środa, 16 grudnia 2015

Komitet Starszych Panów



Andrzej wrócił do domu z „Bonda”, zresztą znudzony filmem. Włącza komputer, patrzy, a tu prawdziwa walka o uratowanie świata - manifest Komitetu Obrony Demokracji. Dziś jest koordynatorem Regionu Mazowsze.

WOJCIECH STASZEWSKI

Mateusz Kijowski zsia­da z motocykla, upina wyciągnięte spod kasku długie wło­sy w kitę i kroczy pod Trybunał Konstytucyjny. Kowbojskie buty nr 47, w lewym uchu dwa kolczyki, w klapie skórzanej kurtki dwa oporniki. W środę odbywa się tu pikieta Komitetu Obrony Demokracji, na którego czele stoi Mateusz - to próba przed zapowiedzianą na sobotę demonstracją.
20 metrów dalej odbywa się kontrmanifestacja. KOD skanduje: „Niezawisłość Trybunału”, a druga strona „Rzepliński na Białoruś”. KOD: „Wolność, równość, demokracja”, a druga strona przema­wia przez megafon: „Ci państwo repre­zentują reżim, a nie demokrację”. KOD puszcza z głośników „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie” Tomka Lipińskiego, a druga strona „Żeby Polska była Polską” Jana Pietrzaka. Wreszcie KOD zaprasza tak, jak zapra­szało się milicję za komuny: „Chodźcie z nami, póki można”.

MATEUSZ
Opornik w swetrze Mateusz nosił jeszcze w liceum, w stanie wojennym. W latach 80. chodził po górach z grupą kościelnego Przymierza Rodzin, na kom­puterze ojca robił gazetkę „Róbmy swo­je”. W pierwszym numerze drukował wywiad z Wojciechem Młynarskim, au­torem piosenki „Róbmy swoje” - w ostat­nim, w 1989 r., z Henrykiem Wujcem. Czekał na niego do drugiej w nocy, bo Wu­jec wracał z Rzeszowa, gdzie brał udział w kampanii przed wyborami 4 czerwca.
   - Żeby świadomie występować w życiu publicznym, trzeba mieć pewne doświad­czenia - mówi Mateusz. - Dziś uważam, że do grupy poniżej 25. roku życia żad­nych ofert nie warto kierować.
   Potem sam zaczął robić swoje: ze zna­jomym otworzył szklarnię, projektował kurtki i śpiwory, poszedł do Agrobanku na kurs dilerów walutowych. A że tam wprowadzali właśnie komputery, za­trudnili go jako informatyka.
   Przeżył bolesny rozwód i zaangażo­wał się w ruch praw ojca. Solidaryzując się z gwałconymi kobietami, zrobił sobie zdjęcie w spódnicy. Gest powtórzyło po­tem wiele osób.
   A później, to się zaczęło w czasie kam­panii prezydenckiej i parlamentarnej, za­częła go mierzić polityka: - Nie mogłem znieść tego opowiadania o Polsce w rui­nie i degrengoladzie. To obraża miliony Polaków, którzy zapracowali na sukces tego kraju.
   I nie wiadomo, czy coś by z tego wy­szło, gdyby pod koniec listopada się nie przeziębił. Siedział w domu, surfował po internecie. Koleżanka podesłała mu za­mieszczony na portalu StudioOpinii.pl apel Krzysztofa Łozińskiego - dawne­go opozycjonisty z Komitetu Obrony Ro­botników (KOR), publicysty, alpinisty - o utworzenie Komitetu Obrony Demo­kracji. Dopisała: „Zrób coś z tym”. Ma­teusz napisał post, polubiła go Danuta, wdowa po Jacku Kuroniu - jednym z za­łożycieli KOR. I to była iskra, która od­paliła KOD. Założył grupę na Facebooku, poszedł spać. A rano patrzy: na grupie są tysiące ludzi.
   - Przed czym konkretnie należy bronić demokracji? - pytam Mateusza.
   - Akcja z Trybunałem Konstytucyjnym może spowodować, że zostaniemy uzna­ni za kraj niedemokratyczny. To grozi wy­rzuceniem z Rady Europejskiej i z Unii. A wtedy skończą się choćby dopłaty dla rolników i na budowę dróg. Ale prze­de wszystkim osłabienie sądownictwa to realne zagrożenie dla obywateli. Gdy­by wójt chciał komuś przeprowadzić uli­cę przez podwórko, to można pójść z tym do sądu. A kiedy sąd będzie podlegał wój­towi, to co?
   - Mało osób obawia się przeprowadze­nia drogi przez podwórko - zauważam.
   - A jak znacjonalizują ziemię? Albo przynajmniej zakażą jej sprzedaży, chyba że sąsiadowi po ustalonej przez państwo cenie? To grozi milionom rolników.
   - A co ma do stracenia pani, która nam parzy kawę w tej kawiarni?
   -Pracę. Jak ogłoszą, że zagraniczne fir­my płacą trzy razy większe podatki i nie będzie żadnego trybunału, do którego można się odwołać, to ta kawiarnia zosta­nie zlikwidowana.

ANDRZEJ
Wrócił do domu z najnowszego „Bonda”, który go zresztą śmiertelnie znudził. Agent, który ratuje świat przed zagładą na ekranie... Ile można? Andrzej odpalił komputer, wszedł na fejsa i zoba­czył manifest Komitetu Obrony Demo­kracji. On sam myślał już od miesięcy to samo, tyle że formułuje to dużo ostrzej.
   - Widziałem już po wybraniu Andrze­ja Dudy, jak następuje faszyzacja Polski - mówi. - Jak łączą się dwie części spo­łeczeństwa -jedna tradycjonalistyczna, katolicka i druga nieradząca sobie z de­mokracją deliberatywną, w której trze­ba wciąż dokonywać wyborów, dająca się przekupić janosikowymi obietnicami. I obie coraz bardziej chcą rządów silnej ręki. PiS podbudowuje to ideologią he­rezji katolickiej wprzęgniętej w nacjona­lizm. To antyehrześcijańska partia, która z chrześcijaństwa robi coś między sektą a karykaturą. To zło mnie bolało.
   Jeszcze przed północą Andrzej Miszk dociera do koordynatora, chce się włą­czyć w KOD na sto procent. Trafia do 20-osobowej grupy założycielskiej, dziś jest koordynatorem na Region Mazowsze.
   Miszk sam ma życiorys, z którego można by zrobić film. Mówi o sobie, że jest z po­kolenia, które nie zdążyło się załapać na pierwszą Solidarność, ale zdążyło na stan wojenny. Mieszkali w Trójmieście; pół rodziny pracowało w stoczni, a na ulice wyjechały czołgi. Zaraz po wprowadze­niu stanu wojennego, kiedy tylko skoń­czyły się ferie świąteczne, zorganizował w swoim technikum strajk uczniowski. Spacyfikowali ich po kilku godzinach. Potem 1 maja 1982 roku protestował przeciwko przymusowemu udziałowi w pochodzie i trafił za to na pięć miesię­cy do więzienia. Jak wyszedł, tworzył Pol­ską Młodzież Walczącą, myśleli o walce zbrojnej. Ale kiedy dostał wezwanie do ar­mii, odmówił służby i przystąpił do ruchu Wolność i Pokój. Za odesłanie książeczki wojskowej trafił znów na trzy miesiące do więzienia. W sumie za działalność w WiP zatrzymywali go ze 20 razy na 48 godzin. W1988 r. porzucił politykę, zajął się han­dlem książkami, rozkręcił firmę. Ale bra­kowało mu w życiu idei, trafił do zakonu, został jezuitą, stworzył portal Tezeusz.pl. Już miał zostać wyświęcony na księdza, kiedy zaczął pisać na portalu o lustracji w Kościele. Nie dopuszczono go do świę­ceń, jest diakonem w zawieszeniu.
   Dzisiaj prowadzi internetowy antykwa­riat z siedzibą w Kasinie Małej na Podha­lu, czasem przyjeżdża do warszawskiej filii firmy. I kiedy po powrocie z tego sean­su filmowego dowiedział się o KOD, znów z biznesu przerzucił energię na świat idei.
   - Oni po klęsce z 2007 roku tak te­raz przebudują ustrój, żeby już nigdy nie stracić władzy. Może za cztery lata w ogó­le nie będzie wyborów? - obawia się An­drzej. - Resorty siłowe tak nasycą swoimi twardymi zwolennikami, że jak dojdzie do Majdanu, a dojdzie, to przeciwko nam będą nie neutralni funkcjonariusze, tyl­ko ludzie, którzy wierzą, że trzeba siłą na­rzucić innym swoją prawdę.
Uważa, że aby nie dopuścić do tego czarnego scenariusza, trzeba protesto­wać już dziś: - Z Polski, którą kocham ze wszystkimi jej niedociągnięciami, ktoś chce mi zrobić komunę bis. Zaprzepaścić cały dorobek walki o wolność i integrację z Europą.

JAREK
Jak wielki - dwumetrowy i ważą­cy 120 kg - facet przewraca się na boi­sku piłkarskim i łamie rękę, to nie jest to zwykłe złamanie. Do kości przykrę­cają mu 23-centymetrowy kawał blachy, a rehabilitacja trwa długo. Kiedy Jarkowi Marciniakowi z Katowic kończy się zwol­nienie lekarskie, postanawia spokojnie
dokończyć studia (jest po politologii, stu­diuje zaocznie prawo, ma 35 lat). Z pra­cy w korporacji ma trochę oszczędności, więc tylko się uczy do egzaminów na apli­kację i rehabilituje rękę. Chodzi na mecze Górnika Zabrze, działa w stowarzysze­niu Socjos Górnik - zrzeszającym spokoj­nych kibiców, nie ultrasów, jak zapewnia. Ale z ultrasami Jarek rozmawia, niedaw­no przekonał paru do uchodźców: - Jak im pokazać filmik z nalotu kasetowego w Syrii i zapytać, czy z tym by walczyli, to przyznają, że faktycznie uchodźcom wo­jennym trzeba pomóc. Oni nie są bez ser­ca, tylko przez 10 lat byli indoktrynowani fałszywym przekazem.
   Teraz Jarek całymi dniami siedzi w internecie. Tam trafia na ten sam tekst Ło­zińskiego o potrzebie utworzenia KOD i zakłada na Facebooku fanpage - czyli in­ternetową społeczność. Następnego dnia ma 8 tys. osób i dostaje e-mail od Kijow­skiego, żeby połączyć siły. Teraz równole­gle i zgodnie działają fanpage i grupa.
   Robi się jednak trochę zamieszania - tym bardziej że powstają fałszywe pro­file albo kontrprofile, np. Komitet Obro­ny przed KOD.
   Twórca tego ostatniego nie chce się przedstawić, ale odpisuje na pytania: „Nie zgadzam się z wieloma decyzjami obec­nego rządu, ale KOD nie jest ratunkiem. Powstał w obronie prywatnych interesów osób, które tkwiły w układach z poprzed­nim rządem. Ubolewam nad tym, że tyle osób dało się nabrać na tę piękną przy­krywkę. Kiedy usłyszałem o powstaniu takiego komitetu, nawet się ucieszyłem, że naród nareszcie chce coś zrobić z całą tą polityczną klasą. Jednak po spędzeniu w grupie kilku godzin zorientowałem się, że im wcale nie chodzi o demokrację. Ja­kakolwiek próba wywołania sensownej dyskusji w tej grupie kończy się natych­miastowym banem”.
   Przeciwnicy KOD piszą w sieci: „robi­cie to za pieniądze PO, szkodzicie demo­kracji, oszukujecie ludzi”. Koderzy, jak sami o sobie mówią, opowiadają z kolei o „hakerskich atakach na ludzi KOD”.
   - Zhakowali mi konto na Facebooku już kilka razy. Straciłem dostęp do jed­nego banku. Muszę pisać do administra­torów, wysyłać, prostować - opowiada Kijowski. Dzień później ktoś zakłada mu fejkowy (czyli fałszywy) profil na Face­booku i pisze tam, że trzeba zastrzelić Ja­rosława Kaczyńskiego. Posłanka Kry­styna Pawłowicz z miejsca zapowiada zawiadomienie prokuratury, a jej partyj­ni koledzy dopowiadają, że wpis w godzi­nę (zanim Kijowskiemu udało się usunąć konto) zalajkowało kilka osób.
   Z kolei Andrzejowi po spotkaniu za­łożycielskim KOD w Warszawie Przed­siębiorstwo Gospodarki Maszynami Budowlany mi wypowiedziało w trybie na­tychmiastowym prawo do wynajmowane­go lokalu. Andrzej ma w biurowcu PGMB pomieszczenie swojego antykwariatu, ale spotkanie odbyło się winnej sali w budyn­ku - specjalnie wynajętej na ten cel.
   Prezes PGMB Marek Miturski: - Pra­cownicy tego pana przepakowują książki na korytarzu, a ja mam 50 najemców, któ­rym to przeszkadza. Dowiedziałem się, że ten pan jest w KOD, dopiero kiedy pra­cownica przeprowadziła z nim rozmowę. Na dzień dzisiejszy umowa nie jest wy­powiedziana.
   Andrzej: - Przez pięć miesięcy nie było żadnych zastrzeżeń poza tym, że parkuję
na miejscu prezesa. Ja wiem, że pan pre­zes podlega miastu, ale chyba już wyczu­wa nowe wiatry.

ANONYMUS
Pół godziny opowiada mi, jak śpi po dwie-trzy godziny dziennie, Zasy­pia nad klawiaturą i „walczy z bojówkami w internecie”. Mówi o tym, że zhakowali jej konto na Facebooku i wstawiali na pro­filu zdjęcia pornograficzne. O groźbach wobec niej i jej rodziny. Ale kiedy wysy­łam jej tekst do autoryzacji, wszystko wycofuje. Dodaje: - To nie są żarty.
Para młodych naukowców z Warsza­wy opowiada o swoim zaangażowaniu, ale też nie chce podać nazwisk. Mężczyzna wyjaśnia: - Nie chcę mieć problemów ze zhakowanym kontem. Nigdy nie miałem takich obaw, ale teraz nie wiem, co bę­dzie. Na razie ściągnąłem sobie aplikacje Signal, znajomy widział jej prezentację w Massachusetts Institute of Technology. Jak rozmawiasz przez to, to nikt cię nie może podsłuchać.

OPORNIK
Definicję opornika ze strony rozumiem-fizyke.yum.pl można potrak­tować jako metaforę: „Opornik służy do redukcji napięcia w obwodzie. Przy prze­pływie prądu przez opornik wytwarzane jest ciepło”.
   Można by rzec, że działanie w KOD zmniejsza napięcie ludzi sfrustrowanych rządami PiS. Wspólny „opornikowy” opór wytwarza energię.
   Opornik symbolizuje też jednak naj­większy problem KOD - brak popar­cia wśród młodych ludzi. Średnia wieku na spotkaniach w różnych miastach to 50 lat. Do ruchu przystępują głównie tacy, co sami wpinali oporniki w ubranie w czasach szkolnych czy studenckich albo przynajmniej z dzieciństwa pamiętają ko­munę. - To jedyny symbol z tamtych lat, który nie został zawłaszczony przez op­cję narodowo-socjalną - tłumaczy Mate­usz Kijowski.
   - Mamy prawo przywoływać tamten symbol. Może to dla kogoś brzmi śmiesz­nie, ale to nasza konstytuanta - dodaje Beata Anna Polak, koordynatorka KOD z Poznania, socjolog z UAM.
   Andrzej Celiński, polityk, w latach 70. członek KOR, opowiada, jak został nie­dawno zaproszony do programu telewi­zyjnego. Zadzwonił do zakładu naprawy RTV, bo chciał mieć wpięty opornik na wizji. Sprzedawca już miał zamykać, ale jak dowiedział się, o co chodzi, obiecał poczekać pół godziny. Celiński jest jed­nak sceptyczny: - Ludzie nie założą ma­sowo oporników, bo mają w dupie swój kraj. Teatralna forma katolicyzmu ukry­wa naszą głęboką nietolerancję. Pokaza­liśmy światu nieprawdziwą Solidarność - otwartą, szanującą drugiego człowie­ka, solidarną wobec słabszych. A jeste­śmy gównianym narodem. Widać to po Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jesteśmy wtedy tacy fajni - ale dlaczego tylko przez jeden dzień w roku?

BUDZIK
Zdaniem Waltera Chełstowskiego, uczestnika ruchu, współtwórcy festi­walu rockowego w Jarocinie i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, KOD to budzik dla społeczeństwa.
   Więc może właśnie budzik byłby lep­szym symbolem KOD?
   - PiS to mistrzowie złotych słów, żaden internauta nie wygra z nimi na słowa, bo to tak, jakby ktoś chciał wygrać z Wojcie­chem Mannem na dowcipy. Zaczarowali wszystkich powtarzaną przez lata man­trą. Niech ludzie teraz zobaczą, że sko­ro tyle osób demonstruje przeciw nim, to jest coś nie tak. I niech popatrzą na twarze na sobotniej demonstracji KOD i na mie­sięcznicy smoleńskiej: które są uśmiech­nięte i pogodne, a które zaciśnięte i tylko krzyczą o zdrajcach i złodziejach - mówi Chełstowski. - W KOD jest teraz atmo­sfera radości. Ludzie się zorientowali, że jest ich więcej, że nie są jedynymi, którzy są przeciw. Wszyscy mówią sobie po imie­niu. To oznaka plemienności: ja i ty jeste­śmy z jednej krwi.
   Jak obudzić młodych? Moi rozmówcy powtarzają recepty tak zgodnie, jakby to było proste, jasne i oczywiste. Po pierw­sze pismem obrazkowym. Memami w in­ternecie, prostymi hasłami, rysunkową propagandą. Po drugie prawdziwą edukacją obywatelską w szkole.
   - To nie powinno być wkuwanie, jakie są rodzaje sądów w Polsce, co ostatnio wbijano w głowę mojemu dziecku, tylko szereg ćwiczeń. Na przykład dwie grupy dyskutują ze sobą, ucząc się argumento­wania. Nauka wypełniania PiT-ów. Wte­dy nie będzie tak, że 80 proc. ludzi nie wie, skąd się biorą pieniądze w budżecie pań­stwa, i myśli, że rząd może je dowolnie do­drukować - opowiada Chełstowski.
   Tylko co zrobić w sytuacji, gdy to PiS odpowiada za programy nauczania? Moi rozmówcy nie umieli odpowiedzieć na to pytanie.
   Tylko Danuta Kuroń, wdowa po Jacku Kuroniu, wierzy w intuicję młodzieży:
   - Teraz, gdy świat stoi na beczce pro­chu, ten brak poszanowania dla reguł, dla ustanowionych praw prowadzi do anarchii, zagraża naszemu państwu. Pol­ska młodzież, która jeździ po świecie - czy to na studia, czy do pracy, czy tu­rystycznie - widzi, co się dzieje, i rozu­mie z tego więcej, niż nam, starszym, się wydaje. To młodzi najaktywniej organi­zują się do ochrony przyrody czy prze­strzeni społecznej przed zawłaszczaniem i dewastacją, i wierzę, że będą potrafi­li zorganizować się do ochrony państwa konstytucji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz