wtorek, 21 lipca 2015

Fatalne zauroczenie


Biskupi idą po władzę wraz z PiS. W tym marszu nie chodzi jednak o obronę wartości chrześcijańskich, ale o pchnięcie Polski w przepaść anachronizmu.

ALEKSANDRA PAWLICKA

Prezydent Andrzej Duda prze­mawia z ambon i łapie w lo­cie upadającą na ziemię hostię. Kandydatka na premiera Beata Szydło jest matką początkującego księdza. Pa­tron obojga - Jarosław Kaczyński - spę­dza wieczór wyborczy na Jasnej Górze i deklaruje: „Nie ma Polski bez Kościo­ła”. Także prawdopodobny koalicjant PiS, Paweł Kukiz, niesie na sztandarach Boga, Honor i Ojczyznę, siebie samego mianu­jąc „agentem Pana Boga”.
Prawica ma nawet własny, odmienny od konstytucyjnego, hymn. „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” słychać w kościołach całej Polski.

Gorączka
- Problemem nie jest to, że polska pra­wica jest prokościelna, ale to, że jest ana­chroniczna, wręcz XIX-wieczna - mówi profesor Marcin Król. - Francuska popu- listka Marine Le Pen prezentuje prawico­wą postępowość. Owszem, odwołuje się do nacjonalistycznych tęsknot, do dumy francuskiej republiki, ale ze świadomoś­cią cywilizacyjnych zmian. Takiej nowo­czesności Kaczyńskiemu i Kukizowi brak.
Polska prawica to marsze, pomniki, rocznice i trumny. Patriotyczne slogany mielone na niestrawną papkę. Polityka historyczna w mocno spłyconej i wybiór­czej postaci. Pamięć wyłącznie o tym, co słuszne i godne. Milczenie o polskich grzechach.
Ostatnia pielgrzymka Rodzin Radia Maryja - w czasie której prezes PiS de­klarował, że nie ma Polski bez Kościo­ła - odbywała się pod hasłem „Po Panu Bogu najbardziej kocham Polskę”. Ale nie Polskę „PO-płuczyn” i „V rozbioru” (jak głosiły transparenty pielgrzymów), lecz Polskę domagającą się abdykacji Tuska, intronizacji Chrystusa króla i przewod­niej roli mediów z Torunia. Stutysięczny tłum wiernych zebranych pod jasnogór­skim szczytem był nie tyle rozmodlony, ile owładnięty gorączką umiejętnie pod­sycaną przez przemawiających bp. Dydycza i prezesa PiS; gorączką Polski dla Polaków - homogenicznej, zabaryka­dowanej przed światem, zamkniętej na przemiany cywilizacyjne, na wyzwania jutra.
Dla Kościoła - a raczej dla zaczadzo­nych polityką hierarchów - anachronizm polskiej prawicy jest szansą na przywró­cenie własnej, utraconej za rządów PO anachronicznej roli: władców moralno­ści i sumienia narodu.

Układ
- Przez osiem lat rządów PO nie było Koś­ciołowi w Polsce źle. Nie utracił żadnych istotnych przywilejów, ale skończyło się coś, co dla biskupów jest niezwykle waż­ne: komfort nietykalności - mówi ksiądz krytyczny wobec politycznego zaangażo­wania kleru. - Skończyło się nadskaki­wanie hierarchom, to ciągłe „eminencjo” i „ekscelencjo”. Rząd PO obchodzi się z episkopatem jak z jajkiem, ale bez ugadywania się z biskupami za zamkniętymi drzwiami, bez pielgrzymek ministrów do kurii. Prace komisji wspólnej episkopat - rząd są publikowane w internecie, co nie podoba się kościelnym hierarchom.
- Biskupi - mówi jeden z hierarchów, zastrzegający anonimowość - zrozumie­li, że tak dobrze jak za Kwaśniewskiego i Millera już nie będzie, ale układ z Ka­czyńskim gwarantuje przynajmniej ilu­zoryczne funkcjonowanie w nimbie nieomylności. To, że nikt nie będzie pa­trzył na ręce, nie będzie zaglądał do portfela ani do zakrystii. Krótko mó­wiąc, chodzi o dobrze znany układ: bi­skup na politycznych usługach, a premier na kolanach.
Przyznać trzeba, że PiS w dopieszcza­niu hierarchów jest skuteczne. W Kra­kowie kard. Dziwisz nazywany jest dziś „pierwszą osobą po Matce Boskiej”, bo prezydent elekt od razu po ogłosze­niu wyniku wyborów pojechał na Jasną Górę, a stamtąd prosto do kard. Dziwisza.
- Nawet Jan Paweł II, którego Dziwisz był sekretarzem, nie wywindował go tak wy­soko - żartuje krakowski duchowny.
Beata Szydło także jest z kard. Dziwiszem w dobrych relacjach. To z rąk kra­kowskiego hierarchy jej syn Tymoteusz otrzymał wiosną tego roku niższe świę­cenia kapłańskie. W krakowskiej kurii już żartują, że podczas właściwych świę­ceń cały Wawel obstawi BOR - zjedzie się pewnie pół rządu.

W defensywie
W episkopacie - jak przyznaje osoba z nim związana - nastąpiło w ostatnich miesiącach znamienne przegrupowanie sił. Funkcjonująca do niedawna mniej­szościowa grupa biskupów proplatformerskich przestała istnieć. - Dziś co najwyżej można mówić o kilku antypisowskich hierarchach, a i to pozostają­cych w głębokiej defensywie - mówi mój rozmówca. Chodzi o kard. Kazimierza Nycza, bp. Grzegorza Rysia, abp. Stani­sława Budzika i abp. Wiktora Skworca.
Biskup Ryś wygłaszał kazanie na po­grzebie Władysława Bartoszewskiego. Kardynał Nycz wiosną prowadził z pre­zydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz „Dziedziniec Dialogu”. Arcybiskup Skworc, jako zwierzchnik diecezji kato­wickiej jeszcze na początku roku jeździł do strajkujących górników, pomagając w ten sposób premier Kopacz rozłado­wać emocje na Śląsku. Dziś rozkręcane przez abp. Skworca Radio Dobra Nowina (w jego poprzedniej, tarnowskiej diecezji) ma nieformalny zakaz jakichkolwiek kon­taktów z Platformą Obywatelską. Kardy­nał Nycz oddaje Świątynię Opatrzności w najważniejszym dla tego sanktuarium dniu - Święto Dziękczynienia - nowe­mu prezydentowi elektowi, gdzie ten do­konuje, jak piszą prawicowi publicyści, cudu: chwyta hostię porwaną przez wiatr. A wszystko w obecności prymasa Polski - abp. Wojciecha Polaka.
W kampanii prezydenckiej żaden bi­skup nie stanął w obronie obrzucane­go obelgami urzędującego prezydenta. Wzorcowy Polak katolik, ojciec wielo­dzietnej rodziny Bronisław Komorowski przegrał u hierarchów z Andrzejem Dudą.
Dziś ton polskiemu Kościołowi nadają arcybiskupi Antoni Dydycz, Henryk Hoser, Józef Michalik i biskup Andrzej Dzięga - znani ze smoleńskiej agitacji, z genderowej nagonki, z napiętnowania in vitro. Do tej grupy należy także nowy szef episkopa­tu abp Stanisław Gądecki i jego rzecznik ks. Paweł Rytel-Andrianik, wychowanek bp. Dydycza i wykładowca w szkole Tadeusza Rydzyka.

Wyspa katolicyzmu
Biskupi liczą, że po zwycięstwie prawi­cy doczekają się załatwienia od ręki kon­kretnych spraw. Przede wszystkim chodzi o wyciszenie sporu o Fundusz Kościelny.
Episkopat liczy, że leżąca na stole negocja­cyjnym propozycja zastąpienia funduszu dobrowolnym 0,5-proc. odpisem podatko­wym zostanie odłożona ad Kalendas Graecas. Forsowana przez PO, pod naciskiem lewicy, była przez episkopat traktowana jak zło konieczne. - Niemal jak policzek. Jak to, ktoś będzie nas rozliczał? - mówi ksiądz z okolic Warszawy, opisując reakcje swoich przełożonych. - A może nawet trze­ba będzie zrezygnować z tacy, skoro wierni uznają, że i tak płacą Kościołowi ze swoich podatków?
Równie palącym problemem jest religia w szkole. Inicjatywa „Świecka szkoła” właśnie złożyła do laski marszałkowskiej obywatelski projekt ustawy o finansowa­niu lekcji religii i zaczyna zbierać pod nim podpisy. Projekt zakłada, że religia pozo­staje przedmiotem szkolnym, ale jej na­uczanie będzie opłacane przez Kościół. A chodzi o niebagatelną kwotę blisko pół­tora miliarda złotych rocznie, którą z pub­licznej kasy wykłada obecnie rząd. Jeśli wygra PiS - ustawa trafi do kosza.
Wygrana prawicy oznacza także powrót do sporu o pigułkę „dzień po”, do debaty na temat deklaracji sumienia dla lekarzy, aptekarzy, nauczycieli i innych zawodów. Wróci także kwestia uchwalonej niedaw­no ustawy antyprzemocowej i czekającej na podpis prezydenta ustawy o in vitro.
- Polscy biskupi widzą w wygranej pra­wicy szansę na wprowadzenie prawa Bożego, czyli kościelnego, do ustawodaw­stwa państwowego. Zgodnie z wytyczną Jana Pawła II, który postawił przed Polską zadanie obrony katolicyzmu, Polska ma być zieloną wyspą katolicyzmu w morzu obumierającej wiary i religijności euro­pejskiego kontynentu - mówi teolog i fi­lozof, były zakonnik prof. Tadeusz Bartoś.
Podczas prac nad wspomnianą kon­wencją antyprzemocową dominikanin Ludwik Wiśniewski, znany z odważ­nych i krytycznych sądów wobec Kościo­ła w Polsce, przeciwstawił się biskupom. „Przekonanie, że Kościół, a konkretnie bi­skupi najlepiej wiedzą, jak powinny być zredagowane państwowe ustawmy, aby słu­żyły dobru całego kraju i wszystkich oby­wateli - to niebezpieczny mit” - napisał. Prawicowi publicyści natychmiast oskar­żyli go o herezję. Tak jakby stanowienie w demokratycznym państwie prawa z my­ślą o wszystkich obywatelach, a nie tylko o wierzących i katolikach, było grzechem.

Boczny tor
- Episkopat - mówi „Newsweekowi” kato­licka publicystka Halina Bortnowska - jest przekonany, że stawiając na PiS, zapewnia sobie koniec problemów z ustawodaw­stwem światopoglądowym. Zapomina jednak przy tym, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. Ja niczego dobrego po ewen­tualnym zwycięstwie PiS się nie spodzie­wam. Nie tylko dla Polski, ale także dla Kościoła właśnie. Ludzie podobnie myślą­cy i czujący jak ja, a nie jest ich w Kościele mało, będą się czuć w nim coraz bardziej wyobcowani. To zaś popchnie polskie spo­łeczeństwo w stronę orientacji laickiej.
Szeroko rozumiana prawica cieszy się dziś między innymi poparciem emigracji zarobkowej rozczarowanej rządami PO. To w dużej mierze młodzi ludzie, których dzieci za granicą chodzą do wieloetnicz­nych szkół, którzy żyją w krajach, gdzie małżeństwa homoseksualne są legalne, a państwo pomaga starającym się o dzie­cko z in vitro. Są światopoglądowo zanurzeni w zupełnie innej rzeczywistości. Jak ich rówieśnicy z Zachodu prędzej odwrócą się od Kościoła, niż pozwolą narzucić so­bie niezgodne z ich przekonaniami prawo.
- Nieumiejętność podążania za zmia­ną oznacza dla Kościoła zepchnięcie na boczny tor. Już dziś polski Kościół i Koś­ciół papieża Franciszka są jak dwa po­ciągi odjeżdżające z tego samego peronu w różne strony. Ludzie, gdy zorientu­ją się, że jadą w niewłaściwym kierunku, zaczną z tego pociągu wysiadać - mówi „Newsweekowi” prof. Marcin Król, który w swojej niedawno wydanej książce „By­liśmy głupi” postawił tezę, że Kościół „ani w 1989, ani do dzisiaj, nie zrozumiał, że nie jest już organizacją polityczną”. Stąd „w demokracji nigdy nie czuł się zręcznie” i dlatego bliżej mu do tych, którzy mają zapędy autorytarne.
Podczas gdy z ambon będą płynąć po­chwały dla władzy umacniającej kato­lickie wartości, kościoły będą w Polsce pustoszeć. - Aż obudzimy się w drugiej Irlandii, która od zakazu aborcji prze­skoczyła do legalizacji małżeństw jednopłciowych - ostrzega jeden z księży. - Hierarchowie zdają się nie rozumieć, że Jarosław Kaczyński traktuje ich instru­mentalnie i padając na kolana, mówi jed­nocześnie: „Jesteście ode mnie zależni”.
- Polski Kościół - uważa jeden z moich rozmówców - przegra, jeśli zwycięży pra­wica, bo stanie się wówczas jej zakładni­kiem i utraci wiernych. Ale także przegra, jeśli władzę zdoła utrzymać PO. To bo­wiem będzie oznaczać, że można wygrać wybory, nie idąc z biskupami pod rękę. A wówczas hierarchom bez skrupułów pokaże się ich miejsce w szeregu.
Dla odzyskania utraconego splendoru i obrony paru przywilejów oraz wątpli­wej promocji katolickich wartości bisku­pi przegrywają właśnie prawdziwą walkę o rząd dusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz