sobota, 16 maja 2015

Rockefeller Gierka



W latach 70. odpowiadał za główne inwestycje zagraniczne PRL. Okazał się oszustem, podobnie jak oszustwem okazał się „cud gospodarczy ekipy Gierka”.

Helena Kowalik

W dwa miesiące po pod­pisaniu porozumień sierpniowych w 1980 r. w warszawskim sądzie (wtedy jeszcze przy ulicy Świerczewskiego) toczyło się równocześnie kilka procesów byłych prominentów PRL. Złakniona sensacji publiczność musiała wybierać, kogo chce oglądać: prezesa TVP Macieja Szczepańskiego, ministra budow­nictwa Adama Glazura, prezesa Głównego Urzędu Ceł Eugeniusza Dostojewskiego, a może Kazimierza Tyrańskiego, dyrektora centrali eksportowo-importowej Minex. Ten ostatni zasłynął z wystawnych kolacji, na których, jak podawała solidarnościowa prasa, serwowano krewetki sprowadzane samo­lotem z Berlina. Sale, w których odbywały się te rozprawy, były ulokowane w jednym korytarzu, który przez pracowników sądo­wego labiryntu został złośliwie nazwany aleją zasłużonych.

KTO MÓGŁ UCZYĆ NA ZLECENIA
Jestem wtedy młodą dziennikarką sądową, otwieram drzwi, za którymi w ławie oskar­żonych stoi z pokerową twarzą Kazimierz Tyrański. Zdążył przeczytać poranne gazety, w których nazwano go nababem PRL. Jego majątek wyceniano na 6 min zł, samochód marki BMW - 320 automatic - na pół miliona złotych. Adresów kont w zagranicznych bankach nie zidentyfi­kowano.
Prokurator odczytuje zarzuty z aktu oskarżenia: przyjęcie od zagranicznych kon­trahentów łapówek na niewyobrażalną skalę. Z pomocą władz PRL uprawianie korupcji nie było trudne - zgodnie przekonują swych czytelników sprawozdawcy sądowi. Za Tyrańskim, wieloletnim dyrektorem Minexu, stali kolejni ministrowie, a towarzysze partyjni dopraszali do różnych gremiów w charakterze doradcy. On umiał się odwdzięczyć, bo miał dostęp do prawdziwych pieniędzy.
Jerzy Olszewski, minister handlu zagranicznego, mianował Tyrańskiego pełnomocnikiem rządu do spraw inwestycji prowadzonych przez ten resort. Załatwił mu paszport dyplomatyczny, aby w licznych po­dróżach zagranicznych mógł omijać kontrolę celną. Szef URM Janusz Wieczorek powołał Tyrańskiego na sekretarza Komitetu Budowy Centrum Zdrowia Dziecka, a także do Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa.
Na co dzień Tyrański eksportował za gra­nicę materiały budowlane, głównie cement. Jako pełnomocnik ministra mógł wybierać zagranicznych kontrahentów. Za ewentu­alne straty w transakcjach nie odpowiadał, choć traktował państwową firmę jak swoją własność.
Łapówki kryły się za upustami cenowymi i bonifikatami towarowymi. Ten proceder zaczął się już w roku 1967. Wtedy Tyrański poznał Holgera H., szwedzkiego właściciela małej firmy importującej z Polski cegły. Gdy upadła, dyrektor Minexu wpłynął na swego partnera handlowego - szefa koncernu w Sztokholmie, aby wysłał H. do Polski jako swego przedstawiciela. Przyjaźń z Holgerem odbiła się na finansach Minexu. Przedsię­biorstwo ze Sztokholmu nabywało polski cement po cenach preferencyjnych.
Dzięki dyrektorowi Minexu w 1975 r. Holger H. uzyskał prawa reeksportu polskiego cementu do Afryki. W zamian na prywatne konto Tyrańskiego w zagranicznym banku wpływało dziesięć centów z każdej sprzeda­nej w Nigerii tony cementu. A ponadto szef szwedzkiego koncernu otworzył Tyrańskie - mu w miejscowym banku prywatne konto z wyjściową kwotą 500 tys. dolarów. Połowa z tego miała być własnością sztokholmskiego dyrektora, który w ten sposób chciał uniknąć zapłacenia podatku od dochodu.
Mając upoważnienie ministra handlu zagranicznego do wyboru na zachodzie Europy firmy budowlanej, która wejdzie na wielki plac inwestycyjny nad Wisłą, Tyrański nieraz decydował o być albo nie być tych kontrahentów. Który okazał wdzięczność, mógł liczyć na kolejne zlecenia.
Prokurator podał konkrety: szwedzka BPA zbudowała w Warszawie drapacz chmur Intraco. Ta firma została też wybrana na wykonawcę hoteli w Centrum Zdrowia Dziecka. W podzięce Tyrański dostał bmw 320 automatic.
Z właścicielem austriackiego przedsię­biorstwa handlu materiałami budowlanymi dyrektor Minexu znał się od 1968 r. Austriak fundował Tyrańskiemu urlopy na Majorce i bezpłatne bony na benzynę, gdy Polak wojażował za granicą. Tyrański zrobił go więc generalnym pośrednikiem między Polską a Austrią w handlu towarami Mi­nexu. Austriak zrewanżował się wypłatą do kieszeni protektora stałego procentu od wysokości zysków, jakie przynosiły kontrakty z Minexem. Z czasem udoskonalili wspólny biznes, tworząc w 1975 r. prywatną spółkę polsko- austriacką. W 1978 r. Austriak obiecał Tyrańskiemu przelanie do końca roku 400 tys. dolarów na konto banku szwajcarskiego. W zamian żądał decyzji inwestycyjnych, które powinny mu przynieść zysk ok. 800 tys. dolarów. Dyrektor Mintexu się zgodził, choć uderzało to w interesy przedsiębiorstwa, którym zarządzał.
Te i podobne im pokątne interesy zostały szczegółowo podliczone w akcie oskarżenia.
- Wybrałem w śledztwie drogę szczerości - zaczyna swe wyjaśnienia w sądzie główny oskarżony. - Przyznaję się do wszystkiego, z wyjątkiem zagarnięcia mienia. Przekracza­łem uprawnienia, ale też wiele wydawałem ze swojej kieszeni na cele Minexu i innych instytucji państwowych. W biznesie z zagra­nicznymi firmami nie mogły to być oficjalne pieniądze, wysoki sąd chyba rozumie.

ALE SĄD CHCE KONKRETU.
- Na przykład kontrakt z klientem nigeryjskim - tłumaczy Tyrański. - Sprzedawali­śmy cement, towar trudny do transporto­wania morzem. Jeszcze przed podpisaniem kontraktu wywiedziałem się, że pewien koncern szwedzki ma zmonopolizowany rynek w tym obszarze świata. Znałem nie­pisane reguły - najpierw trzeba się dyskretnie ułożyć z takim potentatem. Dlatego, wbrew obowiązującym w Polsce przepisom, jedną część cementu sprzedałem zgodnie z umową, a drugą za pośrednictwem Szwedów.
Oskarżony nie dodaje, że pośrednikiem w dogadaniu się ze szwedzkim koncernem był Holger H. Ten Szwed w pierwszej relacji byłego dyrektora Minexu zostanie przedstawiony jako dobroczyńca, który gdy polski cement dopłynął do portu Lagos, zablokowanego przez ponad tysiąc statków, przyspieszył rozładunek, wręczając komu trzeba bakszysz. Ale podczas kolejnej rozprawy Tyrański oznajmi, że nie chciał z H. współpracować, ale nie miał wyjścia. Przedstawiciel szwedzkiego koncernu został mu narzucony przez „czynniki stojące wyżej” Sąd nie dociekał, co oskarżony ma na myśli.
A ponieważ Tyrański już się nie odezwie do końca rozprawy, proces będzie się toczył na podstawie akt śledczych oraz zeznań wezwanych na rozprawy świadków. A ci najczęściej zasłonią się niewiedzą.
Mimo wielkiej ostrożności zeznających raz po raz wymykają się w ich relacjach in­formacje o łapówkach dla dyrektora Minexu.
Świadek Franciszek D., dyrektor eko­nomiczny w firmie, na pytanie, czy słyszał w biurze komentarze, jakoby szef żyje nad stan, potwierdza, że na prośbę kierownika kadr uczestniczył w rozmowie na ten temat z Tyrańskim. - To był rok 1978. Kadrowy powiedział dyrektorowi, że ludzie się za­stanawiają, skąd luksusowe bmw, budowa okazałej willi i te wakacje na Majorce. Że trzeba to wyjaśnić, tylko dyskretnie. Tyrański uciął już na początku, oświadczając, że dostał spadek po matce -18 tys. dolarów. Ja miałem po tej rozmowie niesmak.
Kolejny świadek Czesław B., który w Minexie jako szef kadr zainteresował się plotkami o bogactwie dyrektora, nie pamięta, od kogo dostał wiadomość, że Tyrański zała­twia kontrakty za łapówki. Nie wie, dlaczego świadek Jerzy G. skarżył mu się, że „dyrektor znów przewalił cały plan eksportu cementu, aby po niższych cenach sprzedawać go swoim wybranym klientom”.
B. potwierdza tylko, że gdy mimo poufnej, ale też ostrze­gawczej rozmowy z szefem napływały do niego nowe informacje o drugim obiegu pieniędzy za kontrakty, zainte­resował się tym sekretarz pod­stawowej organizacji partyjnej.
Tyrański napisał oświadczenie, że nie ma konta zagranicznego i w żaden sposób nie korzysta w prywatnych celach z kasy Minexu. - Nie chcieliśmy robić sensacji, więc nikt tego pisma nie weryfikował - dodaje Czesław B.
Świadek Zdzisław D., który jako dyrektor podlegającego Tyrańskiemu przedsiębiorstwa Intraco miał zbudować hotel w Gdyni, nie ukrywa w sądzie, że trudno mu się współpraco­wało z tym pełnomocnikiem ministra. Chciał negocjować z narzuconą mu z góry firmą angielską Cementation.
Ale Tyrański nie pozwolił stawiać warunków. Mówił o konieczności natychmiasto­wego wykorzystania kredytów brytyjskich na turystyczne zagospodarowanie Wybrzeża bez względu na konsekwencje finansowe. Że takie jest pole­cenie premiera w porozumieniu z ministrem Olszewskim. - Gdy jednak chciałem, aby wydał mi polecenie na piśmie, odmówił.
Stwierdził, że nienawidzi biu­rokracji.
- Zgodnie z kontraktem - Zdzi­sław D. opowiada o kolejnej budowie, którą prowadził - wieżowiec LOT-u miał być oddany pod klucz. Mimo to Cementation chciał, abyśmy kupili dźwigi. Powołana przeze mnie komisja przetargowa wybrała ofertę firmy fińskiej. Tyrański obstawał za austriacką firmą Otis. Moi fachowcy się sprzeciwiali, bo zła jakość i zbyt wysoka cena. Wtedy dyrektor pokazał mi kartkę z odręcznie napisaną uwagą ministra Ol­szewskiego: „Nie ma nic przeciwko Otis".
Jeszcze się stawiałem, powołałem kolejnych ekspertów. Poszedłem do Tyrańskiego - postraszył mnie, że stracę stanowisko. W pewnej chwili odezwał się telefon. Słyszę, jak szef mówi: „Dzień dobry, towarzyszu premierze, mam na­dzieję, że go przekonam, proszę go jeszcze nie zdejmować”. Zrozumiałem, że mam wykonywać polecenia bez dyskusji. Przy budowie hotelu w CZD Intraco Tyrański był inwestorem zastępczym firmy szwedzkiej. Miały być użyte polskie materiały budowlane. Były szwedzkie za 2 min do­larów, które nie licząc się z moim zdaniem, sprowadził Tyrański. I windy Otis też za 2 min dolarów. Do budynków jednopiętrowych.

WINDĄ DO CELI
Oskarżonego broni przed sądem Jerzy H., były prezes Polskiego Radia, sekretarz Społecznego Komitetu Budo­wy Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Gdy wynikła pilna potrzeba zbudowania ho­telu dla rodzin pacjentów cen­trum, przewodniczący komite­tu polecił mu skontaktowanie się z pełnomocnikiem rządu ds. inwestycji z drugiego obszaru płatniczego. Był nim Kazimierz Tyrański. Jako wykonawcę polecił szwedzką firmę BPA, która zażądała 2 min dolarów i 38 min nietransferowych złotych. Później H. się dowie­dział, że to przedsiębiorstwo weszło na polski rynek dzięki Szwedowi Holgerowi H., który już wcześniej robił w Polsce in­teresy z Tyrańskim. A poza tym otrzymywał z BPA prowizję od wartości każdego kontraktu. Sąd: - Czy świadek wie, że koszty instalacji dwóch wind w jednopię­trowym hotelu wyniosły 2 min dolarów? Jak wytłumaczyć przeforsowanie przez oskarżonego tej inwestycji?
- Prezes firmy Otis jest wiceprezesem austriackiego konsorcjum, które rozmawia­ło z naszym kierownictwem gospodarczym - budowie tankowców.
Tyrański został skazany na 15 lat. Już pod koniec procesu konwojowano go w gorsecie ortopedycznym. W więzieniu jego stan zdrowia się pogorszył. W stanie wojennym wyszedł na przepustkę dla podleczenia się - do celi już nie wrócił.

POST SCRIPTUM
Po wyjściu z więzienia (pod pretekstem złego stanu zdrowia) Tyrańskiemu szybko wróciły siły. Jak ustalił red. Janusz Atlas w swym zbiorze felietonów pt. „Atlas kryminalny”, b. dyrektor Minexu założył za granicą dobrze prosperujący smali biznes. Miał warunki do startu, bo w czasie śledz­twa prokuraturze nie udało się namierzyć adresu zagranicznych kont oskarżonego.
W1989 r., już za rządów Mazowieckiego, Ty­rański dostał cynk, że będzie musiał wrócić do więzienia, aby odsiedzieć resztę kary.
Ku oburzeniu żony (podzieliła się swymi odczuciami z Atlasem, znanym bywalcem warszawskich salonów) czmychnął z kraju z młodą konkubiną, nie podając adresu. Mąjątku zostawił niewiele, gdyż sąd orzekł o przepadku mienia. Dzisiejsze losy Tyrań­skiego są nieznane.
Żona Kazimierza Tyrańskiego (na zdjęciu w ławie oskarżonych) została w proce­sie uniewinniona. Bo też zarzut, jaki jej postawiono, był groteskowy: przekupienie 200 dolarami murarzy na budowie willi Tyrańskich w Konstancinie, aby wzięli się do roboty.
Dziś zbliża się wyrok w sprawie matecznika Tyrańskiego w czasach jego PRL-owskiej prosperity - wieżowca Intraco przy ulicy Stawki w Warszawie. 39-plętrowy drapacz chmur, który w siermiężnej Polsce był sym­bolem Zachodu (w jego wielkim reprezenta­cyjnym holu ze sklepami i barami telewizja kręciła „nowojorskie” odcinki kryminalnego cyklu „Kobra”), prawdopodobnie będzie zburzony. Jak twierdzi Małgorzata Przy­bylska z Polskiego Holdingu Nieruchomości, do którego należy obecnie Intraco, budynek nie odpowiada dzisiejszym standardom, rozważana jest więc jego rozbiórka.


KORZYSTAŁAM M.IN. Z RELACJI SPRAWOZDAWCÓW SĄDOWYCH: KRYSTYNY SPRUSIŃSKIEJ („PRAWO 1 ŻYCIE”), WANDY FALKOWSKIEJ („PRZEKRÓJ'')
I KRYSTYNY ŚWIĄTECKIEJ („PERSPEKTYWY”).

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz