środa, 18 lutego 2015

Stary czy jary



Jarosław Kaczyński powinien ustąpić - mówią jedni. To niedźwiedź, który jeszcze całkiem rześko bryka - twierdzą inni, A prezes PiS szykuje się do gry o wszystko.

Aleksandra Pawlicka

Inauguracja kampanii prezyden­ckiej Andrzeja Dudy była naj­droższą imprezą w historii PiS. Parę godzin w nowoczesnych studiach te­lewizyjnych kosztowało partię 700 tys. Zł - zdradza osoba współpracująca z pre­zesem Kaczyńskim. Jak przekonuje mój rozmówca, fakt, że prezes stawia tak duże pieniądze na Dudę, świadczy, że jest zde­sperowany i traktuje tę rozgrywkę jako swoje być albo nie być.

Żyletka i słodka herbatka
- Gdyby Duda miał być tylko dublerem Kaczyńskiego w potyczce z Komorow­skim i jego zadanie sprowadzało się do wzięcia na klatę porażki wyborczej, nie robiono by kampanii z takim rozmachem - tłumaczy polityk PiS. Dla partii waż­niejsze są przecież wybory parlamen­tarne i pokonanie PO, dlatego pieniądze trzeba oszczędzać na jesienną kampa­nię. Skąd więc decyzja, aby inwestować w Dudę?
- Chodzi o to, aby wszedł do drugiej tury. Druga tura to debata prezydencka z Komorowskim. Dla Dudy, do niedawna polityka drugiego szeregu, byłby to awans do pierwszej ligi. Napompuje gościa nie­wyobrażalnie, a biorąc pod uwagę, że jest na fali wznoszącej, a Bronisław Komo­rowski na prezydenckiej flaucie, mógłby wziąć ponad 40 procent w drugiej turze. A im lepszy wynik Dudy, tym większe szanse PiS w wyborach parlamentarnych - tłumaczy polityk PiS. I jest to scenariusz logiczny, tyle że przy okazji rosnąć będą notowania, a pewnie i ambicje Dudy. Jak mówi „Newsweekowi” były polityk PiS Tadeusz Cymański: - Już namaszczenie go na kandydata uczyniło Dudę numerem dwa w PiS, a każdy dodatkowy sukces bę­dzie czynić go potencjalnym sukcesorem po Jarosławie Kaczyńskim.
Czy o to właśnie chodzi? Czy prezes rzeczywiście szuka następcy? Ostatnio głośno było o apelu prof. Andrzeja No­waka, który namawiał Kaczyńskiego do przekazania pałeczki młodszemu pokole­niu. Prof. Nowak to postać dla PiS ważna - członek honorowy komitetów wybor­czych Lecha i Jarosława Kaczyńskich, był nawet wymieniany jako potencjalny kan­dydat tej partii na prezydenta. Dziś prof. Nowak przypomina Kaczyńskiemu cytat z „Króla Leara”: „Gotowość do odejścia jest miarą dojrzałości”.
- Nowak powiedział głośno to, o czym w PiS po cichu wiele osób mówi od daw­na: że prezes jest już stary, że w tym wie­ku Piłsudski szykował się na tamten świat, a Dmowski był politycznym eme­rytem - mówi polityk PiS i dodaje: - Ow­szem, prezes ma umysł ostry jak żyletka, ale fizycznie niedomaga coraz częściej.
Tajemnicą poliszynela jest w partii to, że zasłabł podczas niedawnego spotka­nia z wyborcami. Ze odchorowuje każ­dy stres i wysiłek związany z aktywnością polityczną. Ze nie uczestniczył w ubie­głorocznych obchodach 25-lecia polskiej transformacji, bo trafił do szpitala. Prze­kazywane pocztą pantoflową plotki mó­wią o cukrzycy prezesa, który pije herbatę z olbrzymią ilością cukru i coraz częściej zdarza mu się przysypiać na spotkaniach.
O kondycję Kaczyńskiego pytam wice­szefa partii Adama Lipińskiego. - Kondy­cja prezesa? Znakomita. To on nas goni do roboty - zapewnia i dodaje, że w partii „może ustąpić każdy, ale nie prezes. Jego odejście doprowadziłoby do fermentu”.
- To byłby koniec PiS - przyznaje Bea­ta Kempa, która odeszła z PiS w czasie ro­koszu Zbigniewa Ziobry. Jej były partyjny kolega z Solidarnej Polski, Jacek Kurski, deklaruje, że znów jest gotowy „odcinać każdą rękę, która podniesie się na pre­zesa”, bo jak przyznaje „Newsweekowi”:
- Przywództwo młodzieży na prawicy te­stowałem przez ostatnie trzy lata i bardzo już za nie dziękuję.
Jeśli więc Kaczyński nie zamierza wy­konywać w stronę Dudy żadnych gestów, to czy prowadzona z nim gra jest tylko grą pozorów?

Demiurg na tylnym siedzeniu
Duda - jak twierdzi prof. Nowak - nie zdoła się uwolnić od łatki „marionetki w rękach straszliwego demiurga”, której zadaniem jest tylko utorowanie demiur­gowi drogi do kancelarii premiera. Wszy­scy zdają sobie bowiem sprawę, że na prawicy nie ma równie charyzmatyczne­go przywódcy co Kaczyński, potrafiące­go budzić respekt w szeregach własnych i przeciwnika. Kaczyński skutecznie wy­ciął w ostatnich latach wszystkich rywali z partyjnych szeregów. Tyle że jego przy­wództwo jest równocześnie największym obciążeniem dla partii. Bo strach przed Kaczyńskim paraliżuje miękki elektorat prawicy, tych, którzy głosowali na PJN, na Solidarną Polskę, na partię Gowina, sieroty po POPiS i rozczarowanych PO. A właśnie pozyskanie ich głosów mogło­by dać PiS upragnioną wygraną z Platfor­mą Obywatelską.
Dlatego coraz więcej osób uważa, że je­żeli Kaczyński postawił już na Dudę, to należy iść za ciosem. Prof. Andrzej Zybertowicz mówi: - Konwencja Andrze­ja Dudy pokazała, że Kaczyński postawił na dobrego konia. Okazało się, że przy wszystkich słabościach PiS wokół Dudy jest już sprawna maszyna organizacyjna.
Politolog Jarosław Flis dodaje: - Je­śli Duda w drugiej turze zrobi dobry wy­nik, to stanie się naturalnym kandydatem na premiera.
Pytanie tylko, czy Jarosław Kaczyń­ski jest do takiej decyzji gotowy? Już raz (w 2005 r.) deklarował, że jeśli wygra PiS, to on nie zostanie premierem i szyb­ko okazało się to nieprawdą. Czy war­to wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?
Prezes nie ma nic do stracenia - prze­konuje polityk PiS. - Jeśli deklaracja, że Duda zostanie premierem, miałaby być ceną za pokonanie Platformy i rozlicze­nie katastrofy smoleńskiej na własnych warunkach, to warto ją zapłacić. Wice­premierami będą przecież jego ludzie: Brudziński, Błaszczak, a sam Kaczyń­ski będzie mógł rządzić, nie ruszając się z Nowogrodzkiej, z tylnego siedzenia.

Recepta na traumę
W tej układance jest jeszcze jeden waż­ny element. Dla Jarosława Kaczyńskie­go ważniejsze niż bycie premierem jest utrzymanie się na stanowisku szefa par­tii. Przetrwał wprawdzie niejedną pró­bę wewnątrzpartyjnego zamachu stanu - od Kamińskiego z Bielanem, Ziobry z Kurskim, Hofmana z Girzyńskim po niepokornych lansujących na wodza twórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego - lecz dziś jego pozycja jest gorsza niż w minionych latach. Kolejna wyborcza przegrana uczyni go łatwym celem dla partyjnych rywali.
Marek Suski, towarzyszący Kaczyń­skiemu od czasów PC, przyznaje, że jedną z najbardziej dotkliwych traum politycznych prezesa był rok 1993, gdy jego partia nie przekroczyła progu wy­borczego i znalazła się poza Sejmem. Ludwik Dorn w książce „O jednym ta­kim... Biografia Jarosława Kaczyńskie­go” wspominał ten okres tak: „Było bardzo niedobrze. Spływały jakieś reszt­ki pieniędzy, naprawdę groszowe kwoty na opłacenie mediów i niewielkie pensje dla dwóch lub trzech osób”.
W kolejnych wyborach Kaczyński po­nownie przeżył upokorzenie. Tym razem za sprawą Mariana Krzaklewskiego, któ­ry nie dał mu pierwszego miejsca na liście wyborczej, choć PC współtworzyło koali­cję wyborczą AWS. Kaczyński, nie chcąc ryzykować przegranej, wystartował z list ROP Jana Olszewskiego. Desperacja była tak wielka, że zarządził organizowanie grup wsparcia. - Ludzie brali zaświadcze­nia do głosowania i przyjeżdżali do War­szawy, aby głosować na Jarka. Sam też tak zrobiłem - opowiadał Suski.
Dziś Kaczyński jest trochę w podobnej sytuacji. Wejście do Sejmu ma wpraw­dzie zapewnione, ale na koncie siedem lat chudych bez władzy i siedem prze­granych kampanii wyborczych, co spra­wia, że kolejna porażka może oznaczać podanie w wątpliwość jego przywództwa na prawicy.
- I choćby z tego powodu namasz­czenie Dudy na premiera jest dla pre­zesa wygodne - przekonuje polityk PiS.
- W razie przegranej Kaczyński będzie mógł wyjść i powiedzieć: „Twierdzili­ście, że to ja się skończyłem, że jestem za stary, chcieliście młodego. Wystawiłem Dudę i co”?
Zdaniem moich rozmówców to naj­bezpieczniejszy i najpewniejszy dla Ka­czyńskiego sposób zapewnienia sobie - w razie wyborczej porażki - przywódz­twa w partii na kolejne cztery lata.

Otorbiony lizusek
Z dołka lat 90. wyciągnął Jarosława jego brat Lech, który dostał propozycję wej­ścia do rządu Jerzego Buzka. Objęcie teki ministra sprawiedliwości stało się kapi­tałem założycielskim nowej partii - PiS. Dziś nie ma już brata, ale jest jego wycho­wanek, Andrzej Duda nie bez powodu jest kreowany na spadkobiercę spuści­zny Lecha Kaczyńskiego, choć w rzeczy­wistości w prezydenckiej kancelarii był urzędnikiem mającym dość ograniczony kontakt ze swoim szefem.
Duda nie tylko powołuje się w co dru­gim zdaniu na Lecha Kaczyńskiego i obie­cuje kontynuację jego prezydentury, ale jest równie jak były prezydent ugodowy i podporządkowany Jarosławowi. „Otor­biony” „lizusek prezesa” - mówią o nim w PiS. I, co może najważniejsze, nie ma w partii własnej frakcji. Zanim zabłysnął na konwencji, lokalny aktyw nie palii się do spotykania z nim. Interweniować mu­siał sam prezes, wysyłając list motywu­jący lokalne struktury do pracy na rzecz kandydata partii na prezydenta. Dla Jaro­sława Kaczyńskiego to jednak jasny syg­nał, że Duda nawet w razie wzmocnienia swej pozycji w wyniku wyborów prezy­denckich nie zbierze przeciwko niemu armii partyjnych rebeliantów. Że jest bez­piecznym narzędziem w rękach prezesa.
- Lansowanie Dudy na nową twarz PiS to pomysł z cyklu: wykreujemy sobie własnego Tony’ego Blaira. Dajmy spróch­niałej partii sympatyczną twarz jelonka, tyle że w odróżnieniu od brytyjskiej Partii
Pracy nie pójdzie za tym reforma forma­cji. Nowa twarz będzie legitymować stare PiS ze starym prezesem, starymi metoda­mi działania i starymi obsesjami - mówi były polityk tej partii, przyznający jednak, że z punktu widzenia skuteczności wybor­czej taki scenariusz byłby dla PiS i dla sa­mego Kaczyńskiego bardzo korzystny.
Kaczyński wprawdzie już parę razy deklarował odejście w razie przegranej, ale nikt nie traktował tego poważnie. Po przegranych wyborach 2007 r. mówił: „Jeżeli w 2011 r. wyborów nie wygramy, to pozostawię miejsce innym, pewnie młodszym i oni dalej będą to prowadzi­li”. Tak się rzecz jasna nie stało. Ostatnio również zapowiedział na komitecie poli­tycznym: „Jeśli PiS przegra wybory par­lamentarne, to ustąpię z funkcji prezesa”, ale w partii zostało to odebrane niejako obietnica, lecz jako groźba: jeśli nie weź­miecie się do roboty, to ja odejdę.

Procent przetrwania
Scenariusz z wejściem Dudy do drugiej tury może okazać się jednak pompowa­nym na wyrost balonem. Co będzie, jeśli Bronisław Komorowski wygra w pierw­szej turze? Wtedy - jak słyszę w PiS - uru­chomiony zostanie plan B, czyli obrona tego, eo zostało do uratowania. Zamiast Dudy na premiera i otwartych list wybor­czych, na które liczy szeroko rozumia­na prawica (czyli z miejscami dla ludzi Gowina, Ziobry, Rydzyka), będzie pre­zes i myślenie wyłącznie o swoich - za­pewnienie miejsc w poselskich ławach dla najwierniejszych z wiernych. Niektó­rzy nazywają to „budowaniem arki”, inni „procentami przetrwania”. Dla starych kompanów Jarosława Kaczyńskiego, któ­rzy przeszli z nim cały szlak bojowy, to może nawet ważniejsze niż gorące stoł­ki rządowe. Tekę ministra łatwo stracić w wyniku koalicyjnych przepychanek, a mandat posła to spokojne cztery lata.
- Jarosław Kaczyński to wytrawny gracz, przećwiczony w politycznych bo­jach, więc wybierze w zależności od sytu­acji wariant najlepszy dla siebie i swojej partii. Przestrzegam przed dzieleniem skóry na niedźwiedziu - mówi Tadeusz Cymański. - Ten niedźwiedź jeszcze cał­kiem rześko bryka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz