środa, 4 maja 2016

Ślepa wiara



Prezydent i rząd idą z biskupami pod rękę, w zamian oczekując sakralizacji swojej władzy

Aleksandra Pawlicka

Trzeciego maja na Jas­nej Górze - zawierze­nie Polski Matce Boskiej Częstochowskiej z udzia­łem władz państwowych. W USA premier Szydło słyszy na mszy dla Polonii, że ona, jej rząd i prezydent są darami od Boga. Ulicami Warszawy idzie Marsz Świętości Życia, któremu patro­nują abp Henryk Hoser i prawicowy por­tal braci Karnowskich. To wydarzenia ostatnich dni. Towarzyszy im sympto­matyczne milczenie hierarchów, którzy próbowali tworzyć Kościół otwarty.
   - Bigoteria, zabobon i ślepa wiara w przywództwo Rydzyka. Brak oferty dla tych, którzy nie odnajdują się w Koście­le nastawionym na uprawianie polityki i brak zrozumienia polskich hierarchów dla przesłania papieża Franciszka - oce­nia gorzko Halina Bortnowska, filozof i teolog przez lata związana z „Tygodni­kiem Powszechnym”.
PODGNIŁY KOMPROMIS
- Kościół narodowy? - mówi Bort­nowska. - W kraju demokratycznym nie powinno być dla takiego Kościoła miejsca, nie powinien dołączać do para­dy narodowych instytucji, albowiem za­wsze oznacza to podgniły kompromis. Niestety, i podkreślam tu słówko nieste­ty, w Polsce taki kompromis obserwuje­my coraz częściej.
   Jarosław Kaczyński nie pozostawił złu­dzeń. Swoje hasło „nie ma Polski bez Koś­cioła” rozwinął na ostatnich urodzinach Radia Maryja dość precyzyjnie: „Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka pod­ niesiona na Polskę”. I konsekwentnie po­twierdza swoje słowa czynami.
   W kwietniu Sejm przyjął ustawę o zie­mi wyłączającą Kościół z zakazu obrotu państwowymi gruntami przez najbliższe pięć lat. Ten przywilej był dla episkopa­tu całkowitą niespodzianką. - Nie było wcześniejszych targów ani negocjacji. PiS zrobiło biskupom prezent, a ci wzię­li go zgodnie z zasadą: jak dają, to trzeba brać. Ale tak naprawdę nikt nie wiedział, jaki jest realny zysk tego rozwiązania - przyznaje jeden z biskupów.
   Za to rządzące PiS wiedziało. Ustawa miała być łapówką dla Kościoła za rezyg­nację z nacisków w sprawie zakazu abor­cji. Jarosław Kaczyński ma świadomość, że na wprowadzeniu całkowitego zaka­zu aborcji, którego domagają się środo­wiska pro-life wspierane przez Kościół, PiS może więcej stracić, niż zyskać. Nie zwiększy swoich wpływów, a ryzyku­je utratę części zwolenników. PiS chce więc przekonać biskupów, aby nie naci­skali w tej sprawie.
   - Podgniły kompromis zawsze ozna­cza merkantylny charakter relacji pań­stwo- Kościół: ja coś daję, a ty mi płacisz - mówi Halina Bortnowska. Zwykle po­lega to na tym, że rząd daje, a Kościół za otrzymane przywileje i fundusze z pań­stwowej kasy odpłaca przychylnością ambony.

POLITYKA WYZNANIOWA
Innym przykładem obłaskawiania biskupów jest podpisana 11 kwietnia umowa dotyczącą współprowadzenia (czytaj: współfinansowania) przez Mi­nisterstwo Kultury Muzeum Jana Pawła II i prymasa Wyszyńskiego, które mie­ści się w Świątyni Opatrzności w war­szawskim Wilanowie. Podpisy złożyli wicepremier Piotr Gliński i metropoli­ta warszawski kardynał Kazimierz Nycz. Pomysł utworzenia tego muzeum jest próbą ominięcia zakazu finansowania z budżetu państwa obiektów sakralnych. Muzeum mieści się wewnątrz świątyni i aby mogło funkcjonować, musi zostać wykończony sam kościół.
   - Rząd PO także wspierał budowę Świą­tyni Opatrzności, ale zawsze odbywało się to na zasadzie: „dajemy, lecz nie kwituje­my”. Rząd PiS robi to z pompą, jak dobry wujek, który daje hierarchom jasno do zrozumienia, że tylko na tę władzę mogą liczyć - mówi polityk Platformy.
   Dokładnie tak samo PiS postąpiło w sprawie Światowych Dni Młodzieży, które w tym roku odbędą się w Polsce. Założenia i kosztorysy imprezy przygo­tował rząd PO, ale to PiS przyjęło specustawę dotyczącą organizacji imprezy s i odtrąbiło sukces. A teraz po cichu liczy, g że przy pomocy biskupów uda się w dzieło sakralizacji swojej władzy zaangażować także papieża Franciszka. - W czasie głównych obchodów jest to niemożliwe, ale już w Częstochowie, którą ma odwiedzie papież, rządzący oczekują conajmniej błogosławieństwa - przyzna­je duchowny uczestniczący w pracach episkopatu.
   - Gdy rząd PO zaczynał negocjacje z episkopatem w sprawie Światowych Dni Młodzieży, premier Kopacz przez pół roku nie mogła ustalić terminu spot­kania z kard. Dziwiszem. Gdy w końcu do niego doszło, kuria zabroniła informo­wania o jego przebiegu, a na wizytację do podkrakowskich Brzegów, gdzie mają się odbyć główne uroczystości, nie poje­chał z nią żaden przedstawiciel biskupa - mówi polityk PO.
   - Na prezydenta Dudę kard. Dziwisz czekał już następnego dnia po wyborach.
Ten rząd - dodaje mój rozmówca - nie ma oficjalnego ministerstwa ds. wyznań, ale z premedytacją prowadzi politykę wyznania panującego. I prezydent Duda jest jej kapłanem.

PREZYDENCKIE NAMASZCZENIE
Andrzej Duda na boskiego poma­zańca kreowany jest w zasadzie od pierwszych chwil sprawowania swe­go urzędu. Zaczęło się od tego, że druga tura wyborów prezydenckich przypad­ła w dniu katolickiego święta Zesłania Ducha Świętego. Potem świeżo upieczo­ny elekt w czasie mszy złapał hostię po­rwaną przez wiatr, co prawicowy portal braci Karnowskich opisał jako „podnie­sienie z ziemi samego Chrystusa” i uznał za „symbol zmartwychwstającej Polski”. Wreszcie - prezydenckie zaprzysiężenie miało miejsce w święto Przemienienia Pańskiego.
   Jednymi z pierwszych, którzy gra­tulowali Dudzie zwycięstwa, byli pol­scy biskupi. Już kilkanaście minut po ogłoszeniu wstępnych wyników prezy­dium episkopatu pisało w specjalnym liście: „Niech światło Ducha Świętego towarzyszy Panu Prezydentowi w po­dejmowaniu ważnych decyzji”. Na taką przychylność nie mógł liczyć nawet Lech Wałęsa, gdy zostawał prezyden­tem. Choć to on nosił zawsze znaczek Matki Boskiej w klapie marynarki i fak­tycznie wprowadził biskupów na poli­tyczne salony III RP.
   Zresztą w to niemal boskie powołanie uwierzył chyba i sam prezydent, o czym świadczy anegdota opowiadana w jego kancelarii. Otóż jedną z pierwszych de­cyzji personalnych Andrzeja Dudy był wybór nowego kapelana. Został nim, ku swemu zaskoczeniu, proboszcz para­fii w Lipnicy Murowanej słynącej z kon­kursu wielkanocnych palm. Andrzeja Dudę poznał, gdy ten jako prezydencki minister tuż przed katastrofą smoleńską przywiózł do Lipnicy dzwon ufundowa­ny przez prezydenta Lecha Kaczyńskie­go. W kolejnych latach Duda chętnie gościł w Lipnicy i podczas jednej z mszy proboszcz Zbigniew Kras powitał go sło­wami: „Mam przeczucie, że jest z nami przyszły prezydent Polski”. - Za to pro­roctwo został prezydenckim kapelanem - opowiada pracownik kancelarii.

POLITYKA Z NIEBA
W sakralizację nowego prezyden­ta włączyły się także prawicowe media. Tomasz Terlikowski ogłosił, że „nie ma przypadków, niebo daje nam liczne znaki związane z prezydenturą Andrzeja Dudy. To szansa na duchowe odrodzenie, którą daje nam Bóg”. „Nasz Dziennik” wezwał do składania dekla­racji codziennej modlitwy w intencji
elekta. W pierwszych trzech miesiącach wpłynęło do pałacu prezydenckiego bli­sko 6,5 tys. deklaracji odmawiania co­dziennych modłów. „Ufam, że z pomocą Bożej Opatrzności nie zawiodę zaufania, jakim obdarzyli mnie moi współobywa­tele” - odpisał prezydent czytelnikom toruńskiej gazety.
   Atmosfera religijnego uniesienia zosta­ła tak podgrzana, że w czasie obchodów rocznicy Grudnia ’70 w Szczecinie An­drzeja Dudę powitał transparent: „Sza­nowny prezydencie. Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś”.
   Ostatnio w Doylestown, zwanym ame­rykańską Częstochową, biskup elblą­ski Józef Wysocki ogłosił, że „prezydent jest darem od Boga”. Za chwilę podobne słowa mogą paść na spotkaniu z Polonią kanadyjską w Ontario, na które obowią­zują imienne zaproszenia wydawane przez Centrum Jana Pawła II. Nikt nie próbuje nawet dystansować się od tych gestów sakralizacji władzy premiera i rządu. - Biskup Wysocki powiedział to, co jest w sercach wielu biskupów - uwa­ża ks. Kazimierz Sowa, były szef Religia. tv. - Polscy hierarchowie w państwie PiS poczuli się bezpieczni, a nowa władza robi wszystko, aby ich w tym przekona­niu utwierdzać.

TĘSKNOTA ZA TRONEM
- Biskupi odzyskali to, co stracili za rządów Platformy: uprzywilejowaną pozycję wśród innych instytucji. Znów są dla władzy tymi, których się pyta, ra­dzi i słucha - mówi duchowny związany z episkopatem.
   Przewodniczący episkopatu abp Sta­nisław Gądecki nie ukrywa, że z żadnym rządem po 1989 r. nie współpracowało się hierarchom równie dobrze jak z obecną władzą, W ramach obchodzonej w tym roku 1050. rocznicy chrztu Polski Zgro­madzenie Narodowe obradowało razem z episkopatem. Pierwszy raz w histo­rii - jak podkreślał abp Gądecki. Kulmi­nacją tych obchodów będą uroczystości na Jasnej Górze, a jasnogórski klasz­tor od lat jest miejscem, w którym msze przypominają partyjne wiece. Wszyst­ko za przyzwoleniem częstochowskie­go biskupa Wacława Depy, który należy do najbardziej konserwatywnej gru­py hierarchów i przewodniczy najważ­niejszym jasnogórskim nabożeństwom. Przy obrazie Matki Boskiej Częstochow­skiej coraz częściej wisi biało-czerwona flaga. Najnowsza suknia, ufundowana w 2010 roku, zawiera szczątki samolo­tu z katastrofy smoleńskiej, które two­rzą szachownicę. Najważniejszy polski obraz sakralny staje się symbolem Koś­cioła narodowego. Symbolem „dobrej zmiany” wprowadzanej przez Kościół na ołtarze.
   - Często słyszę dziś porównanie rela­cji władzy PiS i Kościoła do historyczne­go sojuszu tronu z ołtarzem, ale przecież to jest fałszywe założenie - mówi Hali­na Bortnowska. - Tamten sojusz zakła­dał parasakralne pochodzenie tronu. Władza pochodziła wówczas z boskie­go nadania, a w demokracji pochodzi od głosujących obywateli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz