poniedziałek, 26 września 2016

Na celowniku PiS



PiS rozpoczęło polowanie na Adama Hofmana. A przecież jeszcze niedawno były rzecznik ustawiał z ministrem skarbu zarządy spółek i chodził do Jarosława Kaczyńskiego

Michał Krzymowski

Minister skarbu Dawid Jackiewicz zniknął z rządu z dnia na dzień. Równie niespodziewanie zatrzas­nęły się drzwi do najważniejszego gabinetu w siedzibie PiS, Partia od­cięła się od Adama Hofmana - nagle, bez ostrzeżenia.


OSTATNIE SPOTKANIE Z PREZESEM
Decyzja o dymisji Dawida Jackiewicza zapada na Nowo­grodzkiej jeszcze w sierpniu. W tym czasie minister skar­bu opowiada w wywiadach, że na początku przyszłego roku jego resort ulegnie likwidacji, a państwowe spółki zostaną przeka­zane agencji rządowej podległej szefowej rządu Beacie Szydło lub państwowemu holdingowi pod wicepremierem Mateuszem Morawieckim.
   Minister nie wie, która z opcji zwycię­ży, bo od kilku tygodni nie może się do­stać do Jarosława Kaczyńskiego. Jeszcze niczego nie podejrzewa.
   Dla Jackiewicza przyszłość państwo­wych spółek jest kwestią palącą. Minister nie sprawuje mandatu poselskiego, więc po likwidacji resortu będzie musiał szu­kać pracy. Teoretycznie ma trzy opcje: może stanąć na czele agencji, zostać sze­fem holdingu lub objąć prezesurę w któ­rejś z dużych spółek skarbu państwa, na przykład w dolnośląskim KGHM.
   - Dla Jackiewicza najkorzystniejszy był wariant trzeci, czyli duże pieniądze i spokojna praca blisko rodziny. Jednak to, co było dobre dla niego, dla Adama Hofmana oznaczałoby abdykację protek­tora i koniec wpływów w państwowych spółkach - opowiada ważny polityk PiS.
   Od losów Jackiewicza zależy przy­szłość byłego rzecznika PiS, ale też kilku prezesów spółek. Na jednym wózku z mi­nistrem jadą: Robert Pietryszyn z Loto­su, Krzysztof Skóra z KGHM, Remigiusz Nowakowski z Tauronu, Mariusz Bober z Azotów i Łukasz Łazarewicz z Totalizatora, do tego kilkunastu członków za­rządów i rad nadzorczych. Hofman nalega więc, by Jackiewicz podjął walkę o stanowisko szefa agencji mającej skupić pań­stwowe firmy.
   Sęk w tym, że minister podchodzi do sprawy honorowo, nie chce kierować agencją podległą Morawieckiemu, z którym od kilku miesięcy jest w sporze. A to oznacza, że rozgrywka toczy się o stanowisko szefa instytucji nadzorowanej przez panią pre­mier. Decyzję o takim umocowaniu agencji musiałby podjąć Jarosław Kaczyński.
   Początek września, kilka dni przed Forum Ekonomicznym w Krynicy. Adam Hofman jedzie na Nowogrodzką, gdzie zosta­je przyjęty przez Jarosława Kaczyńskiego. Jest zbity z tropu. Po powrocie z siedziby PiS przyzna znajomemu, że rozmo­wa potoczyła się niepomyślnie, a wokół niego oraz Jackiewi­cza dzieje się „coś złego”. Będzie to jego ostatnie spotkanie z prezesem.

BRUDNE SIECI, BRUDNA FALA
W Krynicy przeczucie Hofmana się potwierdza. - Dawid widział się na Forum z Jarosławem, ale trudno powiedzieć, by miał z nim dobrą rozmowę. Został ofukany - opowiada znajo­my ministra. Poseł PiS, który był na Forum, dodaje: - To, co Ja­rosław zobaczył i usłyszał w Krynicy, na pewno nie pomogło Jackiewiczowi. Pietryszyn, prezes Lotosu, wydał wielkie przy­jęcie. Kaczyńskiemu oczywiście doniesiono, jak wystawny był raut i kto się na nim bawił. Zwaliło się tyle ludzi, że obsługa ho­telu, w którym odbywała się impreza, w pewnym momencie przestała wpusz­czać gości, przez co na wejściu utknął prezes dużej giełdowej spółki.
   Kilka dni później Kaczyński jest już z powrotem w Warszawie, gdzie obraduje rada polityczna PiS. Zgłaszając kandyda­tów do władz partii, pomija Jackiewicza. Ostrzega też posłów, że wokół ugrupo­wania zarzucono „brudne sieci”, a przy państwowych firmach kręcą się różne „cwaniaczki”.
   Gdy media zaczynają spekulować o dy­misji, minister jedzie na Nowogrodzką. Po sześciu godzinach w poczekalni zo­staje odprawiony z kwitkiem. Kaczyński przyjmie go dopiero nazajutrz. Rozmowa jest krótka i niczego nie zmienia. Jackie­wicz żegna się z rządem, z Nowogrodz­kiej wylewa się brudna fala. Pojawiają się spekulacje, że Centralne Biuro Antykorupcyjne ma nagranie obciążające Hofmana. Według jednej z plotek na ta­śmie jest rozmowa z biznesmenem, który robi interesy ze spółką skarbu państwa. Według innej - doszło do kontrolowane­go wręczenia łapówki znajomemu Hofmana w zamian za miej­sce w radzie nadzorczej. A może chodzi o to, że firma z nim powiązana zdobyła intratne zlecenie od jednej z państwo­wych firm? Na Twitterze pojawiają się nawet inicjały sześciu osób, które rzekomo znalazły się na celownikach CBA. Zanim wpis zniknie z sieci, politycy PiS zdążą zgadnąć: - Przecież to Hofman i przyjaciele!
   Na 26. piętrze warszawskiego biurowca, gdzie mieści się fir­ma byłego rzecznika PiS - psychoza. Hofman głowi się, o co chodzi. Przypomina sobie, że kilka tygodni temu znajomy po­lityk zbliżony do służb specjalnych nad podziw wiernie zrela­cjonował mu telefoniczną rozmowę, w której on powoływał się na Jarosława Kaczyńskiego. A to znaczy, że był podsłuchiwa­ny. Ktoś inny przypomina Hofmanowi, że pod koniec czerwca Jackiewicz doprowadził do odwołania z zarządu spółki azoto­wej w Policach osoby kojarzonej z Joachimem Brudzińskim. I donosi, że Brudziński uznał to za zniewagę. Na zamkniętym spotkaniu miał zapowiedzieć, że zrobi wszystko, by doprowa­dzić do dymisji Jackiewicza.
   A nagonka na Hofmana i Jackiewicza zaczęła się od razu po powrocie prezesa PiS z urlopu spędzonego właśnie w to­warzystwie Brudzińskiego. Z donosami na ministra chodzili i inni - ludzie związani z Morawieckim, sfrustrowani posło­wie, prezesi spółek, którym Jackiewicz wszedł w szkodę. Ale czy z takiego powodu Kaczyński mógłby urządzić polowanie z udziałem służb specjalnych?

ADAM WIE, ŻE BYŁ PODSŁUCHIWANY
Bywalec 26. piętra: - Adam od kilku dni siedzi i odbiera głupie telefony. Kilka dni temu zadzwonił do niego znajo­my z pytaniem, czy to prawda, że jego firma kontroluje szwal­nię na Śląsku, która szyje mundury dla armii. Gdyby ludzie nie wierzyli w te bzdury, byłoby to nawet zabawne. Ale to się dzieje naprawdę! Ludzie w to wierzą!
   Inny znajomy Hofmana: - Co mają na Adama? Niewie­le. Rozmowy telefoniczne, w których padały sformułowania w rodzaju: „byłem u naczelnika, mam akceptację”, „prezes dał zgodę”. No i cztery-pięć faktur wystawionych na firmę Micha­ła Wiórkiewicza, jego biznesowego partnera. Ale to drobiazgi, po 15-20 tys. zł. W porównaniu z tłustymi kontraktami, które dostawały agencje reklamowe kojarzone z Morawieckim i kancelarie prawne, to pryszcz. A znajomi wstawieni do spó­łek przez Adama? Błagam, przecież nawet ludzie CBA lata­li po mieście z karteczkami pełnymi nazwisk! I nie chodzi mi o „bezpieczniaków”, czyli dyrektorów bezpieczeństwa w spół­kach, którzy oficjalnie mają patrzeć prezesom na ręce. To śro­dowisko, tak samo jak wszystkie inne, też forsuje swoich ludzi do zarządów firm.
   Człowiek z 26. piętra: - Hofman od początku działał z założe­niem, że CBA prewencyjnie go podsłuchuje. W takiej sytuacji tylko idiota by kradł. A przecież Adam nie jest głupi. Poza tym on miał mnóstwo możliwości legalnego zarobku, po co miałby robić lewe deale?
   Gdy kilka dni temu CBA zleca kontrolę umów zawiera­nych przez największe spółki skarbu państwa, Hofman nie wytrzymuje i udziela oficjalnego komentarza portalowi Onet. pl: „Wszystkie decyzje personalne odnośnie do obsadzania spó­łek zapadały na najwyższym szczeblu na Nowogrodzkiej. Innej możliwości nie było”.
   W kierownictwie PiS wypowiedź Hofmana zostaje odebrana jako pogróżka pod adresem Kaczyńskiego. Na Nowogrodzkiej nie ma innego „najwyższego szczebla”.
   Człowiek z 26. piętra: - To nie pogróżka, to fakt. Dawid Ja­ckiewicz przedstawiał Jarosławowi wszystkie nazwiska do ak­ceptacji. Zresztą Adam też regularnie jeździł na Nowogrodzką.
   Gdyby Hofman miał trafić na ławę oskarżonych, to Ka­czyński musiałby zostać jednym z głównych świadków w jego sprawie.

ANIOŁEK SPRAWDZA SIĘ W GAZOWNICTWIE
W wynikach kontroli CBA ma się znaleźć lista firm PR-owskich obsłu­gujących państwowe spółki. Jak się dowie­dział „Newsweek”, na „dobrej zmianie” w skarbie państwa skorzystała między in­nymi należąca do SKOK Holdingu agencja reklamowa Apella, która w przeszłości brała udział w kampaniach wyborczych PiS.
W jej radzie nadzorczej są zresztą senator PiS Grzegorz Bierecki i jego brat Jarosław.
   W lutym 2016 roku Apella nawiązała „długoterminową współpracę” z PGNiG, w którego władzach zasiadają współau­tor biografii Lecha Kaczyńskiego Jakub Kowalski i były działacz Solidarnej Pol­ski Łukasz Kroplewski. W ramach umo­wy Apella „odświeżyła księgi identyfikacji wizualnej” i zrealizowała kampanię pod hasłem „Ludzie. Najcenniejsze zasoby”. W jaki sposób PGNiG wybrało Apellę? Ile wyniósł kontrakt agencji? Spółka nie od­powiedziała na nasze pytania.
   Kontrakty agencji reklamowych i kan­celarii prawnych też nie są dla PiS wygod­ne, ale dziś główne polityczne problemy partii Jarosława Kaczyńskiego to nepo­tyzm i kolesiostwo. Z tego, że „dobra zmiana” wymknęła się spod kontroli, zda­je sobie sprawę sam prezes, który podczas rady politycznej PiS stwierdził, że niektóre nominacje w spółkach skarbu państwa są „skandaliczne” i że część z nich należy wycofać.
   Symbolem tych zmian stał się były rzecznik MON Bar­tłomiej Misiewicz, którego w zeszłym tygodniu po tekście „Newsweeka” pozbawiono stanowisk w MON i w radzie nad­zorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. - Jarosław naciskał na wyrzucenie Misiewicza od dłuższego czasu. Gdy okazało się, że Beata Szydło nie radzi sobie z załatwieniem tej sprawy, oso­biście, już po waszym artykule, zdyscyplinował Antoniego Macierewicza - opowiada człowiek z Nowogrodzkiej.
   Wstydliwych nominacji jest jednak więcej. W Polskiej Spółce Gazownictwa, spółce córce PGNiG, dyrektorskie posady dosta­li na przykład Marcin Szczudło, były asystent Jacka Kurskiego z czasów Solidarnej Polski, oraz Joanna Wanot-Stauffer, bliska współpracownica Jakuba Kowalskiego, która do niedawna kie­rowała kortami tenisowymi i boiskiem Orlik w Opolu. W gazow­nictwie od niedawna sprawdza się też Magdalena Wiciak, była pracownica centrali PiS na Nowogrodzkiej, jedna z „aniołków Kaczyńskiego” z czasów kampanii parlamentarnej w 2011 roku. Dyrektorem ds. badań w PGNiG został z kolei Michał Szota, rad­ny PiS, do niedawna właściciel baru z kebabem.
   Z kolei w zarządzie PGZ System, spółce córce Polskiej Gru­py Zbrojeniowej, znalazło się miejsce dla Edwarda Połaskiego, współwłaściciela warsztatu samochodowego z warszawskiej Pragi. A w radzie nadzorczej spółki Armatura Kraków, należą­cej do grupy PZU, zasiadają Emilia Her­maszewska, żona eurodeputowanego PiS Ryszarda Czarneckiego, oraz Zdzi­sław Nisztor, ojciec Piotra, dziennikarza „Gazety Polskiej”.
   Z formalnego punktu widzenia wszyst­ko odbyło się zgodnie z przepisami - Hermaszewską i Nisztora powołało do Armatury walne zgromadzenie właści­ciela spółki, czyli TFI PZU. Ona już kie­dyś zasiadała w organie nadzorczym prywatnej firmy zajmującej się produk­cją płytek ceramicznych, a on jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej został prezesem Siarkpolu Gdańsk, małej spół­ki należącej do skarbu państwa. W jaki sposób fundusz inwestycyjny ubezpie­czyciela natrafił na te kandydatury? Jak przebiegał nabór do rady nadzorczej Armatury?
   Gdy o to spytaliśmy, Ryszard Czarnecki odesłał nas do swojej żony, która w prze­słanym e-mailu wyjaśniła jedynie, że jest radcą prawnym i w przeszłości świadczy­ła usługi dla spółek z branży wyposażenia wnętrz.
   Z kolei Piotr Nisztor stwierdził, że „nie bardzo rozumie, dlaczego ma komento­wać działalność zawodową swojego taty” i odesłał nas do nie­go. Jednak mimo pozostawionej w Armaturze prośby o kontakt Zdzisław Nisztor się nie odezwał.
   Informacja o zmianach personalnych w spółkach skarbu ra­czej nie znajdzie się we wnioskach kontroli CBA. Niemniej - jeśli wierzyć zapowiedziom Adama Hofmana - i tak będzie cie­kawie. Według byłego rzecznika partii Jarosława Kaczyńskiego „raport wykaże rzeczywiste powiązania i afery, które będą po­ważnym problemem dla PiS”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz