszczaniu historii przez PiS próbowali przeciwstawiać.
   Po Smoleńsku nastąpiła radykalizacja PiS-owskiej polity­ki śmierci. Z tej tragedii, z wybranych smoleńskich trumien Ja­rosław Kaczyński uczynił fundament i akt założycielski nowej polityki, która miała doprowadzić do nowego państwa. Umiesz­czenie ciał prezydenckiej pary na Wawelu - wymyślone przez PR-owców PiS zupełnie na zimno jako metoda przejęcia poli­tycznej i symbolicznej inicjatywy - stało się fundamentem żarli­wego smoleńskiego mitu o Lechu Kaczyńskim jako prezydencie, który był tak potężny i tak skuteczny, że jego wewnętrzni i ze­wnętrzni wrogowie zdecydowali się na zamach.
Przeciętny Polak, nawet przeciętny polski polityk, bardziej szanuje trumny i martwe ciała, niż szanuje je Jarosław Kaczyń­ski. Może jeden Palikot był tutaj wyjątkiem, ale politycznie już go nie ma wśród nas, właśnie dlatego, że tabu trumienne na­ruszał. Powtarzał bowiem nieomalże od dnia katastrofy, że największą odpowiedzialność za śmierć blisko stu ludzi w Smo­leńsku ponosi Lech Kaczyński, dla którego lądowanie (przed którym polskich pilotów ostrzegali rosyjscy kontrolerzy lotu) ozna­czało polityczne być lub nie być; efektow­ne rozpoczęcie kampanii prezydenckiej albo ostateczną kompromitację z powodu spóźnienia.
   PiS budując na „swoich” trumnach włas­ną polityczną potęgę, nigdy nie miało zaha­mowań przed jednoczesnym uderzaniem w trumny ludzi, których uważało za po­litycznych lub ideowych wrogów. Prawi­cowi politycy i intelektualiści atakowali Czesława Miłosza przy okazji jego pogrze­bu na Skałce, atakowali pośmiertnie Wisła­wę Szymborską, a dziś lokalni politycy PiS konsekwentnie przeciwstawiają się upa­miętnianiu Władysława Bartoszewskiego poprzez nazywanie jego imieniem ulicy czy skweru. Nawet niedawna śmierć Andrzeja Wajdy sprowokowała falę pośmiertnego hejtu. Wyróżnił się tu Ryszard Legutko, europarlamentarzysta PiS, szczególnie mocno zaangażowany w wojnę kulturową prawicy. Wypowiadając się w przejętym przez PiS Radiu Kra­ków, uznał Wajdę za oportunistę, „skłonnego do zachowań stad­nych”, a całej jego twórczości filmowej łaskawie przyznał „cztery z minusem”.

PAŃSTWOWOŚĆ POŚMIERTNA
Śmierć znajduje się w centrum naszej polityki od czasu rozbiorów. Przez cały XIX wiek prochy najwybitniejszych Po­laków traktowano jako polityczne relikwie. Pogrzeby generałów patriotów czy patriotów twórców stawały się namiastką uroczy­stości państwowych państwa, które nie istniało. To przeniosło się także na politykę II RP, mocno zakorzenioną w niedawnej epoce zaborów i powstań, gdzie uroczyste pogrzeby szczątków (a nawet fragmentów szczątków) dawnych wielkich Polaków przeradzały się w wielkie patriotyczne święta. Przykładem może być pogrzeb szczątków Juliusza Słowackiego, ulubionego poety Józefa Piłsudskiego, które zostały sprowadzone do Polski na zle­cenie Marszałka w 1927 roku, po zamachu majowym. Uroczysty pogrzeb poprzedzony obwożeniem po całym kraju trumny z pro­chami wieszcza, z towarzyszeniem wojskowej eskorty, był zapowiedzią późniejszego pogrzebu samego Marszałka - największej uroczystości państwowej międzywojennej Polski.
   Była też walka polityczna przy użyciu trumien. Największy skandal wybuchł przy okazji sporu między piłsudczykami a kra­kowskim biskupem Adamem Sapiehą na temat umieszczenia trumny Piłsudskiego na Wawelu. Sapieha „wypchnął” trumnę Marszałka na mniej eksponowane miejsce, i to bez konsultacji z rządzącą sanacją. Prasa katolicka broniła wówczas biskupa, zarzucając zwolennikom Piłsudskiego chęć zrobienia z kate­dry wawelskiej „masońskiego antykwariatu”, a ci posługiwali się równie mało subtelnym hasłem: „Sapieha do Berezy”.
   W PRL trumny, pogrzeby, a także od­mawianie prawa do pochówku, ukrywa­nie ofiar, mogiły zbiorowe były używane jako element wojny politycznej, ale jedynie w okresie założycielskim nowego ustroju, czyli w epoce stalinowskiego terroru. Po odwilży 1956 roku Gomułka odpuścił nie­boszczykom. Do końca PRL można już było bezpiecznie odwiedzać groby AK-owskie, powstańcze, a nawet groby polityków mię­dzywojennych, przy których często zbiera­li się opozycjoniści.

TRUMIENNA KORUPCJA
Każda rewolucja ma swoja fazę ter­roru i radykalizacji. W przypadku PiS-owskiej rewolucji trumien w taką fazę wkraczamy wraz z decyzją rządzących o przymusowej ekshumacji wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej wbrew woli znacznej części rodzin.
   Szokująca jest zarówno sama decyzja, jak i sposób jej forso­wania. Umundurowani funkcjonariusze żandarmerii wojskowej chodzą po domach osób, które nie zgadzają się na bezczeszcze­nie ciał swoich bliskich, i próbują wymusić podpisanie oficjal­nej zgody. Liderów PiS (bo przecież prokuratorzy i żandarmeria wojskowa podlegają Ziobrze, Macierewiczowi, a w ostatecznej instancji Jarosławowi Kaczyńskiemu) nie powstrzymują prote­sty części rodzin, a nawet odwoływanie się do sądów.
   Wymuszanie ekshumacji na wszystkich wydaje się z pozo­ru wizerunkowym absurdem i politycznym błędem. Kaczyński, Macierewicz, Ziobro dysponują przecież nową komisją smoleń­ską, z której usunięto specjalistów od badania wypadków lotni­czych, a także całym legionem dziennikarzy, którzy „odkryją” i ogłoszą każdą rewelację na temat zamachu, w zamian za stano­wiska w mediach publicznych czy spółkach skarbu państwa. Za­tem dowód na zamach wystarczyłoby znaleźć w szczątkach tych ofiar, których rodziny zgadzają się na ekshumację.
   Dlaczego więc wymusza się ekshumację na wszystkich? Od­powiedzi dostarczają „umiarkowani” w obozie PiS, od których docierają przecieki, że ekshumacja wszystkich ofiar katastro­fy jest jedynie wstępem do przygotowywanego przez rząd zbio­rowego uroczystego pogrzebu, którego propagandowa oprawa ma przyćmić sprowadzenie do Polski szczątków Słowackie­go czy pogrzeb Piłsudskiego. Uroczysty zbiorowy pogrzeb ofiar katastrofy ma się stać fundamentem nowego państwa i symbo­licznym końcem III RP. Nic nie szkodzi, że będzie to już drugi uroczysty pogrzeb państwowy, skoro pierwszy odbył się w pań­stwie „niesuwerennym” i „obcym”.
   Z kolei „umiarkowani” z PiS zdradzają te plany dlatego, że tak skuteczne zwieńczenie rewolucji trumien doprowadzi do dal­szego umocnienia pozycji Antoniego Ma­cierewicza, który tę agendę władzy dziś nadzoruje. Będzie on dostarczał pogrzebo­wej imprezie oprawę. I będzie z niej ciągnął polityczne zyski. A to budzi zaniepokoje­nie Jarosława Gowina, Mateusza Morawieckiego czy nawet części najbliższych przybocznych Jarosława Kaczyńskiego z ul. Nowogrodzkiej, choć dziś żaden z nich nie poskarży się głośno.
   Oprócz terroru trumien mamy też tru­mienną korupcję. Kościół, do którego zwracają się o pomoc rodziny ofiar kata­strofy smoleńskiej, milczy. Są duchowni, którzy wiedzą, że PiS-owska rewolucja tru­mien jest bluźnierstwem - także na planie religijnym. Ale pozostają oni w zdecydowa­nej mniejszości. Materialna, instytucjonal­na i symboliczna oferta, jaką rząd PiS ma dziś dla Kościoła, przelicytowuje wszystko, co oferowały tej instytucji poprzednie eki­py rządzące Polską.
   Kaczyński dla swojej rewolucji trumien kupuje nie tylko Kościół. Na stole leży też oferta korupcyjna dla rodzin ofiar katastro­fy smoleńskiej. Beata Gosiewska, która wraz z innymi krewnymi ofiar otrzymała już od polskiego państwa materialne zadośćuczynienie przekraczające poziom zwykłych odszkodowań przy tego typu tragediach, wystąpiła z nowymi roszczeniami na sumę 5 milionów złotych. Gosiewska jest europarlamentarzystką PiS blisko związaną z bezpośrednim oto­czeniem prezesa partii. Jej działanie to nie samowolka, ale część politycznej strategii. Tym bardziej że o podobne nadzwyczajne zadośćuczynienie wystąpiła rodzina generała Błasika, także cał­kowicie akceptująca PiS-owską instrumentalizację katastrofy.
   To jasny sygnał dla rodzin, które się ekshumacji opierają: mo­żecie sankcjonować akt założycielski IV RP, jakim będzie wielki powtórny pogrzeb ofiar katastrofy smoleńskiej i wtedy staniecie się wyróżnionymi kombatantami nowej Polski, ważniejszymi od ostatnich kombatantów Powstania Warszawskiego, a nawet od żołnierzy wyklętych. I będzie to miało przełożenie nie tylko na symbole, lecz także na milionową pomoc ze strony państwa. Albo odmówicie uczestnictwa w naszej propagandowej impre­zie, a wówczas zostaniecie rozszarpani przez PiS-owskie media jako ludzie godni pogardy, którzy w politycznym zacietrzewie­niu odmawiają uczczenia własnych bliskich.

WIĘCEJ NIŻ IGRZYSKA
Można te pisowskie działania interpretować w katego­riach typowej populistycznej polityki zapewniania lu­dowi chleba i igrzysk, gdzie chlebem jest obniżenie wieku emerytalnego czy program 500+, a igrzyska to właśnie rewolu­cja trumien, dostarczająca symbolicznej rozrywki i satysfakcji, ale niemająca żadnego przełożenia na realne życie Polaków.
   Jednak ludzie, którzy się tą rewolu­cją posługują, kształtują zarówno polity­kę państwa, jak i symboliczne zaplecze tej polityki. Jarosław Kaczyński jest tu ostrożniejszy jako polityk. Ale już Jarosław Marek Rymkiewicz, który stał się intelek­tualnym i estetycznym patronem rewolu­cji trumien, w swojej książce o Powstaniu Warszawskim, „Kinderszenen”, uznał, że tamta „masakra” - jak ją z entuzjazmem nazywa - odegrała w historii Polski jed­noznacznie pozytywną rolę. Gdyż poprzez swój rozmiar, ogrom cierpień, „przywiąza­ła Polaków do polskości”, „uniemożliwiła im zdradę, rozpuszczenie się w Europie”. Kiedy przed kilku laty miałem okazję prze­prowadzić z nim wywiad na temat tej książ­ki (bardzo szybko przerodził się w kłótnię), Rymkiewicz powiedział mi - i pozosta­wił te słowa w autoryzacji - że „taka ma­sakra powinna się co jakiś czas powtarzać, żeby Polacy pozostali przywiązani do pol­skości”. Autor „Kinderszenen” powiedział też wówczas, że „gdyby w czasie Powstania Warszawskiego zginęło nie dwieście, ale czterysta tysięcy warszawiaków, przywią­załoby to Polaków do Polski dwa razy mocniej”. Te akurat słowa wyciął w autoryzacji, mam je jednak zachowane nie tylko w pamięci, lecz także na nagraniu. Z kolei Tomasz Terlikowski na­pisał na swoim blogu dzień po tragedii smoleńskiej, że była ona słuszną karą, jaka spadła na nas za to, że „próbowaliśmy uciec od misji, jaką stawiał przed nami Bóg, w normalność”.
   Może to są przykłady skrajnej aberracji, ale logicznie wynikają z rewolucji trumien, z samej zasady przedkładania cnoty hero­icznego umierania nad banalność życia „liberalnych lemingów”.
   Trumienni rewolucjoniści potrzebują świeżych trumien. Smoleńsk był dla nich okazją, którą politycznie eksploatują do dzisiaj. A dzisiejszy coraz bardziej niespokojny świat może im nowych polskich trumien dostarczyć.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz