środa, 16 grudnia 2015

Ziemskie sprawki kleru



Przed Sądem Okręgowym w Krakowie toczy się proces księdza Krzysz­tofa W. (37 1.), byłego ekonoma polskiej prowincji Zgro­madzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. Obok niego na lawie oskarżonych zasiadają rze­czoznawcy majątkowi Marek N. i Małgorzata W.S. Zdaniem pro­kuratury duchowny, z pomocą „specjalistów” od wyceny nierucho­mości, orżnął Skarb Państwa aż na 23,9 min zł. W naszym przekona­niu wspólnikami przestępstwa byli też członkowie tzw. Komisji Ma­jątkowej, ale ci podobno działali „w dobrej wierze”, więc odpowie­dzialność karna im nie grozi.
   Mechanizm oszustwa był standardowy.
   W graniczącej z Krakowem Nowej Wsi (obecnie to dzielnica miasta) zgromadzenie miało ugo­ry o łącznej powierzchni 3,5 ha. W 1963 roku zostały one przeję­te przez państwo. Gdy Komisja Majątkowa rozpoczęła działal­ność, misjonarze wystąpili o przy­wrócenie własności. Ponieważ terytorium zostało już zabudowa­ne, zwrot nie wchodził w rachu­bę. Istniała natomiast możliwość otrzymania tzw. nieruchomości zamiennych. Ksiądz Krzysztof W. wynalazł więc w Krakowie zaufa­nego specjalistę Marka N., który wraz z koleżanką Małgorzatą W.S. mieli sporządzić operat szacun­kowy (wycena - red.) kościelnych niegdyś parceli. Wywiązali się ze zlecenia zgodnie z oczekiwaniem zlecających, zawyżając wycenę gruntów w Nowej Wsi prawie o... 17 min zł w stosunku do ich rze­czywistej wartości!
   Następnie misjonarze wyniuchali w zasobach Agencji Nieru­chomości Rolnych dwie działki, które skłonni byli wziąć w zamian. Chodziło o blisko 77 ha w Zagórzu (gmina Niepołomice) oraz 35 ha na Śląsku (w obrębie gmin Rudziniec i Gliwice). W tym przypadku usłuż­ni i nierzetelni rzeczoznawcy zani­żyli wyceny odpowiednio o kwo­ty 2,2 min zł i 5 min zł. Wielebny ekonom przedłożył papiery komi­sji, gdzie z zasady nie kwestiono­wano operatów od „świątobliwych” i w 2007 roku „zamianę” klepnięto. Dzięki temu zabiegowi zgromadze­nie wzięło jak swoje nieruchomo­ści o łącznej powierzchni 111,9 ha, czyli 36 razy więcej niż posiadało (sic!).
   Podczas pierwszej rozprawy (14 kwietnia 2015 roku) obrońca księdza wystąpił o utajnienie pro­cesu. Argumentował, że jawność „stwarza ryzyko stygmatyzacji księży
misjonarzy i oskarżonego”. Poparł go obrońca pani Małgorzaty, któ­rego zdaniem „ryzyko

stygmatyzacja księży
misjonarzy i oskarżonego”. Poparł go obrońca pani Małgorzaty, któ­rego zdaniem „ryzyko stygmatyzacji zwiększa trwająca od kilku lat permanentna krytyka Kościoła ka­tolickiego na każdej płaszczyźnie”. Sąd nie uwzględnił tych wniosków, przychylając się do stanowiska pro­kuratora, że „poszkodowany Skarb Państwa to społeczeństwo, które ma prawo do informacji”.  
   W swoich wyjaśnieniach ksiądz ekonom przekonywał, że jest czy­sty jak łza. Najpierw opowiadał o „poczuciu odpowiedzialności” za majątek zgromadzenia oraz „dziełach duszpasterskich i cha­rytatywnych” realizowanych przez
jego firmę „nie tylko w Polsce, lecz również w najdalszych zakątkach świata”. Gdy przeszedł do meri­tum, okazało się, że to on sam padł ofiarą wyrafinowanego przekrętu.
- W trudnych, a zwłaszcza zadaw­nionych sprawach majątkowych, korzystaliśmy z pomocy naszego adwokata. Mieliśmy do niego ab­solutne zaufanie. I to on wskazał nam rzeczoznawcę Marka N(...) do sporządzenia operatów szacun­kowych nieruchomości. Nie mieli­śmy żadnych podstaw, żeby wątpić w jego profesjonalizm. Tym bar­dziej że nikt wycen nie zakwestio­nował. Pani W(...)-S(...) nie znałem i nie miałem z nią żadnego osobi­stego kontaktu. Nie wiedziałem, że Marek N(...) z nią współpracuje. Działałem

dla dobra zgromadzenia,
ale przecież nie chciałem wyrządzić żadnej szkody Skarbowi Państwa - podkreślił ksiądz Krzysztof W. W sprawie misjonarzy odbyły się dotychczas cztery rozprawy. Kolej­ną wyznaczono na 11 grudnia.
   Przypomnijmy, że przed kra­kowskim sądem okręgowym toczą się równolegle dwa inne proce­sy dotyczące decyzji Komisji Ma­jątkowej. W jednym z nich cho­dzi o wyłudzenie kwoty ponad 2,2 min zł nienależnego odszko­dowania. Oskarżonymi są: były ekonom archidiecezji katowickiej i współprzewodniczący komisji ks. prałat Mirosław P., niegdysiejszy pełnomocnik parafii św. Małgorza­ty i Katarzyny w Kętach Marek P. (były funkcjonariusz SB) oraz rze­czoznawca majątkowy Maciej M.
Ksiądz prałat i Marek P. są ponad­to odrębnie sądzeni wraz z sześ­cioma byłymi członkami komisji za fałszowanie dokumentów i po­świadczanie nieprawdy. Według obliczeń prokuratury oskarżeni okantowali Skarb Państwa na oko­ło 33 min zł („Gangsterzy i filan­tropi” - „FiM” 5/2015).

OOO

   Katolicki Uniwersytet Lu­belski, jak na nadzwyczaj świę­tą wszechnicę przystało, brzydzi się prymitywnymi kombinacjami. Znakomicie to ilustruje los pa­łacu Potockich, który nasze wiel­koduszne państwo w 1994 roku przekazało KUL-owi na włas­ność. Oczywiście nieodpłatnie, bo rzekomo absolutnie niezbędny do rozwoju uczelni miał być położony w ścisłym centrum miasta obiekt, zabytek z pierwszej połowy XVIII wieku. Mijały lata, a w opustosza­łym pałacu nic się nie działo. Perła architektury zamieniła się w ruinę - widoczny na zdjęciu

pomnik kościelnej obłudy.
   Nie podjęto żadnych prac re­stauracyjnych, ponieważ konser­wator zabytków nie chciał dać pie­niędzy, a KUL ani myślał płacić ze swoich. W lutym 2010 roku pojawi­ło się ogłoszenie o sprzedaży pała­cu (1260 mkw. powierzchni użyt­kowej) wraz z działką (2364 mkw.) za cenę wywoławczą 10 min zł. Po­dobno był chętny, ale do transak­cji nie doszło. Powód? - Zasłaniali się bajką, że zrezygnowali, ponie­waż chcą tam utworzyć Centrum Dziedzictwa Kulturowego Polo­nii. W rzeczywistości chodziło o to, że mieli wówczas drobny problem z wydzierżawionymi terenami powojskowymi na Majdanku. Do­stali ponad 23 ha, do których nie­spodziewanie zgłosili roszczenia poprzedni właściciele. KUL ocze­kiwał ponadto na potężne dota­cje budżetowe. Niechybne nagłoś­nienie milionów za pałac mogło więc popsuć atmosferę - tłuma­czy nasz informator z lubelskiego magistratu.
   1 grudnia 2015 roku KUL ujawnił, że właśnie zakończył ne­gocjacje dotyczące sprzedaży pa­łacu i podpisał notarialną umowę przedwstępną. Transakcja zostanie sfinalizowana wiosną 2016 roku, a nabywcą jest tajemnicza spółka Building Investment. Za ile? Tego zdradzić nie chcą, zasłaniając się tajemnicą handlową. „ Uzyskane ze sprzedaży środki, zgodnie z polityką władz uczelni, będą przeznaczone na modernizację, niezbędne remonty i zakup nowej aparatury i sprzętów do budynków dydaktycznych” - ko­munikuje rzecznik KUL.
   Ustaliliśmy, że Building Invest­ment zarejestrowano 25 listopada 2015 roku, czyli wszystko wydarza­ło się

w mgnieniu oka.
  Spółka ma trzech udziałowców. To Omnes Poland sp. z 0.0. (150 tys. zł), Green Project Poland sp. z 0.0. (48 tys. zł) i 29-letni Maciej Urban (75 tys. zł). Jest członkiem zarządu stowarzyszenia motocykli­stów Harley-Davidson Club Lublin. Spółka „matka” Omnes jest starsza od „córki” zaledwie o miesiąc. Jej wspólnikami z wkładem po 5 tys. zł są: 41-letnia Izabela Byzdra (do lipca 2015 roku dyrektor Lubel­skiej Agencji Wspierania Przed­siębiorczości podległej urzędowi marszałkowskiemu) i Lublin Italy Foundation, w której pani Byzdra jest od miesiąca prezesem zarządu. „Tata” Green działa w Polsce od 2013 roku i ustami włoskiego pre­zesa Enrica Cordiale (także wice­prezes Lublin Italy) bardzo ładnie dotychczas opowiada, co można by zrobić, mając pieniądze.
   Żeby nie doznać zawrotu gło­wy, dodajmy tylko tyle, że pre­zesem Building Investment zo­stał Luciano Gallucci, o którym wiadomo, że jest Włochem, zaś wiceprezesami - tubylcy Byzdra i Urban. W państwowym onegdaj pałacu ma powstać prywatna knaj­pa plus kilka mieszkań. Otwarte pozostają pytania: kto to zasponsoruje i co na to powie konserwator zabytków. Także gdzie jest drugie dno, czyli złoty interes KUL-u...
ANNA TARCZYŃSKA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz