czwartek, 23 czerwca 2016

Bezkarny oskarżyciel



Scenariusz całkowitego podporządkowania sobie prokuratury Zbigniew Ziobro próbował zrealizować już dziesięć lat temu. Ale dopiero teraz to robi. Prowadzi wojnę i nie bierze jeńców.

Jak mówił w książce „Cena władzy” Janusz Kaczmarek, pro­kurator krajowy w czasach poprzednich rządów PiS, ów­czesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ujawnił mu kiedyś swoją filozofię kierowania resortem: „Musimy przyjmować na stanowiska (prokuratorskie) ludzi młodych, i to do pierwszego szeregu, ponieważ tacy ludzie będą nam całko­wicie oddani”. Na polecenie Ziobry Kaczmarek awansował wtedy na kierownicze stanowisko do wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną Prokuratury Krajowej młodego, obiecującego pro­kuratora z Katowic Bogdana Święczkowskiego. I ten miał nieba­wem wyznać Kaczmarkowi: „Jestem oddany Zbyszkowi, zawsze będę. Zobacz, w tej chwili biorę do siebie prok. Hołdę, który dzięki mnie awansuje i też będzie mi zawsze oddany”.
   Prokuratura w pierwszej odsłonie IV RP miała skutecznie rozbi­jać tzw. układ. Ale PiS tak się rozpędził, że po dwóch latach rozbił własny układ koalicyjny i oddał władzę. Prokuratorzy awanso­wani przez Ziobrę jeszcze jakiś czas przetrwali w Prokuraturze Krajowej, a po powołaniu w jej miejsce Prokuratury Generalnej 26 nominatów Ziobry odeszło w stan spoczynku. Skorzystali ze specjalnie dla nich uchwalonej ustawy. Na jej mocy prokura­torzy likwidowanej PK, a niepowołani w skład Prokuratury Ge­neralnej, mogli przejść w stan spoczynku, zachowując 100 proc. uposażenia (ok. 14 tys. zł). Ten tryb szczególny uprawniał do za­chowania przywilejów w stanie spoczynku niezależnie od wieku. W trybie zwykłym prokuratorzy przechodzili wtedy w stan spo­czynku od 60. (kobiety) i 65. (mężczyźni) roku życia. Skorzystali z tej furtki m.in. 40-latki Bogdan Święczkowski, Dariusz Barski oraz 38-letni Jarosław Hołda.
   Niedawno wrócili i to od razu na sam szczyt. Święczkowski zo­stał szefem Prokuratury Krajowej. Jarosław Hołda (ten sam, który miał awansować dzięki Święczkowskiemu i być mu za to zawsze oddany) kieruje Biurem Kadr Prokuratury Krajowej.

Kult jednostki i hunwejbini
Nowa ustawa o prokuraturze ogłoszona w styczniu 2016 r. to w rzeczywistości przewrót w państwie prawa. Ministrowi daje uprawnienia bez mała dyktatorskie. Zbigniew Ziobro dostał tyle władzy, ile nie miał żaden z jego poprzedników. Jest nie tylko ministrem, ale i prokuratorem generalnym, który może sam prowadzić postępowania, oskarżać, udostępniać materiały ze śledztwa, komu zechce, wydawać polecenia prokuratorom, zmieniać lub uchylać ich decyzje, degradować podwładnych lub ich awansować bez podania przyczyn. Może przenosić postępowania do dowolnej jednostki. Może zlecać prowokacje kontrolowane. Może uspra­wiedliwiać łamanie prawa przez podwładnych stwierdzeniem, że działali w interesie społecznym, i samemu być w ten sam spo­sób usprawiedliwianym. W gruncie rzeczy może zrobić wszystko.
   PiS tłumaczy, że nic się nie stało, ustawa o prokuraturze przy­wróciła tylko stan poprzedni, kiedy minister sprawiedliwości był jednocześnie prokuratorem generalnym. Nieprawda, wów­czas ministrowie sprawiedliwości nie mieli tak nadzwyczajnych uprawnień. Teraz sytuacja jest schizofreniczna, bo polityk rzą­dzącej partii jest jednocześnie prokuratorem z kompetencjami śledczymi. A także posłem na Sejm. Czynni prokuratorzy nie mają w Polsce biernego prawa wyborczego. W przypadku Zbi­gniewa Ziobry złamano tę sztywną dotychczas zasadę.
   Czym to grozi? Na przykład wykorzystywaniem prokuratury do walki politycznej. Już padły zapowiedzi, że prokuratorzy wrócą do starych spraw. A stare sprawy to przede wszystkim walka z mitycznym układem, mafią w sądach, mafią w kitlach lekarskich i politykami poprzednich ekip, bo pewnie byli skorumpowani. Zbigniew Ziobro na pierwszy ogień wziął sprawę prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego. Prokura­tura wystąpi o zniesienie mu immunitetu. W ten prosty sposób Najwyższa Izba Kontroli zostanie odzyskana.   To, co od kilku miesięcy dzieje się w polskiej proku­raturze, przypomina chińską wielką proletariacką rewolucję kulturalną z 1966 r. Tam wódz Mao wydał walkę zakamuflowanym elementom burżuazyjnym ukrytym w partii komu­nistycznej, tu wódz Ziobro wziął na cel zakamuflowanych przeciw­ników PiS ukrytych w prokuratu­rze. Tam dla Mao walczyli młodzi hunwejbini, tu dla Ziobro walczą ci, których w latach 2005-07 pocią­gnął w górę. Czyli tzw. oddani. Tam przeciwników wodza pod­dawano reedukacji, kierując ich przymusowo do wiejskich komun, aby ciężką pracą odkupili swoje winy. Tu domniemanych prze­ciwników degraduje się do prokuratur rejonowych, aby- jak głosi oficjalna wykładnia - poznali smak prawdziwej prokuratorskiej roboty. Tam w efekcie rewolucji kulturalnej nastał na wiele lat kult dyktatora. Tu na naszych oczach rodzi się kult oberprokuratora - nieomylnego i niepokalanego, uosobienia wszelkich cnót.

Lista oddalonych
Nazywajmy rzeczy po imieniu. Wydarzenia w prokuraturze to po prostu odwet na wszystkich, którzy nie są (mogą nie być) posłuszni. Dokonano prostego zabiegu. Zlikwidowano prokura­tury apelacyjne, powołując w ich miejsce prokuratury regional­ne. Dzięki tej zmianie szyldu odwołano wszystkich prokuratorów z apelacji, aby w ich miejsce powołać nowe zespoły do instancji regionalnych. W zakresie działania nowych struktur nic się nie zmieniło, poza wyłączeniem wydziałów do walki z przestępczo­ścią zorganizowaną, które teraz są Zamiejscowymi Wydziałami Prokuratury Krajowej (to powrót do stanu z czasów poprzednich rządów PiS). Odwołano większość szefów jednostek okręgowych, zmieniono też szefostwa części prokuratur rejonowych. Zdegrado­wano do niższych struktur ok. 200 w większości doświadczonych funkcyjnych. Drugie tyle pozostało w swoich jednostkach, ale utraciło stanowiska. Prawie 200 prokuratorów, nie chcąc narażać się na upokorzenia, odeszło w stan spoczynku, jednak nie z za­chowaniem 100 proc. uposażenia, jak swego czasu Święczkowski i jego grupa, ale tracąc jedną czwartą. To, co się stało w prokura­turze, można nazwać, jak w Chinach, Wielką Czystką. Tam trwało to latami. Zbigniew Ziobro sprawę załatwił w kilka tygodni.
   Stanowiska stracili m.in. kandydaci na stanowisko prokuratora generalnego Krzysztof Karsznicki (wysunęła go Krajowa Rada Sądownictwa) i Laura Łozowicka (rekomendowana przez Kra­jową Radę Prokuratury, dzisiaj już zlikwidowaną). Oboje zostali przesunięci na niższe szczeble. Byli zastępcy Andrzeja Seremeta w PG Marzena Kowalska i Marek Jamrogowicz też spadli ni­żej. Jamrogowicz został skierowany jako szeregowy prokurator do Prokuratury Okręgowej w Krakowie, a Kowalska w takim sa­mym charakterze do Prokuratury Okręgowej dla Warszawy Pragi.
   Zadziwiający jest szczególnie ten ostatni przypadek. Marze­na Kowalska, jako początkująca prokurator w latach 90., kiedy polska mafia hulała i była całkowicie bezkarna, doprowadziła do skazania Andrzeja K. ps. Pershing. Szybko zauważono, że jest sprawna, pracowita i bezkompromisowa. Doceniał ją minister sprawiedliwości w rządzie AWS Lech Kaczyński. To z jego ini­cjatywy została szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w czasie rządów PiS wiatach 2005-07. Głośny był wtedy konflikt między nią a rekomendowaną przez Ziobrę szefową warszawskiej prokuratury okręgowej Elżbietą Janicką. Ta druga straciła funkcję. Ziobro musiał to przełknąć, prezydent Kaczyński to nawet dla niego były za wysokie progi. Dzisiaj Janicka została szefową wy­działu wewnętrznego w Prokuraturze Krajowej, tropiącego prze­stępczość wśród prokuratorów i sędziów. Ten wydział to oczko w głowie ministra. To chyba jasne, że w takiej sytuacji prok. Ko­walska trafiła w szeregi tzw. oddalonych.
   Marek Staszak, niegdyś szef Prokuratury Krajowej, a ostatnio prokurator PG, został zrzucony do Prokuratury Rejonowej War­szawa Śródmieście. Podobnie jak Ireneusz Szeląg, poprzednio nadzorujący śledztwo smoleńskie. Do rejonu zesłano też Andrzeja Janeckiego, dotychczas szefa warszawskiej Prokuratury Okręgowej, oraz Krzysztofa Parchimowicza, współtwórcę struktury do walki z przestępczością zorganizowaną. Podobnie potraktowano szefa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Dariusza Korneluka.
   Swoją wysoką pozycję stracił w Gdańsku prok. Zbigniew Niemczyk, szef wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Typowano, że to on zostanie szefem Prokuratury Regionalnej - jest szeregowym prokuratorem.

Lista oddanych
Jedni spadli w hierarchii, inni awansowali. Większość z tych awansów to historie z podtekstem. Na szefa Prokuratury Okręgowej w Warszawie powołano Pawła Wilkoszewskiego. W 2007 r. był asystentem politycznym ministra Ziobry i aseso­rem prokuratorskim. Mimo braku doświadczenia i bez nomina­cji na stanowisko prokuratora zajmował się ważnymi z punktu widzenia swojego szefa śledztwami. Osobiście przesłuchiwał w sprawie przecieku o akcji CBA w resorcie rolnictwa m.in. Ja­nusza Kaczmarka i szefa PZU Jaromira Netzla. Uważano go za człowieka do specjalnych poruczeń, takiego rewolwerowca Ziobry. Kiedy w 2009 r. zakończył asesurę i zdał egzamin proku­ratorski, kolegium prokuratorów nie wyraziło zgody na zatrud­nienie go w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Ówczesny szef tej jednostki Andrzej Janecki wyjaśniał, iż prokuratorzy uznali, że Wilkoszewski jest zbyt zaangażowany politycznie. Właśnie nastał czas nagrody za polityczne uwikłanie Wilko­szewskiego. Zastąpił na stanowisku właśnie Janeckiego.
   Szefową Prokuratury Regionalnej w Białymstoku została Elż­bieta Pieniążek. Zastanawiano się, jakie zasługi ma dotychcza­sowa pracownica jednostki rejonowej, że od razu wskakuje tak wysoko. Okazało się, że w czasie poprzednich rządów PiS pracowała w białostockiej delegaturze CBA. Jak ujawnił Robert Zieliński na łamach portaluTVN24.pl, decyzją prok. Pieniążek odebrano prokuratorowi z Olsztyna śledztwo w sprawie malwer­sacji na dużą skalę w stowarzyszeniu kierowanym przez żonę byłego agenta CBA Tomasza Kaczmarka. Śledztwo zmierzało ku końcowi, prokurator miał stawiać zarzuty, ale nie zdążył. Teraz sprawa przysycha w Białymstoku. Rzecz w tym, że prok. Pienią­żek była swego czasu koleżanką agenta Tomasza z CBA - to nie­wątpliwie klasyczny przypadek konfliktu interesów.
   Niektórzy z awansowanych wcale z tego powodu nie wpadli w euforię. Pewna szeregowa prokurator, która przesłuchiwała kiedyś Zbigniewa Ziobrę w sprawie nieuprawnionego pokaza­nia akt śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, była w niezłym strachu, kiedy wezwano ją do Warszawy. Usłyszała, że zostanie wiceszefową prokuratury okręgowej w swoim mieście. Nie po­winna się dziwić, bo przecież w tamtej sprawie nie tylko Ziobrze nie postawiono zarzutów, ale też w ogóle postępowanie szybko umorzono. Znajomy pani prokurator mówi, że nie była szczęśliwa, kiedy kazano jej przesłuchiwać Ziobrę, ale nie roz­piera jej też szczęście z powodu otrzymanej funkcji.
   Awansowali wszyscy członkowie prokuratorskiego stowa­rzyszenia Ad Vocem, zwani ziobrystami. Ad Vocem po upadku rządu PiS w 2007 r. powołali prokuratorzy związani z ówcze­snym ministrem sprawiedliwości. Stowarzyszenie było dla nich przechowalnią na trudny czas. Teraz roz­wijają skrzydła.
   O ile Ad Vocem było i jest jednoznacznie powiązane ze Zbigniewem Ziobrą, o tyle Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracow­ników Prokuratury RP lokowano w centrum prokuratorskiej sceny z lekkim przechyłem na prawo. Jego szef Jacek Skała, dotych­czas zatrudniony w jednej z krakowskich prokuratur rejonowych, teraz awansował do Prokuratury Krajowej. Dostrzega dobre aspekty zmian, jakie dotyczą funkcjonowa­nia prokuratury Na przykład zasada referatu dla każdego prokuratora, czyli obowiązek prowadzenia śledztw i chodzenia do sądów, nałożony na wszystkich prokuratorów także tych funkcyjnych. Dotychczas ponad 30 proc. prokuratorów było z tego wyłączonych. Obciążenie sprawami było nierównomierne, ponad 97 proc. postępowań spadało na barki jednostek rejono­wych. Teraz więcej śledztw poprowadzą prokuratury okręgowe i regionalne. Przejmą też od najniższego szczebla prowadzenie części dyżurów prokuratorskich. - Ale widzę też zagrożenia. Jako związek wydaliśmy np. krytyczne oświadczenie w związku z ode­braniem warszawskiemu prokuratorowi śledztwa w sprawie nie- opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Uznaliśmy, że to naruszenie niezależności.

Dyscyplinarka za dziadostwo
Niewątpliwie Zbigniew Ziobro wyczuwa nastroje społecz­ne: prokuratura od lat ma kiepskie notowania, jest nielubiana, opinia publiczna nie ufa prokuratorom. Zarzuca im się niekompetencję, złą wolę, lenistwo, a nawet serwilizm wobec rządzących (to akurat teraz jest bardzo aktualne). Sami wlicznych artykułach opisywaliśmy przypadki prokuratorskiej złej roboty, chybione śledztwa i spektakularne porażki sądowe (jak w sprawie o zabójstwo gen. Marka Papały). Ale to nie oznacza, że na tej podstawie można zbudować koślawy obraz całej in­stytucji. W czasie kiedy na czele Prokuratury Generalnej stał Andrzej Seremet, wzrosła skuteczność. Ponad 98 proc. spraw przed sądami kończyło się wyrokami skazującymi.
   Seremetowi zarzucano inercję w zarządzaniu całą struktu­rą. Ta ocena stanowiła główny pretekst dla PiS, aby ponownie połączyć stanowiska ministra sprawiedliwości i szefa proku­ratury. Ale Seremeta potraktowano niesprawiedliwie. Tak na­prawdę to rządząca przez 8 lat koalicja PO-PSL nie dokończyła swojej reformy. Zatrzymała ją na etapie oddzielenia funkcji politycznej od prokuratorskiej, dała pozorną niezależność Prokuraturze Generalnej, ale nie wyposażyła jej w narzędzia do sprawowania faktycznej władzy. Andrzej Seremet mógł robić podwładnym uwagi dotyczące ich złej pracy, ale nic poza tym. Tak nie da się sterować hierarchiczną strukturą.
   Zbigniew Ziobro, reformując po swojemu, może pewnie li­czyć na „tabloidowe” poparcie społeczne, ale to nie oznacza, że istnieje przyzwolenie na prokuraturę totalną. Zapewne nie spodziewał się, że napotka też opór w samej prokuraturze. W Warszawie odbyło się spotkanie założycielskie stowarzysze­nia prokuratorów Lex Super Omnia (Prawo Ponad Wszystkim). Wzięło w nim udział 50 prokuratorów z całej Polski. - Naszym celem jest doprowadzenie do zapisu w konstytucji o niezależności prokuratury - mówi nam Krzysztof Parchimowicz, wybrany na szefa stowarzyszenia.
   Ta deklaracja to czerwona płachta na Zbigniewa Ziobrę, bo oznacza, że zawiązała się forpoczta prokuratorów, któ­rzy będą dążyć do ponownego oddzielenia funkcji ministra - prokuratora generalnego. Zapis o niezależności w praktyce jest zapisem o rozdziale funkcji. Prok. Parchimowicz mówi, że kontaktują się z nim liczni prokura­torzy zainteresowani przystąpieniem do stowarzyszenia. Ocenia, że Lex Super Omnia będzie liczyć przynajmniej kil­kuset członków. To już siła, której zdanie trzeba brać pod uwagę.
   W piśmie do rzecznika praw obywa­telskich Adama Bodnara prok. Parchi­mowicz wyliczył kilkanaście artykułów nowej ustawy o prokuraturze naruszają­cych konstytucję. M. in. te umożliwiające degradację prokuratorów bez możliwości odwołania się. - Powiadomiłem też RPO, że art. 97 ust. 3 ustawy jest sprzeczny z art. 58 konstytucji - mówi Parchimowicz. - Pozwala mianowicie przełożonym na ocenę, które legalne stowarzyszenie jest godne lub niegodne prokuratora.
   Rozmawialiśmy kilka dni przed wystąpieniem Prokuratury Okręgowej w Warszawie do sądu rejestrowego o listę członków stowarzyszenia Lex Super Omnia. W jakim celu? Jak poinfor­mował media rzecznik prokuratury, „zaistniały przesłanki dla wstąpienia do toczącego się postępowania z uwagi na interes społeczny”. Oznaczać to może, że Prokuratura Okręgowa w War­szawie będzie oponować w sprawie rejestracji stowarzyszenia. Nie ma do tego podstaw formalnych, bo statut Lex Super Omnia jednoznacznie określa, że jest to ciało apolityczne. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby próbować zastraszyć oponentów Nie pierwszy raz. Doświadczył tego niedawno prokurator w stanie spoczynku Andrzej Kaucz. Wypowiedział się w „Dzienniku Gaze­cie Prawnej” krytycznie o zapisach ustawy o prokuraturze. Szcze­gólnie tym pozwalającym grupie prokuratorów, którzy przeszli w 2010 r. w stan spoczynku i pobierali 100 proc. uposażenia, ponownie wrócić na emeryturę w dogodnej dla siebie chwili i znów ze 100-proc. stawką. „To w opinii środowiska absolutne dziadostwo” - stwierdził Kaucz. - I niebawem dowiedziałem się, że właśnie za te słowa uruchomiono przeciwko mnie postępowa­nie dyscyplinarne - mówi w rozmowie z POLITYKĄ.
   Zastraszanie i dzielenie środowiska to sprawdzona metoda z lat 2005-07, do której dzisiejsza ekipa rządząca prokuraturą chętnie wróciła. W Polsce jest ponad 6 tys. prokuratorów. Ilu z nich będzie potrafiło stanąć w obronie własnej niezależności?
Piotr Pytlakowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz