wtorek, 10 lutego 2015

Zeskok



Kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński spędzi! u niego urlop. Pasowano go na kandydata na prezydenta i przyszłego lidera prawicy. Ale dziś coraz więcej polityków PiS zaczyna traktować twórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego jak trędowatego.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

Oficjalnie wszystko jest po staremu. Grzegorz Bierecki pełni mandat senatora, a partia broni go przed atakami Komisji Nadzoru Finansowego i przed krytyką mediów. To tylko pozory. W rzeczywistości wokół twórcy SKOK-ów zrobiło się pusto. Osłabły7 jego wpływy w partii. Prezes boi się ciągnących za nim kłopotów. - Nie możemy go eksponować, bo nas rozjadą. Mogłaby na tym ucierpieć cała partia - przyznał niedawno Jarosław Kaczyński na zamkniętej naradzie.
Mówi polityk PiS: - Grzesiek jest w de­fensywie, coraz rzadziej widuję go u preze­sa. W niełaskę popadł jeszcze jesienią, gdy okazało się, że chce, wystartować w pra­wyborach. A teraz doszły jeszcze kłopoty SKOK-ów. Platforma mu nie popuści.
To, że spin doktorzy PO będą atakować w kampanii Biereckiego, jest więcej niż pewne. W najbliższym otoczeniu szefo­wa Platformy Ewa Kopacz ma Sławomira Nitrasa i Michała Kamińskiego. Pierwszy jeszcze jako poseł zajmował się SKOK-ami, co skończyło się dla niego przegranym pro­cesem cywilnym z Biereckim. Drugi od lat uważa, że związki z kasami to jeden z naj­czulszych punktów PiS. - Zdziwię się, jeśli tego nic wykorzystają. To dla nich samo­graj. Kolejne SKOK-i bankrutują, a transfer pieniędzy do Luksemburga trwa. Mnie najbardziej uderza w tym postawa Biereckie­go, którego roczne dochody przewyższają pensje większości bankierów - przyznaje polityk zasiadający we władzach PiS.

Wakacje z prezesem
To, co w ciągu ostatnich dziesięciu mie­sięcy wydarzyło się z Biereckim, układa się w opowieść o nagłym awansie i równie szybkiej degradacji.
Zaczęło się wiosną, gdy Bierecki jesz­cze nieśmiało zabiegał o miejsce na lubel­skiej liście do europarlamentu. Pomysł był chytry, bo w partii akurat trwało wycinanie kandydatów związanych z Radiem Mary­ja. Na listach utrzymał się tylko prof. Mi­rosław Piotrowski, któremu Kaczyński po interwencjach o. Rydzyka dał drugie miej­sce na liście lubelskiej. Po cichu liczył, że nie zdoła uzyskać mandatu - tyle że na je­dynce umieścił prof Waldemara Parucha, kandydata lojalnego, ale słabego i niesku­tecznego. Sam zaangażował się w jego kampanię, PiS zainwestowało w jego pro­mocję ćwierć miliona złotych, ale do europarlamentu i tak dostał się Piotrowski. Gdyby na jedynce umieszczono Biere­ckiego, który’ całe życie kroczył od zwycię­stwa do zwycięstwa, Piotrowski musiałby się obejść smakiem, a partia zaoszczędzi­łaby kilkaset tysięcy złotych, które twór­ca SKOK-ów sam by wpompował w swą kampanię.
Kaczyński rozważał ten wariant, ale ostatecznie z niego zrezygnował. - Był mocniejszy kandydat niż prof. Paruch, ale nie możemy pozwolić, żeby o wszystkim decydowały pieniądze - tłumaczył później współpracownikom.
Bierecki nie dał po sobie poznać rozcza­rowania. Cierpliwie czekał na swą szansę i konsekwentnie oplatał prezesa. Okazja do kolejnego zbliżenia nadarzyła się w czerw­cu, wraz z zakończeniem Akademii Nowe­go Samorządu - cyklu bezpłatnych szkoleń dla okolicznych samorządowców, który sfi­nansowała fundacja senatora. Projekt był
przeprowadzony z rozmachem. Wykłady dla radnych i wójtów prowadzili m.in. po­seł Maciej Łopiński, eurodeputowany Ja­nusz Wojciechowski oraz powiązani z PiS dziennikarze „wSieci” Witold Gadowski i Michał Karnowski. Ten ostatni zagrzewał gości Biereckiego opowieściami, jak to mainstreamowe media „nazywają zło dobrem, lansują oszustów na bohaterów i przedsta­wiają kradzież jako rozwój”.
Na uroczyste zakończenie Akademii se­nator zaprosił samego Kaczyńskiego. Pre­zes był pod wrażeniem: efektowna oprawa, na widowni lokalni decydenci, VIP-y, koś­cielni dostojnicy. Impreza pod względem rozmachu nie różniła się od PiS-owskich konwencji, a partia nie dołożyła do niej nawet złotówki. - Warto było przyjechać, by wziąć udział w takiej uroczystości. Od dawana przekonujemy, że Polska wyma­ga naprawy i nikt nie powiedział, że ta na­prawa, ten pozytywny impuls nie może wyjść z Białej Podlaskiej - mówił ze sceny Kaczyński.
Polityk PiS: - Nagle Bierecki znalazł się w bliskim otoczeniu prezesa. Podczas wa­kacji szef spędził nawet krótki urlop u nie­go w domu, co stanowiło ewenement. Do tej pory unikał podobnych sytuacji.

Medialny wianuszek
Na Nowogrodzkiej wpływy Biereckiego po raz pierwszy daty o sobie znać w lipcu. "Władze partii po jego interwencji cofnęły rekomendację dla posła Adama Abramowi­cza, który miał wystartować na prezyden­ta Białej Podlaskiej. Nominację otrzymał Dariusz Stefaniuk, człowiek związany ze SKOK-ami i fundacją Biereckiego. Ka­czyński powierzył mu też funkcję szefa lo­kalnych struktur PiS.
Dwa miesiące później w kierownictwie partii doszło do niespodziewanej rewolucji.
Z funkcją partyjnego skarbnika pożegnał się wieloletni współpracownik Kaczyń­skiego, Stanisław Kostrzewski. Powodów rozstania było kilka, ale zadecydowała in­tryga uknuta przez kuzyna Kaczyńskiego Jana Marię Tomaszewskiego i związanego z Biereckim senatora PiS Grzegorza Czeleja, który po odsunięciu Kostrzewski ego wydelegował do partyjnej księgowości swą zaufaną współpracownicę.
Frakcja twórcy SKOK-ów zdobyła ko­lejny przyczółek. I cały czas się rozrastała. Jego bliski współpracownik, poseł Maciej  Łopiński był w bliskim otoczeniu Kaczyń­skiego. Janusz Śniadek i Dorota Arciszewska-Mielewczyk rządzili partyjnymi strukturami na Pomorzu, a senator Czelej umacniał swą pozycję na Lubelszczyźnie. W orbicie twórcy SKOK-ów pojawili się związany z Radiem Maryja wpływowy po­seł Andrzej Jaworski, rzecznik partii Adam Hofman oraz europosel Ryszard Czarne­cki, który przewodniczył wówczas radzie nadzorczej Polskiej Unii Kredytowej, bry­tyjskiej odnogi SKOK-ów. Do politycznego debiutu szykował się także Jarosław Bierecki, starszy brat senatora, również związa­ny z kasami. - W tym rodzinnym duecie mózgiem zawsze był Grzegorz. Wymyślił, że Jarek najpierw spróbuje swoich sił w wy­borach do sejmiku wojewódzkiego, a po roku wystartuje do parlamentu - twierdzi polityk z Trójmiasta.
Bierecki planował już kolejne ru­chy. W partii zaczynała krążyć koncep­cja prawyborów prezydenckich zgłoszona przez Czarneckiego. Szef SKOK-ów co­raz poważniej myślał o zgłoszeniu swo­jej kandydatury. - Grzegorz jest otoczony wianuszkiem dziennikarzy, PR-owców i polityków, którzy wiedzą o jego ambi­cjach i pchają go do różnych akcji. Jedni w nadziei na szybki zarobek, inni chcieli w nim widzieć przyszłego lidera prawicy, a jeszcze inni myślą o jednym i drugim - twierdzi poseł PiS znający Biereckiego. Do udziału w prawyborach namawiali Biereckiego publicyści Michał i Jacek Kar­nowscy, kierujący tygodnikiem „wSieci”, pośrednio finansowanym przez SKOK-i.
- Bracia wychodzą z założenia, że Kaczyń­ski nie jest wieczny i trzeba myśleć o tym, co będzie po jego odejściu. Postawienie na Biereckiego było logiczne, bo to skąpiec, niechętnie sięga do kieszeni. Karnowscy muszą chandryczyć się z nim o pieniądze i taki projekt jak prawybory z pewnością by ich do niego zbliżył - twierdzi znajomy braci. Grają więc na dwie strony; obstawia­ją i Kaczyńskiego, i Biereckiego.
Tymczasem w otoczeniu senatora zaczę­to mówić o nowymi projekcie medialnym: prawicowym tabloidzie, który miał zade­biutować na wiosnę, czyli w samym środ­ku kampanii prezydenckiej. Zapewne miał to być wehikuł medialny nie tylko dla PiS, ale także dla samego Biereckiego.
Czy Kaczyński wiedział o prezydenckich ambicjach swojego senatora? Nasi roz­mówcy twierdzą, że tak, prawdopodobnie sondował go w tej sprawie sam Bierecki, uznając, że lepiej nie czekać, aż prezes do­wie się o jego planach od innych. Kaczyń­ski musiał przyjąć tę zapowiedź spokojnie, bo na zamkniętych spotkaniach wymieniał twórcę SKOK-ów w gronie „trzech-czterech kandydatów na kandydata”, obok prof. Piotra Glińskiego i europosłów Andrze­ja Dudy i Ryszarda Czarneckiego. Chociaż - uważa jeden z polityków będących blisko Kaczyńskiego - równie dobrze mogła to być gra pozorów i próba zachęcenia Biere­ckiego do odkrycia prawdziwych aspiracji.

Transfer do Luksemburga
Plany senatora pokrzyżował „Newsweek”. W połowie września napisaliśmy o spi­sku zawiązanym przez Biereckiego, Cze­leja, Czarneckiego i ówczesnego rzecznika partii Adama Hofmana. Plan był następu­jący: do wyścigu o prezydencką nominację stają i Czarnecki, i Bierecki. Czarnecki na ostatniej prostej wycofuje się i przekazuje zebrane poparcie senatorowi. W wariancie optymistycznym Bierecki zostaje kandy­datem PiS. W najgorszym wypadku zdo­bywa rozgłos, prezentuje się partyjnemu aparatowi i rozpoczyna budowę własnej pozycji w PiS.
Tekst wywołał przy Nowogrodzkiej po­ruszenie. - Dlaczego oni mi to robią? Przecież tyle mi zawdzięczają - żalił się współpracownikom prezes na jednym z zamkniętych spotkań. Bierecki i jego do­radcy początkowo zbagatelizowali tę reak­cję. Karnowski publicznie chwalił pomysł prawyborów, przyznając, że senator chce w nich wystartować.
Było już jednak za późno. Kaczyński po­stanowił, że kandydatem PiS na prezydenta zostanie Duda. Zaczął też odsuwać od sie­bie Biereckiego i Czarneckiego. Ten drugi szybko zorientował się, w jakim kierunku zmierzają sprawy i miesiąc po naszym tek­ście zrzekł się funkcji w Polskiej Unii Kre­dytowej . Jego relacje z Bierecldm ochłodziły się, ich kontakty dziś są rzadkie i bardziej oficjalne - twierdzi znajomy Czarneckiego. Mówi, że europoseł w przeciwieństwie do Biereckiego już odzyskał utracone wpływy: - Wepchnął się na scenę podczas wieczoru wyborczego, wyszedł z prezesem do krypty na Wawelu, regularnie przychodził na No­wogrodzką. Biereckiemu tych umiejętności i tupetu zabrakło.
Wraz z degradacją założyciela SKOK-ów upadł też pomysł stworzenia 11 owej ga­zety. Projekt podobno okazał się zbyt kosztowny.
W tym czasie pojawiły- się znacznie po­ważniejsze kłopoty. Komisja Nadzoru Fi­nansowego opublikowała raport dotyczący SKOK-ów. Wnioski były druzgocące: kasy w ciągu dwóch lat wyprowadziły 150 min zł do holdingu zarejestrowanego w Luk­semburgu. Holding nie zatrudnia żadnych pracowników, za to pensję bierze w nim sam senator (jego roczne dochody prze­kraczają 8 min zł). Luksemburska spół­ka pośrednio kontroluje też wydawnictwo, w którym ukazuje się tygodnik Karnowskich „wSieci”. Transfer dywidendy za granicę jest tym bardziej oburzający, że kasy są w fatal­nej kondycji i ciągną pieniądze z Banko­wego Funduszu Gwarancyjnego, na który składają się wszystkie banki. Pomoc z BFG dla SKOK-ów przekroczyła już 3 mld zł, a to zapewne nie koniec. Zdaniem KNF system jest patologiczny, bo dywidenda powinna iść na ratowanie upadających kas, a nie być wyprowadzana do Luksemburga.
- W porównaniu z upadkiem SKOK-ów Amber Gold to pestka. Wie pan, dlacze­go tam wybuchła afera, a tutaj nie? - pyta mnie jeden z polityków PO.
- Dlaczego?
- Bo kilka lat temu ktoś w Platformie wy­myślił, że trzeba objąć SKOK-i nadzorem finansowym i gwarancjami bankowymi. Gdyby nie to, ludzie potraciliby oszczęd­ności. A tak utracone depozyty zostały zwrócone przez BFG i odpowiedzialność się rozmyła. Wychodzi więc na to, że to my niechcący uratowaliśmy Biereckiemu skórę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz