czwartek, 12 maja 2016

Życie po Madrycie



Młodzi, bogaci i łubiani przez prezesa PiS. Mimo afery z wyjazdem do Madrytu ciągle rozdają polityczno-biznesowe karty. Jedni koledzy z partii ich podziwiają, inni nie znoszą.

Anna Dąbrowska Wojciech Szacki

Jesienią 2014 r. wydawało się, że już jest po nich. Tzw. hofmanowcy - Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński i Adam Rogacki - jako delegaci do Zgroma­dzenia Parlamentarnego Rady Europy wzięli pieniądze z kasy Sejmu na podróż samochodami, a do Madrytu polecieli tanimi liniami. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie awantura w samolocie, którą sprowokowała żona jednego z polityków, a opisał ją „Fakt”. Zanim prokuratura umorzyła sprawę, trójka posłów została usunięta z PiS i żaden z nich nie załapał się na listy w wyborach 2015 r. Ocalał jedynie czwar­ty, Dawid Jackiewicz, wówczas europoseł, który w madryckiej eskapadzie uczestniczył prywatnie.
   Dziś czwórka przyjaciół ma się lepiej niż kiedykolwiek. Hof­man, Kamiński i Rogacki pełnymi garściami korzystają z „do­brej zmiany”, a Jackiewicz został ministrem skarbu i należy do najbardziej wpływowych graczy w PiS.
   Trójka byłych posłów to przykład polityków nowego typu. Mają kontakty, pieniądze i wpływy, przy braku odpowiedzial­ności przed wyborcami, minimalnej kontroli ze strony mediów i bez przykrej konieczności składania oświadczeń majątkowych. „Wreszcie mogę się napić wina do lunchu i tabloidy to nie obchodzi” - mawia Hofman. Razem z Kamińskim przygotowuje się do eks­tremalnego Biegu Rzeźnika - pod koniec maja będą mieli 16 godzin na pokonanie niemal 80 km po Bieszczadach; Kamiński na Facebooku szczegółowo opisuje swój plan treningowy.
   Sprawdzają się w biznesie
   Mariusz Antoni Kamiński (posługuje się drugim imieniem, by nie mylono go z Mariuszem Kamińskim, koordynatorem służb) na spotkanie zaprasza do swojego biura przy ulicy Żu­rawiej: - Wejście naprzeciwko Ministerstwa Skarbu - precyzuje. Pytamy, czy często bywa u Jackiewicza: - Nie miałem potrzeby i się nie wybieram - zapewnia.
   Z centralnej ewidencji działalności gospodarczej wynika, że „Warszawskie Centrum Legislacyjne dr Mariusz Antoni Ka­miński” założył w pierwszych dniach tego roku, tuż po umo­rzeniu sprawy madryckiej. Wykonywana działalność: praw­nicza, doradztwo legislacyjne, public relations i komunikacja, doradztwo w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej i zarządzania.
   Centrum Legislacyjne nie ma strony internetowej, a on sam nie ma czasu, aby się nią zająć. Zresztą - jak mówi - klientów w tej branży nie zdobywa się przez internet. - Na konkurencję się nie oglądam, bo na brak klientów nie narzekam, a ciągle poja­wiają się nowi -opowiada. Pogratulować, bo WCL zaczyna do­piero piąty miesiąc życia. Skąd przychodzą klienci? - Nie jestem przecież anonimowy. Jestem doktorem prawa i atutem jest osiem lat doświadczenia przy Wiejskiej, a w mojej branży to wiedza bezcenna. Tego nie da się nauczyć z książek - opowiada.
   Bardzo oszczędnie opowiada o tym, za co klienci mu płacą. Przedstawia to tak: doradzam firmom, jak projekt ustawy, nad którym pracuje rząd albo Sejm, wpłynie na ich branże, ile cza­su potrwa proces legislacyjny, jakie mają perspektywy i jaką strategię powinni przyjąć wobec tych zmian. - Przygotowuję analizy prawne, wyjaśniam, jak wygląda praktyka sejmowa, mo­nitoruję prace legislacyjne - reklamuje się Kamiński. Dodaje,
że wielka niestabilność prawna utrzymująca się od lat, ciągłe nowelizacje, rodzą potrzebę rynkową, na którą on odpowie­dział. To forma lobbingu? - dopytujemy. - Absolutnie nie, boja nie wpływam na kształt tego prawa- zapewnia.
   Jest więc Kamiński swego rodzaju przewodnikiem po nie­przewidywalnych i wyboistych, szczególnie teraz, drogach sta­nowienia prawa. W Warszawie jest wiele kancelarii, które piszą dla swoich klientów kosztowne analizy wpływu tworzonego prawa na ich biznes. - Ich atutem są specjaliści w konkretnych dziedzinach, szczególnie gospodarczych i finansowych. Ale nie ma specjalistów od wszystkiego. Myślę, że głównym atutem Kamińslciego, jeśli rzeczywiście, jak mówi, tak często bywa w Sej­mie, jest znajomość z politykami, którzy tworzą to prawo - mówi Witold Michałek, współzałożyciel Stowarzyszenia Profesjonal­nych Lobbystóww Polsce, ekspert BCC ds. gospodarki, legislacji i lobbingu.
   W PiS patrzą na kariery ekipy madryckiej z zazdrością. -Ko­ronnym dowodem na ich dobrą pozycję jest miejsce w zarządzie PKN Orlen Paliwa dla Rogackiego - słyszymy w klubie PiS.
Kontrakt opiewa na kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Wcześniej były poseł dostał posadę w radzie nadzorczej spółki PL.2012+ zarządzającej Stadionem Naro­dowym, z pensją 3 tys. zł. W PiS mówią też, że Rogacki, prawnik z wykształcenia, a poseł przez trzy kadencje, nigdy nie miał głowy do biznesów. - Wolał bezpieczną po­sadę w państwowej spółce, ma czworo dzieci na utrzymaniu.

   Kumple z 26. piętra
   Lukratywna nominacja Rogackiego wy­wołała pomruki niezadowolenia w partii. Były naciski, aby zrezygnował, ale wstawił się za nim Jackiewicz. Znajomy hofmanowców mówi, że ulo­kowanie Rogackiego w Orlenie to sygnał dla rynku, przede wszystkim dla prywatnych firm, że madryccy przyjaciele w PiS trzymają się mocno i że warto dbać o biznesowe kontakty z nimi. Choć ważniejsze stanowiska Jackiewicz konsultuje z Ka­czyńskim, to w spółkach buduje też własne wpływy. W „Super Expressie” mówił i powtarza też na spotkaniach przy Nowo­grodzkiej: „Nie udajemy, że nasze nominacje są apolityczne. To ludzie, za których bierzemy odpowiedzialność”.
   Hofman z kolei odżegnuje się od kontaktów ze spółkami Skarbu Państwa. Założył agencję PR Komunikacja Adam Hof­man, obsługuje m.in. jedną z sieci telefonii komórkowej. Jego gabinet w prestiżowym Warsaw Financial Center, na 26. pię­trze, sąsiaduje ze spółką R4S, którą założyli Michał Wiórkiewicz (asystent byłych premierów Kazimierza Marcinkiewicza i Jaro­sława Kaczyńskiego) i były rzecznik policji Mariusz Sokołowski. W te partyjno-finansowo-towarzyskie układy wpisuje się fir­ma One Media Solution, która świadczy usługi marketingowe. W zeszłym roku była na liście płac PiS. Wspólnikami w tej fir­mie byli Wiórkiewicz i przyjaciel Hofmana Robert Pietryszyn. Swoją firmę piarową ma też Ilona Klejnowska-Kamińska, żona Mariusza Antoniego.
   Nie najgorzej wiedzie się też przyjaciołom Hofmana z biz­nesu. W marcu bawił się na imprezie urodzinowej Remigiusza Nowakowskiego, nowego prezesa Tauronu - państwowego po­tentata w branży energetycznej. - To, że przyjaźni się z Hof­manem, to przypadek? - pytają z zazdrością w PiS. Prezes
   Tauronu świętował w marcu swoje 40. urodziny również w towarzystwie prezesa Energa SA Dariusza Kaśkowa. Ten ostatnie osiem lat był dyrektorem Zakładu Aktywności Za­wodowej im. Jana Pawła II we wsi Branice. A jeszcze wcześniej, na krótko przed tym, jak PiS oddawało władzę w 2007 r., zo­stał na moment wiceprezesem KGHM. Komentowano wtedy, że głównie dla sutej odprawy.
   Dla nikogo nie było niespodzianką, że dobre miejsce znów, jak za poprzednich rządów PiS, znajdzie się dla Pietryszyna, przyjaciela Hofmana ze studiów. Najpierw wszedł do zarządu koncernu paliwowego Lotos, potem w PZU, ostatnio okazało się, że został też oddelegowany na p.o. prezesa tej pierwszej spółki, z perspektywą na pełnoprawną prezesurę. W poprzed­niej kadencji wyszło na jaw, że po przyjacielsku pożyczał Hof­manowi spore pieniądze, od których ten we właściwym czasie nie odprowadzał podatków, czym zainteresowało się CBA. Sam o przyjaźni z Hofmanem mówił w jednym z wywiadów tak: „Nie będę ukrywał, że to mój serdeczny przyjaciel. Ale sugestie, jakoby miał stać za moją karierą, że jest kimś w ro­dzaju mojego patrona, zwyczajnie mnie bawią”. Jego bawią, a posłowie, którzy liczyli na jakieś lepsze posady dla swoich, skarżą się na „niespra­wiedliwy podział łupów”.
   Nie byłoby tych wszystkich sukcesów, gdyby nie Jackiewicz, łącznik Hofmana i spółki z rządem. Przekonał Kaczyńskie­go, że jest idealnym kandydatem na likwi­datora Ministerstwa Skarbu, zrezygnował z mandatu europosła i wszedł do ekipy Beaty Szydło. Szybko okazał się jednym ze sprawniejszych politycznie ministrów.
Nie oglądając się na panią premier, lecz na prezesa i jego otoczenie, poobsadzał spółki Skarbu Państwa. Zawarł też tak­tyczne porozumienie z coraz potężniej­szym Zbigniewem Ziobrą. Trochę gorzej - kpią posłowie PiS - idzie mu likwidacja własnego minister­stwa; obecnie mówi się, że nastąpi to w połowie 2017 r., niemal na półmetku kadencji.
   Nieunikniony był też konflikt Jackiewicza z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, który realizuje flagowy plan PiS „bi­lion dla rozwoju” - minister skarbu musiał oddać ministrowi rozwoju kontrolę nad częścią spółek i agencji. Ale wcześniej zdążył wstawić tam nowych ludzi. Część polityków PiS uważa zresztą, że Jackiewicz przesadził z niezależnością w polity­ce personalnej i że podpadł tym prezesowi. Nic poważnego mu jednak za to raczej nie grozi - Kaczyńskiemu nie prze­szkadzają konflikty w partii, bo może wówczas występować w roli rozjemcy.
   Drugim, może nawet ważniejszym sojusznikiem hofmanowców w rządzie jest sekretarz stanu w Kancelarii Premiera (a przede wszystkim wiceprezes PiS) Adam Lipiński, z którym trzymają się już od kilkunastu lat. Nieraz ratował ich już z ta­rapatów, a i teraz ich wspiera.

   Prezes (w zasadzie) nie wybacza
   Hofman albo ma dobre notowania u Kaczyńskiego, albo - co trochę na jedno wychodzi - taka jest opinia w PiS. - Adam ma otwarte drzwi do prezesa - twierdzi jeden z szeregowych posłów PiS. Wraz z partią świętował zwycięstwo na wieczorze wyborczym przy Nowogrodzkiej, gdzie Kaczyński rzucił w jego stronę - „o, syn marnotrawny”.
W dawnych czasach, gdy Hofman jeszcze posłował, spinował i rzecznikował, można było usłyszeć, że jest na specjalnych prawach. Za każdym razem, gdy wydawało się, że tonie, wy­pływał na powierzchnię. - Uchodzi mu płazem znacznie więcej niż innym - mówił jeden z ważnych polityków PiS. Podobno pomagała mu pewność siebie, złośliwi mówili, że tupet.
W chwilach kryzysowych, a tych nie brakowało, pomagał zaś Lipiński. Po usunięciu z PiS Hofman zapunktował u Kaczyń­skiego tym, że w odróżnieniu od innych byłych polityków tej partii nie przeszedł na stronę „salonu”.
   Parasol ochronny nad Hofmanem nie sięga jednak Kamińskiego. Tylko jeden dzień prezesował w Polskim Holdingu Obronnym. Podał się do dymisji „ze względów osobistych”, „pod wpływem presji medialnej”. Ta akurat nominacja mery­torycznie się broniła - Kamiński był doceniony przez dzienni­karzy w rankingu posłów POLITYKI za wkład w prace Sejmu w zakresie obronności, wiele lat był wiceprzewodniczącym komisji obrony. Ale Kaczyński nie wybaczył mu rozwodu.
- Kamiński zostawił żonę z dwójką małych dzieci, o czym ona chętnie opowiadała tabloidom, dorzucając, że zostawił ją z długami. Co gorsza, Kamiński zwią­zał się z asystentką Kaczyńskiego, jednym z aniołków PiS, a romans ten był przed prezesem wiele miesięcy ukrywany.
I wreszcie prezes z niesmakiem patrzył na to, że Klejnowska-Kamińska założyła spółkę piarową Instytut Strategii i Rozwo­ju wspólnie z radną SLD z warszawskiej Białołęki. Ich biuro sąsiaduje z gabinetem Mariusza Kamińskiego przy Żurawiej.

   Niezatapialni?
   Przez ostatnie lata jedno się nie zmieni­ło - hofmanowcy wciąż nie są ulubieńca­mi średniego szczebla partii. Posłowie za­zdroszczą im wpływów, pieniędzy i forów u prezesa. Są przecież potężniejsi od większości „zwykłych” polityków, a nie ograniczają ich krępujące posłów obowiązki. Łatwo więc usłyszeć zgryźliwe wypowiedzi na ich temat. - Hof­man z Rogackim pokazali się na rocznicy Smoleńska, przyszli na uroczystości na Powązkach. Słyszałem komentarze: A oni tu po co? Nigdy ich nie było, a teraz się lansują - mówi POLITYCE poseł PiS.
   A inny polityk dopowiada: - Rogacki przyszedł na mszę, w której miał wziąć udział Andrzej Duda. Starał się zająć miej­sce w sektorze VIP, jak najbliżej prezydenta. Ostatecznie udało się go umieścić z dala od głowy państwa.
   Tu i ówdzie można usłyszeć sugestie, że hofmanowcy w rze­czywistości zajmują się lobbingiem, a na lobbystów prezes jest szczególnie uczulony. Jeden z naszych rozmówców z PiS zwra­ca uwagę na pytanie, które w Sejmie zadał poseł Kukiz’15 Jerzy Kozłowski, o związki spółek Skarbu Państwa z firmami boha­terów madryckiej eskapady. -Myślę, że hofmanowców weźmie kiedyś w obroty koordynator służb Mariusz Kamiński - mówi poseł PiS.
   Ostatnie lata pokazały, że w Hofmanie i jego kolegach tkwi jakiś gen autodestrukcji. Wierzą, że im więcej wolno i w koń­cu dostają za to po uszach. Ale zatopić się nie dają. Być może wrócą kiedyś do prawdziwej polityki, tę kadencję traktując jako przyjemny w gruncie rzeczy czyściec. Przecież wciąż są bardzo młodzi i obiecujący. I pokazują, że w PiS i przy PiS da się pożyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz