poniedziałek, 25 stycznia 2016

ANIOŁKI JACKA KURSKIEGO



Łączy ich to, że od lat pracują w publicznej telewizji, wiele w niej przeszli. I jeszcze jedno: pewnego dnia stanęli razem tuż za plecami nowego prezesa TVP, który właśnie wkroczył do gmachu telewizji.

TEKST RENATA KIM, EWELINA LIS

Dziś nie chcą tłumaczyć, dlaczego ustawili się wtedy do zdjęcia z prezesem.
   - Strategia informacyjna naszej firmy dopiero się tworzy - mówi Anna Popek i odsyła do rzeczniczki TVP.
   - Nic nie będę mówił. Nic - ucina Prze­mysław Babiarz.
   Danuta Holecka też niczego nie będzie wyjaśniać. Było tyle obrzydliwych wypowiedzi na ten temat, że nie ma już siły ich prostować. Któryś portal napisał nawet, że z prezesem Kurskim łączą ją bliskie więzi, dzieci podsyłają jej takie linki i potem musi się tłumaczyć, że nie była niczyj ą kochanką. Jest tym wszystkim wykończona, nie chce rozmawiać o swojej roli u boku prezesa i ogólnie - w telewizji. Zresztą nie może, wszyscy dziennikarze TVP mają w umowach zapisany zakaz wypowiadania się.
CZY TO BYŁA ŁAPANKA?
Piątek 8 stycznia. - Około południa czekaliśmy w nowej sie­dzibie TVP na Woronicza na konferencję prasową prezesa Kurskiego. Opóźniała się, więc szwendaliśmy się po holu głównym, widzieliśmy kręcącego się Przemka Babiarza i Annę Popek - opowiada Mariusz Szymczuk, dziennikarz portaluwp.pl.
   - Danuta Holecka wbiegła do budynku TVP, trzymając w ręku szpilki. Wyglądała na mocno przejętą, jakby się gdzieś spieszyła. Po chwili zrozumieliśmy gdzie - opowiada reporter TVN.
   I relacjonuje dalej: Jacek Kurski zjechał do dziennikarzy ru­chomymi schodami, tuż za nim stała Danuta Holecka, Anna Po­pek i Przemysław Babiarz, z boku był jeszcze wiceprezes TVP Maciej Stanecki. Nowy prezes przemówił, a kiedy skończył, fo­toreporterzy poprosili go, żeby ustawił się do zdjęcia. Z jednej strony Kurskiego stanęła Holecka, z drugiej Popek. - Jeszcze ja­kiś mężczyzna jest nam potrzebny! - zasugerował Kurski i przy­wołał Babiarza, który stał akurat za ruchomymi schodami. Może rozmawiał przez telefon, a może chciał się schować. Wywołany, przyszedł z przyklejonym uśmiechem na twarzy i pokornie usta­wił się do zdjęcia - wspomina reporter.
   - Babiarz musiał niedawno zejść z anteny, na policzku miał jeszcze plaster od mikrofonu. Odniosłem wrażenie, że został wpakowany w dwuznaczną sytuację. Niewykluczone, że to była zwykła łapanka - analizuje całą scenę inny dziennikarz.

WSZYSTKO NA JEDNĄ KARTĘ
- Kiedy zobaczyłam Anię w telewizji, a potem na tym zdjęciu, najpierw pomyślałam, że oszalała, ale zaraz potem zrobiło mi się jej żal. Bo pomyślałam, że jest samotną matką, wychowującą dwie dorastające córki, która musi walczyć o przetrwanie w telewizji. Bo nie jest już taka młoda, długo była twarzą TVP, więc prawdopo­dobnie nie zatrudni jej inna telewizja. A przecież nie może sobie pozwolić na utratę pracy, dopiero co kupiła na kredyt mieszkanie. Stawia więc wszystko na jedną kartę - mówi osoba pracująca przy produkcji programu „Pytanie na śniadanie”, który od lat prowadzi Anna Popek. Wydaje jej się też, że prezenterce zależy na rozgłosie.
- Żeby było o niej głośniej, częściej o niej pisali. No i koniecznie musi być w telewizji, bo wtedy jest także na pudelkach i w kolorowych gazetkach, a to daje fuchy. Ona, podobnie jak inni prezente­rzy, nie żyje z telewizji, tylko z tego, że jest w telewizji - tłumaczy.
   - Musi pokazywać się na ekranie, bo to się przekłada na realne pieniądze. Jak? Jest wynajmowana przez zewnętrzne firmy do prowadzenia różnych imprez. Im częściej jesteś w okienku, tym chętniej cię wynajmują i tym większe pieniądze za to dostajesz. Proste - tłumaczy była dziennikarka TVP. Właściwie się daw­nej koleżance nie dziwi: pracuje w telewizyjnej Dwójce, a tam co chwila kogoś wyrzucają, przyjmują nowych ludzi.
   - Do „Pytania na śniadanie” przyszła niedawno Marcelina Za­wadzka, ładna buźka, atrakcyjna, na fali - dodaje dziennikarka TVP Info. - Popek poczuła się zagrożona. Nic dziwnego, że pró­buje ratować swoją pozycję - dodaje dziennikarka TVP Info.
Po tamtej konferencji na telewizyjnych korytarzach zaczęła krążyć plotka, że Anna Popek ma zostać szefową TVP Polonia.
- Nie dostałam takiej propozycji - zaprzecza sama dziennikarka.

SENS ISTNIENIA
Były dziennikarz TVP oglądał konferencję nowego preze­sa razem z żoną. - Kurski opowiadał, że będzie bronić niezależ­nych mediów, obok niego stała Holecka w czerwonej sukience. Patrzyliśmy i zastanawialiśmy się, czy to naprawdę ona? Peł­ne zaskoczenie - opowiada. Zaraz sobie jednak przypomina, że w ostatnich latach Holecka była coraz bardziej sfrustrowana: dawna gwiazda telewizyjnych „Wiadomości” musiała się zado­walać rolą prezenterki programów informacyjnych w TVP Info, a potem także w TVP Regionalnej. - To było dla niej jak zesłanie. Kiedy z nią rozmawiałem i schodziło na pracę, mówiła: kurczę, jest coraz gorzej. Że ta TVP Regionalna to nisza, nie dla niej. Ona marzyła o powrocie na szczyt - mówi.
   Dziennikarka TVP Info: - Kiedy Andrzej Duda został prezyden­tem, zaczęto plotkować, że Holecka zostanie jego rzeczniczką. Po­dobno dobrze się znają, bywała w jego domu w Krakowie. Potem wszyscy mówili, że wróci na ekran po dojściu PiS do władzy. Ona sama po wyborach nie ukrywała wielkiej radości. Prawie płynę­ła po telewizyjnych korytarzach, przestała nawet odpowiadać na „cześć”.
   Dziennikarz TVP: - Jej życiowym celem jest to, by prowadzić „Wiadomości”. Nieważne, jakie te wiadomości będą. Ważne, aby o 19.30 powiedzieć: „Danuta Holecka, wiadomości, dzień dobry państwu”.
   - To daje oglądalność, prestiż. Dostaje się zaproszenia na spot­kania partyjne, i te mniej oficjalne, od polityków, którzy chcą się zaprzyjaźnić ze znanymi dziennikarzami. Niektórych, jak Danu­się, bardzo to rajcuje - tłumaczy była dziennikarka TVP. Uważa jednak, że jest granica, której nie należy przekraczać.
   - Jest nią Jacek Kurski, pod którego kierownictwem Danka kiedyś pracowała i doskonale wie, jaki on jest. Kurski to komi­sarz polityczny, który ma pilnować, żeby rządowi krzywda się w telewizji nie stała.

BĘDZIE SIĘ CIĄGNĄĆ
Były pracownik redakcji sportowej TVP1 też patrzył na nowego prezesa i jego świtę ze zdziwieniem. - To wygląda­ło jak obchody pierwszomajowe na placu Czerwonym w Mos­kwie, kiedy koło Breżniewa stali różni ludzie. I po miejscu, jakie zajmowali, wiadomo było, kto ma ile do powiedzenia. Zażarto­wałem z tego w rozmowie z Przemkiem Babiarzem, ale tylko się uśmiechnął. Nie ciągnął tematu - opowiada.
   - Babiarz jest nieszczęśliwy z roli, w jaką został wtłoczony. Zaraz po konferencji zaczęły się domysły, że będzie nowym dy­rektorem redakcji sportowej w miejsce Włodzimierza Szaranowicza. A przecież on nie chce niczym zarządzać, wolałby dalej komentować sport - mówi dziennikarka TVP. Z jej informacji wynika, że obecny szef redakcji sportowej dociągnie do letnich igrzysk olimpijskich w Rio, a potem spokojnie uda się na emery­turę, I wtedy zastąpi go Babiarz.
   - Ludzie nie zostawiają na nim suchej nitki: że co to jest, że to wstyd, że jest spalony, jak mógł stanąć obok kogoś takiego jak Kurski. Po tamtej konferencji Przemek chodził mocno przybity. Myślę, że nie spodziewał się takiego hejtu - dodaje dziennikarz sportowy współpracujący z TVP. - On jest prawicowy, ale niko­go nie indoktrynuje, nie nawraca. To profesjonalista w każdym calu, a tu taka żaba do połknięcia. Wielu będzie teraz o nim mó­wić: człowiek Kurskiego, człowiek PiS. To zdjęcie się będzie za nim długo ciągnąć.

KWESTIA SMAKU
Kilka godzin po konferencji prasowej na swoim oficjalnym profilu na Facebooku Anna Popek zacytowała fragment wiersza Zbigniewa Herberta „Dlaczego klasycy”:
„ (...) generałowie ostatnich wojen
jeśli zdarzy się podobna afera
skomlą na kolanach przed potomnością
zachwalają swoje bohaterstwo
i niewinność
oskarżają podwładnych
zawistnych kolegów
nieprzyjazne wiatry (...)”
   Oberwała za to od internautów: „Pod­pieranie się Herbertem to jednak spore nadużycie. Ale to kwestia smaku” - napi­sał ktoś. „Towarzystwo do wspólnych zdjęć dobiera sobie Pani mocno średnie. Wstyd” i wtórował mu inny.
   Ale byli też tacy, którzy chwalili: śliczna, konserwatywna, mądra - idealna. Wspa­niała Kresowianka cytująca Wieszcza ze Lwowa. Aniołek Kurskiego.
   Sama Popek podsumowała dyskusję tak: „Przecież w życiu nie chodzi o to, aby się tylko »nie wychylać«, prawda?”.
   Ale do tej pory wychylała się rzadko. Jak zgodnie mówią wszyscy, którzy przez lata obserwują jej telewizyjną karierę, poru­szała się w kręgu bezpiecznych tematów: zdrowie, dzieci, psychologia, rodzina. - Interesują ją medycy­na naturalna, detoksy. Kiedyś opowiedziała na antenie, że zaczy­na dzień od płukania ust olejem. Podobno bardzo oczyszcza, nie trzeba potem myć zębów. To był prima aprilis, więc wszyscy my­śleli, że żartuje, ale ona mówiła serio - opowiada osoba pracują­ca przy produkcji „PnŚ”. Współpracę z Popek wspomina dobrze.
- Anka, w przeciwieństwie do innych prezenterów, czasem wy­kazywała inicjatywę. Forsowała jakiś temat, sama zapraszała go­ści. Lubi rozmawiać z księżmi, bo jest szczerze religijna. Ale to nie jest wojujący katolicyzm, tylko taki eklektyczny: dopuszcza różne wschodnie filozofie, medytacje - wylicza.
   Przyznaje, że prezenterkę lubi. - Jest miła, pomocna, jeśli ktoś zachorował, od razu rzucała się szukać dla niego lekarza - wy­licza zalety Popek. Ale wie, że nie wszyscy w telewizji ją cenią. Na Woronicza furorę robi ostatnio hasło: „Zawrotna kariera Anny Popek, od rzeczniczki Kołodki w SLD do szefowej Polonii w PiS”, bo 13 lat temu dziennikarka została doradczynią ówczes­nego ministra finansów w rządzie SLD Grzegorza Kołodki. Ode­szła wtedy na krótko z TVP.
   - Pamiętam, Kołodko przyjechał na spotkanie z wojewodą, zapowiedzieli wspólną konferencję. Spotkanie bardzo się opóź­niało, a pani Popek doprowadzała nas do szału tym, że co chwila wychodziła do toalety poprawiać makijaż. Taki malowany do­radca. Stoi obok szefa z kalendarzem, uśmiecha się, na nic nie ma wpływu - wspomina wrocławska dziennikarka.
   Inna dziennikarka z Wrocławia pamięta Popek z czasów, gdy obie pracowały w lokalnej telewizji. - W twardych newsach się nie odnalazła. Nie miała charyzmy, potrzeby drążenia, poszuki­wania tematów. Potem pojechała do Warszawy na praktyki i już tam została. To zawsze był jej cel. Duża telewizja.

MARZENIE SPEŁNIONE
Jarosław Gugała z Polsatu, były dyrek­tor Telewizyjnej Agencji Informacyj­nej, zna Danutę Holecką od wielu lat. I ceni za profesjonalizm. - Dostała się do telewi­zji drogą najlepszą z możliwych, wzięła udział w konkursie. Absolwentka ówczes­nej SGPiS, dzisiejszej SGH. Pracowała w kasynie, to było odpowiedzialne zajęcie, ale poniżej jej ambicji. Zgłosiła się, przeszła przez wszystkie etapy konkursu i zosta­ła przyjęta. Wtedy brakowało ludzi, którzy mieli wykształcenie ekonomiczne i któ­rzy chcieliby się taką tematyką zajmować. Danka miała wszystko, co jest potrzebne do wykonywania tego zawodu. Wykształ­cenie, aparycję, dobry głos. Poza tym chcia­ła się telewizji poświęcić - wspomina.
   Były dziennikarz i tłumacz Filip Ło­bodziński też pamięta Holecką z czasów stażu w TAI. W 1997 r. po raz pierwszy wspólnie poprowadzili główne wydanie „Wiadomości”. - Dla mnie praca prezen­tera była kompletnie nieciekawa, podobała mi się za to praca re­portera i wydawcy. Ona z kolei czuła się jak ryba w wodzie w roli prezenterki - opowiada.
   - Lubiła bywać w ekskluzywnych miejscach. Kiedy była repor­terką, wolała tematy gospodarcze, które kręciło się w miejscach estetycznych. Latanie pod mostami, chodzenie w błocie, materia­ły o bezdomnych to nie dla niej. Baczej wielki biznes albo rozkminianie kwestii bankowych - dodaje inny były dziennikarz TVP.
   Była dziennikarka TVP: - Żartowaliśmy z niej, bo kiedy Jolan­ta Kwaśniewska była pierwszą damą i przez dwie kadencje zmie­niała fryzury, Danusia chodziła do tej samej fryzjerki. Potem była zachwycona, kiedy spotykała prezydenta Kwaśniewskiego i o njej mówił: „Boże, jaka jest pani podobna do mojej żony”. To samo było z Marią Kaczyńską. Najgorzej było przy małżonce Ko­morowskiego, bo to jednak inne gabaryty, ale Danka też miała podobną fryzurę - śmieje się.
   Zauważyła, że faceci Holecką uwielbiają. - Ma w sobie łagod­ność, którą kupują. Zresztą to miła, sympatyczna dziewczyna. Ma normalne życie, dwóch synów bliźniaków, którzy już studiują.
   Byty dziennikarz TVP: - Zawsze mówiła, że bliski jest jej tra­dycyjny model rodziny. Ważna jest też dla niej wiara, podkre­ślała, że chrześcijańskie wartości wpoiły jej siostry nazaretanki. I jeszcze jedno: uwielbiała prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kie­dy na antenie mówiła o katastrofie smoleńskiej, autentycznie płakała.
   - Z prawicowymi politykami zaprzyjaźniła się za czasów pierwszych rządów PiS. Zrobiła pierwszy wywiad z Jarosławem i od tamtej pory została jego ulubioną dziennikarką. Wszyscy zaczę­li ją lansować, bo tak sobie życzył Jarosław - mówi dzienni­karka TVP Info. Nie odmawia Holeckiej kompetencji, ale uważa, że zawsze stara­ła się przypodobać politykom PiS. - Robiła z nimi takie wywiady jak dla telewizji śnia­daniowej. Jak to jest fajnie, że dzieci, cho­inka, kwiatki - ironizuje.
   - Danusia nie atakuje, po prostu zada­je przygotowane pytania i czeka na odpo­wiedź. Jest miła, grzeczna i cudownie się uśmiecha, kiedy z drugiej strony jest ktoś z PiS. Dlatego jest im przydatna, a ona to odbiera jako wyraz uznania.
   Danuta Holecka właśnie spełniła swoje marzenie: znów prowadzi główne wyda­nie „Wiadomości”.

MGŁA TAJEMNICY
Lubiany przez wszystkich, zawsze uśmiechnięty - mówi o Babiarzu Janusz Basałaj, który przez kilka lat był kierow­nikiem redakcji sportowej TVP1. Pamięta też, że kilkanaście lat temu Babiarz odszedł z telewizji publicznej do Wizji TV, bo tam dostał lepszy kontrakt. Kiedy jednak stacja upadła, wrócił.
   - Bardzo lubił tę pracę, uwielbiał pływanie, lekką atletykę. Poleciał na igrzyska w 2004 r., komentował sukcesy Otylii Ję­drzejczak. Czasami żartowałem, że jest nadpobudliwy. Poza tym kultura słowa, znajomość sportu na najwyższym poziomie - wy­licza zalety dziennikarza.
   Wiedział, że Babiarz jest z wykształcenia aktorem, zapytał go kiedyś, dlaczego nie został w tej branży. - Odpowiedział, że ze względu na aparycję. Przez młodzieńczy wygląd wiele lat musiał grać tylko w sztuce „Ania z Zielonego Wzgórza” - opowiada. Nie miał natomiast pojęcia, jakie są poglądy polityczne dziennika­rza, nie rozmawiali o tym.
   - W redakcji sportowej to łatwe. Jak ktoś wygrywa, to się wszy­scy cieszą. Ten, który głosował na SLD, PiS i PO. U niego nie było przechyłu w żadną stronę - potwierdza były pracownik tej redakcji. Jakiś czas temu zauważył natomiast, że Babiarz zaczął rela­cjonować uroczystości państwowe - zmiany warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza, święto 3 Maja, 15 Sierpnia, 11 Listopada.
   - Jest bardzo sprawny, radził sobie z tym. Historia jest jego pasją.
   Sam Babiarz zawsze podkreśla, że chętniej wypowiada się na tematy światopoglądowe niż polityczne. „Jeśli mówię: »modlę się za Adama Darskiego« czy »Idę za Jezusem«, to są wypowie­dzi światopoglądowe, mam do nich prawo. Jeżeli Adam Darski ma publicznie podrzeć Biblię i sąd go za to nie karze, to ja mam prawo powiedzieć, że mi się to nie podoba” - powiedział w jed­nym z wywiadów.
   Wziął udział w głośnej akcji społecznej „Nie wstydzę się Jezusa” zorganizowanej przez Krucjatę Młodych. „Zachęcam do noszenia tego breloka i spełniania duchowych uczynków miłosierdzia. Pa­miętajmy: nawzajem dla siebie jesteśmy świadkami, nawzajem siebie umacniamy” – tłumaczył w filmiku wyjaśniającym cel akcji.
   O polityce mówił tylko raz: w wywiadzie dla portalu Fronda.pl zasugerował, że katastrofa smoleńska na­dal nie została wyjaśniona, że spowija ją mgła tajemnicy.
   Były dziennikarz TVP: - Babiarz jest człowiekiem nad wyraz porządnym. Ma konserwatywne poglądy, ale ma też klasę. Sądzę, że został wciągnięty w ten teatrzyk i nie chciał się stawiać, bo łatwo wyobrazić sobie, jak mogłoby się to skończyć. Postać według mnie tragiczna.

KARIERA BEZ SMAKU
Ale NIE chciałby potępiać trójki ko­legów, którzy stanęli za plecami prezesa Kurskiego. - Można oczywiście powie­dzieć: nie powinni! Łatwo sobie jednak wyobrazić, co stałoby się z nimi, gdyby po­stawili się nowemu szefostwu. Najpraw­dopodobniej następnego dnia zostaliby wyrzuceni na bruk. A w domu dzieci, mu­szą spłacać kredyty - tłumaczy.
   - Póki będą użyteczni, żadne z nich pracy nie straci - dodaje była dziennikarka TVP. Ale przypomina, że PiS zapowiedziało już kolejną nowelizację ustawy medialnej, która przewiduje m.in., że wszyscy zatrudnieni w mediach publicznych zostaną zwolnieni i dopiero po weryfikacji zatrudnieni ponownie. Albo nie. - A jak w TVP była zmiana warty na placu, to zawsze ustawiała się kolej­ka do szefa z donosami. TVP to taka instytucja, która daje popu­larność i pieniądze, więc wyzwala najgorsze instynkty.
   Jarosław Gugała nie ma wątpliwości: dziennikarze, którzy zgodzili się poprzeć obecną ekipę, zapłacą za to przy najbliższym zakręcie. - Ich los jest przesądzony już teraz, to są ostatnie lata ich pracy, bo przyjdzie następna ekipa i ich wymiecie - mówi.
   Ludziom, którzy zdecydowali się wystąpić na jednym zdjęciu z nowym prezesem TVP, z jednej strony się dziwi, a z drugiej ich rozumie. - Są tacy, którzy mają tak silną pozycję, że mogą być bo­haterami, a są tacy, którzy muszą spuścić głowę i korzystać z tak beznadziejnych okazji do zrobienia tzw. kariery Ale myślę, że taka kariera nie ma dobrego smaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz