wtorek, 9 czerwca 2015

Plwociny.pl



Słowo niby jest angielskie, ale do polszczyzny przyrosło tak błyska­wicznie, jak by jego korzenie były arcypolskie. Hejt.
Ostatnio słychać wiele głosów podzi­wu dla „fantastycznej” kampanii Andrze­ja Dudy w internecie. Zdecydowanie mniej słychać o tym, na czym owa rzekoma fantastyczność polegała. A polegała na tym, że na partyjną komendę miesiącami obrzuca­no Bronisława Komorowskiego wszelkimi możliwymi obelgami. Cham, prostak, pół­główek, obciachowiec, burak. Obrońcy czci prezydenta wszech czasów, świętej pamię­ci prezydenta profesora Lecha Kaczyńskie­go, wylali na głowę zdrajcy, Komoruskiego i WSI-owego prezydenta, hektolitry pomyj. „Fantastyczna” kampania była więc w naj­większym skrócie najbardziej zmasowaną operacją zniesławiania i demolowania czy­jegoś wizerunku.

Nie da się zaprzeczyć, że kampania pre­zydenta była rzeczywiście fatalna, ale prawdopodobnie nie przegrałby on wybo­rów, gdyby nie nasz - skoro już się bawi­my w anglicyzmy - hejt industry. Operacja była zaplanowana i skutecznie wyegzekwo­wana. Tysiące tweetów (Twitter został już u nas skutecznie opanowany przez prawi­cę) i wcale nie egzotyczne, a wręcz natural­ne trio nienawistnego portalu wPolityce.pl, pozornie apolitycznego pudelka i expressowego superbrukowca wykonywały robotę metodycznie i bez skrupułów. Trio nie jest zresztą nowe. Ta specyficzna koalicja nie­zdolnych, a dokładniej zdolnych do wszyst­kiego, działa od dawna. Kto podnosi rękę na partię Jarosława z Warszawy, komu nie podoba się wersja patriotyzmu serwowa­na przez komsomolskich proPiS-owców, dostaje w łeb.
Dotyczy to nie tylko Komorowskiego. Działające przeciw niemu komando niena­wiści już wcześniej wielokrotnie wykony­wało operację niszczenia ludzi i miażdżenia ich reputacji. Maciej Stuhr i Jerzy Stuhr ob­rywali za niesłuszne filmy; Tomasz Karo­lak - za opowiedzenie się za niesłusznym kandydatem. Krystyna Janda - za wyrażenie obaw przed powrotem rządów PiS; Ma­rian Opania - za to, że ważył się nie chcieć zagrać Lecha Kaczyńskiego; Paweł Pawli­kowski - za „obrażanie Polaków” i nakrę­cenie „Idy” zamiast epopei o rotmistrzu Pileckim, itp., itd. Ofiar będzie więcej i to wkrótce, bo brunatni komsomolcy rozpę­dzają się, czując, że nadchodzi czas zemsty za to, że tak długo ich nie doceniano i nie podziwiano. Stanowiska, jakie dostali od braci Kaczyńskich w latach 2005-2007, to jednak mało. A przecież dorosło kolejne po­kolenie oburzonych, że sukces odnieśli inni.
Niektórzy miłośnicy internetu twierdzą, że jego wyro­ki są wprawdzie subiektywne i arbitralne, ale z mocy liczeb­ności sędziowskiego składu nadawana jest im moc obiek­tywizmu. Skoro więc inter­net uznaje, że Komorowski jest obciachowy, to wyrok jest ostateczny, apelacji nie ma.
Sęk w tym, że cala masa inter­nautów nie ma zielonego po­jęcia, iż opinia o tym, że ktoś jest obciachowy, rodzi się ab­solutnie niespontanicznie, a tratowanie delikwenta, spra­wiające wrażenie oddolnego, jest odgórne. W efekcie oka­zuje się, że obciachowy jest Komorowski, a bełkoczący bez ładu i składu Kukiz albo składający ku­riozalne obietnice Duda są nieobciachowi. Więcej, są fajni i nowocześni, najbardziej, gdy zapowiadają, że spuszczą komuś man­to albo zapuszkują na dwa lata za in vitro.
Swoistym paradoksem naszej polityki jest to, że im bardziej obciachowa jest jakaś partia albo ruch, tym bardziej „fantastycz­na” jest jej operacja internetowa. Sądząc po
efektywności owej operacji, Polska przesta­łaby być obciachowa, gdyby tylko pełnię władzy przejęli Kaczyński, Kukiz i Korwin, bo właśnie ich (bardziej lub mniej sforma­lizowane) ugrupowania są w internecie najsprawniejsze. Trudno byłoby w owym kochającym myślowe skróty, sylogizmy, równie proste co głupkowate formułki, in­ternetowym dyskursie wyłożyć, że byłyby takie rządy obciachowe totalnie, a z Pol­ski uczyniłyby europejskie pośmiewisko - przezabawny kołtuński skansen podlany naftaliną, sosem ksenofobii, anty femini­zmu i pokropiony święconą wodą. To, czy kołtuneria przywdziałaby modny garniturek, muszkę lub skórzaną kurtkę, miałoby znaczenie drugorzędne.
Oczywiście pojawiają się różne pomysły przeciwsta­wienia się sterowanemu i zmasowanemu hejtowi. Po stronie, nazwijmy ją, liberalnej, słychać gło­sy, że tu trzeba wet za wet. W sieci powinny się więc pojawić setki tysięcy wpi­sów, postów, tweetów, że Duda to bezkręgowiec, Ka­czyński - paranoik, Kukiz - szaleniec, a Korwin - po­myleniec. Uważam, że to myślenie błędne. Trudno byłoby zagonić normalną dziatwę do takiej partyj­niackiej roboty, którą tak chętnie wykonują prawico­wi dziewczęta i chłopcy.
Jakie jest więc wyjście? Obawiam się, że jedynym może się okazać skonfrontowanie wirtualu z realem. Bossowie „spontanicz­nych” internautów muszą po prostu przejąć władzę. Dopiero wtedy okaże się, czym jest prawdziwy obciach. W życiu będzie smut­no, za to w internecie będzie zabawnie jak cholera.

Tomasz Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz