piątek, 19 lutego 2016

Żołnierz dobrej zmiany



Grzegorz Rzeczkowski

O tym, że nadchodzi Marzena Paczuska, zwana Paczką, na korytarzach gmachu przy pl. Powstańców mówiło się na długo przed jej przybyciem. - Legenda krwiożer­czej wydawczyni od lat krążyła po studiach telewizyj­nych. Nasłuchałam się o wrzaskach, przekleństwach, wywracaniu do góry nogami gotowych materiałów - opowiada dziennikarka TVP. Inni mówią: samica alfa, wściekła bruneta. Ale też: pewna siebie, kompetentna.
   Lęk przed Paczuską podsycały obawy przed zwolnieniami, które zapowiadali politycy PiS i wspierający ich tzw. niepokorni dzienni­karze. Jak mówią byli pracownicy „Wiadomości”, każdy się spodzie­wał, że będzie źle, ale nie że aż tak. Z ponad 20 osób, które jeszcze na początku stycznia wydawały flagowy program informacyjny TVP dziś została szóstka. Z bardziej znanych tylko prezenter Krzysztof Ziemiec. Nie ma Piotra Kraśki czy Beaty Tadli, których los był przesądzony już po jesiennych wyborach, ale także Piotra Jaźwińskiego, wydawcy z 24-letnim stażem, który pracował przy pierwszych wy­daniach „Wiadomości”, czy Jacka Tacika, obiecującego reportera. Zwolniony z TVP znalazł już pracę wTVN24. - W normalnej firmie byłoby to potraktowane jako działanie na szkodę spółki - złości się jeden z byłych reporterów „Wiadomości”. Nie ma złudzeń - gdyby nie to, że kimś ten program trzeba robić, ofiarami „dobrej zmiany” zostaliby wszyscy ze starej ekipy.

   Lans skrajności
   Zwalniani dziennikarze i wydawcy wzywani byli przed oblicze szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Mariusza Pilisa - jemu podlegają „Wiadomości” - by dowiedzieć się, że nie pasują do no­wej koncepcji programu. Wszystko trwało kilka minut, może z wyjątkiem tych, którzy pytali o motywy albo o to, kto podjął decyzję. Od ludzi z pl. Powstańców można usłyszeć, że Paczuska wskazy­wała na szefa TAI, a ten na szefową „Wiadomości”. -Nie chciała sobie brudzić rąk - ironizuje jeden z dziennikarzy. Nikt jednak nie ma wątpliwości, kto decydował. - Paczka usuwała ludzi, o któ­rych wiedziała, że nie zyska nad nimi pełnej kontroli - zauważa nasz informator. Na ich miejsce przyszli reporterzy z TV Trwam i TV Republika oraz dziennikarz z „Naszego Dziennika”, który zo­stał wydawcą „Wiadomości”, choć nie ma w tym doświadczenia.
   Niektórzy nie wytrzymują gęstej atmosfery. Po usunięciu więk­szości starej ekipy na pl. Powstańców wyrósł mur milczenia. Na­strój pogłębiają informacje o spadającej oglądalności (o ponad 400 tys. widzów w porównaniu ze styczniem 2015 r.), a przede wszystkim silna krytyka programu, który mocno obniżył loty. - Nie da się tego oglądać. Nie trzeba być znawcą telewizji, żeby zauważyć, że materiały są fatalnie zmontowane. Nikt, łącznie z Paczuską, nie przykłada dostatecznej uwagi do warstwy zdjęciowej. Ale naj­gorsze, że do „Wiadomości" przyjęto ludzi, którzy nie dość, że źle prezentują się przed kamerą, to jeszcze nie potrafią poprawnie czytać - mówi dziennikarka z pl. Powstańców.
   Kulminacją tej zniżki był słynny materiał o manifestacjach Ko­mitetu Obrony Demokracji, których... nie było. „Wiadomości” na udowadnianie rzekomej słabości KOD i pokazanie pustych ulic Warszawy poświęciły trzyminutowy materiał. To był drugi temat niedzielnego wydania. Autorem był Klaudiusz Pobudzin, jeden z reporterów, który przyszedł prosto z TVTrwam.
   Wiele innych manipulacji głównego programu informacyjnego TVP wypunktowała zresztą Rada Programowa Telewizji Publicz­nej, której jeszcze nie dosięgła „dobra zmiana” (o samych dobrych wiadomościach pisaliśmy w POLITYCE 7).
   Ale ci, którzy znają Paczuską, nie są zdziwieni tym, jak wygląda informacyjny flagowiec TVP pod jej rządami. - Ona myśli tak jak PiS i daje gwarancje, że w „Wiadomościach” będzie tak, jak chce PiS - twierdzi dziennikarz, który zna Paczuską od lat. - Absolutna zdeklarowana antykomunistka i antypostkomunistka o prawi­cowych poglądach. Jako dziennikarka - żołnierz PiS - dopowia­da jedna z byłych twarzy „Wiadomości”. Tak jak wielu innych, z którymi rozmawialiśmy, prosi o anonimowość, bo - jak mówi - Paczka ma dobrą pamięć.
   O jej pozycji zarówno przy pl. Powstańców, jak i w głównej sie­dzibie TVP przy ul. Woronicza krążą legendy. Od lat zna się do­brze z prezesem Jackiem Kurskim. W czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego wspólnie pracowali nad jego orędziami, w tym nad najsłynniejszym z 2008 r., w którym straszył niemiecką rewindy­kacją. Dobre kontakty Paczuskiej mają sięgać samych szczytów pisowskiej góry. Podobno ma dobre relacje z Adamem Lipińskim, wiceprezesem partii i prawą ręką Kaczyńskiego. Jedna z ważnych kiedyś na Woronicza osób twierdzi, że w trudnych sytuacjach za­wsze rozkładał nad nią parasol ochronny.
   Żywiołem Paczuskiej są tematy polityczne. Szefowa dzienni­ka mocno przykłada się do ich szlifowania - o ile wcześniej pi­sane przez reporterów teksty, które wygłaszają z offu, przechodziły przez wydawców w ciągu kilku minut, teraz trwa to nawet pół godziny. - Chce mieć nad materiałem pełny nadzór. Jeszcze w czasach, gdy była tylko wydawcą, stała reporterowi nad głową i palcem wskazywała akapity do poprawki albo mówiła, jaką osobę powinien nagrać, a jakiej nie. Później to się tylko nasiliło - opowiada osoba znająca realia redakcyjne przy pl. Powstań­ców. Nasiliło się na tyle, że jak zgodnie twierdzą nasi rozmówcy, Paczuska od nowa pisze teksty dziennikarzy, a ci mają je tylko odczytać. - Miałem wielu szefów, ale nie znam żadnego, który by tak otwarcie stosował ręczne sterowanie, i to z jawnie politycz­nych pobudek - dodaje nasz rozmówca.

   Z Kaczyńskim akurat nie
   Niektórym wydaje się, że Paczuska w TVP jest od zawsze. Do „Wiadomości” trafiła na początku lat 90., wraz z zaciągiem tzw. pampersów, czyli młodych mocno konserwatywnych dzien­nikarzy, których na Woronicza ściągnął ich guru z Ruchu Młodej Polski Wiesław Walendziak. W TVP nie czuła się samotnie - szefem biura zarządu był jej zmarły niedawno brat, również działacz RMP, Zbigniew Niezgoda.
Wbrew popularnej na prawicy tezie o czyszczeń i u TVP ze związanych z nią ludzi Paczuska przetrwała wszystkich prezesów, łącznie z ostatnimi, kojarzonymi z PO. Schowała pazury i ich rządy przeczekała na bocznym torze.
   Oboje przyjechali do Warszawy z Lublina, już ukształtowani - antykomunistycznie i prokościelnie. W PRL działali w opo­zycji. -Marzena studiowała polonistykę na KUL, w podziemnej Solidarności była jedną z organizatorek ośrodka pomocy dla internowanych, więźniów i ich rodzin. Kolportowała bibułę - wspomina Danuta Kuroń, żona Jacka, w latach 80. opozycjonistka mocno związana z lubelską Solidarnością. Ta dzia­łalność Paczuskiej - nazwisko nosi po pierwszym mężu, zmar­łym 12 lat temu poecie Januszu Paczuskim - ściągnęła na nią uwagę SB.
   - Pol 989 r. Marzena wyjechała do Stanów i wtedy nasz kontakt się urwał - mówi Danuta Kuroń. W USA mieszkał ojciec Paczu­skiej, Adam - lekarz i filozof po KUL, który udał się tam niedługo po wypuszczeniu z internowania. Gdy 30-letnia Marzena pozna­wała świat za oceanem, w Polsce upadał komunizm. Na wielką zmianę w kraju się nie załapała, ale już na małą rewolucję w TVP kilka lat później - tak.
   W „Wiadomościach”, kierowanych wówczas przez Adama Pie­czyńskiego (dziś szef TVN24 i naczelny „Faktów”) i Piotra Skwiecińskiego (dziś w ultraprawicowym tygodniku „wSieci” braci Karnowskich), została reporterką polityczną. Robiła materiały o aferach gospodarczych, służbach specjalnych. Zajmowała się m.in. aferą Oleksego. Jak wspomina jedna z koleżanek z tamtych czasów-głównie „ krwiste rzeczy” . -Współpraca z nią to był kosz­mar. Nie miała umiejętności syntezy, wyłuskiwania najważniej­szych problemów i do materiału upychała wszystko. Z tego powodu dochodziło do starć. Jak oglądam dziś,, Wiadomości", to widzę wła­śnie tamten styl Marzeny. Nigdy nie miała wątpliwości co do tego, w co wierzy. A jak w coś wierzy, to do końca - opowiada.
   Tak naprawdę głośno zrobiło się o niej dopiero w 2006 r., gdy telewizję zaczęło odzyskiwać PiS. Jeszcze za prezesury Jana Dworaka w „Wiadomościach” wybuchła potężna afera. Do me­diów wyciekły informacje o awanturze w redakcji po tym, jak Paczuska nie dopuściła do emisji materiału jednego z reporte­rów, który pytał ówczesnego ministra skarbu Wojciecha Jasiń­skiego o jego wieloletnią znajomość z prezesem PiS. W materia­le znalazło się m.in. pytanie, czy w towarzystwie Kaczyńskiego spotykał się z dziewczynami. Padła odpowiedź: „To akurat z Jarosławem Kaczyńskim nie”. Paczuska, która była wtedy wydawcą programu, poleciła reporterowi usunąć ten frag­ment, na co on się nie zgodził. Nie pomogła nawet interwencja ówczesnego szefa „Wiadomości” Roberta Kozaka. „Odmówiła dyskusji, z góry mówiąc: Nie wydam dziennika z tą setką” - mó­wił miesięcznikowi „Press” Kozak. Gdy ją zawiesił, jak relacjo­nował magazyn, „zapłakana” Paczuska poinformowała o tym przełożonych, a ci przywrócili ją do obowiązków. Materiał nie poszedł. - Ona sprawia wrażenie zapatrzonej w Kaczyńskiego - tłumaczy osoba, która pracowała z nią w „Wiadomościach”.
   Ponownie wróciła na pl. Powstańców w 2009 r., tym razem w roli zastępcy szefa „Wiadomości” Jacka Karnowskiego. Nie przeszkodził jej nawet dwuznaczny sukces biznesowy jej dru­giego męża Romana Tętnika. Sprawę opisał „Press” - w 2006 r., czyli na początku rządów PiS na Woronicza, firma Tętnika do­stała bez przetargu dwa programy, za które telewizja płaciła po 30-34 tys. zł za odcinek. Na umowach widniał podpis Ewy Świecińskiej, przyjaciółki Paczuskiej. Świecińska kierowała wówczas publicystyką w TVP3 (dziś odpowiada za wizualną i dźwiękową oprawę „Wiadomości” - stanowisko dostała zaraz po nominacji Paczuskiej, stąd na pl. Powstańców zaczęło krą­żyć powiedzenie: „Przyszła Paczka, a w niej Świeczka”).
Im bliżej było wyborów prezydenckich 2010 r., tym program stawał się coraz bardziej antyplatformowy i coraz bardziej propisowski. „Marzena ma więcej pomysłów, jak wykorzystać każdy pretekst, by przyłożyć rządowi. Niekrytyczny materiał o rządzie nie ma szans wejść do głównego wydania” - rela­cjonował „Gazecie Wyborczej” jeden z wydawców programu.

   Typ choleryka
   Gdy po kolejnej zmianie władzy na Woronicza jesienią 2010 r. odsuniętego Karnowskiego zastąpiła Małgorzata Wyszyńska, dla Paczuskiej nie było już miejsca w „Wiadomościach”. „Nie mam zaufania do osób, które przez rok, mając na to bezpo­średni wpływ, tolerowały zamianę programu informacyjnego w program otwarcie sprzyjający jednej partii” -tak o motywach swej decyzji mówiła Wyszyńska. Dziś nie chce na ten temat rozmawiać.
   Wbrew jednak popularnej na prawicy tezie o czyszczeniu TVP ze związanych z nią ludzi Paczuska przetrwała wszystkich preze­sów, łącznie z ostatnimi, kojarzonymi z PO. Ich rządy przeczekała na bocznym torze w redakcji reportażu i dokumentu Jedynki, skąd przeszła do redakcji edukacyjnej i kanału TVP ABC. Politycznym pasjom dawała upust na Twitterze (większość wpisów usunęła po objęciu „Wiadomości”).
   Choć był to czas, gdy wielu dziennikarzom w ramach outsourcingu wypowiedziano umowy i przesunięto do firmy LeasingTeam, Paczuska zachowała etat. Schowała pazury, zo­stała redaktorem prowadzącym programów interwencyjnych, a potem dziecięcych. Znajomi z tego czasu mówią o obsesjach, że ktoś zmienia treść wysyłanych przez nią maili, że coś z nich usuwa. - To typ chołeryka, który wybucha, potem jest jej głupio i przeprasza, albo i nie, udając, żenić się nie stało. Wyrzuca z sie­bie zdania, nadużywając słowa „skandal" i „afera” - opowiada jedna z dziennikarek.
   Dziś - po pierwszych, niezbyt korzystnych dla „Wiadomości”, wynikach oglądalności - wśród dziennikarzy TVP pojawiły się głosy, że jeśli przez najbliższe miesiące oglądalność będzie nadal nurkować, Paczuska może mieć kłopot z utrzymaniem stanowi­ska. Jedna ze znanych twarzy TVP przedstawia to tak: - Nawet program w propagandowym wydaniu musi mieć widzów, żeby jego wydawanie miało sens. Co PiS po „Wiadomościach”, których nikt nie ogląda?

PS Marzena Paczuska odmówiła rozmowy z POLITYKĄ. „Nie udzielam żadnych wywiadów" - napisała w mailu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz