niedziela, 7 lutego 2016

Druga Beata po Beacie



Politycznym idolem Beaty Kempy jest Zbigniew Ziobro. Nawet prezes PiS napisał o niej kiedyś, że czasami jest zbyt ostra. Ale taka właśnie Beata jest dziś potrzebna.

Anna Dąbrowska

Polityk (nie lubi, jak się mówi o niej polityczka), poseł od trzech kadencji (posłanka jakoś ją śmieszy), szefo­wa Kancelarii Premiera, wiceprezes Solidarnej Polski. Jarosław Kaczyński napisał w swojej książce „Polska naszych marzeń”, wydanej w 2011 r., że ceni Beatę Kempę „(...) bo jest zdolna, energiczna, odważna, bojowa, czego u nas wielu osobom brakuje. Czasami jest nadto ostra. Ale ją wolę od tych, którzy tylko ple, ple (...)”.
   Kilku posłów PiS zapytaliśmy o to, dlaczego to właśnie Kempa została szefową kancelarii. Prawie wszyscy są zgodni, że Beatę Szy­dło i Beatę Kempę poza imionami różni wszystko, więc chemii między nimi nie ma, ale w tym szaleństwie widzą metodę Kaczyń­skiego. Premier jest zdystansowana, chłodna i trzeba było wydać
sporo partyjnego grosza, aby na potrzeby kampanii nauczyć ją okazywania emocji. Co innego     Kempa - rozemocjonowana, nieprzebierająca w słowach i z dyżurną puentą „tyle i tylko tyle”. W partii byli przekonani, że szefem KPRM zostanie ktoś całkowicie wyprany z emocji, typ urzędnika, taki Mariusz Błaszczak bis (były szef KPRM w latach 2006-07, dziś szef MSW). -       Kempa idzie na zwarcie i już kilka razy doszło do spięć z panią premier, ale Szydło nie odważy się jej na razie odwołać, bo prezes potrzebuje stanowczej Kempy, a w dodatku ulubienicy Radia Maryja - mówi współpracownik prezesa, który ma oko na gmach przy Alejach Ujazdowskich.
   Kempa mówi, że jej praca polega na tym, „aby pani premier mia­ła pełen komfort podejmowania decyzji zgodnie z procedurą”. Właśnie tworzy nowe procedury, bo-jak mówi-te, które zostały jej w spadku po PO, nie pozwalają na sprawne zarządzanie. Powołała dwa tygodnie temu Centrum Oceny Administracji. Po likwidacji służby cywilnej ma oceniać przydatność do pracy urzędników i, jak dodaje jeden z pracowników KPRM, wynajdywać powody do zwol­nienia tych, którzy z PiS ideowo się nie identyfikują.
   Politycy PiS nie lubią Kempy, bo przecież zdradziła (w 2011 r. wykluczona z PiS, związała się z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry). Jednak jest w tym pewien zamysł. Kaczyński, doce­niając zdrajców: Ziobrę, Kempę, Kurskiego, liczy na podwójną lojalność i wdzięczność z ich strony. A kiedy Kempa popełni błąd, to szybko się ją odwoła. - Niech posłowie PiS będą spokojni, bo na odcinku KPRM łatwo się potknąć albo wejść na procedu­ralną minę i wtedy Beata poleci - mówi polityk z zakonu PC. Dodatkowo prezes będzie umywał od tego ręce i zrzucał winę na Solidarną Polskę, której przecież Kempa jest wiceprezesem.
   - Jestem pod wrażeniem jej organizacji, działa szybko i spraw- nie-mówi wiceprezes PiS Adam Lipiński, minister w Kancelarii Premiera, który pilnuje tu politycznej jedności. Beata Kempa bez mrugnięcia okiem wykonuje dyspozycje.
   Ogłosiła, że nie będzie publikacji wyroku TK, przeciągała sprawę, pisała listy do prezesa Rzeplińskiego - i dokonała rze­czy dotąd niespotykanej - wyprowadziła tysiące obrońców de­mokracji na ulicę. Warszawiacy zadedykowali jej transparent „Saska przeprasza za Kempę”. - Rozmiar marszów KOD trochę zaskoczył prezesa i Beata ma się na jakiś czas wyciszyć, bo rze­czywiście działa na ludzi jak płachta na byka. Ale będzie nam jeszcze taka potrzebna - mówi współpracownik Kaczyńskiego.

Już mało kto pamięta, chyba tylko w jej rodzinnym 11-tys. Sycowie, że posłanką 10 lat temu została przez małe zamie­szanie z nazwiskami. - Kempa to była znana w powiecie dyrek­torka sycowskiej szkoły. A jak to w małej miejscowości - Kempa to Kempa, i choć wielu dziwiło się, że dyrektorka idzie do polityki, to chętnie na Kempę zagłosowali - opowiada samorządowiec.
   Zanim pojawiła się przy Wiejskiej, razem z trzema kolegami założyła Odnowę Sycowa. - Wszędzie tropili układy i żądali kontroli wspomina jeden z mniej życzliwych jej radnych powiato­wych. - Była awantura o to, że na 11 listopada nie powiesiliśmy na urzędzie biało-czerwonych flag, potem zażądała powołania komisji śledczej w związku z nieprawidłowościami wokół domu kultury i stanęła na jej czele. Poszło o to, że dyrektor grywał na weselach, używając publicznego nagłośnienia.
   Potem uznała, że układ chce zaatakować ją. Starosta chciał zamknąć szpital w Sycowie, ponad 50 pielęgniarek miało dostać wypowiedzenia. Ale Kempa była przekonana, że nie chodziło o szpital, ale o to, by ją upokorzyć za to, że z uporem o niego walczyła. Sycowski radny: - Tego szpitala nie było sensu utrzymywać, bo lepiej było dla dobra pacjentów zainwestować te pieniądze w szpital oddalony o 20 km od Sycowa. Zwyciężył populizm. Szpital popadał w coraz większe długi i stał się waż­nym tematem ostatniej kampanii wyborczej. Kempa obiecała na konferencji prasowej, że jak prawica wygra, to szpital ocali.
   Kilka dni przed ostatnim Bożym Narodzeniem starosta z PiS, polityczny przyjaciel Beaty Kempy zwolnił 23 pielęgniarki i za­mknął sycowski oddział szpitalny. Kempa na lokalnych forach internetowych została okrzyknięta „kłamczuchą”. - Mieliśmy 15 min długów, groziło nam wyłączenie prądu. Rozumiem rozcza­rowanie mojej wieloletniej przyjaciółki, i że PiS obiecywało dobrą zmianę, ale nie było sensu dalej utrzymywać tego oddziału - mówi starosta Wojciech Kociński (PiS). Ona na to, że starosta już nie jest jej przyjacielem.
   W Sycowie mówią, że Kempa weszła do lokalnej polityki, by bur­mistrz Stanisław Czajka (PSL), który rządził tu przez 15 lat, nie mógł spać po nocach. To był wyraz jej troski o to, jak żyje się w miastecz­ku, ale ponoć kryła się też za tym pewna osobista uraza. Kiedy Kempa skończyła administrację na Uniwersytecie Wrocławskim, miała nadzieję na pracę w sycowskim urzędzie. Zamarzyła być rzeczniczką burmistrza, ale ten nie znalazł dla niej wolnego etatu. Na kilka miesięcy zarejestrowała się jako bezrobotna, aż wresz­cie została kuratorem sądowym w Ostrzeszowie, jakieś 20 km od domu. Przepracowała tak 15 lat. Mówi, że nasłuchała się wielu gróźb i przeżyła kilka dramatycznych historii. Kiedyś w jednym z domów przywitał ją mężczyzna z siekierą w ręku. - To mnie zahartowało i pewnie dlatego dziś nawet najbardziej agresywny przeciwnik polityczny nie jest dla mnie wyzwaniem - opowiada.
   W 2002 r. Kempa postanowiła odebrać Czajce burmistrzow­ski fotel. Był lepszy o 200 głosów. Wtedy Odnowa Sycowa z Kem­pą na czele postanowiła się politycznie wzmocnić. - Do wyboru mieliśmy Platformę albo PiS, bo szukaliśmy tylko po prawej stro­nie. Z PO nie było kontaktu, a PiS miało w powiecie struktury i chciało współpracować -relacjonuje szefowa Kancelarii Pre­miera. Wtedy było im wszystko jedno: Tusk czy Kaczyński, ale Kempa mówi dziś, że „tak intuicyjnie wiele osób mi się w tej Platformie nie podobało”. W2005 r. zdobyła sejmowy mandat.

Przy Wiejskiej dostała szansę od ówczesnego szefa klubu Przemysława Gosiewskiego, który dał jej do poprowadzenia ustawę o powołaniu CBA. - On budował ludziom kariery, ale trzeba było być pracowitym i zejść z poziomu szpilek na płaskie obuwie, aby nadążyć za jego wszystkimi poleceniami - mówi Kempa. Kaczyński widział w niej coś z Gosiewskiego. Po jego śmierci w katastrofie smoleńskiej to ją wysłał do uporządko­wania spraw w okręgu świętokrzyskim. Wielu chciało przejąć wtedy schedę po Gosiewskim.
   Prezes głośno klaskał, kiedy Kempa grzmiała z sejmowej mównicy: „Tak, budowa IV Rzeczypospolitej, tak bardzo wy­śmiewana, wymaga rozliczenia republiki kolesi. (...) Tak, to ko­niec dyktatury przestępców w białych kołnierzykach”. To była melodia na nutę Zbigniewa Ziobry, który jako minister spra­wiedliwości zrobił z Kempy swojego zastępcę. Zanim przyjęła propozycję, miała go zapytać: „Czy pan to dobrze przemyślał?”.
   Podlegały jej więzienia, wprowadzała sądy 24-godzinne. Miały skazywać chuliganów i drobnych złodziei, a w większo­ści zajmowały się kierowcami po spożyciu. Paweł Moczydłow­ski, były szef Służby Więziennej, ocenia, że przez jej działania więziennictwo znalazło się w najgłębszym kryzysie w histo­rii. Uwielbiała gospodarskie wizyty, obszernie relacjonowane przez branżowe biuletyny, jak za PRL: „Wizytę wiceminister w zakładzie karnym przyjęto jako wydarzenie niezwykłe i wy­różnienie dla jednostki”. Jej ministerialną karierę przerwały przedterminowe wybory, które wygrała PO.
   W ławach opozycyjnych jeszcze bardziej się rozkręciła. Sej­mowa komisja etyki ukarała ją za słowa, że „środowisko SLD jest moralnie odpowiedzialne za śmierć Barbary Blidy”. Wcale się tym nie przejęła, a Kaczyński wysłał ją do komisji śledczej ds. śmierci Blidy. Marek Wójcik, poseł PO: - Też pracowałem w tej komisji. Irytowało mnie, gdy traktowała świadków z wyż­szością. Niektórzy mówią, że to z powodu kompleksów. Choć skończyła administrację, od lat woli mówić o sobie „prawnik”, ignorując wytykany jej fakt, że nie ma do tego uprawnień.
   W 2008 r. przeniesiono ją do nowej komisji śledczej w spra­wie afery hazardowej, w którą mieli być zamieszani politycy PO. Prezes uznał, że spektakularnie przeczołga ich przed kamerami właśnie Kempa. Mówiła wtedy politykom, że pisze ich profile psychologiczne i „wychodzą jej bardzo ciekawe rzeczy”.

Jej największym politycznym idolem jest Zbigniew Ziobro. Kiedy zabrakło mu cierpliwości w czekaniu na prezesurę PiS i zażądał reform w partii, prezes skazał go na banicję. Kempa ze łzami w oczach odeszła razem z nim. Razem zakładali Soli­darną Polskę. Pierwszy pokaz lojalności dała w2006r.w Sycowie na dożynkach. Kabareciarze żartowali na scenie z bezżennego stanu Ziobry i Kaczyńskiego. Ona wtargnęła na scenę i pogro­ziła, że dziś jeszcze mogą się tak bawić, bo burmistrz wypłaci im honorarium, ale niebawem w gminie władzę przejmie PiS i nie będzie nikomu do śmiechu. Przy czym bardziej chodziło jej wtedy o obronę Ziobry niż Kaczyńskiego. Kiedy Platforma zgło­siła wotum nieufności wobec Ziobry, ona z emfazą krzyknęła z mównicy: „Panie ministrze! Będę z panem do końca”.
   Pytamy Kempę o Kaczyńskiego: - Mam do niego ogromny sza­cunek. W bezpośrednim kontakcie bardzo zyskuje. Na rozmowy z nim chodzę przygotowana, z racjonalnymi argumentami i wyli­czeniami. Nie jesteśmy po imieniu. Wszystko brzmi poprawnie, ale bez uwielbienia, z jakim o prezesie wyraża się większość posłów z prawej strony sejmowej sali. Co więcej, pytana o politycznych idoli, odpowiada, że to ludzie, którzy w poprzednim systemie tak wiele wycierpieli. Z podziwem zawsze patrzyła na Zbigniewa Romaszewskiego. Bohaterem jest też Kornel Morawiecki, mimo że związał się z Kukizem. Prezes PiS nie był nawet internowany, ale Kempa reflektuje się i mówi, że w ostatnich latach ludzie wy­rządzili mu dużo złego, a on się podnosił i za to go ceni.
   Jest ulubienicą Torunia, częstym gościem mediów ojca Tadeusza Rydzyka. Na jego cześć wygłosiła ostatnio kwieciste peany z okazji 24. rocznicy powstania Radia Maryja. Poetka Ewa Lipska mówiła w „ Gazecie Wyborczej ”, że tamta mowa Kempy to świetny materiał dla piosenki kabaretowej, „rozkosz głupoty i służalczości. Cudo”. W poprzedniej kadencji, gdy ojciec Rydzyk walczył z genderem, założyła nawet parlamentarny zespół „Stop ideologii gender”. Mówiła, że genderyści chcą oddziaływać na psychikę dziecka, że eksperymentują na jego płci, że zmuszają chłopców do nosze­nia sukienek, a w liście do premiera napisała, że „w przedszkolach przeprowadza się bestialskie eksperymenty na dzieciach”.
Beata Kempa mówi, że po ojcu odziedziczyła charakter, a po­glądy po mamie. Ona 20 lat przepracowała w banku, ojciec był szefem największego w okolicy zakładu transportowego. Choć należał do PZPR, to mama w domu wprowadzała katolickie ry­gory. Na pogrzeb ojca, kilka lat temu, przyjechał zaprzyjaźniony z nim generał, kosmonauta Mirosław Hermaszewski. W rodzinie był ksiądz, zakonnica, a nawet biskup. - Mama była oburzona, gdy ktoś dzwonił w niedzielę. Potrafiła powiedzieć, że sprawy z ojcem można załatwić w poniedziałek-opowiada Kempa. Dziś to jej mąż, ten sam od 27 lat, rekwiruje jej w weekendy telefon. Uważa, że żona za dużo pracuje. Wspólnie wychowali syna, dziś studenta, i starszą córkę, która w tym roku wychodzi za mąż. Beata Kempa jest naj­starszą z pięciu sióstr, ale tylko ona poszła w politykę.
   A te profile psychologiczne, które - jak zapewniała - tworzyła kiedyś przesłuchiwanym w komisji śledczej ds. afery hazar­dowej, dziś robi i innym politykom. Zapewnia, że prawie co­dziennie od kilku lat znajduje chwilę, aby zrobić notatki i nad kimś popracować. Profile będą jej potrzebne, bo Beata Kempa pisze książkę. - To będzie coś w rodzaju autobiografii. O życiu, polityce, brutalności i o ludziach, których spotkałam - mówi. Dodaje, że ktoś może się później na nią obrazić, ale to będzie sama prawda. Kiedy premiera? - Ten moment jeszcze nie nad­szedł. Ta opowieść wciąż trwa - kończy Kempa.               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz