środa, 21 października 2015

Wybory to potwór



ZBIGNIEW HOŁDYS

Wszystko miało być inaczej, ale kilka godzin temu dostałem empetrójkę z Zelnikiem. Zanie­mówiłem. Aktor na pytanie rzekomego przedstawiciela nowej władzy sugeruje, kogo należy wyrzucić z pracy, jak już PiS wygra wybory - rzuca nazwiska Olgier­da Łukaszewicza i Artura Barcisia. Opad­ły mi ręce. Znany człowiek, którego prawa do odmiennej opinii broniłem w progra­mie telewizyjnym i mimo napiętej atmosfe­ry ani przez moment żaden z nas nie wysłał zatrutej strzały - tu, jak na tacy, wydruko­wał swoje nazwisko na nowej „liście Wildsteina”, z własnej nieprzymuszonej woli i sam dokaligrafował przy nim własnoręcz­nie wielkie TW. Tak się zapełniało swo­je wstydliwe teczki parszywymi donosami za komuny, a ich treść po latach szorowała łamy gazet od najzacniejszych po najpodlejsze. Przeraziła mnie łatwość i ochoczość, z jaką Zelnik sypał kumpli do odstrzału. I świadomość, że sam tego nie wygenerował - atmosferę kapusiostwa, śledzenia, wyrzucania ludzi z pracy i karania ich za odmienne zdanie zwiastują politycy PiS od wielu dni. „TAK BĘDZIE” - zapowiada Ja­rosław Sellin i Zelnik, o którym teraz krąży żart „Pseudonim okupacyjny Aktor, tożsa­mość właściwa Szmalcownik”, niczym spe­cjalnym się nie wychylił. On się zastosował.

   Wybory potęgują wszelkie zło. Ujawnia­ją najnikczemniejsze cechy charakterów ludzkich. Zamiast być narzędziem popra­wy bytu plemienia - sprowadzają nań najpodlejsze zachowania, donosy, oskarżenia i podziały. Rozbijają środowiska i rodzi­ny. Brakujący fragment w Biblii, który ktoś chytrze usunął, brzmiał zapewnie: „I rzekł Bóg do ludu swojego: jednością będąc, mo­żecie uczynić więcej zła wspólnego, niźli będąc podzielonymi, dlatego nakazuję wam dokonywać wyborów spośród siebie, a one was podzielą na wieki głęboko, byście się nienawidzili i nigdy nie pogodzili”.
   Jennifer Lawrence, jedna z najwspanial­szych aktorek nowej generacji, być może nowa Meryl Streep, ma zaledwie 25 lat i jak wiele innych wy­bitnych postaci świata sztuki bywa ujmująco bezczelna. Potrafi po­stawić się całemu po­koleniu internetowych trolli - i wygrywa.
Wszystko z ogromną kulturą, mądrze, chwilami przebiegle. Od pewnego czasu została „głosem Hollywood”, wypowiadając się na wiele tematów będących tabu. Zda­nie, które wypowiedziała na temat wyborów w USA, poraziło mnie trafnością. „Do głosu doszła generacja reality, którą najlepiej ro­zumie Donald Trump. On jest w stanie do­prowadzić do wybuchu wojny światowej - dla niego to będzie wspaniałe telewizyj­ne widowisko, które się świetnie sprzeda”. Jennifer ma rację. Dziś upadek ludzkości sprzedaje się najlepiej. Już nikt nie kryje się z mrocznymi zakamarkami swoich brud­nych myśli, z przypadłościami, nałogami, romansami na boku, także z kapusiostwem.
   Wybory to hardcorowy potwór dla ludzi pozbawionych instynktu samozachowaw­czego. To rollercoaster. Tłum wierzących we wciskany kit ustawia się w kolejce przed urnami, by nie posiadając żadnej rzetelnej wiedzy, w stanie nafaszerowania omamami i włożonymi do głów kłamstwami, do tego gustem i emocjami zadecydować o swoim losie, w tym o ewentualnej wojnie, bezro­bociu, cywilizacyjnym zacofaniu, dyktatu­rze, bankructwach, co tylko chcecie. „Fajny jest” - powiedział lud i wybrał sobie nie­kompetentnego prezydenta, bo poprzed­ni - uznał lud - był „niefajny”. Teraz ten sam sfrustrowany lud, a może tylko ocze­kujący jakiejkolwiek zmiany - nie wiem, wszak kilka milio­nów Polaków dopiero weszło w wiek wybie­rania i uczynią to po raz pierwszy, a każ­dy motywy ma inne - jest w stanie oddać głos na kobietę, któ­ra nie odpowiada na żadne pytanie, nie ma żadnej wizji, krę­ci, wywija się, jąka, po prostu nie ma po­jęcia o rządzeniu i nawet nie udaje, że ma. Ale jednak lud jej pragnie. Dlaczego? Nikt nie zgadnie. Może dlatego, że wskazał ją nieskazitelny facet, który od 25 lat robi z Polski tatar, sieka nas, dzieli, miele, wrzu­ca do młynka, doprawia półsłówkami insy­nuacji, obietnicą rozprawienia się ze Złymi, czyli dla każdego z kimś innym, a którego jedyne dwa lata realnych rządów to były rządy z hasłem: „Niech nikt spokojnie nie śpi, bo wszędzie przyjdziemy i zapukamy do wszystkich drzwi”.
   Widocznie lud lubi chwile napięcia, gdy do drzwi dzwonek zadzwoni i członko­wie rodzin, patrząc po sobie, niespokojnie drżącym głosem pytają: „Kto tam?” Wi­docznie lubią ten stan znikania ich ulu­bionych lekarzy, palcowania swoich rzeczy w biurach, bo sądzą, że stracą pracę, lubią nowych szefów, którzy zaprowadzą porzą­dek, poczynając od nich samych.
   Wybory to potwór. Z wygenerowane­go przez nie podziału na „my” i „oni” nie wyjdziemy nigdy. Każda kolej na kampania będzie bardziej krwawa, a Zelników wyjdą z nor tysiące. Bo u nas też jest Trump, który dla sukcesu jest w stanie rzucić ludzi prze­ciw ludziom, byleby tylko wygrać.
Zbigniew Hołdys jest muzykiem, kompozytorem i dziennikarzem. Byt liderem grupy Perfect

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz