wtorek, 26 lipca 2016

Wielki strach w fabryce dokumentów



Zwolnienie wdowca z trójką dzieci i ojca umierającej dziewczynki; przelewy dla firmy byłego posła PiS - tak działa państwowa spółka zarządzana przez współpracownika Antoniego Macierewicza.

Michał Krzymowski

Październik 2015 r. W gmachu Polskiej Wy­twórni Papierów Wartoś­ciowych (PWPW) czuć nastrój dekadencji. Wdro­żenie ważnego systemu komputerowego opóźnia się, spółce grożą zwrot środków unijnych i kompromitacja na całą Polskę, a PiS właśnie wygrało wybory. Prezesi wybrani za czasów PO nie mają złudzeń: czas się pakować.
   - Nagle ktoś wpadł na genialny po­mysł, jak przeprawić się na drugą stronę - wspomina jeden z ówczesnych człon­ków władz PWPW. - Jak dziś pamiętam słowa, które padły na naradzie: „Ściąg­nijmy któregoś z PiS-owskich brytanów, niech odstrasza watahę nowej ekipy”.

MYŚLISZ, ŻE SIĘ CIEBIE BOJĘ?
Pomoc w przejściu przez turbulen­cje mają zapewnić były rzecznik PiS Adam Hofman i jego współpracow­nik Michał Wiórkiewicz. To oni ode­grają rolę „PiS-owskich brytanów”. Jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu Beaty Szydło PWPW podpisuje umo­wę z firmą piarowską R4S, prowadzo­ną przez Wiórkiewicza. Hofman nie ma w niej udziałów, ale na mieście wszyscy wiedzą, że z Wiórkiewiczem jest nieroz­łączny: dzieli z nim biuro na 26. piętrze warszawskiego biurowca, a w rozmo­wach z klientami przedstawia się jako jego doradca.
   - Bardzo nam pomogli - wzdycha je­den z pracowników PWPW. - Trzeba było szybko dobić się do ministra Błaszczaka, załatwić odroczenie wejścia w ży­cie jednego z systemów komputerowych. Zrobili to błyskawicznie.
   Krótko po wyborach doradcą zarzą­du PWPW (wciąż platformerskiego) zo­staje Piotr Woyciechowski. To długoletni współpracownik Antoniego Maciere­wicza, były wiceszef komisji likwidacyj­nej WSI i menedżer kilku państwowych spółek za pierwszego PiS. Dobrze znany w warszawskich sądach - po 2005 r. był stroną w aż 41 sprawach. W szesnastu wy­stępował jako powód, w siedmiu - jako pozwany, w dwóch - jako oskarżyciel pry­watny, a w dwóch innych - jako oskarżo­ny (oba postępowania umorzono).
   W 2006 r. zasłynął sprawą wytoczoną Monice Olejnik, która pytała w Radiu Zet ówczesnego premiera Marcinkiewicza o to, jakie Woyciechowski ma kwalifika­cje menedżerskie. Po programie - według relacji samej Olejnik - Woyciechowski zadzwonił do niej i zapytał: „Co ty, królo­wo, myślisz, że się ciebie boję?”. Później zażądał od niej przeprosin. Sąd prawo­mocnie oddalił jego pozew. Stwierdził, że pytania o kompetencje były uzasadnione, bo Woyciechowski miał słaby wynik na egzaminie uprawniającym do zasiadania w radach nadzorczych.

FIRMA DRUKUJE, ZARZĄD LUSTRUJE
PWPW jest dla każdej ekipy łako­mym kąskiem. Zatrudnia 1,8 tys. pra­cowników i dysponuje dużymi budżetami (739 min zł przychodu, ponad 200 min zysku za 2015 r.). Daje prezesom kontro­lę nad danymi milionów Polaków, zapew­nia prestiż. To spółka strategiczna, działa pod kontrolą służb, bo w Wytwórni zbie­gają się nitki kilku ważnych systemów in­formatycznych. To tu powstają paszporty, dowody osobiste, prawa jazdy, znaki ak­cyzy i papiery wartościowe.
   PiS-owska dobra zmiana dociera do spółki w połowie stycznia. Z nomina­cji ministra skarbu prezesem PWPW zostaje dotychczasowy doradca Piotr Woyciechowski.
   Już w lutym nowe władze próbują zmienić regulamin wyboru członka za­łogi do zarządu. Projekt zmian trafia do zewnętrznego prawnika. Mecenas naj­bardziej głowi się nad zapisem, że kan­dydata do zarządu miałby lustrować... sam zarząd. Pomysł idzie bardzo daleko - chodzi nie tylko o zablokowanie dostę­pu do zarządu kłamcom lustracyjnym, ale w ogóle wszystkim współpracow­nikom bezpieki; także tym, którzy zło­żyli prawdziwe oświadczenia. Prawnik sugeruje, że rolą zarządu nie jest ocena moralna kandydatów: „Ocena (...) naganności moralnej osoby, o której wiadomo, że współpracowała ze służbami bez­pieczeństwa PRL, może, jak się wydaje, należeć do samych pracowników wybie­rających kandydata do zarządu”.
   Po tej opinii pomysł lustracji upada.

MY, ZAŁOGA, PODGATUNEK LUDZKI
„Ojciec Eliasz powiedział do Anzel­ma - Wszyscy jesteśmy agentami, cho­dzi tylko o to czyimi: Boga czy szatana? (Roman Brandstaetter)” - głosi motto umieszczone na koncie Piotra Woyciechowskiego na Twitterze.
   Prezes Wytwórni jest pobożny, czę­sto kończy dzień z brewiarzem, cytuje na swoim profilu Pismo Święte: „Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeż­cie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli”, „Pan moim dziedzi­ctwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza”.
   Gdy zostaje szefem PWPW, w spółce pojawiają się nowe zwyczaje. Na koniec każdego miesiąca Woyciechowski za­mawia msze święte „w intencji zarządu, pracowników oraz ich rodzin z prośbą o potrzebne dla Nich łaski i błogosła­wieństwa”. Podwładnych zaprasza na nie osobiście w firmowym intranecie i na łamach zakładowego biuletynu „Ży­cie Wytwórni”.
   Pomysł wspólnej modlitwy jest szczytny, ale załoga ma zastrzeżenia. Na początku czerwca pisze do ministra skarbu ośmiostronicową skargę na Woyciechowskiego (resort przesyła ją do rady nadzorczej PWPW), Sprawie nabo­żeństw poświęca oddzielny akapit: „Za drugim razem zaproszenie, które osobi­ście do pracowników wystosował Piotr Woyciechowski, zabrzmiało jak silna su­gestia, aby być obecnym na mszy. »Nie lękajcie się« - napisał prezes”.
Mówi wieloletni pracownik: - Począt­kowo reakcja była taka, że nie wypada nie być. A nuż ktoś z zarządu omiecie kościół wzrokiem, żeby sprawdzić, kto jest, a kogo nie ma?
Inny dodaje: - Na pierwszej mszy rzeczywiście było sporo osób. Z każ­dą kolejną frekwencja spadała. Ludzie zorientowali się, że pokazywanie się w kościele nie chroni przed utratą pra­cy. Można chodzić na zarządowe msze, a i tak zostać zwolnionym.
   Z pisma pracowników Wytwórni do ministra: „Niepokój i dysonans poznaw­czy budzi jedynie to, że ten bogobojny człowiek [Woyciechowski - przyp. red.], który żarliwie modli się za pracowników - w tym samym dniu podpisuje wypowie­dzenie dla ojca, którego córka boryka się z nieuleczalną chorobą genetyczną, oraz ojca, który samotnie wychowuje trójkę dzieci (...). Widać ewidentnie hipokryzję i rozdźwięk pomiędzy deklaracjami a czy­nami. Pan Prezes nie ma w sobie nic ze świętości, a słowa »miłosierdzie« i »bliźni« są mu obce. Paraduje udekorowany symbolami wiary, a pracowników traktu­je jak podgatunek człowieka”.

JAK MODLIĆ SIĘ Z CZYSTYM SERCEM
Do zwolnień w PWPW dochodzi już na samym początku roku. Wypowie­dzenia umów dostają radcowie prawni, od lat zatrudnieni w spółce (to właśnie ci dwaj ojcowie wymienieni w liście zało­gi). Z formalnego punktu widzenia spra­wa jest czysta: władze likwidują dział prawny i zlecają obsługę zewnętrznym kancelariom.
   Ale wśród pracowników historia od­bija się głośnym echem. Jeden z prawni­ków - ten, który ma nieuleczalnie chorą córkę - na wieść o zwolnieniu trafia do zakładowego ambulatorium i zostaje od­wieziony karetką do szpitala. - Czło­wiekowi skoczyło ciśnienie, trzeba było wzywać pogotowie. Na jego miejscu wielu w nieskończoność przedłużałoby zwol­nienie, on wrócił do firmy i osobiście odebrał wypowiedzenie - opowia­da jeden z pracowników.
   Drugi z radców to wdowiec z trojgiem dzieci. - Bardzo dobry prawnik - opi­suje go znajomy z Wytwórni. - Porząd­ny człowiek, jak na ironię zwolennik PiS i żarliwy katolik.
   Zwolniony radca zgadza się na rozmo­wę, ale prosi, by nie podawać jego nazwi­ska. - Prawo i moralność powinny iść w parze - mówi pytany o rozdźwięk po­między modlitwą o pracowników a zwal­nianiem ich z pracy. - Jako chrześcijanin widzę tu dysonans, to oczywiste. Jego źródłem w mojej ocenie jest brak za­dośćuczynienia Panu Bogu i bliźniemu ze strony pana prezesa, co jest warun­kiem dobrej spowiedzi. Jak w tej sytua­cji można z czystym sercem modlić się w intencji rodzin pracowników? Poza tym jest coś takiego jak ludzka przyzwo­itość. Tej tu zabrakło.

KARA ZA ODRUCH CZŁOWIECZEŃSTWA
Czy zarząd mógł nie wiedzieć o sytua­cji zwalnianych prawników? - Mieliśmy burzliwą dyskusję na radzie nadzorczej. Reprezentantka załogi Ewa Morawska-Sochacka zwracała uwagę na sytuację zwalnianych, na kwestie humanitarne. Woyciechowski odparł, że gdyby mógł, to ją też by zwolnił - wspomina w rozmo­wie z „Newsweekiem” Dagmara Wójcik-Murdza, była członkini rady PWPW.
   W sprawie zwalnianych radców związ­kowcy bezskutecznie interweniują u władz spółki. Kolejne monity śle Ewa Morawska-Sochacka. W liście do szefa rady nadzorczej znów przywołuje wzglę­dy humanitarne, pisze o zwolnionych radcach: „Wielką krzywdę wyrządzono im i ich dzieciom”. Nie dostaje odpowiedzi.
   Morawska-Sochacka dziś jest już jed­ną nogą poza Wytwórnią. Utrudniono jej dostęp do głównej siedziby spółki i skie­rowano do sądu pozew mający unie­ważnić jej wybór do rady. Według niej to zemsta za postawienie się prezesowi: „Zachowałam się jak ktoś, kto ma odru­chy człowieczeństwa, i natychmiast zo­stałam za to ukarana”.

WOJNA NA MSZE
Ludzie z Wytwórni szacu­ją, że od przyjścia Woyciechowskiego pracę w spółce straciło już po­nad sto osób. PWPW za­kończyła między innymi współpracę z sekretarką samotnie wychowującą dwóch synów i zwolniła samotną kobietę mającą na utrzymaniu chorą matkę (bra­kowało jej dziesięciu miesięcy do wejścia w przedemerytalny okres ochronny).
   Mówi handlowiec, który właśnie roz­stał się z PWPW: - Atmosfera jest ok­ropna. Ludzie czują się zastraszeni. W sensie biznesowym wszystko stoi. Handlowcy mają zakaz spotykania się z klientami bez zgody dyrektora. Arme­nia to jeden z naszych największych od­biorców, a teraz Ormianie zapowiedzieli, że nie przedłużą z nami kontraktu. Zro­bili to niedługo po wizycie Woyciechowskiego w Armenii.
   Informatyk (ma zamiar odejść z PWPW) tłumaczy: - Po co te czystki? Żeby zrobić miejsce dla swoich.
   Sprzedawca: - W firmie trwa wojna na msze. Zarząd zamawia swoje nabożeń­stwa, a my swoje. W tym samym koście­le, ale w intencji zwolnionych osób.
   Związkowcy w ostatnich tygodniach dwukrotnie zwracali się do zarządu Wy­twórni w sprawie nabożeństw. „Czy bę­dzie można wyjść z pracy na tę mszę i będzie to czas usprawiedliwiony? (...) Równocześnie zapraszamy Pana Preze­sa i cały Zarząd do uczestnictwa w Mszy w intencji zwolnionych pracowni­ków i ich rodzin” - czytamy w jednym z listów, które pracownicy przekazali „Newsweekowi”.
   Oba pisma pozostały bez odpowiedzi. Nasi rozmówcy twierdzą, że zarząd nie poszedł się modlić w intencji zwolnio­nych osób.
   O to, dlaczego władze PWPW inaczej traktują msze zarządowe, a inaczej pra­cownicze, chciałem spytać Piotra Woyciechowskiego. Biuro prasowe spółki poinformowało mnie, że nie znajdzie czasu na spotkanie, ale odpowie na piś­mie. Gdy wysłałem kilkadziesiąt pytań (o zwolnienia, konflikt z załogą, finan­se, kontrakty, a także o udział członków zarządu w nabożeństwach), spółka wy­dała oświadczenie, w którym oskarży­ła „Newsweek’ o stosowanie praktyk SB.
   Jeden z rozmówców: - Jeśli coś przy­wodzi na myśl atmosferę PRL, to właśnie sytuacja w firmie.

FUNDACJA DOSTAJE, ZANIM POWSTANIE
„Newsweek” dotarł do planu dzia­łań sponsoringowych PWPW na 2016 rok (wersja z maja). Dokument ma for­mę tabelki, powstał już za rządów prezesa Woyciechowskiego. Widnieje w nim 19 pozycji, w tym:
   - 50 tys. zł na „wsparcie wydania II tomu książki »Prezydent Lech Kaczyń­ski 2005-2010«”. Współautorem książki jest dr hab. Sławomir Cenckiewicz, współ­pracownik Woyciechowskiego. Pół roku temu wydali razem książkę „Konfiden­ci. Archiwa ujawniają prawdę”, dwa lata temu tygodnik „Do Rzeczy” opublikował ich artykuł opisujący kontakty prof. Wi­tolda Kieżuna z bezpieką. W uzasadnieniu wydatku czytamy, że dzięki niemu „Marka PWPW zaistnieje wśród najważniejszych osób w państwie (prezydent, premier, przedstawiciele rządu), a także głównych klientów (administracja centralna)”.
   - 150 tys. zł na „wsparcie działań Centralnego Archiwum Wojskowego w sprowadzeniu do Polski szczątków do­czesnych płk. Ignacego Matuszewskie­go”. Szefem Archiwum od pół roku jest Sławomir Cenckiewicz.
   - 40 tys. dla Uczniowskiego Klubu Sportowego Żagle. Klub działa przy szko­le prowadzonej przez ludzi ze środowi­ska Opus Dei. Według naszych źródeł do szkół Opus Dei uczęszczały m.in. wnuki szefa MON Antoniego Macierewicza oraz dzieci członka zarządu PWPW Roberta Malickiego. Malicki był jedną z osób, któ­re zdecydowały o przekazaniu pieniędzy na Żagle. Jak czytamy w planie, środki mają zostać przeznaczone na „sport, no­woczesny patriotyzm i budowanie wspól­noty młodych Polaków”.
   - 20 tys. zł dla Liceum Polonijnego Ko­legium im. Stanisława Kostki. W szkole od zeszłego roku zajęcia koła języka nie­mieckiego prowadzi prezydentowa Aga­ta Kornhauser-Duda.
   - 100 tys. zł dla fundacji Rodacy’37 kierowanej przez publicystę „Do Rze­czy” Piotra Zychowicza. Wzmianka o tym wydatku pojawia się w dokumen­tach zarządu już w lutym 2016 r., choć fundacja jeszcze wówczas nie istnieje - oficjalny moment wpisania jej do reje­stru to początek maja.
   - 100 tys. zł dla tygodnika „Do Rze­czy” na organizację konkursu „Strażnik Pamięci”. Woyciechowski w ostatnich latach publikował w „Do Rzeczy”. Ty­godniki „Do Rzeczy” i „Wprost” wyda­je PMPG Polskie Media SA. W czerwcu PWPW została laureatem nagrody Ma­zowieckie Orły Tygodnika „Wprost”. Nagrodę w imieniu spółki odebrał Piotr Woyciechowski.

HISTORY & BUSINESS, GIRZYŃSKI IS BACK
Wśród beneficjentów zmiany wła­dzy w PWPW odnajdujemy Zbignie­wa Girzyńskiego, byłego posła PiS, który w grudniu 2014 r. zrezygnował z członkostwa w partii po pytaniach „Newsweeka” o jego wyjazd na posiedze­nie komisji Zgromadzenia Parlamentar­nego Rady Europy w Paryżu. Girzyński rozliczył tę delegację jako wyjazd samo­chodowy, a poleciał samolotem, w towa­rzystwie swojej matki.
   Nasi rozmówcy z PWPW twierdzą, że Girzyński na stałe współpracuje ze spół­ką. Dotarliśmy do faktury na 6 tys. zł wy­stawionej w maju PWPW przez firmę byłego posła History & Business Con­sulting Zbigniew Girzyński. Za co? Za „realizację umowy o współpracy i świad­czeniu usług public relations”. - Pan poseł podobno konsultuje kwestie histo­ryczne. Widuję go czasem w siedzibie. Ma swoisty styl jak na piarowca. Chodzi w koszulce patriotycznej i maciejówce - opowiada jeden z rozmówców.
   Faktury na nieco więcej, bo na 11 tys. zł miesięcznie, wciąż wystawia Wytwórni związana z Hofmanem spółka R4S. Z do­kumentów, do których dotarliśmy, wyni­ka, że firma w maju odpowiadała m.in. za „umawianie spotkań prezesowi Piotrowi Woyciechowskiemu”, „bieżący monito­ring doniesień medialnych dotyczących spółki PWPW”, „bieżące konsultacje te­lefoniczne” oraz „monitoring i analizę otoczenia politycznego, biznesowego, prawnego i społecznego”.

„S” I ARTYKUŁY SPONSOROWANE
W marcu w PWPW powstaje kolejna umowa: tym razem o współpracy mię­dzy Wytwórnią a spółką Tysol, wydawcą „Tygodnika Solidarność” - związkowe­go pisma NSZZ Solidarność. „Tygodnik” w zamian za pieniądze z PWPW (spółka ma płacić do 25 tys. zł miesięcznie) zobowiązuje się do zamieszczenia trzech ar­tykułów i trzech reklam.
   Zakładowa Solidarność w PWPW pró­bowała zainteresować sytuacją w spółce Piotra Dudę, szefa Rady Dialogu Spo­łecznego i lidera związkowej centrali. Działacze piszą do niego jeszcze w lu­tym; alarmują, że zwalnia się pracowni­ków w trudnej sytuacji rodzinnej.
   Pismo przez pięć miesięcy pozostaje bez odzewu. Odpowiedź nadchodzi w lipcu, po kolejnym liście od działaczy. Duda urzędniczą nowomową odpisuje o stoją­cych przed jego Radą zadaniach: dialogu, zwiększaniu konkurencyjności polskiej gospodarki i spójności społecznej.
   Pracowników odsyła z kwitkiem: „Kwestie podnoszone przez Panów (...) nie mieszczą się w zakresie działań Rady”.

1 komentarz: