wtorek, 22 marca 2016

Terminator i PiS broni terytorium



Terminator

Jarosław Kaczyński mówi, że to człowiek, dla którego nie ma żadnych przeszkód, ściany przechodzi. I daje Antoniemu Macierewiczowi pełną swobodę działania.

Aleksandra Pawlicka

Pozycja Macierewicza jest w partii silna. Bardzo silna - mówi polityk PiS.
   - Silniejsza niż Ziobry? - pytam.
   - Inna. Ziobro ma potężną władzę, ale ta władza wciąż zależy od prezesa. Nie ma swojego zaplecza. A Macierewicz ma Rydzyka i całą prawą flankę, czyli war­tość dodaną. I jeszcze ma coś, co Kaczyń­skiemu bardzo imponuje. Determinację, która sprawia, że w osiągnięciu celu nic go nie powstrzyma.

ARMIA PIS
Do Ministerstwa Obrony Narodo­wej codziennie zapraszanych jest kilkunastu oficerów z prowincjonal­nych garnizonów. Na rozmowę u mini­stra. O czym? Antoni Macierewicz dostał właśnie do ręki nową broń.
   Ósmego marca prezydent podpisał nowelizację ustawy o służbie wojsko­wej, która pozwala ministrowi obrony „w szczególnie uzasadnionych przypad­kach” obsadzać żołnierzy na stanowi­skach zaszeregowanych o dwa i więcej stopni wojskowych wyżej niż ich sto­pień. Mówiąc najprościej: kapitana może zatrudnić na stanowisku pułkow­nika, a pułkownikowi dać posadę w ran­dze generała. Oznacza to wyższą pensję, pozycję i władzę. I zwykle - wyrwanie z prowincji.
   - To tworzenie armii PiS w wojsku pol­skim - nie kryje oburzenia były minister obrony Bogdan Klich.
   Do tego dochodzi idea przywrócenia wojskowej obrony terytorialnej zlikwi­dowanej w 2008 roku Macierewicz chce utworzyć 30-tysięczną armię obywa­teli żołnierzy, 380 kompanii, po jednej w każdym powiecie.
   - Nie chodzi o bezpieczeństwo kra­ju, tylko tworzenie partyjnych bojówek - ostrzega jeden z polityków PO. - Prze­cież żołnierz szkolony weekendowo nie będzie zdolny do działań wojennych, ale do prowadzenia wojenki domowej jak najbardziej. Na przykład do pacyfi­kacji marszów KOD. To jest tworzenie ZOMO PiS.
   Czy Antoni Macierewicz byłby rze­czywiście gotowy do wyprowadze­nia oddziałów wojskowych na ulice do zwalczania społecznych buntów? W1992 roku, gdy był ministrem spraw wewnętrznych i ogłaszał w Sejmie listę agentów, na której byli m.in. ówczesny prezydent Lech Wałęsa i marszałek Sej­mu Wiesław Chrzanowski, wydał rów­nocześnie polecenie postawienia w stan gotowości nadwiślańskich jednostek wojskowych. 800 żołnierzy żandarmerii i grupy antyterrorystycznej (późniejszy GROM) oraz śmigłowce czekały tylko na sygnał. Jednak rząd Jana Olszewskie­go upadł.

WOJNA TOTALNA
Równie niepokojące deklaracje ministra obrony w sprawach między­narodowych, Najpierw było napięcie w relacjach z Francją, gdy minister Macierewicz zakwestionował umowy na dostawę francuskich śmigłowców dla polskiej armii. Ostatnio zaś mówił o Rosji i terroryzmie. „Polska była po Smoleńsku pierwszą wielką ofiarą ter­roryzmu we współczesnym konflikcie, jaki się na naszych oczach rozgrywa”. Po czym doprecyzował: „Ludobójstwo leży u źródeł sytuacji w Rosji, leży dlatego, że narody rosyjskie mają nałożoną pamięć milczenia, aby nie mówić, co się stało w czasie wojny z ich przodkami”. Inter­weniował rzecznik Kremla.
   Stany Zjednoczone Macierewicz zbeształ za wtrącanie się do polskiej po­lityki: „Ludzie, którzy budowali swo­je państwo dopiero w XVIII wieku, będą mówili nam, co to jest demokra­cja? Narodowi, który miał struktury przedstawicielskie i demokratyczne już w XII-XIV wieku i był źródłem demo­kracji dla całej Europy?”. Strofował też Berlin: „Nie powiem: wojna, bo to nad­użycie, ale - agresja”. Większość opinii Macierewicz wygłasza w mediach ojca Rydzyka.
   Ostatnio podczas spotkania z mini­strem padło pytanie, czy państwo ma strategię w sprawie testowania broni elektromagnetycznej na polskich oby­watelach. Macierewicz śmiertelnie po­ważnie odparł, że „powstają analizy mające zidentyfikować, gdzie są ludzie, którzy skarżą się na tego rodzaju dole­gliwości”.
   - To jest ministerstwo czy kaba­ret? Urzędnicy MON sprawdzają, gdzie przeprowadza się testy broni elektro­magnetycznej na obywatelach? Czy jest cywilizowany kraj na świecie, który przeprowadza takie testy? - pyta ziryto­wany Michał Kamiński, kiedyś czołowy polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Czy Jarosława Kaczyńskiego nie mar­twi nieprzewidywalność Macierewicza?
- Antek wykonuje czarną robotę i bie­rze wszystko na siebie. Nie słyszałem, żeby prezes krytykował albo podważał działania tego ministra. A w stosunku do innych potrafi to robić - mówi oso­ba dobrze znająca realia w centrali PiS na Nowogrodzkiej. - Mam wrażenie, że Antoni zastąpił prezesowi w pewnym sensie Ludwika Dorna. Są w stałym kontakcie.

URODZONY TERRORYSTA
Znają się od prawie 40 lat. Kaczyń­ski długo traktował Macierewicza z rezerwą, a Macierewicz Kaczyńskie­go z pobłażaniem. Pierwszy raz zetknęli się w roku 1977, gdy Macierewicz reak­tywował miesięcznik „Głos”. Kaczyński przyniósł do redakcji tekst, był wtedy mało znanym działaczem. Macierewicz był zaś czołowym opozycjonistą, współ­twórcą Komitetu Obrony Robotników.
   Wszyscy, którzy znają go z tamtych cza­sów, przyznają zgodnie, że był lewakiem zafascynowanym postacią Che Guevary. Entuzjastą peruwiańskiej partyzantki Świetlisty Szlak.
   Gdy jesienią 1981 roku doszło do roz­wiązania Komitetu Samoobrony Spo­łecznej KOR, Macierewicz poczuł się zdradzony. Uznał, że jest ostatnim bo­jownikiem.
Jarosław Kaczyński tak go wówczas widział: „Jest to człowiek niewątpliwie zręczny, wykształcony, sprawny intelek­tualnie, inteligentny i generalnie rzecz biorąc, wyrobiony politycznie, u które­go w pewnym momencie kariery życio­wej coś się zacięło, nastąpił jakiś odjazd” (Teresa Torańska „My”),
   Również Jacek Kuroń dostrzegł ów niebezpieczny skręt w zachowaniu i po­glądach dawnego kompana: „Nie szło się z Antkiem dogadać, bo podejrze­nia przesłaniały mu jasność widzenia. Wszędzie dostrzegał frakcje i spiskują­ce koterie. Oczywiście przeciw niemu. A przecież to był facet, który odegrał niewątpliwie wielką rolę przy tworze­niu KOR-u” - wspominał w książce „Gwiezdny czas”.
   Andrzej Celiński uważa, że bezkompromisowość i determinacja Maciere­wicza mają źródło w rodzinnej traumie. Jego ojciec, żołnierz AK, popełnił samo­bójstwo, gdy w 1949 roku przyszło po niego UB. Syn miał wówczas rok.

TRZEBA DRWALA
Lata 90. to i dla Macierewicza, i dla Kaczyńskiego czas politycznej bani­cji. Dopiero w 1997 roku spotykają się na listach wyborczych Ruchu Odbudo­wy Polski i obaj dostają do Sejmu. Do współpracy wciąż jednak daleko.
    Macierewicz nie przystępuje do two­rzonej przez braci Kaczyńskich partii PiS, nie chce skorzystać z okazji star­tu z jej list w wyborach 2005 roku Jest przekonany, że nowa partia będzie ko­laborować ze starym systemem.
   Mimo to Jarosław wyciąga do Macie­rewicza rękę, tworząc swój pierwszy rząd. Powierza mu stanowisko wicemi­nistra obrony i likwidatora Wojskowych Służb Informacyjnych.
    Prezydent Lech Kaczyński przyzna­je wprawdzie, że jest to decyzja „ob­ciążona pewnym ryzykiem, wziąwszy pod uwagę temperament Macierewi­cza, ale trzeba pamiętać, że to czło­wiek o olbrzymich zasługach”. Mniej dyplomatycznie tłumaczy decyzję bra­ta współpracownikom w pałacu prezy­denckim: „Gdzie trzeba rąbać las, tam trzeba drwala”.
   Macierewicz w krótkim czasie doko­nuje demolki polskich służb wywiadow­czych. Przygotowany przez niego raport o WSI ujawnia wiele szczegółów doty­czących działania polskich służb spe­cjalnych. 26 osób, których nazwiska pojawiają się w aneksie raportu, wnosi pozwy. MON przegrywa większość pro­cesów. Odszkodowania wypłacane przez resort idą w setki tysięcy złotych.
    W książce „O dwóch takich... Alfa­bet braci Kaczyńskich” prezes PiS mówi o Macierewiczu: „Sprawia wrażenie człowieka o wyraźnie wodzowskim za­cięciu”. Innymi słowy: jest zagrożeniem. Dla Jarosława to jasny sygnał, że pora okiełznać ambicje Macierewicza.
    Wszystko zmienia 10 kwietnia 2010 r. Macierewicz jest w grupie, która na ob­chody do Katynia pojechała pociągiem. Po informacji o katastrofie prezyden­ckiego samolotu nie udaje się jednak do Smoleńska. Je obiad i wraca do kra­ju. Już w drodze powrotnej komentuje przez telefon wydarzenia dla Radia Ma­ryja. I puszcza w świat sugestię, że nie był to zwykły wypadek.
   Wielokrotnie mówi o zamachu w Smoleńsku. Brzoza, dwa wybuchy, trotyl, ranni dobijani przez Rosjan... Wiosną 2013 roku zostaje członkiem PiS z rekomendacją Jarosława Kaczyń­skiego. Prezes jest zadowolony - PiS z Macierewiczem oznacza, że po prawej stronie sceny politycznej nikt się już nie zmieści.

MINISTER NIEZALEŻNY
Pół roku trwa testowanie Maciere­wicza w PiS. Wszyscy mówią, że może zostać wiceszefem partii, ale Kaczyń­ski kilkakrotnie przekłada decyzję w tej sprawie. Choć jednocześnie czyni go sze­fem partyjnych struktur w Piotrkowie i pozwala w ciągu jednego dnia wymie­nić zarząd w regionie z pogwałceniem partyjnego regulaminu.
   Gdy wreszcie udaje się Macierewiczo­wi zostać zastępcą Kaczyńskiego, ten chwali go w wywiadzie: „Jest człowie­kiem, dla którego nie ma żadnych prze­szkód. Ściany przechodzi. Szanuję go i podziwiani, a do tego też lubię, choć nie należy do ludzi łatwego charakteru”.
   Terminator, walec, ściana - tak mówią o nim partyjni koledzy. - W młodości trenował skoki do wody, dziś skoczyłby do pustego basenu, gdyby tego wymaga­ła sprawa, o którą walczy - mówi poli­tyk PiS.
   Po latach politycznych bojów wice­prezes PiS zna swoje miejsce u boku Kaczyńskiego. „Chciałbym przywołać wielkiego twórcę myśli niepodległościo­wej, Jarosława Kaczyńskiego” - mówi jako minister obrony podczas wigilii z żołnierzami w 2015 roku.
   - Dowodem na to, jak silna jest pozy­cja Macierewicza, jest to, że prezes dał mu wolną rękę - mówi mój rozmów­ca uczestniczący w spotkaniach na No­wogrodzkiej. - Zarówno jeśli chodzi o dobór współpracowników w MON, jak i decyzje podejmowane przez mi­nisterstwo, Macierewicz nie potrzebu­je wskazówek z centrali. To przywilej nielicznych. Wydaje się, że jest dziś najbardziej niezależnym ministrem w rządzie.

PiS broni terytorium

Czy Obrona Terytorialna ma być formacją odstraszającą potencjalnych agresorów, czy partyjno-chrześcijańską milicją za państwowe pieniądze? Pewne jest jedno że kandydaci na jej członków najchętniej walczyliby z uchodźcami.

Wojciech Staszewski

Doktor Grzegorz Kwaśniak, wojskowy emeryt z Nysy, odpowiedzialny za tworzenie Obro­ny Terytorialnej (OT), oddał salwę z zasko­czenia na posiedzeniu sejmowej komisji obrony: - Celem Obrony Terytorialnej po­winno być wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił zbrojnych, tak aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bez­pieczeństwa - ogłosił na początku marca. Biorąc rzecz taktycznie, swą salwą doktor Kwaśniak zbombardował przedpole i otworzył nowy front.
   - Miotacze hostii i ciężkie kropidła bojowe. Taka będzie przyszłość armii. Wprowadzimy działka na wodę święconą - śmieje się w rozmowie z „Newsweekiem” zawodowy oficer.
OOT mówi „powiatowi komandosi”. Bo woj­sko na pomysły w sprawie OT patrzy scep­tycznie (resortowy żart: co dostaną żołnierze OT zamiast karabinów? Krzyżyki).
Co innego kandydaci do przyszłych oddzia­łów. Ci są radośnie poruszeni. - Brakuje nam takiej armii obywatelskiej. Ale teraz jest bliżej niż dalej - entuzjazmuje się Stanisław Drosio, szef projektu Odbudujmy AK. - To byłby czynnik nie tylko obronny, ale także tworzący społeczeństwo obywatelskie. Szkoda tylko, że nie chcą nam dać broni do ręki. Ale żadna eki­pa nie chciała dać.
   - Będziecie straszakiem na KOD? - walę z grubego działa.
   - Takie posądzenie mnie dotyka - obrusza się Stanisław Drosio. - 97 proc. z nas to państwowcy nie utożsamiający się z żadną partią.

UCHODŹCY NA CELOWNIKU
A co z tymi trzema procentami? Opozycja mówi wprost: OT bę­dzie patriotycznie wzmożoną chrześcijańską milicją na usługach partii rządzącej. A patriotyczne wzmożenie w OT dostanie od PiS wymarzone mundury i karabiny. Czyli symbioza.
   Marcin Waszczuk, komendant Związku Strzeleckiego Strze­lec (kandydował do Sejmu z list PiS i Kukiz’15, za każdym razem nieskutecznie), jest wymarzonym kandydatem do kadry OT. Były żołnierz zawodowy, żona, dwie nastoletnie córki i pakiet kon­kretnych poglądów. Jakie widzi zagrożenia dla bezpieczeństwa? Wiele. Jedno z nich: jeśli w jego mieście zamieszkają uchodźcy z Syrii.
   - Oni mówią, że będą walczyli na wszystkich frontach. I z Zacho­dem, i z NATO, i z Polską, i z Kościołem, i z papieżem. Idealną oka­zją do ataku będą dla nich Światowe Dni Młodzieży - przekonuje Waszczuk - Rozmawiamy z organizatorami o wystawieniu na im­prezę Batalionu Strzelca. Będziemy grupą porządkową odpowie­dzialną za organizację ruchu, łączność. A dodatkowo będziemy obserwować, czynie ma podejrzanych działań.
   Waszczuk z grubsza już wie, kto może być celem grupy porząd­kowej: na spotkanie z papieżem przyjadą katolicy z Afganistanu czy Pakistanu. - Mamy kontakty. Sprawdzamy tych ludzi.
   Wiara gwarantem bezpieczeństwa? Rzecznik prasowy MON Bartłomiej Misiewicz zasypuje lej po salwie, którą odpalił dok­tor Kwaśniak: - Ten fragment prezentacji nawiązywał do dewizy Wojska Polskiego „Bóg, Honor, Ojczyzna”. W dotychczasowych pracach nad koncepcją Obrony Terytorialnej nie ma wzmianki do­tyczącej wyznania jako kryterium kluczowego dla przyjęcia kan­dydata do jednostek OT.
No tak - w dotychczasowych...
   - Czy ateista będzie mógł służyć w Obroni e Tery­torialnej? - pytam dr. Kwaśniaka.
   - Każdy będzie mógł. Żyjemy w Europie, która od tysiąca lat z tradycji chrześcijańskiej czerpie swoje wartości. Nawet osoby niewierzące będą za tydzień świętować Wielkanoc.
   - Ale to pachnie milicją chrześcijańską.
   - Niech pan nie straszy ludzi. Żyjemy w Polsce - mówi Kwaśniak. I trochę niejasno dodaje: - Ale chrześcijaństwo jest szalenie ważne w kontekście zagrożenia islamem. W sytuacjach kryzysowych przewidujemy użycie tych wojsk.
   Prezes działającego we Wrocławiu od pięciu lat stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl Robert Matya­sik też widzi zagrożenie w uchodźcach. - Nie chodzi o takie akcje jak niedzielny patrol tropiący imigran­tów w Zgorzelcu - uspokaja. - Ale przerabialiśmy już temat uchodźców na ćwiczeniach ze Strażą Gra­niczną. Wyobraźmy sobie, że stary szlak się zatka i zostanie przetarty nowy, przez Karpaty i Ukrainę. Taki exodus jak na Węgrzech wieje się do Polski. Wtedy będziemy potrzebni do ochrony granic.
   Jakub Fryda, członek Strzelca z Nowego Sącza, chętnie wspomo­że Straż Graniczną w ochronie południowej granicy. Jest po matu­rze, studiuje zaocznie i szuka pracy po tym, jak odszedł z empiku, gdzie siedział na kasie. Uchodźcy? - To darmozjady, które powinny zrobić porządek we własnym kraju, a nie oblegać nam Europę. Na razie Straż Graniczna daje sobie z nimi radę, ale gdyby było jawne zagrożenie, to bym się chciał włączyć. Ale jestem apolityczny, poli­tykę zostawiam panom w garniturkach. W Strzelcu tym się nie zaj­mujemy, uczymy się strzelania, taktyki, pierwszej pomocy. Jestem dumny, że robię coś dla dobra społeczeństwa.
   Trudno oprzeć się wrażeniu, że rekruci OT są jak tabula rasa, pusta tablica, którą minister Antoni Macierewicz będzie mógł do­wolnie zapisać. - Młodzi ludzie szukają autorytetów. Nie zawsze rodzice wystarczają - mówi 17-letnia Anna Poręba, córka wojsko­wego, od dwóch lat w sądeckim Strzelcu. - Każdy jest patriotą, po­trafi powiedzieć „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Ale nie każdy pamięta, co to naprawdę znaczy. My się tego uczymy.

PUŁKOWNIK Z KLUBU GP
O doktorze Kwaśniaku, który stawia na wartości chrześci­jańskie w OT, wiadomo niewiele. Zaczynał karierę w Ludowym Wojsku Polskim (w jakich formacjach służył - tym się nie chwa­li). Potem był w Wojsku Polskim III RP. Przez jakiś czas praco­wał w Sztabie Generalnym. W listopadzie 2009 r. opublikował w „Rzeczpospolitej” artykuł „Polska armia nie istnieje”. Zaraz po­tem armia zdecydowała, że doktor Kwaśniak nie jest jej niezbędny.
   W cywilu odnalazł się jako wykładowca prywatnej szkoły w Nysie, gdzie założył Klub Gazety Polskiej i drużynę strzelecką. Od czasu do czasu wypowiadał się jako ekspert Fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych, której prezesem był obecny wi­ceszef MON Tomasz Szatkowski.
    Kwaśniak nie wierzy w skuteczność NATO, wierzy za to w za­mach w Smoleńsku. W wywiadzie dla „Nowej Trybuny Opolskiej” mówi: „Jestem dziś przekonany, że to był zamach. Trzeba było zabić przedstawicieli elity, którzy mogli poprowadzić nasz kraj w inną stronę”.
Dzięki związkom z Szatkowskim Kwaśniak wchodzi w orbi­tę Antoniego Macierewicza - piszą teksty do książki „Wygasza­nie Polski 1989-2015”. W 2015 r. Kwaśniak wstępuje do komitetu poparcia Andrzeja Dudy na prezydenta, w grudniu zostaje pełno­mocnikiem Macierewicza do tworzenia OT.
Kwaśniakowi w jego patriotycznym zadaniu pomaga Krzysz­tof Gaj, doradca ministra Macierewicza, szef Zarządu Organiza­cji i Uzupełnień Sztabu Generalnego WP. Podobnie jak Kwaśniak zaczynał karierę w LWP (i także w jego przypadku bardziej kon­kretnych danych brakuje w oficjalnym CV). Udziela się na antyukraińskim portalu Kresy.pl, wspieranym przez właściciela browaru Ciechan i posła ruchu Kukiz’15 Marka Jakubiaka. W 2014 roku zamieszcza tam wpis o ukraińskim batalionie Azow wal­czącym z Rosjanami: „Nie jestem rusofilem (podkreślam to sta­nowczo), ale w tym miejscu doskonale rozumiem Putina - to są faszyści. I Putin ma w zupełności rację - z nimi trzeba walczyć, bo Europę z ich przyczyny ogarnie pożoga”.

KSIĘŻA UPRZEDZALI
Dlaczego MON pod rządami Antoniego Macierewicza akurat teraz tworzy Obronę Terytorialną? Podobne formacje z powodze­niem działają w innych krajach. Jednak u nas w latach 90. zamiast planowanych 10 tys. udało się powołać tylko 2 tys, żołnierzy. - Wy­posażenie było w opłakanym stanie, brakowało broni, środków transportu, pieniędzy na szkolenie - wspomina minister obrony w rządzie PO Bogdan Klich, który siedem lat temu zdecydował zli­kwidować tę fikcję.
   Gdy Klich likwiduje, budzi się Romuald Szeremietiew, wicemi­nister obrony w prawicowych rządach. - Obrona Terytorialna na kształt amerykańskiej Gwardii Narodowej, wyposażona w cięż­ki sprzęt, nie jest dla nas - uznaje. I wymyśla coś lepszego: ar­mię krajową: - Co może odstraszyć nieprzyjaciela? Powszechnie przygotowany do obrony naród. Nowoczesne armie nie radzą so­bie z działaniami nieregularnymi. Potrzeba dużej armii z lekkim uzbrojeniem, jak broń strzelecka, przenośne środki obrony prze­ciwpancernej, drony - uważa Szeremietiew.
   Lansuje projekt w Radiu Maryja, w Telewizji Trwam, na spot­kaniach w Klubach Gazety Polskiej. Znajduje słuchaczy. W Pol­sce formacje paramilitarne rosną w siłę. Jest w nich przynajmniej 40 tys. osób. Zresztą różnych - przeplatają się survivalowcy z na­rodowcami, ale prawicowy skręt ideowy jest wyraźny; na stronach internetowych formacji proobronnych kwitnie kult Żołnierzy Wyklętych.
   Gdy MON pod rządami Platformy orientuje się wreszcie w na­strojach i skali organizacji paramilitarnych, próbuje stworzyć nad nimi „czapę”. Za późno.
   - Zrobiliśmy wszystko, by ten ruch nie był polityczny - wzdy­cha gen. Bogusław Pacek, odwołany ze stanowiska rektora Aka­demii Obrony Narodowej w listopadzie, pierwszą decyzją podjętą przez ministra Macierewicza. Odpolitycznianie polegało na tym, że rok temu kilka związków strzeleckich i stowarzyszeń utworzy­ło Federację Organizacji Proobronnych. Pacek, do stycznia pre­zes Federacji, jest dumny, że zaczynało w niej 6 tys. ludzi, dziś jest 100 tysięcy.
   Zwykli rekruci widzieli w tym odpolitycznianiu rosyjski spi­sek. Trebor na forum ObronaNarodowa.pl pisze: „Rosjanie boją się, że gdyby chcieli tu przyjść, z co któregoś domu przywitają ich lufy broni. Woleliby, aby OT była zarządzaną centralnie jednostką ze starymi czołgami, którą da się stosunkowo łatwo kontrolować przez agentów. Bo rozproszone dziesiątki tysięcy ludzi nie dadzą się tak łatwo kontrolować”.
   Z odpolityczniania nic nie wyszło. - Kiedy w październi­ku ćwiczyliśmy w Siedlcach zabezpieczenie infrastruktury krytycznej, generał Pacek próbował przykryć nasze szkolenie, or­ganizując ćwiczenia rezerwy - opowiada z irytacją prezes Ma­tyasik ze stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl, - Oni prowadzili działania w środku lasu, jak w latach 90., a my ćwiczyliśmy w tere­nie zurbanizowanym. Mieszkańcy? Byli uprzedzeni o stosowaniu przez nas pozoracji, czyli użyciu petard.
    Jak wyglądało to uprzedzanie mieszkańców? - Poprzez plakaty i przez miejscowych księży, którzy mówili o tym z ambony - odpo­wiada Matyasik.
Po zwycięstwie PiS rozgrywa się krótka bitwa na koncepcję OT. Wojskowi opowiadaj ą, że Szeremietiew już widział siebie w randze wiceministra u Jarosława Gowina. Ale ministrem zostaje Maciere­wicz i przygotowanie OT powierza dr. Kwaśniakowi.
Matyasik: - Mam nadzieję, że to nie pójdzie znów w stronę pro­gramu wymyślonego zza biurka bez kręgosłupa żołnierskiego.

PIĘĆSET NA ŻOŁNIERZA
Na czym konkretnie ma polegać Obrona Terytorialna? W każdym powiecie powsta­nie 100-osobowy oddział. W całej Polsce to ok. 35 tys. ludzi. Mają mieć własne dowództwo, weekendowe ćwiczenia, koszary.
   Mówi jeden z zawodowych żołnierzy: - To jest „pięćset na dziecko” w wersji wojskowej.
Plan jest taki, że każdy szeregowy OT dosta­nie 500 zł na miesiąc. Ludzie będą się zabijać, żeby się do nich dostać. Do tego cała biurokra­cja - etaty dla dowódców i tak dalej, wielkie rozbuchane struktury, 17 dowództw brygad w województwach, 348 kompanii w powia­tach. Kwaśniak już jeździ po Polsce i szuka miejsc na lokalne sztaby.
   - Druga poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych mówi, że „dobrze zorganizo­wana milicja” jest niezbędna dla bezpieczeń­stwa państwa. W każdym hrabstwie działa tam obrona terytorialna - przekonuje prof.
Józef Marczak, który w AON zajmował się przygotowaniem koncepcji OT. - A co się sta­ło w Polsce po klęsce wrześniowej? Naród bez pieniędzy, bez niczego zbudował 380-tysięczną Armię Krajową, z tym że udało się jej zgromadzić tylko 60 tys. sztuk broni. Trze­ba tę formację budować zawczasu i tak uzbroić, żeby była elemen­tem odstraszającym.
   Profesor widzi same korzyści: - Brygada OT jest 30 razy tań­sza w utrzymaniu od brygady wojsk zmechanizowanych. Na stworzenie OT potrzeba tyle pieniędzy, ile wydaliśmy na trzy samoloty F-16.
   Formacje proobronne liczą, że będą w całości wcielane do armii. Chciałyby też móc przechowywać broń w domu. Romuald Szere­mietiew popiera ten pomysł, bo przecież „mamy 120 tys. myśli­wych i nie strzelają do siebie ani do nikogo”. Kwaśniak jest jednak przeciw: - Potrzebna jest zmiana mentalności i polityków, i ca­łego społeczeństwa. Jesteśmy też zbyt ubodzy, nie każdy ma do­mek, w którym może bez problemu postawić sejf na broń. MSWiA robi teraz monitoring możliwości przechowywania broni w ko­mendach policji. Jeśli nie, to będziemy ją trzymać w dowództwach brygad.
   Do tej pory politycy unikali szkolenia i uzbrajania członków formacji proobronnych, bojąc się czegoś na kształt ukraińskiego radykalnego Prawego Sektora. Dziś byli ministrowie obrony oba­wiają się, czynie powstaje partyjne wojsko.
   Bogdan Klich: - Prawicowe poglądy nie mogą być kryterium przyjęcia chętnych, a coś takiego jest w projekcie. Mam w pamię­ci próbę wykorzystania przez Macierewicza Nadwiślańskich Jed­nostek Wojskowych podczas kryzysu lustracyjnego w 1992 r. Nie doszło wtedy do tego tylko dlatego, że sprzeciwili się ich dowód­cy. To memento.
   Tomasz Siemoniak, szef MON w ostatnim rządzie PO, mówi, że profesjonalizacja organizacji paramilitar­nych to pozytywne zjawisko. Zastrzega jednak: - Państwo powinno nadzorować, żeby nie po­wstawały milicje partyjne groźne dla państwa i obywateli. A tego się obawiam, bo spotykając się z tymi organizacjami, widziałem też osoby ze złym politycznym błyskiem w oku.

ZAKŁADOWA ORGANIZACJA OBRONNA
Zawodowi żołnierze już znaleźli rozwi­nięcie skrótu WOT: Wolontariackie Oddziały Trepozy.
   Oficer WP: - Ludzie z rozdania Macierewi­cza zadbają o kadrę, więc pieniądze na Obro­nę Terytorialną trafią do swoich, z PiS. To nie jest pomysł ma zbudowanie formacji, któ­ra wesprze armię, to ustawianie kadr mundu­rowych po linii partii. Zamiast w armię pchają szmal w partyjną bojówkę. Ich projekt zakłada możliwość tworzenia grup przy firmach. Naro­dowiec Jakubiak założy sobie w browarze za­kładową uzbrojoną grupę i wszystko odbędzie się zgodnie z prawem. Zauważył pan, że MON nie podaje kosztów powołania OT?
Były szef MON Bogdan Klich: - To byłby do­bry pomysł, pod warunkiem że nie ucierpi na tym modernizacja sił zbrojnych. A koszty będą ogromne. Stworzenie trzech brygad do końca roku ma kosztować 250 min zł. Jeśli tych brygad ma być do­celowo 17, a ludzi 35 tys., to będą to miliardy.
   Zawodowy żołnierz: - To pomysł na ochotniczą gwardię rewolu­cyjną. Nie po to je robią, żeby miały wartość bojową. One są częścią planu Kaczyńskiego na zmianę w Polsce. OT będzie kuźnią pisowskich kadr w wojsku.
   Echa salwy doktora Kwaśniaka, oddanej w sprawie kształtu OT, powoli milkną. Teraz jak w każdej porządnej bitwie nastąpi atak na zbombardowane przedpole.
Współpraca Wojciech Cieśla

1 komentarz:

  1. Przez 30 lat byłem żołnierzem LWP.Od wielu lat jestem emerytem wojskowym,ale żołnierzem rzeczywistym jestem nadal i takim pozostanę i z rozpaczą patrzę na to co z NASZEJ ARMII zrobiliście.To rzeczywiście woła o pomstę do nieba.

    OdpowiedzUsuń