piątek, 18 grudnia 2015

Scenariusz Kaczyńskiego



Prezydent już do końca będzie chłopcem na posyłki. Kaczyński go zastraszył. Wiedział, że Duda jest uległy i nie ma żadnego oparcia w nikim, więc się ugnie – mówi Sławomir Sierakowski

Rozmawia RENATA KIM

RENATA KIM:Spodziewał się pan tego wszystkiego?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: Nie. Chyba nikt się nie spodzie­wał, że PiS od razu pójdzie na rympał.

Rympał?
- Czyli z niespotykaną ostentacją będzie hurtowo łamał pra­wo. Właśnie Beata Kempa w imieniu rządu odesłała Trybu­nałowi Konstytucyjnemu wyrok, uznając, że za mało sędziów orzekało: „Skutkiem tego działania jest - w mojej ocenie nieważność wyroku”. Tak prostackich numerów się nawet w Rosji nie robi. U nas już wszyscy są ważniejsi od Trybunału Konstytucyjnego. Mamy od teraz państwo uznaniowe.

Co to znaczy?
Już pierwszego dnia rządów PiS Andrzej Duda złamał konsty­tucję, ułaskawiając Mariusza Kamińskiego. Nagle wróciliśmy do czasów „sądu niemego”, gdzie posłów nie dopuszcza się do dyskusji i obraduj e w nocy. Komisja sejmowa opiniująca kandydatów PiS na sędziów nie wysłuchała nawet... opinii ich samych.
Kiedy okazało się, że prezydent postanowił sobie przyznać pra­wo do współdecydowania o wyborze sędziów, zaprzysięgając tyl­ko tych, którzy się podobają jego partii, było wiadomo, że PiS się nie cofnie.

Świadomie łamią konstytucję. Po co?
- Poza większą władzą to jest demonstracja siły. Siła uwodzi. W przeciwieństwie do demokracji, którą społeczeństwa wybie­rają raczej z konieczności. Przecież im bardziej demokratyczny system, tym trudniej podjąć jakąś decyzję. Kto będąc dzieckiem, nie wzdychał do podręcznika historii na hasło „naczelnik”, któ­rym tytułowano Piłsudskiego? Dziś tak nazywają Jarosława Ka­czyńskiego jego ludzie i nie dla żartu. Zaraz tak zaczną mówić także inni. Mamy czło­wieka, który nie ponosi za nic żadnej od­powiedzialności, a na oczach milionów prezydenta i premierkę ustawia jak figury na szachownicy i każe im łamać konstytu­cję. Skala władzy Kaczyńskiego jest wprost proporcjonalna do skali poniżenia Szyd­ło i Dudy. Po co było ułaskawienie Kamińskiego na dzień przed expose Beaty Szydło?
Takich numerów politycznym przyjacio­łom się nie robi. Prezydent już na początku kadencji jest najbardziej skompromito­wanym politykiem w najnowszej historii Polski. Ostatnio nasi rysownicy Plawgo & Pyrka zrobili taki rysunek: siedzi mężczy­zna przy biurku i pisze: „Drogi Święty Mi­kołaju! Chciałbym dostać w prezencie taki mały samochodzik, którym mógłbym sam kierować. Andrzejek”.

Dlaczego Duda się na taką rolę zgadza?
- Bo jak zabrakło mu charakteru na początku, to już do koń­ca musi biegać na posyłki. Kaczyński go zastraszył. Wiedział, że Duda jest uległy i nie ma absolutnie żadnego oparcia w nikim, więc się ugnie. Będzie zakładnikiem. Na pierwsze wahanie Dudy Kaczyński pstryknął palcem, posłowie w kilka godzin napisali i od ręki klepnęli uchwały unieważniające dokonany przez poprzed­ni Sejm wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego. A potem wy­brali własnych. Duda grzecznie zaprzysiągł ich w nocy, w tempie szybszym niż niezwłoczne.

Czy ma jeszcze szansę, by się uniezależnić?
- Bardzo by zaryzykował. Musiałby się stać Kmicicem, czyli w imię zasad pójść na wojnę z obozem władzy ze świadomością, że grozi mu Trybunał Stanu. Wszyscy już się zorientowali, że jak Kaczyński straci władzę, to Duda stanie przed Trybunałem Stanu. Ale przecież nie musi tego wniosku złożyć opozycja. Sam Kaczyń­ski, jak uzna Dudę za zdrajcę, może postawić go przed Trybuna­łem Stanu i przegłosować to z opozycją.

Przesada.
- Taaak? Że to niemożliwe? Tego, co robi teraz PiS, nie było nigdy wcześniej. Natomiast kariera Kaczyńskiego to rejestr kolejnych wykrytych „zdrad” najbliższych Kaczyńskiemu towarzyszy, któ­rzy przeżyli chwilę zwątpienia - „trzeciego bliźniaka” Dorna, Ziobry, Kamińskiego, a wcześniej nawet Wałęsy i Olszewskiego. I to bez patrzenia na straty, także własne.

Czy spróbuje zmienić konstytucję?
- Po co? Dziś PiS ma jeszcze lepszą sytuację, niż gdyby miał swoją konstytucję, bo przecież krajem bez konstytucji rządzi się bardziej samodzielnie. Każda konstytucja - nawet własna - ogranicza. Działając przy sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym, którego orzeczenia będą dyskredytowane, większość sej­mowa uzyskuje de facto kompetencje większości konstytucyjnej. Kaczyński może teraz przeprowadzić przez Sejm każdą ustawę, łącznie z tymi, które dotyczą instytucji umocowanych w konsty­tucji.

Co teraz zrobi?
- Najpierw zabierze się za media pub­liczne. To będzie polegało nie tylko na dużo głębszym niż za pierwszym razem czyszczeniu z obcych, ale na przykład na szczególnej roli przypisanej mediom regionalnym, na które ma iść połowa z powiększonego, półtoramiliardowego budżetu. Z takimi pieniędzmi łatwo wyeli­minuje się lub podporządkuje niezależne od władzy media lokalne, przy okazji „repolonizując” je, czyli wypychając zachod­nich właścicieli. W Polsce ciągle wygrywa się wybory poza Warszawą, na prowincji. I tam media nie tylko zostaną obsadzone ludźmi PiS, ale stworzony zostanie cały system propagandy, który będzie praco­wał dla partii.

Co dalej?
- Zmiana ustroju sądów powszechnych. Można stworzyć Izbę Ludową przy Sądzie Najwyższym, można zmienić jego pierwsze­go prezesa, podobnie jak wymienić szefa Naczelnego Sądu Administracyjnego i NIK. Można dać prezydentowi prawo do kasacji prezydenckiej, a do kompetencji ministra sprawiedliwości do­pisać rewizję nadzwyczajną. W ten sposób zaspokojony zosta­nie główny popęd Kaczyńskiego, czyli uczynienie partii Prawo i Sprawiedliwość ostatnią instancją w polskim wymiarze spra­wiedliwości. A w końcu można skrócić kadencję samorządów, gdzie jest ogromna część władzy i pieniędzy. A jak brać się za maj­strowanie przy kadencji samorządów, to dlaczego nie z wybora­mi parlamentarnymi i prezydenckimi? Tu nie trzeba ostentacji. Wystarczy, wzorując się na Orbanie, napisać pod siebie ordyna­cję wyborczą, zmienić granice okręgów i system finansowania partii oraz prowadzenia kampanii, by zagwarantować sobie wy­grywanie kolejnych wyborów.

Znowu przesada.
- Mam nadzieję. Pokazuję scenariusze najgorsze, ale możliwe. Kto by uwierzył dwa tygodnie temu, że Trybunał Konstytucyjny można tak łatwo rozwalić? Z dzisiejszej perspektywy widać zresztą, jak łagodne było pierwsze PiS. Krygowało się, ustępowało przed orze­czeniami Trybunału, a Lech Kaczyński tłumaczył społeczeństwu jego niepodważalną pozycję. Wtedy w rządzie byli Stefan Meller, Radek Sikorski, Kazimierz Michał Ujazdowski, Tomasz Merta. Choć dziś PiS ma znacznie większy komfort wybierania mini­strów, do rządu wzięło najskrajniejszych polityków, jakich miało.

Wzięło też Mateusza Morawieckiego i Pawła Szałamachę.
- Szałamachę, który wywodzi się ze skrajnej UPR i którego nikt poza dziennikarzami nie zna. I Morawieckiego - superministra bez ministerstwa. Zna pani jego adres? Minister Morawiecki ma trzy adresy - Kancelaria Premiera, Ministerstwo Rozwoju Re­gionalnego oraz Ministerstwo Gospodarki - a jego urząd żadne­go. Ministerstwo Rozwoju istnieje jedynie jako dobry sygnał dla rynków finansowych, żeby nie spanikowały od razu, tylko spadki szły powoli. Na drugą nóżkę są Macierewicz, Kamiński, Ziobro, Waszczykowski, Gowin i Szymański, który zaczął karierę w wielkiej polityce od ogłoszenia światu, że Pol­ska ma gdzieś uchodźców. Powiedział to, gdy jeszcze nie wyschła krew na ulicach Paryża. A zastanawiała się pani, po co Ka­czyńskiemu tacy politycy jak Macierewicz na czele wojska?

Po co?
- Żeby wykonać każdy rozkaz, przed któ­rym normalny człowiek by się zawahał.

Czego jeszcze chce PiS?
- Wystarczy. Czego jeszcze ma chcieć? Bę­dzie miało w ręku wszystkie ważne insty­tucje w Polsce.

Jaki będzie koszt zdobycia takiej władzy?
- Utrata poparcia centrowych wyborców. Tych, którzy niespodziewanie poszli za Dudą i pozwolili PiS wygrać wybory. To już widać w sondażach. Ułaskawienie Kamińskiego i atak na Trybunał Konstytucyjny zostały odebrane bardzo źle. Gdy PO wy­grywała wybory, poparcie rosło do ponad 50 proc. w sondażach. PiS zamiast iść do góry, zaczyna tracić.

A PiS ma plan, jak to centrum zatrzymać?
- Tak sądzę. Będzie chciało odzyskać stra­cone centrum, zalewając je betonem, tak jak zalewało swój żelazny elektorat przez ostatnie 10 lat. Myślę, że ta strategia ob­liczona jest na dwa etapy: najpierw wziąć pełnię władzy i dzięki temu stworzyć me­chanizm propagandy oraz zebrać pienią­dze na transfery społeczne. W drugim kroku zacząć prać mózgi centrowym wyborcom, a od dołu zasypać ich żywą gotówką, co się zacznie od kwietnia 2016 r. Władza dziś, a propaganda plus pie­niądze -jutro.

Chodzi o 500 zł na każde dziecko? Przecież już wiadomo, że część ludzi na dodatku straci, dostaną go tylko średniacy.
- No właśnie. Biedni interesują PiS mniej więcej tak jak ja i pani. Nie głosują, są naprawdę wykluczeni - także z procesu politycz­nego. Myśli pani, że od 25 lat Kaczyński robi te wszystkie akcje w polityce, żeby pomóc biednym? PiS buduje dziś coś, co moż­na nazwać peronizmem dla klasy średniej, żyjącej z poczuciem niezaspokojonych aspiracji życiowych. Proszę sprawdzić, ile na­prawdę zarabiają Polacy. Trzy czwarte Polaków zarabia mniej niż średnia krajowa, najczęściej 2-2,5 tysiąca złotych. Dołożenie 500 lub 1000 zł to jest dla nich z dnia na dzień poprawa, jakiej jeszcze nie przeżyli na tak masową skalę. I tak dokona się „dobra zmiana”. Tacy ludzie dwa razy się zastanowią, zanim odejdą od PiS. A dosta­ną przecież jeszcze leki za darmo dla starszych niż 75 lat i niższy wiek emerytalny.

Oraz wyższą płacę minimalną.
- I wyższą kwotę wolną od podatku, co też poczują od razu w kie­szeni. Najważniejsi ekonomiści, którzy krytykują rząd, prywatnie mówią, że żadnej katastrofy gospodarczej z tego nie będzie. Będą problemy: większy deficyt, powrót do proce­dury nadmiernego deficytu, ale nie jutro ani pojutrze, tylko pewnie najwcześniej w2017r. Oczywiście spadnie zaufanie inwestorów do Polski, już giełda jest na poziomie z poło­wy 2009 r., ale ewentualne straty w pozio­mie życia Polaków będzie można nadrobić polityką godnościową.

Co to znaczy?
- Polityka historyczna. Duda jest jej pro­duktem. Te tłumy, które go witają, to są fani Żołnierzy Wyklętych, grupy rekon­strukcyjne, 20-letni kombatanci Powsta­nia Warszawskiego. Oni Radia Maryja raczej nie słuchają, ale „Bóg, honor, ojczy­zna, cześć i chwała bohaterom” krzyczą kil­ka razy dziennie. Zabetonować wystarczy te 15-20 proc., które zagłosowało na Dudę, uzupełniając żelazny elektorat PiS.

Naprawdę tyle wystarczy?
- Poza polityką historyczną jest też po­lityka strachu. Kaczyński jest w tym arcymistrzem. Najpierw straszył lustracją, później wymyślił układ. Układ przestał być potrzebny, jak pojawił się Smoleńsk. Te­raz przed nim wymarzona okazja: uchodź­cy, więc będzie grzał ten temat tak długo, jak się da. Odmówi przyjęcia do Polski tych siedmiu tysięcy, na których zgodził się rząd Ewy Kopacz i będzie to propagandowo wy­korzystywał. Już to zaczął z powodzeniem w kampanii wyborczej. Nie ma u nas uchodźców, a nienawiść do nich kwitnie.

To on wymyślił ten cały precyzyjny plan?
- Nie sądzę, żeby Kaczyński siedział z kartką i zapisywał kolej­ne punkty konstytucji, które Dudzie każe złamać. Rozwala się łatwiej, niż buduje. Miał też dużo szczęścia. Wyjazd Tuska do Brukseli, afera taśmowa, potknięcie się o własne nogi Komorow­skiego. Efekt jest taki, że PiS ma Polskę bez konstytucji i planu­je kolejne ruchy.

Na czym ten plan może się wywrócić?
- Jest kilka zagrożeń. Zacznijmy od gospo­darki. Zastali kilkunastomilionowy spadek w VAT, a obiecywali, że te przychody o kil­kanaście miliardów zwiększą. Jeśli nawet uszczelnią na tak niewyobrażalną skalę ściągalność podatków, to praktyczny sku­tek będzie przecież taki, jakby wprowadzi­li nowy podatek dla przedsiębiorstw. Jeśli jednocześnie podatek bankowy ograniczy dostępność kredytów, to słabsze banki i przedsiębiorcy mogą sobie nie poradzić.
Drugie zagrożenie: zatka się system po­dejmowania decyzji. Na Radzie Ministrów omawianych jest co wtorek kilkanaście do kilkudziesięciu spraw. Ile razy moż­na dzwonić do prezesa z pytaniem, co zro­bić? Kaczyński nikomu nie ufa i nie potrafi cedować decyzji. Rządzi, ustawiając ludzi w pary, żeby się nawzajem kontrolowali, a on później rozsądza te konflikty. Kempa i Szydło to dobry przykład. To jest strasz­na robota, pochłania u wszystkich gigan­tyczną energię. Machina państwa może tak działać przez pół roku, może rok, ale potem zatrą się jej tryby.

Tak czy owak rząd będzie trwać, nie upadnie.
- A jak upadł rząd IV RP?

Wtedy była koalicja, teraz PiS rządzi sam.
- Przypominam, że Kaczyński rzucił się wtedy na własnego koalicjanta i sprowoko­wał aferę gruntową, na własne życzenie rozwalając koalicję. Kolejne zagrożenie: Unia Europejska. Na razie raczej niemrawa, ale to się zaraz może skończyć, bo trzy kryzysy - ekonomiczny, uchodźczy i geopolityczny na Ukrainie i na Bliskim Wscho­dzie - doprowadziły Unię do ściany. Przywódcy najważniejszych państw już wiedzą, że jak się nie odbiją od ściany w stronę ścisłej integracji, to jest po Unii. A to znaczy głęboką integrację w obrębie eurozony, bez zaproszenia Polski. I na przykład koniec Schengen dla nas. Jak Polak to zobaczy, a eksporterowi zacznie gnić towar na granicy, to mu się PiS przestanie podobać.

To wciąż nie oznacza upadku rządu.
- Kolejne zagrożenie jest takie, że zanim ruszy machina propa­gandowa i transfery do klasy średniej, to spadek notowań i kon­flikty sprawią, że PiS zacznie pękać. Jeśli Kaczyński wziął Ziobrę na ministra, to nie dlatego, że mu wybaczył, tylko dlatego, że nie mógł zrobić inaczej. Wiedział, że tylko zjednoczona prawica wy­gra wybory. Kaczyński skonfliktować się może też z Gowinem.

Dlaczego on tak działa?
- Są tacy, którzy mówią, że Kaczyński jest trochę jak Adam Mich­nik. Też chodzi mu nie o rząd, ale o rząd dusz. Tylko Michnik jest uwodzicielski i elokwentny, a Kaczyński nie ma wdzięku, jest brzydki i nie umie mówić, więc zatruwa przeciwnika i prowadzi politykę strachu. Ale też celem jest tożsamość Polaków. Michnika interesują elity, a Kaczyńskiego lud, bo eli­ty go nie będą szanować.

Czego on chce od Polaków?
- Nie wiem, może jak wielu ludzi jest takim niedokochanym dzieckiem, które próbuje sobie to niedokochanie zrekompensować. Chce być kochany za to, że choć nie wyglą­da, to jest silnym człowiekiem.

Jak długo potrwa jego władza?
- Jeśli za dwa lata utrzyma albo odzyska to poparcie, od którego zaczął, to będzie rzą­dził dopóty, dopóki będzie na siłach.

Jak się pan czuje z tą perspektywą?
- Jako obywatel bardzo źle. Jako publicy­sta i organizator - nigdy nie czułem się bar­dziej na swoim miejscu, pisząc, dyskutując i działając. Im bardziej polityka odchodzi od demokracji, tym ważniejsza rola do ode­grania przed taką organizacją jak Krytyka Polityczna.

Czy uważa pan, że ludzie, którzy założyli Komitet Obrony Demokracji, histeryzują?
- Dzisiaj już wiadomo, że nie.

Może jednak rację mają ci, co mówią, że KOD jest śmieszny, podobnie jak jego symbol - opornik.
- Zaraz nikomu nie będzie do śmiechu. Poza tymi, którzy nie hamletyzują, po­jawiają się jeszcze dwie postawy. Są tacy wśród dziennikarzy i intelektualistów, co wprawdzie nie należą do zwolenników PiS, ale „rozumieją” sytuację. Rozumieją, że skoro PiS nie miało więk­szości konstytucyjnej, to chciało sparaliżować Trybunał Konsty­tucyjny. I rozumieją, że przecież skoro mogło, to zrobiło to. W Niemczech mamy zjawisko Putin-verstehen, a u nas takich „ro­zumiejących” Kaczyńskiego. Poza tym sporo było tych, którzy mó­wili, że Trybunał Konstytucyjny nie interesuje ludzi - zamiast na przykład zacząć z nimi o tym rozmawiać, tłumaczyć w mediach.
Tak zrobiła lewicowa Partia Razem.
- Oni postawili na akcentowanie kwestii socjalnych. Na przekaz: krzyczycie teraz, że zagrożona jest demokracja, bo niszczony jest Trybunał Konstytucyjny, ale dlaczego nie krzyczeliście, kiedy ła­mano prawo pracy także zapisane w konstytucji?
Tyle że dzisiaj sytuacja jest podbramkowa, będzie jeszcze czas na rozrachunek z neoliberalizmem. Populizm jest rewersem neoliberalizmu, ale tym zajmiemy się, jak sobie poradzimy z szarżą PiS. Można oczywiście zakładać, że nie poradzimy sobie z PiS, je­śli nie odbierzemy mu elektoratu socjalnego. Ale obawiam się, że najpierw można przespać protest społeczny, na którego lidera wy­bija się dziś Ryszard Petru.

Będzie pan chodzić na manifestacje w obronie demokracji?
Jasne, oczywiście.

1 komentarz:

  1. Po świętach wchodzi w życie ustawa zabraniająca się śmiać. A kto się będzie śmiać ten dostanie w ryj! Jasiu, wężykiem!

    OdpowiedzUsuń