poniedziałek, 9 listopada 2015

Odmrażanie IV RP


Słaby premier i silna frakcja jastrzębi. Do gry wracają Macierewicz, Ziobro, Kamiński. Całą operacją w roli nadpremiera steruje Jarosław Kaczyński.

Michał Krzymowski, Aleksandra Pawlicka


Człowiek z Nowogrodzkiej: – Szydło obejmuje rząd z poważnie obciążoną hipoteką. Oczywiście wiele będzie zależało od jej sprawności, ale to rząd raczej na rok niż całą kadencję.
Polityk PiS: - Prezes jest w swoim żywiole. Odmro­ził wszystkich: Zbigniewa Ziobrę, Antoniego Macierewicza, Mariu­sza Kamińskiego, Jacka Kurskiego, Adama Bielana. Słucha ich, ma pełny przegląd pola i na końcu podejmuj e decyzję.

LISTA JEST GOTOWA
Czwartek po południu, rzeczniczka PiS, Elżbieta Witek, ogłasza, że składu rządu nie poznamy zgodnie z zapowiedziami do końca tygodnia. Powód? „Przerwa techniczna” spowodowana spot­kaniem Beaty Szydło z szefem dyplomacji Ukrainy oraz pokaz no­wego Bonda. A potem - jak mówi Witek - „szanujmy weekend, każdy ma prawo odpocząć”. Czy to wystarczające powody, aby prze­rywać prace nad kompletowaniem rządu?
  - Lista ministrów jest gotowa, wszystkie nazwiska klepnięte na sto procent. Teraz toczą się już tylko rozmowy o podziale kompe­tencji - zapewnia w czwartkowy wieczór nasz rozmówca. Chodzi o resorty gospodarcze. Stworzenie nowego Ministerstwa Energe­tyki uszczupla kompetencje trzech innych resortów. Są też pytania o to, czy łączyć administrację i informatyzację z MSW, jak likwido­wać Ministerstwo Skarbu i komu przydzielić podległe mu spółki, a także czy wydzielać z Ministerstwa Infrastruktury gospodarkę wodną dla Marka Gróbarczyka, który był już szefem tego resortu w końcówce rządów PiS w 2007 r.
  - Pozostaje też najważniejsze pytanie: kto będzie ministrem gospodarki? Była mowa o kandydaturze Pawła Szałamachy, ale poja­wił się też prof. Piotr Gliński, któremu pre­zes obiecywał złote góry, a skończyło się na stanowisku wicepremiera, jak na razie bez teki. Trwa poszukiwanie czegoś dla profeso­ra - mówi „Newsweekowi” polityk uczestni­czący w pracach na Nowogrodzkiej.
  Wicepremierostwo dla Glińskiego ogłosił Kaczyński jeszcze przed wyborami, nie kon­sultując tego z kandydatką na premiera Be­atą Szydło. Jej relacje z Glińskim określa się dziś w PiS jako chłodne. W kampanii starli się w sprawie przygotowywanej przez Glińskie­go konwencji programowej.

JASTRZĄB ZA 100 MILIARDÓW
W kompletowaniu rządu kluczowa jest obsada resortów siłowych. Wszystkie mają przypaść partyjnym jastrzębiom, sprawdzo­nym w bojach z czasów IV RP. W ramach tej operacji szykuje się wielki powrót Antoniego Macierewicza do MON, choć Szydło w kam­panii zapewniała, że to niemożliwe i najbar­dziej prawdopodobnym kandydatem jest Jarosław Gowin.
  - W MON nie potrzebujemy seminarium naukowego w krakowskim stylu, tylko czło­wieka niezłomnego i żelaznego, jakim jest Macierewicz - mówi jeden z ministrów no­wego rządu PiS i dodaje: - MON ma do wy­dania w najbliższych latach ponad sto miliardów złotych. Takie zadanie można powierzyć tylko czło­wiekowi, który gwarantuje bezwzględną lojalność. Macierewicz udowodnił ją przy sprawie Smoleńska.
  Wyjaśnienie przyczyn katastrofy będzie z pewnością jednym z priorytetów ministra Macierewicza - uważają politycy PiS. Po­święcił temu ostatnie lata w ramach dowodzonej przez siebie ko­misji sejmowej zajmującej się głównie teoriami spiskowymi. Do resortu Macierewicz weźmie grupę młodych polityków, takich jak poseł Bartosz Kownacki czy Tomasz Szatkowski. - Ten drugi miał nadzieję na funkcję szefa Polskiej Grupy Zbrojeniowej, ale jeśli dostanie wiceministra, to nie odmówi - twierdzi polityk PiS.
Ten pierwszy był pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy smo­leńskiej związanych z PiS i współpracował w poprzednim rządzie PiS z Macierewiczem jako likwidatorem WSI. Przygotowany wów­czas przez Macierewicza raport dotyczący likwidacji WSI ujawniał szczegóły działania polskich służb, czym mógł zagrażać bezpie­czeństwu państwa.
  Ostatnio podczas spotkania z Polonią w Chicago Macierewicz zapowiedział publikację aneksu do tego raportu przez prezydenta Dudę, niczego z nim wcześniej nie uzgadniając. Andrzej Duda nie jest entuzjastą Antoniego Macierewicza, cze­go - jak twierdzą nasze źródła - nie ukrywał w rozmowie z prezesem PiS na temat obsa­dy rządu. - W sprawach armii Duda wolałby mieć za partnera Gowina, z którym ma dobre relacje. Obaj znają się z Krakowa. Ich środo­wiska wzajemnie się przenikają, wiceszefem BBN jest Jarosław Brysiewicz, który za cza­sów Gowina pracował w Ministerstwie Spra­wiedliwości. Tyle że głos prezydenta nie był w sprawie obsady MON decydujący - twier­dzi osoba zbliżona do pałacu.
  Ostatecznie Gowin dostał - jak mówi po­lityk z Nowogrodzkiej - tekę wicepremiera
kilka ministerstw do wyboru. Nie chce zdra­dzić, które wybrał.
  Nominacja Macierewicza, który jako wi­ceminister obrony w poprzednim rządzie PiS wsławił się również tym, że polskich mi­nistrów spraw zagranicznych po 1989 r. na­zwał agentami sowieckich służb specjalnych, to najlepszy dowód, kto jest głównym rozgry­wającym w tworzeniu rządu. - Mówiąc języ­kiem prezesa: to jest oczywista oczywistość. Nikogo, z Beatą Szydło włącznie, nie dzi­wi chyba, że mamy nadpremiera - mówi je­den z tych, którzy czekają na ministerialną nominację.

JASTRZĄB Z WYROKIEM
Na czele MSW lub połączonego MSWiA ma stanąć Mariusz Błaszczak, prawdopodob­nie zostanie też wicepremierem. To jeden z najbliższych współpracowników Kaczyń­skiego. W rządzie Marcinkiewicza prezes powierzył mu stanowisko szefa kancelarii premiera, - Dla wszystkich było jasne, że Mariusz był rekomendowany nie przez Marcinkiewicza, tylko przez Jarosława. Cały czas kontaktował się z Nowogrodzką, teraz będzie tak samo. Co więcej, myślę, że Jarosław rozważa go jako przyszłego premiera podczas kolejnego rozdania. Jeśli Szydło się zużyje lub wypowie partii lojalność i trzeba będzie j ą wymienić, to nazwisko Błaszczaka na pewno znajdzie się na krótkiej liście kandydatów na jej następcę - opowiada doradca z PiS.
  Kolejnym jastrzębiem jest wiceprezes PiS Mariusz Kamiń­ski, który najpewniej obejmie funkcję koordynatora ds. służb specjalnych. Ludzie z jego otoczenia przyznają, że stanowisko nie da mu konkretnej władzy, ale Kamiński ma mieć decydują­cy wpływ na obsadę dwóch najważniejszych służb cywilnych: CBA (na jego czele ma stanąć były wiceszef Biura Ernest Bej- da) i ABW (tu faworytem jest płk Grzegorz Małecki, były ofi­cer UOP, AW i ABW). - Powrót Kamińskiego był pewnikiem, nie podlegał żadnym negocjacjom - mówi polityk PiS. - Prezes zro­bi wszystko, aby udowodnić, że Mariusz padł ofiarą „Polski ośmiorniczek”. Zarówno dla PiS, jak i dla samego Kamińskiego to sprawa prestiżowa.
  Wiosną tego roku Kamiński został skazany na trzy lata więzie­nia i 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych za nadużycie prawa w aferze gruntowej, która doprowadziła do upadku rządu PiS-LPR-Samoobrona. Od wyroku Kamiński odwołał się dopiero po wygranych przez PiS wyborach.
  Do gry wraca także inny jastrząb IV RP - Zbigniew Ziobro. Ów­czesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny zasłynął z konferencji prasowej w sprawie doktora Garlickiego. Dwa dni po wyprowadzeniu lekarza ze szpitala w kajdankach przez funkcjo­nariuszy CBA Ziobro bez żadnego procesu wyrokował o jego wi­nie: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”.
Na innej konferencji pokazywał dyktafon mający być „gwoździem do trumny Leppera”. Platforma wnioskowała o postawienie Ziobry przed Trybunałem Stanu za przekroczenie ministerialnych uprawnień i naruszenie konstytucji. Nie udało się, bo posłowie PO nie dopisali na głosowaniu.
  Po upadku rządu PiS Ziobro odszedł z partii i wydawało się, że jako zbuntowany delfin już na zawsze został skreślony przez pre­zesa. Jednak partia Ziobry - Solidarna Polska - szła do wyborów pod sztandarami PiS, więc mówiono, że dostanie dwa stanowiska wiceministrów dla Beaty Kempy (sprawiedliwość) i Patryka Jakie­go (sport).
  Tymczasem Ziobro, startując z ostatniego miejsca na liście, otrzy­mał najwięcej głosów w okręgu, a SP wprowadziła do Sejmu dzie­więciu posłów (dla porównania - Polska Razem Jarosława Gowina zdobyła osiem mandatów). - Zbyszek rozegrał to bardzo mądrze. Nie chodził po mediach, tylko pokornie czekał. Bywał u prezesa codziennie i szybko się odbudował. Jedyne, co może mu stanąć na drodze, to rozbudzenie obaw prezesa, że ponowne powierzenie mu nadzoru nad prokuraturą zbytnio go wzmocni - mówi nasz infor­mator i dodaje: - W czasie kampanii Zbyszek nie zabiegał o nic. Gdy pytano go w prywatnych rozmowach o ambicje i plany, odpowiadał, że jest politycznie zaspokojony i chce się skupić na życiu rodzinnym (kilkanaście dni temu uro­dził mu się drugi syn).

JASTRZĄB KACZYSTA
Pewny stanowiska jest Witold Waszczykowski - w poprzednim rządzie PiS wiceszef MSZ, teraz ma pokierować resortem.
  - Prezes obiecał mu to stanowisko już kilka tygodni przed wyborami. Nazwiska Ujazdow­skiego czy Legutki to były tylko balony próbne. Waszczykowski to pewny człowiek, sam nazy­wa siebie kaczystą - twierdzi polityk PiS znający przyszłego szefa dyplomacji.
  Waszczykowski jest jedynym jastrzębiem, o którego powołanie zabiegała także kandydat­ka na premiera. Skąd biorą się ich dobre rela­cje? Waszczykowski od dawna towarzyszy Szydło w spotkaniach z ambasadorami, pośredniczył też w jej niedawnej rozmowie telefonicznej z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Poza tym to współpracownik Instytutu Sobieskiego stano­wiącego zaplecze eksperckie Szydło. Gdy zjawił się na kluczowych przesłuchaniach na Nowogrodzkiej, prezes Kaczyński powitał go pytaniem: „Chyba domyśla się pan, że nie przychodzi w sprawie ob­jęcia Ministerstwa Rolnictwa?”.
  „Ani zdrowia, ani sportu” - odparł Waszczykowski i wraz z Ka­czyńskim oraz Szydło rozpoczęli omawianie priorytetów polity­ki zagranicznej. Przesłuchania kandydatów na ministrów trwają zwykle półtorej-dwie godziny.
  Frakcja jastrzębi może także opanować Ministerstwo Finansów. To jeden z tych resortów, o który do końca toczyły się spory. - Nie wykluczałbym, że obejmie go Zbigniew Kuźmiuk, jeśli nie znajdzie się kandydat o mocniejszym nazwisku - twierdzi osoba z otocze­nia Kaczyńskiego.
  Jego powołaniu niechętna jest Beata Szydło, która ma z nim złe relacje jeszcze z czasów, gdy oboje zasiadali w sejmowej komisji finansów, ale jak mówi jeden z naszych rozmówców: - To akurat z punktu widzenia prezesa argument na jego ko­rzyść. Poza tym chodzi o bardziej złożoną układan­kę. Jeśli Kuźmiuk wejdzie do rządu, to jego miejsce w europarlamencie zajmie Wojciech Jasiński, któ­remu prezes obiecał to jakiś czas temu.

ZDERZAK NA PRÓBĘ
Pytanie, jak w tej układance Kaczyńskiego odnajdzie się Beata Szydło? Doradca PiS: - Pre­zes traktuje Beatę jak zderzak. Jeśli sobie poradzi, to dobrze. Jeśli nie, to ją wyrzuci. Pierwsze mie­siące będą dla niej ciężkim czasem, sprzątaniem pobojowiska po Platformie. Pierwszy test to ban­krutująca Kompania Węglowa i Śląsk, który zaraz zwali się nam na głowę.
  Ich relacje popsuły się jeszcze w kampanii pre­zydenckiej. - Pierwsze rysy pojawiły się wte­dy, gdy ruszył dudabus - opowiada polityk z Nowogrodzkiej. - Beata przez kilka tygodni była w trasie z Andrzejem. Razem przeżywa­li stresy, zmęczenie, ale też emocje związane z entuzjazmem tłumów. Towarzyszyła temu naturalna niepewność: „Jest dobrze, oby tylko prezes niczego nie zepsuł, oby nie zorganizo­wał konferencji i czegoś nie palnął”. A prezes siedział na Nowogrodzkiej i widział, że kam­pania bez niego idzie coraz lepiej.
  Kampania parlamentarna tę nieufność tyl­ko pogłębiła. Doszło rozczarowanie Beatą Szydło. - Duda rozwinął się w kampanii, ona nie - powtarzał podczas prywatnych spot­kań Kaczyński. Jego niechęć podsycali współ­pracownicy. W efekcie między prezesem a kandydatką wyrósł mur. - Po raz pierwszy zobaczyłem go podczas wieczoru wyborcze­go. Oboje siedzieli w kuluarach, ale osobno. Kaczyński był w VIP-roomie otoczony wianuszkiem polityków, wszyscy bili mu pokłony. A Szydło w oddzielnej salce z garstką najbliższych współpracowników: Krzysiem Łapińskm, Elą Witek i Marcinem Mastalerkiem - opowiada jeden z działaczy.
  Współpracownik przyszłej szefowej rządu: - Wiedzieliśmy, w którym kierunku to zmierza, ale mogliśmy tylko czekać. Co prawda był pomysł, żeby postawić prezesa przed faktem doko­nanym i bez konsultacji z nim ogłosić skład rządu, ale Beata nie chciała doprowadzać do konfrontacji.
  Los Szydło ostatecznie rozstrzygnął się dwa dni po wyborach. Kaczyński odbył serię spotkań ze współpracownikami, którą za­kończyło postanowienie o wycofaniu się z rekomendacji dla Szyd­ło i powierzeniu misji tworzenia rządu prof. Glińskiemu. Decyzja została jednak cofnięta podczas ponad dwugodzinnego spotka­nia z Szydło w cztery oczy. Z relacji Szydło przekazanej potem zaprzyjaźnionym politykom PiS wynika, że prezes argumen­tował zmianę kandydata na premiera presją, jaką mieli na nie­go wywierać współpracownicy z zakonu PC. „Naciskają na mnie”
tłumaczył. Ostatecznie jednak uzgodniono kom­promis, w myśl którego Szydło zostaje premierem, ale skład jej gabinetu ustala prezes, zapewnia­jąc frakcji jastrzębi kluczowe resorty. Współpra­cownicy Kaczyńskiego takie rozwiązanie uznali za sukces.
  Po wtorkowej rozmowie Szydło wyjechała na kilkudniowy urlop. W tym czasie Kaczyński wraz ze współpracownikami z zakonu PC spotykał się z prezydentem Dudą i kompletował skład rządu. Kandydatka na premiera zjawiła się na Nowogrodz­kiej dopiero w kolejny wtorek. - Była uśmiechnię­ta i wyluzowana, wyglądała na pogodzoną z losem - mówi polityk PiS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz