czwartek, 24 grudnia 2015

Fundacja na ciężkie czasy



IWONA SZPALA, BOGDAN WRÓBLEWSKI 

Jarosław Kaczyński: Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli


1. Prolog. Upada komunizm. W 1990 roku Jarosław Kaczyński zaczyna budować Porozumienie Centrum i wspierającą partię Fundację Prasową Solidarności

Historia Fundacji Prasowej Solidarności, którą opisują setki stron akt rejestrowych, sądowych i prokuratorskich, zaczyna się tak jak "Ziemia obiecana" Władysława Reymonta: "Ty nie masz nic, ja nie mam nic, razem zbudujemy fabrykę".

Sześć osób: Jarosław Kaczyński, Sławomir Siwek, Krzysztof Czabański, Bogusław Heba, Maciej Zalewski i Maria Stolzman, zrzuca się po 300 tys. starych złotych (po denominacji to 30 zł) i zakłada fundację.

Jest wiosna 1990 roku.

Jarosław Kaczyński to jeden z konstruktorów pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego. W Sejmie kontraktowym (1989) jest senatorem ziemi elbląskiej, zaufanym Wałęsy. Wałęsa mianuje go redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność", za kilka miesięcy Kaczyński i jego PC pomoże Wałęsie w zdobyciu prezydentury. Jesienią 1991 roku Kaczyński zostanie "drugą osobą w państwie" - szefem Kancelarii Prezydenta.

Sławomir Siwek, ekonomista, dziennikarz prasy katolickiej w PRL, blisko związany z hierarchią kościelną, jest redaktorem naczelnym tygodnika "Solidarność Rolników Indywidualnych". Kaczyński weźmie go do kancelarii Wałęsy: "Minister Siwek spośród sekretarzy stanu, którzy mi podlegają, został wybrany na moje osobiste życzenie na mojego zastępcę".

Krzysztof Czabański - przed 1989 rokiem dziennikarz m.in. "Sztandaru Młodych", w PZPR do 1980, potem w opozycji, jest zastępcą naczelnego w "Tygodniku Solidarność".

Maciej Zalewski , polonista, wkrótce zostanie zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii prezydenta Wałęsy. W podziemiu był jednym z liderów Grup Politycznych "Wola", to w tym środowisku po 1989 roku narodziła się idea powołania partii chrześcijańskiej demokracji - Porozumienia Centrum. Kaczyński: "Partia tworzona była z niczego. Niewielka grupa ludzi w Warszawie doszła do wniosku, że nie można pozwolić na zupełną wszechwładzę ugrupowań lewicowych".

Bogusław Heba i Maria Stolzman odegrają w tej historii marginalną rolę.

Fundacja ma pomóc partii w zbudowaniu medialnego koncernu według zasady: kto ma media, ten ma władzę.

Dzięki politycznym wpływom i ustawie autorstwa wiceprezesa PC, ministra budownictwa w 1991 roku Adama Glapińskiego fundacja przejmie od państwa - po likwidowanym PZPR-owskim koncernie Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej "Prasa-Książka-Ruch" - budynki i grunty w centrum Warszawy. Majątek szacowany dziś na ponad 100 mln zł.

W połowie lat 90. Fundacja przeniesie go do spółek i kolejnych fundacji. Kluczową rolę w tym odegra Siwek. Dziś wiceprezes TVP z rekomendacji PiS.

2. 17 lat później. Deweloper wykłada 34 mln zł na stół, PiS traci siedzibę, a o transakcji dowiaduje się kwartał później z gazet

Jest czerwiec 2007 roku. U notariusza spotykają się Zenon Sułecki oraz adwokat Mosze Mor. Sułecki to wieloletni partner biznesowy Siwka, prezes Fundacji Prasowej i spółki Air Link - jednej z kilku, którym Fundacja przekazała przejęty od państwa majątek. Decydujący głos przy tej transakcji ma Sławomir Siwek, były prezes Air Link, dziś uprzywilejowany udziałowiec spółki.

Mosze Mor reprezentuje dużego dewelopera z izraelskim kapitałem - spółkę Metropol NH założoną dla tej transakcji dwa dni wcześniej. Metropol daje 34 mln zł za działkę 2,9 tys. m kw. z dwoma budynkami po dawnych drukarniach przy ul. Nowogrodzkiej, w centrum Warszawy. Z informacji rzecznika Metropol Group wynika, że spółka nie wie, po co je kupiła: "Zamierzenia kupującego odnośnie nieruchomości nie są jeszcze sprecyzowane".

Od 1997 roku biura przy Nowogrodzkiej wynajmuje od Air Link Jarosław Kaczyński, który urządził tam partyjną centralę.

Spotkanie u notariusza udaje się utrzymać w tajemnicy przez kilka miesięcy, także w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. W listopadzie 2007 roku dziennik "Polska" ujawnia sprzedaż biur przy Nowogrodzkiej, a zaraz potem "Gazeta Wyborcza" opisuje szczegóły transakcji. Politycy PiS rozkładają ręce. Tłumaczą, że Air Link to niezależna, działająca według rynkowych reguł spółka, bez związków z ich partią. Joachim Brudziński (PiS) komentuje w TVN: - Zapewniam, że prezes Kaczyński również nie miał zielonego pojęcia, że Air Link ten budynek sprzedał.

- Gdy prasa opisała sprzedaż na Nowogrodzkiej, gruchnęło hasło: "Gdzie jest Siwek, co się dzieje?" - mówi Maks Kraczkowski, poseł PiS.

- Dlaczego nie poinformowaliście swoich najemców? - pytamy prezesa Fundacji Prasowej i Air Link Zenona Sułeckiego.
- Zrobił to w lipcu 2007 roku nowy właściciel.

- Dlaczego sprzedaliście Nowogrodzką?

- Nie chcę o tym rozmawiać, proszę o pytania faksem.

Wysłaliśmy, ale odpowiedź nie nadeszła.

Nowogrodzka 84/86. Mijamy pierwszy ze sprzedanych budynków, tzw. starą drukarnię. Metalowe, zamknięte na głucho drzwi. Za rogiem wejście do drugiego biurowca. Nad głowami banner komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwość. W podziemiach pusta japońska restauracja, na parterze - klub snookera. Budynek wygląda na nieremontowany od lat.

Na I piętrze biuro poselskie Jarosława Kaczyńskiego. Na ścianie plakat z wyborczym hasłem PiS: "Bliżej ludzi". II piętro - zamknięta na głucho sala konferencyjna. - Mamy tu ze 450 m kw. - szacuje jeden z posłów PiS i mówi, że partia zrobiła remont i nagłośnienie. Sprzedaż budynku uważa za "chamstwo".

3. Biografie. Jak Siwek, "twardy chłopak z Ryk", wszedł na polityczne salony

"Szedłem długo i twardo przez życie, trzymając się pewnych zasad - opowiadał w 1991 roku Siwek "Expressowi Wieczornemu". - Jestem chłopak z Ryk. Nikt mi w Warszawie życia nie ułatwiał. (...) A Gazeta Wyborcza razem z kawiarnią warszawską urabiała mi opinię, że jestem bucem i ograniczonym pod względem intelektualnym facetem".

Twierdził, że jego charakter ukształtowali rodzice, ludzie prości i religijni. Ojciec, sprzedawca jaj z targu w Rykach, i matka położna zaszczepili w nim szacunek do wartości, które "Kościół wnosi do życia politycznego".

W połowie lat 70. został reporterem "Słowa Powszechnego", potem zakładał "S" w Instytucie Wydawniczym PAX, wyrzucony z pracy w stanie wojennym trafił do sekretariatu Episkopatu. Kontakty z hierarchami po 1989 roku stały się politycznym kapitałem, który doprowadził go do Jarosława Kaczyńskiego.

- Siwek był pod jego całkowitą polityczną ochroną - mówi były działacz PC. - Kontakty z Episkopatem były dla prezesa Kaczyńskiego sprawą strategiczną.

Andrzej Anusz, jeden z liderów partii do rozłamu w 1992 roku, dodaje: - Jarek budował partię chadecką w kontrze do ultrakościelnego ZChN. PC nie chodziło przed Kościołem na kolanach, ale wystarczył jeden telefon Siwka i był kontakt z Miodową [siedziba prymasa].

Współpraca zacieśniła się na tyle, że biskupi Roman Andrzejewski i Tadeusz Gocłowski weszli do władz Fundacji Prasowej. Zaprosił ich tam Siwek. - Proszę pomyśleć, jaki to kapitał dla środowiska PC: z jednej strony marka "Solidarności", którą Fundacja miała w nazwie, z drugiej - zaangażowanie najwyższych autorytetów - ocenia Anusz.

Po 1989 roku nazwisko Siwka pojawiało się w większości projektów biznesowych, które wychodziły z PC. Anusz: - PC zakładali humaniści. Siwek, absolwent SGPiS, był jednym z niewielu, który rozumiał ekonomię. I jeszcze Maciek Zalewski, choć był polonistą.

Polityczne szczyty Siwka to czasy, gdy środowisko Kaczyńskiego wspierało prezydenta Wałęsę. Znajoma Siwka wspomina: - Odwiedziłam go w Kancelarii Prezydenta. "Popatrz, jestem czwartą osobą w państwie" - przywitał mnie. Zdziwiłam się. A on pokazał legitymację pracownika kancelarii z nr. 4.

Siwek z Kaczyńskim weszli do władz spółki Cargo Modlin. Planowali dzierżawę lotniska od wojska i budowę międzynarodowego portu lotniczego. Gdy projekt padł, Siwek komentował: "Mamy do czynienia z sabotażem gospodarczym".

Przed wyborami do Sejmu w 1991 roku Siwek - już na własną rękę - założył Fundację Ziem Wschodnich. Miała patronować wymianie żywności od polskich chłopów na białoruską ropę i drewno. Wychodzący wówczas dziennik "Glob 24" pisał: "Do objęcia prezydentury [Fundacji] predestynowało Siwka doświadczenie oraz pozycja polityczna, co jeden z prominentnych uczestników spotkania ujął bezceremonialnie: stanowisko ma dostatecznie wysokie, żeby załatwić, co potrzeba".

4. Fundacja Prasowa powstaje w służbie idei. Według Siwka jej związki z PC są tylko towarzyskie

Po 1989 roku założenie fundacji było najlepszym sposobem na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Mimo że fundacje działały jak przedsiębiorstwa, korzystały z licznych ulg: nie płaciły podatku obrotowego i od wynagrodzeń, wolne od podatków były też darowizny, zapisy testamentowe i dotacje, które dostawały. Nadzór nad fundacjami był słaby (nad Fundacją Prasową sprawuje go minister kultury).

Anusz: - Fundacja kojarzy się z dobrem publicznym, brzmi szlachetniej niż spółka.
O początki Fundacji Prasowej pytamy Przemysława Hniedziewicza, współzałożyciela PC, który w 1993 roku odszedł do Ruchu dla Rzeczypospolitej Jana Olszewskiego. Rozmawia niechętnie. - Miałem inne pasje. Byłem ideologiem, pisałem program nowoczesnej chadecji. Nie interesowało mnie, co poza polityką robili Siwek z Kaczyńskim. Koledzy wiedzieli, że nie mam głowy do interesów. Przedstawili mi tezę: powiązana z PC fundacja ma służyć przedsięwzięciu natury wydawniczo-ideowej, to mi wystarczyło.

Nieco kulisów odsłania Siwek w wywiadzie "Rachunek sumienia" ("Glob 24", 1992): "Fundacja miała pomóc pismom solidarnościowym, ówczesnym i przyszłym. Potem stało się tak, że z sześciu osób, które ją współtworzyły, cztery znalazły się w PC. Krzysztofa Czabańskiego z tą partią połączyły związki towarzyskie. Fundację zaczęto więc kojarzyć z PC, co jednak nie odpowiada prawdzie. Nie mamy z Centrum powiązań organizacyjnych".
Kliknij w infografikę, aby zobaczyć całość >>>



5. Maj 1991. Fundacja kupuje "Express Wieczorny" za pieniądze postkomunistów

Powołanie Fundacji i Porozumienia Centrum dzieli tylko kilkanaście dni marca 1990 roku. W tym samym miesiącu Sejm powołuje komisję likwidacyjną koncernu RSW "Prasa-Książka-Ruch". I właśnie z majątku RSW skorzysta Fundacja Prasowa.

Komisja zadecydowała o losie 178 tytułów prasowych, kluczowe decyzje podjęła w roku 1990 i 1991. Wtedy najpoczytniejsze dzienniki i czasopisma podzielono według politycznego klucza. Losy "Expressu Wieczornego" jako gazety środowiska PC zdecydowały się jesienią 1990 roku. Fundacja Prasowa miała nie lada promotora - list do komisji likwidacyjnej napisał Lech Wałęsa, wtedy przewodniczący NSZZ "Solidarność".

Andrzej Smirnow, były polityk PC, jeden z likwidatorów RSW, dziś poseł PO: - Udział PC w podziale medialnego tortu nie dziwił ani nie oburzał. Teraz się nie pamięta, ale powstające po 1989 roku nowe prawicowe partie nie miały majątku, a to przecież warunek działania, utrzymania się na scenie politycznej. Nikt tego wtedy nie traktował jak rozdawnictwa.

Wszystko idzie zgodnie z planem. W styczniu 1991 roku, po wyborach prezydenckich, Fundacja Prasowa wygrywa przetarg na "Express Wieczorny". Za tytuł i redakcję ma zapłacić 16 starych mld (1,6 mln zł).

Hniedziewicz: - Mieliśmy plany założenia miesięcznika ideowo-programowego.

- Ale Fundacja kupiła popularną popołudniówkę - mówimy.

- No właśnie. Raczej nie dało się połączyć profilu "Expressu" z ideologią - przyznaje.

Pierwszy ruch Fundacji, czyli dzierżawa redakcji, kończy się procesem. Najpierw Siwek wzywa urzędników z urzędu rejonowego, którzy przygotowują umowę, do Kancelarii Prezydenta. Siwkowi zależy na czasie, a informacja o przeznaczeniu redakcji w Al. Jerozolimskich do dzierżawy musi przez sześć tygodni wisieć na urzędowej tablicy ogłoszeń. Wisi krócej. By to ukryć, urzędnicy antydatują dokument.

Mając dzierżawę w ręku, w 1991 roku Fundacja robi interes z państwowym bankiem BPH, któremu od 1989 roku prezesuje Janusz Quandt, związany wcześniej z PZPR.

BPH jest partnerem sprawdzonym i szczodrym, który wcześniej wspomógł Fundację darowizną 1,2 mld starych złotych (wtedy było to ok. 1 mln dolarów). Tym razem wybiera budynek redakcyjny na swoją siedzibę. W kwietniu 1991 roku wprowadza się w Aleje Jerozolimskie i płaci Fundacji 37 mld starych złotych z góry za 13 lat najmu.

Pieniądze idą w ruch: Fundacja kupuje za 22 stare miliardy Prasowe Zakłady Graficzne, na zapleczu budynku redakcyjnego. W maju 1991 roku płaci 16 mld starych złotych za "Express Wieczorny" (naczelnym zostaje Czabański).

Problemy mają za to dwaj urzędnicy, których Siwek wzywał do Kancelarii. Stają przed sądem za antydatowanie dokumentów. Sąd umarza sprawę z powodu znikomej szkodliwości społecznej. Uzasadnia, że urzędnicy "swą gorliwością znacznie przekroczyli zakres obowiązków", a ich działanie należy ocenić "przez pryzmat nacisków, które były na nich wywierane, pochodzących również ze strony najwyższych urzędników państwowych". Siwka - za te naciski - nikt nie ściga.

6. Wrzesień 1991. Telegraf, czyli co ma wspólnego działacz opozycji Maciej Zalewski z partyjnym bankierem Januszem Quandtem?

Bank Przemysłowo-Handlowy związał się z Fundacją, bo ta przedstawiła mu koncepcję koncernu medialnego budowanego na "Expressie Wieczornym", drukarni po RSW oraz Telegrafie. Telegraf powołali we wrześniu 1991 roku Marian Parchowski, wtedy jeden z bliskich współpracowników prezesa PC (dziś poza polityką), i Jarosław Kaczyński z Maciejem Zalewskim, czyli założyciele Fundacji.

BPH został akcjonariuszem Telegrafu. Wyłożył na to 11 mld starych zł. Biznes okazał się marny: po czterech latach bank pozbył się akcji za ok. 10 proc. ich dawnej wartości.

Rozgrywającym i partnerem prezesa Quandta był Zalewski. Mimo skrajnie różnych biografii politycznych obaj zapowiadali się na cudowne dzieci czasów transformacji. Łączyły ich poglądy na temat biznesu i polityki: Zalewski uważał, że polityki nie można robić bez wielkich pieniędzy, Quandt, że dużego biznesu nie da się zrobić bez polityków.
- Telegraf to był wielki pomysł Zalewskiego: uzyskanie od firm prowadzonych przez dawną PZPR-owską nomenklaturę "darowizn", i to bez podatku, jako że formalnie firmy kupowały akcje - wspominał kilka lat później jeden z jego współpracowników.

Przez Telegraf Zalewski skończył w więzieniu. Szefowie spółki Art-B Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski zeznali, że wymusił od nich 17 mld starych zł, które miały iść na kupno akcji Telegrafu, i zażądał kolejnych 40 mld starych złotych nieoprocentowanej pożyczki dla tej spółki. Działania Zalewskiego określili jako "propozycję nie do odrzucenia". W 2003 roku sąd skazał go za to na dwa i pół roku więzienia.

Bankowiec Quandt w PRL z polecenia Biura Politycznego KC PZPR lokował partyjne pieniądze w spółkach. W radzie nadzorczej jednej z nich - Agencji Gospodarczej - zasiadał razem z Ireneuszem Sekułą i Leszkiem Millerem. Po 1989 roku Quandt inwestował pieniądze BPH w nieruchomości po byłej PZPR, np. w Krakowie i Warszawie. Słynął z dobrych układów z kolejnymi ekipami - od PC, przez SdRP, po ludowców. Stanowisko w banku stracił w 1995 roku, przy prywatyzacji BPH. - Quandt dobry mógł być na początku, gdy konkurencja była mała, a liczyły się układy - komentował w "Gazecie" wysoki urzędnik Ministerstwa Finansów.

7. 1992: Kaczyński przyznaje się do interesów z czerwonymi, a prokuratura sprawdza 8 mld pożyczki dla PC

Wyborczy rok 1991 Porozumienie Centrum kończy wprowadzeniem do Sejmu 44 posłów, awanturą Kaczyńskiego z Wałęsą i odejściem ludzi PC z Belwederu. W tym samym czasie UOP zaczyna interesować się spółką Art-B i wątpliwymi interesami państwowego BPH. Prokuratura prześwietla finanse BPH, w tym wpłaty na Fundację Prasową, a wśród nich czynsz za wynajęcie biurowca "Expressu" i kupno akcji Telegrafu.

Jarosław Kaczyński kwitował: "Śledztwa w sprawach BPH, w sprawie Zalewskiego mają w istocie charakter polityczny, a ich właściwym celem, a przynajmniej jednym z celów, jest atakowanie PC...".

W tych samych latach, w innym wywiadzie, stwierdził: "Do uprzywilejowanych, do nowej klasy właścicieli należą ci, którzy wyrośli z dawnej nomenklatury komunistycznej lub byli z nią związani, oraz ci, którzy wywodzą się wprawdzie z Solidarności, ale poszli z komunistami na kompromis".

W marcu 1992 roku dziennikarz "Nowej Europy" wkręcił się na zebranie partyjnego aktywu PC i nagrał innego Kaczyńskiego. Prezes mógł sobie pozwolić na szczerość: "Rzeczywiście, była sprzedaż akcji firmom, które są czerwone. Czy to jest sojusz, czy zdrada? Otóż w Polsce pieniądze są tylko w jednym ręku. Kiedy chcieliśmy stworzyć z Telegrafu wielki tygodnik, to trzeba było sięgnąć po pieniądze, które realnie istnieją. (...). Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli. Spotykalibyśmy się jak dawniej na Puławskiej w 50 osób, Centrum dawno by nie było, a Geremek by tu rządził".

W sylwestra 1992 roku, za rządu Jana Olszewskiego, śledczy uznają jednak, że nie ma przestępstwa. "Od kilku lat forma sponsorowania i dotowania przez posiadaczy kapitału różnorodnych przedsięwzięć prowadzonych przez fundacje (np. kosztowne zabiegi lecznicze) jest coraz bardziej popularnym środkiem służącym do wielokierunkowego funkcjonowania tych instytucji" - czytamy w uzasadnieniu umorzenia.

Ale sprawa BPH ma niespodziewane konsekwencje dla samego Kaczyńskiego. Prokuratura zaczyna sprawdzać powiązania finansowe między Fundacją Prasową a PC. Do Fundacji wchodzi w grudniu 1991 roku kontrola skarbowa. Okazuje się, że 795 mln starych złotych z fundacyjnej kasy trafiło do Zarządu Głównego PC (m.in. na zakwaterowanie uczestników kongresu partii), 330 mln starych złotych to wypłacona PC gotówka, partyjni liderzy bez żenady korzystają z majątku FPS - jej służbowym samochodem jeździł Jacek Maziarski, sekretarz PC.

Ale kluczowym odkryciem kontroli jest 8 mld starych złotych pożyczki FPS dla PC. To liderzy PC Siwek i Kaczyński zasiadający we władzach Fundacji uzgodnili warunki pożyczki dla partii. "Ta kwota została pożyczona PC na kampanię wyborczą do parlamentu" - zezna później w śledztwie skarbnik partii Stanisław Rojek.

8. Maj 1993. Wałęsa rozwiązuje Sejm, a Fibak kupuje "Express Wieczorny". Płaci Fundacji 26 mld za tytuł i 9 mld PC za zgodę na transakcję

W maju 1993 roku prezydent Lech Wałęsa rozwiązuje Sejm. Partie szykują się do nowych wyborów, zaś śledczy do aktu oskarżenia przeciwko czołowym postaciom związanym ze środowiskiem PC. W sprawie 8-miliardowej pożyczki prócz Kaczyńskiego i Siwka zarzuty dostaje także jeden z założycieli FPS Krzysztof Czabański. Prokurator uważa pożyczki za działanie na szkodę interesów majątkowych Fundacji Prasowej. Podczas rozprawy biegły wylicza, że PC powinno zwrócić z odsetkami ponad dwa razy tyle, ile pożyczyło - 18 mld zł. Ale jesienią 1993 roku sąd umarza sprawę. Decydujący argument: pożyczka została rozliczona.

"Gazeta" ujawniła w ubiegłym roku, że rozliczenie odbyło się w bardzo dziwnych okolicznościach. Miesiąc przed zakończeniem śledztwa - w czerwcu 1993 roku - prezes FPS Siwek i Przemysław Gosiewski (wtedy szef Biura Organizacyjnego PC) oświadczają, że była ustna (!) umowa PC z Fundacją, która gwarantowała partii prawo do wskazania naczelnego "Expressu", określenia linii programowej gazety i zgody na sprzedaż tytułu.

Latem 1993 roku Porozumienie Centrum pozwala na sprzedaż "Expressu". Firma Norma Press Wojciecha Fibaka płaci 35 starych miliardów. Z tego 9 miliardów poszło na zwrot pożyczki "tytułem odszkodowania za zrzeczenie się przez PC praw określonych w [ustnym] oświadczeniu".

Po odwołaniach prokuratury proces ciągnie się do 2000 roku. Sprawa jest umorzona z przyczyn formalnych.

9. Wrzesień 1993. PC przegrywa wybory. Kłótnia o podział wpływów w Fundacji. Kaczyński próbuje usunąć Siwka. Siwek się nie daje

Już latem 1993 roku, trzy miesiące przed wyborami, Jarosław Kaczyński chciał usunąć Siwka z fotela prezesa Fundacji. Otwarty spór wybucha po przegranych przez PC wyborach 19 września 1993 roku.

Siwek rezygnuje z fotela wiceprezesa PC. Pisze list otwarty do działaczy, w którym oskarża Kaczyńskiego o wyborczą porażkę, wzywa, by zrzekł się przywództwa w PC, pisze też o lojalności, dla której "ryzykował nazwisko". "To ja dzisiaj odpowiadam za podejmowanie decyzji, które pozwoliły skierować wiele miliardów złotych na potrzeby PC z kierowanej przeze mnie Fundacji Prasowej Solidarności".
Kaczyński rewanżuje się w "Gazecie Krakowskiej": "Nie wytrzymał twardego kursu partii, tzn. tego, że jesteśmy bici, atakowani ze wszystkich stron. Poza tym Siwek był pozbawiony elementarnych kwalifikacji we wszystkich dziedzinach; jeśli o coś można mieć do mnie pretensje, to o to, że tak długo pełnił wysokie funkcje w PC".

Kaczyński i Siwek miesiącami odwołują się ze stanowisk w Fundacji.

Anusz: - Do kiedy PC było w Sejmie, robiliśmy politykę. Nikt nie doceniał potencjału Fundacji Prasowej. Faktu, że może być doskonałym zapleczem na ciężkie czasy. Nie mieliśmy świadomości, że są jakieś budynki, drukarnie, działki. Po porażce wyborczej Siwek wycofał się z polityki i chciał po prostu zarabiać pieniądze. Jarek Kaczyński uważał, że ważniejsze od bycia magnatem prasowym jest wsparcie politycznych przyjaciół, bo wtedy z nim pozostaną. Stąd spór.

- Siwek usłyszał od Kaczyńskiego, że jest życiowym i politycznym dyletantem.

- I co z tego? W partii byliśmy przyzwyczajeni do ostrego stylu Jarka. Potrafił być o wiele bardziej srogi. Wie pani, co potrafił powiedzieć Gosiewskiemu? - Anusz macha ręką. - W finale sporu Siwka z Kaczyńskim godzili biskupi Gocłowski i Andrzejewski.

Jesienią 1994 roku Kaczyński i Siwek dzielą się wpływami. Siwka na fotelu prezesa Fundacji zastępuje jego zaufany - Zenon Sułecki. Kaczyński wprowadza do zarządu mecenasa Wojciecha Hermelińskiego (dziś sędziego Trybunału Konstytucyjnego z rekomendacji PiS).

W kolejnych miesiącach Fundacja porzuca misję budowy medialnego koncernu. Koncentruje się na nieruchomościach po byłej RSW. Między grudniem 1994 a marcem 1995 roku przejmuje od skarbu państwa ok. 20 tys. m kw. powierzchni użytkowej i 20 tys. m kw. gruntów, głównie w centrum Warszawy. Na jakiej podstawie? Wyjaśniamy to w następnym rozdziale.

10. Trzy lata wcześniej. 1991 - minister Glapiński z PC tworzy nowe prawo budowlane. Korzysta na nim środowisko PC i postkomuniści

Cofnijmy się o trzy lata. Adam Glapiński, ekonomiczny ekspert PC, jeden z założycieli partii, ministrem był w 1991 roku. Glapiński zadeklarował pomoc spółdzielcom, którzy w PRL oszczędzali na mieszkanie. W tym celu najpierw zwolnił z przetargów na grunty spółdzielnie, które przyjmowały ludzi z tzw. zamrażarki (mieli zgromadzony wkład na książeczkach mieszkaniowych, ale nie należeli do żadnej spółdzielni). Potem poza przetargiem na grunty znaleźli się wszyscy, którzy 5 grudnia 1990 roku legitymowali się tzw. ostatecznymi decyzjami lokalizacyjnymi. Przejmowali oni także na własność stojące na tych gruntach budynki.

Nikt nie policzył, ile spółdzielni mieszkaniowych skorzystało na lex Glapiński. W samej Warszawie w 1994 i 1995 roku (za rządów SLD) powstało kilka spółdzielni, które za bezcen uzyskały atrakcyjne grunty. Zakładali je m.in. pracownicy Urzędu Rady Ministrów. Tej aferze poświęcono dziesiątki tekstów.

O tym, że 23 grudnia 1994 roku kierownik Urzędu Rejonowego w Warszawie Andrzej Kosiński ułożył się z Fundacją Prasową, oddając jej bez przetargu na własność działki przy Al. Jerozolimskich i Nowogrodzkiej (przyjmując, że FPS przejęła prawa po RSW), media milczały.

Trzy dni przed końcem roku zarząd Fundacji - Wojciech Hermeliński i Kazimierz Kujda (za PiS-u nominowany na prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska) - podpisał akt notarialny. Cena za działki była najniższą z możliwych, budynki przeszły na własność FPS za darmo. Kilka miesięcy później w ten sam sposób - czyli bez przetargu - fundacja kupiła za grosze budynki przy ul. Ordona i Srebrnej w Warszawie, zaś działki pod nimi dostała w wieczyste użytkowanie (przy Srebrnej płacąc symboliczną stawkę).

Zastanawia, że beneficjentami ustawy Glapińskiego było środowisko PC i nomenklaturowe spółdzielnie. Przypadek?

Julia Pitera (PO, minister w kancelarii Donalda Tuska), wcześniej warszawska radna, tropiąca m.in. afery z gruntami w stolicy: - Chodziła taka plotka, że SLD nie będzie ruszać Fundacji Prasowej, a PiS URM-owskich spółdzielni, które skorzystały dzięki Glapińskiemu.

11. 1994-95. PC traci wpływy, a Fundacja Prasowa tworzy sieć spółek i fundacji, które pozwolą ludziom Kaczyńskiego przetrwać ciężkie czasy

W 1994 roku PC było w dołku. Tonęło w długach, traciło ludzi. Najpierw opuścili Kaczyńskiego politycy konserwatywno-liberalni, potem skrajna prawica. Promotor pomysłu na koncern medialny - Maciej Zalewski - miał kłopoty z prawem. A Kaczyński, Siwek i Czabański z finansowania PC przez Fundację tłumaczyli się przed sądem. Czas był taki, że samo słowo "fundacja" było synonimem przekrętu.

Pod koniec 1994 roku Kaczyński, Siwek i Czabański decydują się przerzucić działalność gospodarczą z Fundacji do spółek.

Jej majątek trafia do spółek Interpoligrafia, Air Link, Celsa oraz Srebrna. FPS jako właściciel nieruchomości zostaje większościowym udziałowcem spółek.

Jaki mógł być tego sens? - pytaliśmy prawników, specjalistów od obrotu gospodarczego. Fundacja mogła sama prowadzić działalność gospodarczą, mogła też powstać jedna spółka zarządzająca jej majątkiem.

- Ale wyobraźmy sobie, że mamy jedną wielką spółkę, powiedzmy FPS-Nieruchomości, czy nie zwracałaby na siebie uwagi? - zapytał retorycznie jeden z prawników.
Fundacja powołuje spółki, ale nic na tym finansowo nie zyskuje. Za to w następnych latach - co zaraz pokażemy - to spółki i ich władze (czyli czołówka polityczna PC) żyją z majątku Fundacji. Sama Fundacja jest na granicy wegetacji.

W sprawozdaniach finansowych spółek z ponad dziesięciu lat znaleźliśmy jedną informację o dywidendzie dla Fundacji. Gdy Siwek likwiduje w 2005 roku Interpoligrafię, Fundacja nie odzyskuje nawet tego, co w nią włożyła.

Wraca pytanie o cel tej skomplikowanej "inżynierii finansowej". Szukamy odpowiedzi.

Ruch pierwszy. Umowy spółek spisywane są tak, by Sławomir Siwek miał decydujący głos w Air Linku, Interpoligrafii i Celsie. Zostaje też ich prezesem.

Mechanizm powtarza się w Srebrnej, gdzie pozycję uprzywilejowaną mają Jarosław Kaczyński i Krzysztof Czabański.

Ruch drugi. W marcu 1997 roku Fundacja Prasowa robi coś, co przypomina harakiri - dzieli swą najcenniejszą nieruchomość, działkę między Alejami Jerozolimskimi i Nowogrodzką, na części, a także przenosi na spółki własność budynków stojących na niej.

Front - czyli Aleje Jerozolimskie - bierze spółka Srebrna. Zaplecze - czyli Nowogrodzką - Air Link. Od 1998 roku działalność gospodarcza Fundacji Prasowej ogranicza się do dzierżawy podwórka między Nowogrodzką i Alejami Jerozolimskimi.

Ruch trzeci. W marcu 1997 roku powstają nowe fundacje: Solidarna Wieś oraz Nowe Państwo. Zgodnie ze schematem FPS wnosi do nich swoje udziały w spółkach. Skromną gotówkę do nowych fundacji wkładają Siwek, Kaczyński, Czabański. Bp Roman Andrzejewski wspiera Solidarną Wieś Sławomira Siwka. Zaś abp Tadeusz Gocłowski jest w radzie fundacji Nowe Państwo.

I kolejny obrót: fundacje SW i NP przejmują udziały (prawo użytkowania gruntów i własność budynków) Fundacji Prasowej w spółkach.

Powstaje coraz trudniejsza do rozwikłania biznesowa plątanina z jedną wyraźną myślą - to mają być dwa gospodarcze "imperia": Siwka i Kaczyńskiego-Czabańskiego.

- Majątek Fundacji Prasowej stał się depozytem, który bardziej grupie niż partii pozwolił utrzymywać się w okresie politycznej dekoniunktury - ocenia sytuację znany publicysta (zastrzegł anonimowość).

- W spółce Srebrna i fundacji Nowe Państwo zgodnie z pomysłem Kaczyńskiego udało się przeczekać ciężkie czasy grupie najwierniejszych jego współpracowników, np. Adamowi Lipińskiemu, Markowi Suskiemu, Przemkowi Gosiewskiemu, mógłbym tak wymieniać dalej. To dzisiejsza czołówka PiS.

12. O Air Link, Interpoligrafii i Celsie - trzech spółkach, na których Siwek buduje swe imperium

Spółki mają kilka charakterystycznych cech: żyją z wynajmu budynków po byłej RSW, mają wysokie koszty, działają na granicy opłacalności, niektóre kończą stratą, ale regularnie płacą zarządom i radom nadzorczym.

Air Link założyli w 1994 roku Maciej Zalewski i Józef Orzeł, ale po konflikcie z Kaczyńskim i wejściu do spółki Fundacji Prasowej obaj panowie znikają z władz tej spółki.

Fundacja Prasowa wnosi do Air Linku kolejno: prawo do tytułu "Tygodnika Rolników Obserwator", dwa auta, a w 1994 - po podziale działki przy Nowogrodzkiej/Al. Jerozolimskich - prawo użytkowania części gruntu i budynki tzw. starej i nowej drukarni przy Nowogrodzkiej.

Od 1995 roku - przez 11 lat - prezesem i uprzywilejowanym udziałowcem Air Link jest Sławomir Siwek. Bez jego zgody nie można zmienić umowy spółki czy jej władz, a także sprzedać drukarni przy Nowogrodzkiej.

W 1996 roku Air Link przebudowuje drukarnię na biura. W 1997 roku wprowadza się tam Jarosław Kaczyński - świeżo upieczony poseł z poparciem ROP Jana Olszewskiego. Kaczyński trwa na Nowogrodzkiej do dziś. Nazwa ulicy jest synonimem centrali partii.

Od 1997 roku Air Link zarabia miliony na czynszach. Rośnie także pensja prezesa Siwka, np. do 81,2 tys. zł za rok 2000.

Dokumenty pokazują jednak, że tuż przed transakcją z izraelskim deweloperem Air Linkowi wiedzie się przeciętnie. Pogrążają go koszty. W 2006 roku spółka ma zaledwie 72,8 tys. zł zysku, hipotekę Nowogrodzkiej obciąża 4,6 mln zł, jest jeszcze 110 tys. zł zaległych opłat za użytkowanie wieczyste.
A jak biznes idzie w Interpoligrafii i Celsie?

Interpoligrafia SA powstała w 1991 roku, gdy Fundacja Prasowa kupiła od RSW Państwowe Zakłady Graficzne przy Nowogrodzkiej. Spółka prowadziła drukarnię. To tu drukowano m.in. "Nowe Państwo" i "Obserwatora" oraz kilka pism lokalnych. W zarządzie Interpoligrafii był poseł Krzysztof Tchórzewski, polityk PC-AWS, dziś PiS.

Ta spółka także nie radzi sobie. Traci na działalności poligraficznej, redukuje personel drukarni do kilku osób. W 2005 roku Siwek decyduje się na jej likwidację. Do podziału między wspólników: Air Link, Solidarną Wieś i Siwka, jest majątek wyceniony na zaledwie 1,4 mln zł. Prezes Siwek na likwidacji spółki nie zarabia, Fundacja Prasowa też nic z tego nie ma. Ale likwidacja Interpoligrafii otworzyła drogę do sprzedaży budynku dawnej drukarni przy Nowogrodzkiej.

Spółce Celsa powodzi się najlepiej. Zawiaduje majątkiem przy ul. Ordona na warszawskiej Woli: dawnymi magazynami RSW i 8 tys. m kw. działki. Wiano to - pozyskane bez przetargu od państwa - wniosła oczywiście FPS. Siwek bierze tu trzecią - po Air Linku i Interpoligrafii - prezesowską pensję.

Wyjątkowe jest, że jako wspólnik w Celsie ma nie symboliczne, lecz liczone w setkach tysięcy złotych udziały.

Celsa ma zysk z wyremontowanego biurowca przy ul. Ordona. Znaleźliśmy nawet ślad wypłaty kilkusettysięcznej dywidendy. Samorządowiec, b. działacz PC, radzi bacznie obserwować, co będzie działo się z Celsą. Bo po przeciwnej stronie ulicy powstać ma wielkie osiedle mieszkaniowe. Inwestorem jest nieruchomościowa odnoga państwowego PKO BP. Cena za sprzedaż blisko hektara gruntu Celsy może przebić tę zaoferowaną za Nowogrodzką.

13. Fundacja Solidarna Wieś skromnie dotuje tygodnik dla rolników, książkę Siwka, a najskromniej wiejskie dzieci

Siwek swoje imperium kontroluje przez fundację Solidarna Wieś (gdzie przewodniczy radzie fundatorów). Przedstawił ją sam w liście do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz z jesieni 2007 (tuż po tym, gdy chciała zainteresować prokuraturę wyprowadzaniem majątku Fundacji Prasowej do spółek i kolejnych fundacji): "Majątek nieruchomy oraz prawa wydawnicze przekazała do zarządzania i obrotu gospodarczego m.in. Air Link. W zamian objęła udziały, by (...) w wyniku podziału zysku posiadać środki na prowadzoną działalność statutową".

Śladów takiego podziału zysku z działalności Air Link, który wsparłby Solidarną Wieś, jednak nie znaleźliśmy.

W liście do Gronkiewicz-Waltz Siwek twierdzi, że sprzedając Nowogrodzką, realizował testament nieżyjącego duszpasterza rolników biskupa Romana Andrzejewskiego (jednego z fundatorów SW).

Powołana w 1997 roku na "rzecz rozwoju cywilizacyjnego i kulturalnego wsi i małych miast" fundacja miała wspierać czytelnictwo na wsi, pomagać "wielodzietnymi rodzinom wiejskimi i samotnym rolnikom". Ale pomocą charytatywną czy stypendiami fundacja nie może się pochwalić.

Siwek jest członkiem stałym rady fundacji (funkcję pełni dożywotnio, następcę ma wskazać testamentem). Do rady wchodzą też Katarzyna Pasoń (według kilku źródeł jego siostrzenica) i Marek Dziubek (dawniej PC, dziś PiS).

Ze sprawozdań wynika, że Solidarna Wieś dotuje głównie wydawanie "Tygodnika Rolników Obserwator", którego wydawcą jest Air Link. Solidarna Wieś dała też 23 tys. zł na wydanie książki Siwka "Fundacja Rolnicza. Jak władze PRL zablokowały wsparcie przez Kościół polskich rolników. Fakty, dokumenty - negocjacje w latach 1981-1989".

W tym czasie dwójka "dzieci uczących się" dostała od Fundacji po 1 tys. zł. Jak obliczyliśmy, przez dziesięć lat działalności Solidarna Wieś wypłaciła zaledwie koło dziesięciu zapomóg - po tysiąc, 2 tysiące złotych.

W liście do prezydent Warszawy Siwek zapowiedział, że od 1 stycznia zawiesi wydawanie "Obserwatora", "niezależnej i niepolitycznej gazety".

Sięgamy po archiwalne numery tygodnika. Pismo łączy fachowe porady dla rolników z polityką, która zajmuje pierwsze strony. "Obserwator" regularnie krytykuje Tuska, "Gazetę Wyborczą", promuje Radio Maryja. Numer z grudnia 2007 zaczyna się słowami: "Musimy zawiesić wydawanie Tygodnika Rolników (...). Winnym okazuje się związek "Solidarność" Rolników Indywidualnych. Nie sprawdził się w roli instytucji wspierającej".

Pojawia się też manifest programowy "Obserwatora": "Nie zgadzaliśmy się z lewacko-liberalnymi pomysłami na budowę Europy bez chrześcijańskich wartości. Taka Europa zniknie, stanie się tylko półwyspem Azji". (...) Byliśmy inni w masie "liberalnej prasy" - twierdzi zespół. Ta "frontalnie" zaatakowała po ostatnich wyborach. Ciosy PO "wspomaganej" przez "Gazetę Wyborczą" i TVN spadły na wydawcę, czyli Air Link, co przekreśliło negocjacje z nowymi wydawcami. "Rząd Tuska ma zatem na swoim koncie likwidację pierwszej wolnej gazety..." - czytamy.

W pożegnaniu nie ma słowa o sprzedaży Nowogrodzkiej przez Air Link ani o gigantycznych pieniądzach, które wesprzeć mogły Fundację, a więc i jej sztandarowe pismo.

14. Rozdział biograficzny o najbliższym współpracowniku Siwka Zenonie Sułeckim. On wie wszystko o interesach tego środowiska, ale skromnie milczy

Od lat przy Siwku jest Zenon Sułecki. Zastąpił go na stanowisku prezesa FPS, Air Linku i sfinalizował sprzedaż Nowogrodzkiej.
Nasi rozmówcy określają go "asystentem" albo "przybocznym" Siwka. Jak mówią, ich znajomość trwa od lat 80. - Charakteryzowali się tym, że jeden mówił mało, a drugi - czyli Sułecki - w ogóle - wspomina jeden z dawnych działaczy PC.

Sułecki nie należał do PC czy PiS, ale od 1990 roku pilnuje interesów tego środowiska. W Fundacji Prasowej zaczyna jako dyrektor. W 1992 roku wchodzi do zarządu FPS. W 1994 roku, po zawarciu rozejmu między Siwkiem a Kaczyńskim, Sułecki zostaje prezesem Fundacji Prasowej i jest nim do dziś.

Odnajdujemy go też w innych spółkach "imperium". Gdy w 1996 roku Siwek zostaje prezesem i udziałowcem Interpoligrafii - Sułecki wchodzi do jej rady nadzorczej. Schemat powtarza się w Celsie. W Air Link Siwek to prezes i udziałowiec, zaś Sułecki - prokurent (do czasu objęcia fotela prezesa). Obaj panowie są też w fundacji Solidarna Wieś: Sułecki prezesuje, Siwek kieruje radą fundacji.

15. Fundacja Prasowa zarabia na parkingu w podwórzu centrali PiS. Prezes Sułecki nie chce nagłaśniać nazw instytucji, które wspiera

Przypomnijmy, że działalność gospodarcza spółek - takie było założenie - pomóc miała w finansowaniu szczytnych celów Fundacji Prasowej. Fundacja od połowy lat 90. istnieje prawie wyłącznie na papierze. Urządza parking na ostatnim kawałku gruntu, jaki jej został. Zarabia na tym ok. 200 tys. zł rocznie.

O swojej działalności FPS niemal nie informuje. Np. w 1996 roku na społeczne cele przeznaczyła 12 tys. zł. W 1999 roku wsparła Instytut na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej kwotą 4 tys. zł, Literackie Towarzystwo Wydawnicze - 6 tys. zł. W 2000 roku dotowała m.in. "Obserwatora" i elbląskie "Nowiny". Ale zarząd rok w rok bierze od 36 do 58 tys. zł.

Szukamy sprawozdań finansowych FPS za ostatnie lata. Pod koniec 2007 roku nie ma ich ani w sądzie, ani w Ministerstwie Kultury.

Dzwonimy do prezesa Sułeckiego, żeby zapytać, czy FPS działa, bo nie możemy znaleźć jej siedziby i sprawozdań.

- Fundacja nie jest zamknięta - zapewnia Sułecki. - Funkcjonuje w Al. Jerozolimskich. Składa sprawozdania tam, gdzie powinna składać.

- Czym się państwo zajmują?

- Wspieramy różne wydawnictwa. To, co mamy w statucie.

- Przykłady?

- Kilka. Nie chcę tego nagłaśniać.

- Na czym zarabiacie?

- Na wynajmie. Mamy parking na tyłach Alej Jerozolimskich

- Po sprzedaży Nowogrodzkiej stanie się zapleczem budowy.

- Trudno powiedzieć. Kapituła Fundacji się tym zajmie.

16. Imperium Kaczyńskiego: spółka Srebrna i dwa biurowce na wynajem w centrum Warszawy

Zostawmy Siwka i jego interesy i przenieśmy się do spółki Srebrna, w której trudne lata przeczekała obecna czołówka polityczna PiS. Spółkę założyli Jarosław Kaczyński z Barbarą Czabańską w 1995 roku. Na początek dostała od Fundacji w aporcie dwa biurowce - przy Srebrnej i Alejach Jerozolimskich - oraz pięć samochodów. Żyła z najmu.

Za prowadzenie Srebrnej w pierwszym roku odpowiada zarząd: Kazimierz Kujda i Krzysztof Wyszkowski (dobry znajomy Kaczyńskiego z czasów Tygodnika "Solidarność"), biorą 61 tys. zł. Rada nadzorcza, w tym Barbara Czabańska, Ludwik Dorn i Wojciech Jasiński, dzielą między siebie 105 tys. zł.
W 1996 roku w spółce są zmiany: Jarosława Kaczyńskiego w radzie nadzorczej zastępuje Lech Kaczyński, pojawia się Przemysław Hniedziewicz.

- Miałem wtedy okres programowego zbliżenia z Jarkiem Kaczyńskim, porozmawialiśmy, wiele spraw sobie wyjaśniliśmy i wróciłem do PC - wyjaśnia.

- I wszedł pan do rady nadzorczej Srebrnej.

- Dostałem propozycję, to wszedłem. Ale nie na długo.

- Bo skończyła się polityczna współpraca z Kaczyńskim?

- No tak, potem mnie odwołali.

Mimo strat spółki rada nadzorcza i zarząd w 1996 roku dzielą między siebie ok. 200 tys. zł. W kolejnym roku, gdy - jak wynika z bilansu - straty rosną do 1,5 mln zł, zarobki władz spółki też rosną: zarząd bierze 119 tys. zł, rada nadzorcza - 99 tys.

Między 1997 a 2000 rokiem Srebrnej prezesowali kolejno Kazimierz Kujda, Adam Lipiński (późniejszy szef gabinetu politycznego premiera Kaczyńskiego, wiceprezes PiS) i Wojciech Jasiński (minister skarbu w rządzie PiS).

W 2000 roku dwuosobowy zarząd (w tym Lipiński) zarobił 232 tys. zł, rada nadzorcza - 93 tys. zł. Podobne sumy wypłacane są w kolejnych latach. Decydujący głos ma Kaczyński, choć jest tylko skromnym udziałowcem, ale umowa spółki skonstruowana została tak, że uchwały zgromadzenia zapadać muszą jednogłośnie. Kaczyński latami jest także przewodniczącym rady nadzorczej Srebrnej, a następnie rady Fundacji Nowe Państwo, która przejęła udziały w Srebrnej od Fundacji Prasowej. Kaczyński nie bierze za te posady pieniędzy. Ale w zarządach i radach Srebrnej i Nowego Państwa tasuje ludzi. Poza wymienionymi pojawiają się tam także m.in. Barbara Skrzypek, Marek Suski, Jolanta Szczypińska, Halina Wojnarska.

17. Tygodnik "Nowe Państwo" - torf, na którym wyrósł PiS

Spółka Srebrna inwestuje w media: "Nowe Echo Podlasia", "Słowo Podlasia", Radio Konin i oczywiście sztandarowy tygodnik "Nowe Państwo". Tym pismem dla "prawicowej inteligencji" kieruje w latach 1995-1999 Adam Lipiński - działacz podziemia na Dolnym Śląsku, wydawca, jeden z założycieli PC, wiceprezes partii, a od 1999 roku ostatni prezes PC, potem wiceprezes PiS. Jeden z nielicznych działaczy, który w polityczno-ideowych sporach zawsze był po stronie prezesa.

"Nowe Państwo" - czytamy w sprawozdaniu Srebrnej za 1995 rok - miało być "inwestycją o charakterze długofalowym, zarząd liczy, że w przyszłości uzyska poczytność, która pozwoli na zyski". Stało się inaczej - wydawanie "Nowego Państwa" "zarzyna" spółkę. Straty wydawcy idą w miliony złotych, "pomimo dobrego poziomu i wysokiej pozycji opiniotwórczej w środowiskach elit politycznych" (to opinia zarządu Srebrnej). W 2000 roku zarząd podkreśla, że pismo "ma lakierowane okładki, prezentuje zagadnienia dotyczące polityki, gospodarki, kultury i obyczajów, ma stronę internetową, znanych dziennikarzy Piotra Zarembę, Piotra Legutko, Andrzeja Talagę, Piotra Semkę".

- Jak pan trafił do "Nowego Państwa"? - pytamy posła PiS Marka Suskiego.

- Szukałem pracy. Przyjęli mnie, robiłem różne rzeczy: rysunki, moim zdaniem satyryczne, a jak trzeba było, siadałem za komputerem, poszukiwałem odbiorców, rynku zbytu. Bywało, że chodziłem po kioskarzach. Mrówcza praca. "Nowe Państwo" było tygodnikiem elitarnym, torfem, na którym wyrosło PiS, czyli prawica odwołująca się do nurtu niepodległościowego. Niestety, nigdy nie udało się nam wypromować tytułu na szerokim rynku. Przecież pani wie, że na to trzeba setek milionów, których nie mieliśmy. "Nowe Państwo" nie dostawało reklam ani za rządów UW, ani SLD.

- Unia rządziła z AWS - zauważam.

- Ale zawsze było tak: wszechogarniająca potęga Agory i biedna, konająca na rynku nasza gazeta - wspomina Suski.

W 2002 roku, gdy Suski jest już w Sejmie, w Srebrnej zapada decyzja o zwolnieniach grupowych dziennikarzy. Pismo z tygodnika zmienia się w miesięcznik.

Od jesieni 2005 roku "Nowe Państwo" jest kwartalnikiem. Według ostatnich dostępnych danych sprzedaje się ok. 1,8 tys. egzemplarzy, w tym 300 w prenumeracie.

Zaglądamy do numerów z 2002 roku. Jacek Maziarski w cyklu "Życiorysy" kreśli polityczne portrety. Tekst o Lechu Wałęsie "Król gnuśny Lech" zaczyna: "Parę tygodni temu oglądał go świat, jak podczas ceremonii otwarcia igrzysk wchodził na stadion Salt Lake City, niosąc olimpijską flagę. Trudno wyobrazić sobie bardziej błyskotliwą karierę - człowiek, który 40 lat temu za pół litra wódki naprawiał po wsiach pralki Frania, reprezentuje Europę na olimpiadzie".
18. Imperium Kaczyńskiego: fundacja Nowe Państwo świadczy obsługę ulotkową

Właścicielem spółki Srebrna jest fundacja Nowe Państwo, która w 1997 roku (obok fundacji Solidarna Wieś) przejęła majątek FPS. Wśród założycieli są abp Tadeusz Gocłowski, Jarosław Kaczyński, Krzysztof Czabański. Kapitał - szacowany na ponad 10 mln zł - wniosła głównie Fundacja Prasowa.

W aktach Fundacji znajdujemy pismo z prośbą o szybką rejestrację, bo FNP chce animować dyskusję nad Konstytucją RP. Jednak pierwszym projektem "na rzecz rozwoju demokracji" jest pomoc dla kandydatów na posłów z listy AWS w 1997 roku. W ofercie była "obsługa ulotkowa, przygotowanie i emisja spotów telewizyjnych i radiowych". Wartość pakietu - 30 tys. zł na osobę. Chętni musieli tylko złożyć wniosek i zadeklarować, że będą wspierać fundację.

Zarząd fundacji Nowe Państwo, czyli Adam Lipiński i Barbara Czabańska, wspomógł tak kolegów z PC: Tadeusza Dziubę, Teresę Liszcz, Przemysława Gosiewskiego i Jana Szyszkę.

Czy po wygranych wyborach koledzy wspierali fundację Nowe Państwo?

- Tego nie wiem, ale Przemek Gosiewski wprowadził obowiązkową prenumeratę tygodnika "Nowe Państwo" w naszych szeregach - mówi były działacz partii.

Od 1998 roku fundacja zabiera się do walki z przestępczością. Wspiera "niezależne wydawnictwa i inicjatywy społeczne". Chodzi głównie o wydawnictwa parafialne i parafialne grupy dyskusyjne. Regularnie wsparcie otrzymuje np. warszawska parafia Dzieciątka Jezus.

W 2001 roku, gdy do wyborów idzie PiS, fundacja dofinansowuje książkę "Uwagi o źródłach patologii życia publicznego" oraz organizację konferencji "poświęconej perspektywom rozwoju formacji prawicowej w Polsce".

19. Senior Kaczyński oddaje spółkę Srebrna-Media w lenno rodowi Czabańskich

W 1996 roku wydzielona zostaje ze Srebrnej spółka Srebrna-Media. Obsadza ją rodzina Czabańskich (Krzysztof Czabański, przypomnijmy, to jeden z założycieli Fundacji Prasowej, za czasów PiS został prezesem Polskiego Radia SA). Majątkiem Srebrnej-Media jest prawo wieczystego użytkowania 1/3 budynku biurowego przy Srebrnej. Celem - działalność na polu wszelkich mediów: prasy, radia i telewizji. Faktycznie żywot spółce zapewnia wynajmowanie lokali w budynku przy ul. Srebrnej 16. Czy da się z tego żyć?

Czabański w rozmowie z Mikołajem Lizutem ("Duży Format", 2007) opowiada: "Te spółki stworzyliśmy dla zarządzania nieruchomościami. Nie uważam tego za uwłaszczenie. Przecież Fundacja - właściciel spółek Srebrna i Srebrna-Media - nie jest naszą własnością". Faktycznie, tyle że fundacje są tu tylko przykrywką. Np. ile zarobi zarząd, decyduje zgromadzenie wspólników. Gdy Czabański odchodzi do publicznego radia, musi zrezygnować z prezesury. Zbiera się więc rodzina: Krzysztof Czabański i Jacek Czabański (to b. doradca Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości, na zgromadzeniu reprezentuje udziałowca większościowego, czyli fundację Nowe Państwo), i ustala wynagrodzenie dla prezes Barbary Czabańskiej - 8 tys. zł miesięcznie (ze sprawozdania spółki za 2005 rok).

W tym samym roku spółka notuje 159 tys. zł strat. Mimo to wydaje gazetę "Płaska" w powiecie augustowskim. Dlaczego akurat ta gazeta? W gminie Płaska pod Augustowem zameldowana jest Barbara Czabańska.

Gdy w 1993 roku FPS sprzedawała tytuł Wojciechowi Fibakowi, zawiązano nową spółkę - Express. Jej udziałowcami byli też Czabański, ówczesny naczelny "Expressu", i Jan Gogacz, wydawca prasy podziemnej. Razem mieli dwa udziały na zgromadzeniu wspólników, ale uprzywilejowane, bo dające 5 procent głosów. A w umowie spółki zapisano, że decyzje zapadać muszą większością 96 proc. głosów. Czyli bez nich nic nie mogło się zdarzyć.

W umowie zapisano też, ile kosztować będzie zwolnienie ich z posad. Od Czabańskiego, gdyby zwolniony został przed 1996 rokiem, wspólnicy musieli odkupić jego udziały, płacąc 3 proc. od 70 proc. wartości średniej rocznej sprzedaży spółki. Tak też się stało.

W bilansie za 1994 rok czytamy, że przychody ze sprzedaży gazety wyniosły 19 mln zł (po denominacji). Policzmy - 70 proc. z tego daje ponad 13 mln zł, z czego 3 proc. - niemal 400 tys. zł. To była wówczas równowartość dziesięciu aut średniej klasy!

"Pan pyta, czy zarobiłem na sprzedaży Expressu. Jak na razie nikt na związkach z Fundacją Prasową lepiej niż Czabański nie wyszedł.

20. Maj 2005. Nieoczekiwany zwrot - na trybunę sejmową wchodzi poseł Nowak

Nowak wyciąga oświadczenia majątkowe posłów Kaczyńskiego, Lipińskiego i Suskiego i atakuje: "Do roku 1997 pan Kaczyński był udziałowcem w spółce Srebrna. Następnie sprzedał ten udział posłowi Lipińskiemu, bo oczywiście weszła ustawa antykorupcyjna (...). Następnie spółka Srebrna w bardzo krótkim czasie przekazała aportem nieruchomość przy ulicy Aleje Jerozolimskie do fundacji Nowe Państwo. Pan Kaczyński zarządza jako przewodniczący rady fundacji tym ogromnym majątkiem. (...) Te spółki mają bardzo duży dochód, a nie wykazują zysku, dlatego należy się zastanowić (...), czy nie jest tak, że ta spółka po prostu zatrudnia czy ta fundacja zatrudnia bardzo dużo ludzi na zasadzie umowy o dzieło, umowy-zlecenia, i w ten sposób po prostu nie produkuje zysku".

Nowak chodzi po sądach, kopiuje dokumenty, wiesza je na stronie internetowej, tworząc "Raport Nowaka". Pisze: "Bracia Kaczyńscy, być może jeden z nich to przyszły premier, drugi - prezydent Polski, zawsze twierdzili, że są czyści jak łza, że Porozumienie Centrum nigdy niczyim kosztem się nie uwłaszczyło, że nie pozyskiwało żadnych środków z podejrzanych lub dziwnych źródeł, w sposób, który szczególnie dziś budziłby wątpliwości czy niesmak wyborców PiS, partii mającej aspiracje rządzić Polską w sposób rzekomo uczciwy".

Ale Nowak inspiruje tylko "Trybunę" oraz "Fakty i Mity", inne media nie chcą się grzebać w przeszłości Kaczyńskiego. Politycy też nie.

- Dlaczego PO zainteresowało się Fundacją Prasową dopiero dwa lata później, a nie wówczas, gdy Nowak o niej mówił?
Julia Pitera (PO): - Ludzie na tyle poważnie traktują sprawę, na ile człowiek, który ją prezentuje, jest wiarygodny.

Nowak nie daje za wygraną, składa zawiadomienie w prokuraturze. Wyciąga wątpliwości prawne, które wiążą się z przejęciem i rozproszeniem majątku przez FPS. Większość pokrywa się z tym, o czym dwa lata później napisze do prokuratury Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Pojawiają się te same pytania. Czy Fundacja była następcą prawnym PRL-owskiego koncernu RSW Prasa-Książka-Ruch? Bo tylko wtedy mogła przejąć nieruchomości RSW bez przetargu. Czy przejęła je legalnie, skoro do niektórych działek zgłoszone były roszczenia byłych właścicieli?

Nowak zarzuty formułuje tak, że biją one raczej w urzędników, którzy rozpoczęli to koło przekazywania gruntów i budynków. Zastrzega, że choć sprawy dotyczą lat 90., nie zostały przedawnione, bo przestępstwa te "nie były ścigane ze względów politycznych".

Prokuratura dla Warszawy-Śródmieście dzieli śledztwo na dwa. Przesłuchuje Nowaka i jednego urzędnika z ratusza. Prezydentem Warszawy jest wówczas Lech Kaczyński. Urzędnik stwierdza: "Na chwilę obecną Urząd m.st. Warszawy nie ma wiedzy o zaistnieniu jakichkolwiek strat w kontekście przedmiotowych nieruchomości i nie potwierdza zaistnienia przestępstwa".

Jeden wątek sprawy prokurator umarza z powodu niepopełnienia przestępstwa, w drugim odmawia wszczęcia śledztwa z powodu przedawnienia. Ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym jest już Zbigniew Ziobro (PiS).

21. 2007. Prezydent Warszawy żąda zwrotu nieruchomości FPS. Prokuratura odmawia zbadania sprawy

Za rządów PiS ludzie związani z Fundacją i powstałymi na jej majątku spółkami wracają do pierwszego szeregu w polityce i agendach rządowych.

Dopiero w ogniu kampanii 2007 roku pytania o legalność przejęcia od państwa majątku wartego miliony stawiają media i główny konkurent polityczny PiS - Platforma Obywatelska. Witold Gadomski pisze w "Gazecie": "PiS to najbogatsza partia w Polsce". Prezydent Warszawy z PO Hanna Gronkiewicz-Waltz zawiadamia prokuraturę.

A po ujawnieniu sprzedaży Nowogrodzkiej w listopadzie 2007 roku pisze kolejny wniosek do śledczych, domagając się zabezpieczenia nieruchomości po RSW przed dalszą sprzedażą.

Gronkiewicz-Waltz: - Zaczęłam się interesować tematem, gdy pojawił się w mediach. Zleciłam czytanie wszystkich akt i z tego, co mamy, wynika, że od lat 60. były roszczenia do tego terenu. Wątpliwe jest następstwo prawne fundacji po RSW. I co najbardziej interesujące - dlaczego z Fundacji Prasowej Solidarności wyprowadzono ten grunt do spółek zarządzanych przez ludzi powiązanych z dawnym PC?

Prokurator, a potem sąd odmówiły śledztwa. Wymiar sprawiedliwości uznał, że po zawiadomieniu Nowaka w 2005 roku "rzecz została już prawomocnie rozpatrzona".

Tymczasem nad skarbem państwa wisi groźba wypłaty odszkodowań. Gdy prezesi i prawnicy, np. obecny sędzia Trybunału Wojciech Hermeliński, stawali do aktów notarialnych, którymi zmieniano prawo własności do budynków po RSW i użytkowania wieczystego gruntów, zapewniali, że działki nie są obciążone roszczeniami b. właścicieli. Ale tak nie jest.

W warszawskim sądzie trwa sprawa wytoczona przez spadkobierców Anny Tarnowskiej. Chodzi o część gruntu przy Nowogrodzkiej, który za 34 mln zł sprzedał Air Link. Byli właściciele domagają się od skarbu państwa wypłaty ponad 1,7 mln zł odszkodowania (kwota z powodu odsetek może urosnąć) za działkę przejętą przez RSW z naruszeniem prawa.

Zdaniem ratusza, gdy w 1990 roku działkę tę przejmowała Fundacja Prasowa, nie ona, lecz byli właściciele, mieli prawo pierwszeństwa jej nabycia. Prezydent Warszawy w najbliższych dniach złoży pozew o unieważnienie transakcji Fundacji Prasowej z lat 90. Gronkiewicz-Waltz wspiera minister skarbu Aleksander Grad: - Te nieruchomości zostały bezprawnie fundacji przekazane. Skarb państwa stracił pieniądze.

Brzmi to jak wypowiedzenie wojny PiS.

Kto jednak ugryzł lub ugryzie owe 34 miliony za sprzedaną Nowogrodzką? Pieniądze przelano na konto w Fortis Banku, to wiemy. Reszta się nie składa. Beneficjentem powinna być fundacja Solidarna Wieś, bo to ona jest większościowym udziałowcem w spółce Air Link, a nie jest. Nowogrodzka nie zamieniła się też w plac budowy. 
Uwaga artykuł z 19.05.2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz