czwartek, 2 czerwca 2016

Kolonizatorzy z PiS w kraju podbitym



Polityczni zwierzchnicy z nadania Jarosława Kaczyńskiego traktują polskich żołnierzy i policjantów jak wrogów swojego - dopiero tworzonego – państwa

Prawo i Sprawiedliwość pro­wadzi coraz bardziej niebez­pieczną politykę skierowaną przeciwko państwu, którym rządzi już od kilku miesięcy. W przeszłości zdarzało się, że zatrzyma­nych przez policję kiboli, którym posta­wiono kryminalne zarzuty, bronili przed „brutalnością policji i pośpiechem proku­ratury” czołowi posłowie i posłanki Plat­formy Obywatelskiej, kiedy ta partia była w opozycji, a szefem MSW był Ludwik Dorn. Tak samo jak kiboli i narodowców atakujących policję publicznie bronili po­słowie i posłanki PiS, gdy ta partia była w opozycji, a szefami MSW byli Schetyna, Cichocki czy Sienkiewicz.
   Dziś jednak, po raz pierwszy w histo­rii polskiego państwa, to partia rządzą­ca uderza w policję i wojsko. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro za­wiesza wykonanie kary wobec chuliga­na i recydywisty który kopał policjanta interweniującego w czasie „patriotycz­nej manifestacji”, by umożliwić jego unie­winnienie. Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak krytykuje gdańską po­licję, która osłaniała legalną paradę rów­ności przed atakiem narodowców. Robi to dlatego, że narodowcy są dla Jarosła­wa Kaczyńskiego potencjalną rezerwą wyborczych głosów i ulicznej przemocy, a wśród zatrzymanych znalazła się córka radnej PiS. Minister Antoni Macierewicz twierdzi, że w ciągu paru miesięcy swego urzędowania przywrócił zdolność obrony granic Polski i NATO, której polska armia wcześniej ponoć nie miała. Jednocześnie lustruje żołnierzy, konfliktuje oficerów starszych i młodszych rangą, a wreszcie zleca ludziom spoza struktur armii przy­gotowanie projektu, zgodnie z którym zdolności bojowe Wojska Polskiego uzu­pełniałyby jednostki obrony terytorialnej werbowane spośród „karków”, narodow­ców i organizacji paramilitarnych.
   Samobójstwo wysokiego oficera Służ­by Kontrwywiadu Wojskowego, który choć „zweryfikowany” przez Macierewi­cza w 2007 roku, nie przeszedł kolejnej „weryfikacji” po powrocie PiS do wła­dzy, a także ataki na policję we Wrocławiu i w Warszawie dopełniają coraz bardziej niepokojącego pejzażu.

NIELUBIANY BŁASZCZAK
Policjanci nie lubią ministra Błaszczaka, bo jak trzeba, aby podjął decyzję, to go nie ma. Łatwiej znaleźć go na No­wogrodzkiej albo wiszącego na telefonie do prezesa Kaczyńskiego. Spotykać się z funkcjonariuszami szef MSW po prostu się boi. A jeśli już pojawia się w ich towa­rzystwie, to zachowuje się dziwnie. Z jed­nej strony na konferencjach prasowych chwali się osiągnięciami policji, a z dru­giej dystansuje się wobec funkcjonariu­szy, gdy naprawdę potrzebują wsparcia.
   Także zachowanie komendanta głów­nego policji Jarosława Szymczyka jest przez podwładnych uznane za kunktatorskie. Kiedy wychodzi do ludzi - a czę­sto jest jedynym pośrednikiem pomiędzy Błaszczakiem i policjantami - wygląda jak zdjęty z krzyża, jakby przyjęcie pro­pozycji ministra całkiem go złamało. We wspomnianej sprawie gdańskiej Szym­czyk powiedział: „Policjanci zachowali się profesjonalnie, ale mamy wątpliwości co do zastosowanego środka przymusu”. Te słowa, które miały zadowolić wszystkich, funkcjonariuszy rozdrażniły. Policyj­ni związkowcy powtarzają w mediach, że czują się zdradzeni przez ministra, a bar­dziej prywatnie dodają, że także w komendancie nie mają wsparcia.
   Wielodniowe zamieszki we Wrocławiu czy próbę podpalenia radiowozów w War­szawie pod hasłem rzekomej „zemsty za brutalność policji w Poznaniu” wielu po­licjantów uważa za konsekwencje ośmie­lania środowisk, które zawsze atakowały policję. Funkcjonariusz jednej z komend wojewódzkich mówi: „Skoro patriotą jest recydywista kopiący interweniującego funkcjonariusza, a patriotką córka radnej PiS obrzucająca nas wyzwiskami, to może nowym oficjalnym logo naszego resortu stanie się CHWDP?”.
   Szeregowi policjanci oceniają Mariusza Błaszczaka jako najsłabszego ze wszyst­kich ministrów, którym podlegali. „Gor­szy nawet od Cichockiego, który może i był ekspertem od służb, ale na policji się nie znał” - mówią. Nawet ci, którzy głoso­wali na PiS, są dziś rozczarowani.
   Wraz z czystkami personalnymi zapa­nował chaos decyzyjny. Osoby „pełniące obowiązki” (a obecnie jest takich w poli­cji rekordowo wiele) boją się podejmować jakiekolwiek decyzje. Dokumenty całymi tygodniami czekają na podpis, a tak zwa­na zamrażarka (czyli grupa stanowisk tymczasowych), gdzie trafiają oficerowie, co do których losów nie ma decyzji, rozro­sła się już do 70 osób - kosztuje to podat­ników pół miliona złotych miesięcznie.
   Jak podaje poseł PO Krzysztof Brejza z sejmowej komisji ds. służb specjalnych, „z Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej odeszło pięciu zastępców, wy­sokiej klasy doświadczonych funkcjona­riuszy koordynujących pracę kryminalną w całej Polsce. A dyrektorem Biura Spraw Wewnętrznych został funkcjonariusz z Komendy Powiatowej Policji w Piot­rkowie Trybunalskim, który z jakichś po­wodów ma zaufanie PiS, choć nie posiada doświadczenia niezbędnego do kierowa­nia 300-osobowąjednostką”.

POLITYKA IDZIE DO WOJSKA
W jednej z przeprowadzonych przez PiS zmian ustawowych ministrowi obrony dano możliwość wyznaczania na stanowiska służbowe oficerów, którzy nie mają wystarczająco wysokiego stop­nia wojskowego. To kuszenie młodszych szarż, by zechciały politycznie związać się z Prawem i Sprawiedliwością.
   Nowelizacja została po raz pierwszy wy­korzystana przy mianowaniu pułkownika na stanowisko dwugwiazdkowego gene­rała w Wielonarodowym Korpusie Pół- noc-Wschód w Szczecinie. Oznaczało to złamanie standardu natowskiego. Dlate­go oprócz polskich oficerów zauważyli ten wymiar „dobrej zmiany” także zachodni oficerowie łącznikowi, którzy z pewnym rozbawieniem porównują ten model po­lityki personalnej do afrykańskich zama­chów stanu, gdzie generałów się likwiduj e, a młodsi oficerowie zostają generałami (oczywiście jeśli wspierają nową władzę).
   O ile jednak w policji czystka rozpoczęła się szybko, o tyle Macierewicz jest ostroż­niejszy. Na stanowisku pozostają szef Sztabu Generalnego i szefowie poszcze­gólnych rodzajów sił zbrojnych. Macie­rewicz nie ośmielił się ich mszyć, chociaż - jak sugerują wywodzący się z opozy­cji członkowie sejmowej komisji obro­ny narodowej - owi generałowie w kilku delikatnych sytuacjach potrafili stanąć w obronie swoich ludzi (na co nigdy nie zdobył się nowy komendant policji).
   Ale w armii nikt nie ma złudzeń - woj­sko przed czystką chroni dziś jedynie zbliżający się warszawski szczyt NATO. Czesław Mroczek, wiceszef sejmowej ko­misji obrony narodowej, a wcześniej wie­loletni sekretarz stanu w MON, pytany, czy Macierewicz dokończy czystkę po szczycie NATO, odpowiada: „Nowelizacja pozwalająca łatwiej zastępować oficerów starszych młodszymi dała PiS narzędzie, a minister w odpowiedzi na moje pytanie stwierdził w Sejmie, że to narzędzie bę­dzie stosowane w przyszłości szeroko”.

OBRONA PAINTBALLOWA
Realizacji rewolucyjnego pomysłu napuszczenia oficerów młodszych na starszych może jednak przeszkodzić problem natury ideologicznej. Sławomir Cenckiewicz dostał od Macierewicza sta­nowisko dyrektora Centralnego Archi­wum Wojskowego nie po to przecież, aby badać historię polskiej wojskowości, lecz aby dostarczyć podkładki do PiS-owskiej czystki w armii. Ten słynny tropiciel ciem­nych plam w ludzkich biografiach jest - obok Kani, Targalskiego i Gmyza - jed­nym z autorów doktryny o „resortowych dzieciach”, „uwarunkowanych” swoim pochodzeniem społecznym czy też „geno­typem zdrady”, kontrolujących wszystkie struktury polskiego państwa.
   Zastosowanie tej doktryny w armii podmywa jednak strategię oferowania młodszym oficerom przyspieszonego awansu w zamian za lojalność wobec pre­zesa i partii. W Polsce bowiem - podob­nie jak w Stanach, Wielkiej Brytanii czy we Francji - dzieci żołnierzy zawodowych często wiążą się z armią. Młodzi oficero­wie mają nierzadko rodziców czy krew­nych namierzonych przez Cenckiewicza w jego poszukiwaniu genealogii „resorto­wych dzieci”. Ich radość z przyspieszone­go awansu będzie często podszyta obawą, że łaska PiS okaże się tylko chwilowa, a pa­ranoja Macierewicza i Cenckiewicza osta­tecznie przeważy. Podobnie skądinąd jak miało to miejsce w Rosji Sowieckiej.
   W jednostkach Wojska Polskiego do­brze zapamiętano jedną z pierwszych wy­powiedzi Cenckiewicza po objęciu przez niego funkcji dyrektora CAW, że nie chce, aby archiwa wojskowe mieściły się przy ulicy Czerwonych Beretów, bo nie była to formacja prawdziwie polska i patrio­tyczna, w przeciwieństwie do antykomu­nistycznego podziemia czy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jak mówi jeden z naszych rozmówców - oficer wciąż słu­żący w armii: - Mamy powrót punktów za pochodzenie, nasi szefowie będą premio­wać to, że czyjaś rodzina była poza woj­skiem przynajmniej przez trzy pokolenia, najlepiej od czasu żołnierzy wyklętych.
   W ten sposób jedyną rezerwą, na któ­rą może liczyć Macierewicz, stają się „pa­ramilitarni”. Jak mówi Czesław Mroczek, „żołnierzy i oficerów szczególnie niepokoi to, że poważne zmiany w obszarze obrony terytorialnej są przygotowywane przez ja­kichś ludzi poza oficjalnymi strukturami wojska. Robi to dwóch pułkowników re­zerwy. z których jeden awansował, wyrzu­cił generała z zarządu uzupełnień Sztabu Generalnego, wprowadził tam innego emerytowanego pułkownika. Ludzie z ze­wnątrz zostają dopuszczeni do tajemnic wojskowych, wyposażeni w kompeten­cje odebrane oficerom w służbie. To budzi ogromne frustracje”.
   Jeden z przesuniętych do rezerwy ka­drowej polskich oficerów mówi z gory­czą: - Współczesnej wojny nie prowadzi się amatorami, widać to było w Donba­sie. Tylko Rosjanie twierdzili, że „zielo­ne ludziki” to ochotnicy, w rzeczywistości byli to wyszkoleni żołnierze służb specjal­nych. Ludzie, którzy od święta biegają po lesie z wiatrówką czy karabinkiem do pa­intballu, nigdy nie będą równorzędnymi przeciwnikami dla Specnazu.

WSPOMNIENIE O KONSTANTYM
Polskie wojsko i polska policja od roku 1989 trzymały się z dala od polityki (jeśli nie liczyć krótkiej i kompromitują­cej przygody gen. Tadeusza Wileckiego). W zamian za to demokratyczna polity­ka miała je chronić przed czystkami. Nie obroniła. Do wojska, policji i służb przy­szły ideologia i upolitycznienie w najbar­dziej patologicznej postaci. Cywilnymi zwierzchnikami policji i wojska zostali lu­dzie traktujący te struktury państwa jako obszary wrogie - podbite i okupowane.
   Jeden z emerytowanych oficerów, któ­ry zachowuje kontakty w wojsku i ma tam nawet znajomych namierzonych już przez nową władzę jako „resortowe dzie­ci” czy „mafia iracka” (żołnierze wysyła­ni na misje do Iraku i Afganistanu), mówi: - To nie jest tak, że tylko Macierewicz czy Cenckiewicz znają historię Polski. My także ją znamy. Powstania listopadowe­go nikt nie planował ani nawet nikt nie chciał, bo to była dla Polaków katastrofa. Ale wielki książę Konstanty spoliczkował polskiego oficera, zerwał mu i podeptał epolety, upokorzył go przed podwładnymi i kolegami o jeden raz za dużo.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz