piątek, 6 lutego 2015

NIE DLA ZYSKU?



Sprawa SKOK-ów może wstrząsnąć polską polityką jeszcze przed wyborami. PiS ma się czego obawiać: kwoty, o jakich tu mowa - także wyprowadzane za granicę i wypłacane prezesom - muszą szokować jego elektorat.

PAWEŁ RESZKA

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo- Kredytowe są oczkiem w głowie polity­ków Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Ka­czyński i jego otoczenie od zawsze popie­rali ideę spółdzielczej, taniej bankowości. A SKOK-i odwdzięczały się finansowaniem potrzebnych prawicy inicjatyw - także me­dialnych. Dziś jednak Kasy są pod ostrza­łem PO i Komisji Nadzoru Finansowego. Liczby podawane przez tę ostatnią mówią, że skupiający 2,6 min osób system jest na granicy wydolności. Politycy PO przebą­kują o potrzebie komisji śledczej, na któ­rą pewnie nie starczy czasu. „Aż szkoda, że wybory są tak blisko” - mówią.

Kasa tworzy więzi
Informacja ze strony Kasy Krajowej SKOK: „Co to jest SKOK? SKOK to grupa ludzi po­łączonych wspólną więzią o charakterze zawodowym lub organizacyjnym: pracow­nicy zatrudnieni w tym samym zakładzie pracy i osoby należące do tej samej organi­zacji społecznej lub zawodowej. Członkami Kas mogą być również - działające wśród ww. pracowników lub osób - jednostki or­ganizacyjne kościołów i związków wyzna­niowych posiadające osobowość prawną, spółdzielnie, związki zawodowe oraz wspól­noty mieszkaniowe”.
Więź jest tu rzeczą istotną, wpisaną zresztą do ustawy. Tłumaczy istotę całego przedsięwzięcia. SKOK-i miały być trochę jak dawne zakładowe kasy zapomogowo-pożyczkowe. Wszyscy mamy mało, wszy­scy się znamy, więc ryzyko jest nieduże. Bę­dziemy sobie pożyczać pieniądze, w razie kłopotów jesteśmy w stanie zrzucić się po parę złotych i poratować sytuację. Korzyści? Nie trzeba opłacać pensji tłustych bankie­rów, płacić lichwiarskich prowizji i ukry­tych kosztów. Kasa jest niewielka, składa się z drobnych ciułaczy i ludzi, którzy biorą małe pożyczki. Nie trzeba - jak w bankach - trzymać wielkich sum na zabezpieczenie wypłacalności. To wszystko obniża koszt i działa nie tylko w Polsce, ale w 103 krajach na świecie. System skupia 208 milionów lu­dzi. Motto amerykańskich kas brzmi: „Nie dla zysku, nie z powodu miłosierdzia, ale po to, żeby służyć”.
Idea spółdzielczych kas przywędrowała do Polski właśnie z Ameryki. Przywiózł ją z delegacji młody pracownik Komisji Kra­jowej Solidarności. Był to Grzegorz Bierecki, wówczas 28-letni: człowiek z Gdy­ni o ładnym opozycyjnym życiorysie (trzy miesiące w komunistycznym więzieniu, działacz m.in. nielegalnego NZS, uczestnik Okrągłego Stołu). W Solidarności współ­pracował z pierwszym wiceprzewodniczą­cym Lechem Kaczyńskim, który zarządzał związkiem pozostawionym przez Lecha Wałęsę, kiedy ten przeprowadził się do Bel­wederu. Gdy Kaczyński przegrał bój o fotel przewodniczącego z Marianem Krzaklew­skim, zwierzał się współpracownikom:
- Gdyby delegaci na zjazd pozwolili pozo­stać na sali Biereckiemu i Przemkowi Go­siewskiemu, wygrałbym te wybory. Oni byli niesamowicie sprawni, potrafili pra­cować z delegatami.
Bierecki w 1990 r. stanął na czele Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, a w 1992 r. objął stanowisko prezesa Krajo­wej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej (zwanej Kasą Krajową). Kasa Krajowa jest czapką nad wszystkimi SKOK-ami - do niedawna była ich organem kon­trolnym. Bierecki kontaktów z Lechem Ka­czyńskim nigdy nie zerwał. Zaraził przyszłe­go prezydenta pomysłem taniej, spółdziel­czej bankowości.

Kasa trafia pod nadzór
Tyle że polskie SKOK-i już dawno przestały być maleńkimi spółdzielczymi kasami. Czy to źle? Tu narracja rozbiega się w zależności od opcji politycznych. Politycy PO mówią, że pozostające poza kontrolą nadzoru państwowego Spółdzielcze Kasy do niedawna stanowiły coraz większe zagrożenie dla sys­temu finansowego. Nikt nie wiedział, co jest w środku: czy system jest zdrowy i wypła­calny. Dlatego Platforma chciała objąć Kasy nadzorem KNF, tak jak banki.
Politycy PiS ripostują: - Tej władzy szko­dzi wszystko, czego nie kontroluje. Skoro nie trzymają łapy na SKOK-ach, to zrobią wszystko, żeby ją tam położyć. Jaki to argu­ment, że Kasy są za duże? To źle, że ktoś się rozwija, jeśli nie jest związany z PO? Chcie­liby, żeby to, co nie ich, było jedynie małą wiejską instytucją, tak? - to słowa szefa klu­bu PiS Mariusza Błaszczaka, którego pyta­łem o opinię.
W każdym razie dzięki staraniom polity­ków PO i mimo oporu wspieranych przez SKOK-i polityków PiS uchwalono ustawę o objęciu Kas nadzorem. Było to jeszcze w li­stopadzie 2009 r. Prezydent Lech Kaczyński zaskarżył nowe prawo do Trybunału Kon­stytucyjnego. W rezultacie weszło ono w ży­cie dopiero w październiku 2012 r., z trzylet­nim opóźnieniem.
KNF zaczęła „efektywną” kontrolę - sło­wa szefa komisji Andrzeja Jakubiaka - na przełomie stycznia i lutego 2014 r.

Kasa jest jak bank
Co zobaczyli nadzorcy? Trzeba przyznać, że obraz, który maluje w publicznych wystąpieniach (np. w Sena­cie i podczas posiedzenia sejmowej Komisji Finansów Publicznych) Andrzej Jakubiak, może przyprawić podatników o drżenie ser­ca. Przede wszystkim: z danych KNF wyni­ka, że SKOK-i nie są już dawno instytucjami dla osób uboższych, drobnych ciułaczy i po­życzkobiorców.
Średni depozyt w SKOK? 23 tys. zł. 31 proc. depozytów to wkłady powyżej 100 tys. zł.
Średni kredyt? 12 tys. zł. Jednak 30 proc. udzielonych pożyczek opiewa na sumy po­wyżej 100 tysięcy, ais proc. to kredyty na sumy powyżej miliona złotych. Maksymal­ny kredyt to 23 min zł.
Widać, że Kasy operują już iście banko­wymi sumami. Wielka ekspansja SKOK-ów to okres od 2009 do początku 2013 r. - czyli od uchwa­lenia ustawy o nadzorze KNF do czasu wej­ścia jej w życie. Tak jakby Kasy chciały wykorzystać czas, gdy nie są jeszcze ob­jęte nadzorem zewnętrznym, a podlegają jedynie własnemu, prowadzonemu przez Kasę Krajową.
Andrzej Jakubik użył w Sejmie bardzo ważnego sformułowania: „To czas, który na skutek świadomych działań zdeterminował obecne problemy SKOK”.
Na czym polegała ekspansja? Depozyty trzymane w SKOK ach wzrosły w latach 2009-2012 z 11 do 15,7 mld (o 42,6 proc.), a portfel kredytowy - o 37 proc. Czyli Kasy zbierały dużo wkładów i udzielały wielu kredytów.
Skąd tylu klientów? Do lokowania pienię­dzy w SKOK-ach zachęcała wielka kampa­nia reklamowa. Argument był mocny - wy­soki procent. SKOK Wołomin (jego zarząd dziś siedzi w areszcie) oferował 7,6 proc., SKOK Stefczyka (KNF, co przyznał publicz­nie Jakubiak chce wprowadzić tam zarząd­cę komisarycznego) - 7,2 proc. Inne Kasy były niedaleko w tyle. Zważmy: banki da­wały wówczas tym, którzy chcieli oszczę­dzać, zaledwie 4-4,5 proc.
Rzecznik SKOK podkreślał, że Kasy są pol­ską instytucją, której ludzie ufają bardziej niż bankom. Klienci, widząc możliwość zysku, szli do Kas - co jest naturalne. Jednak, jak podkreśla Jakubiak, całemu procesowi „nie towarzyszył wzrost funduszy własnych, sta­nowiących o bezpieczeństwie”.
W opinii KNF sytuacja SKOK-ów pogar­szała się systematycznie. W 2009 r. strata netto sektora SKOK wyniosła 19 min zł.

Kasa poprawia wynik
Kasy poprawiały wynik finansowy cieka­wym zabiegiem: zakładały spółki zewnętrz­ne. Ich majątkiem były prawa do znaków towarowych SKOK, majątek trwały lub działalność operacyjna, np. tam, gdzie przyj­muje się pieniądze. Kasa wnosiła to apor­tem, a w zamian obejmowała udziały. Tak powstały 34 nowe podmioty gospodarcze, a bilans się poprawił.
- Przychody Kas z tego tytułu wyniosły 1,2 mld zł, choć nie było żadnego przepływu pieniężnego - mówi szef KNF. - Kasy jedno­razowo otrzymywały papiery wartościowe, które były niezbywalne. A ich wycena, po­dobnie jak wycena wartości znaków towa­rowych, była zawyżona. Jedna z Kas wyce­niła znak towarowy na 300 min zł, i o tyle zwiększyła fundusze własne.
Niektóre Kasy wydzieliły do spółek zew­nętrznych całą działalność operacyjną: od­działy, punkty kasowe, departamenty, które zajmują się oceną działalności kredytowej. Co zostało? Prezes KNF użył rzeczownika „wydmuszki”.
Klasyczną wydmuszką był SKOK Wspól­nota, który wyprowadził na zewnątrz całą działalność. We wrześniu 2014 r. sąd ogłosił upadłość Wspólnoty, depozytariusze otrzy­mują zwrot wkładów z Bankowego Fundu­szu Gwarancyjnego.

Kasa sprzedaje przeterminowane pożyczki i zakłada spółki
To dopiero początek zastrzeżeń nadzorcy. Problemem są kredyty udzielane przez SKOK-i. We wrześniu przeterminowane, czyli trudne do odzyskania, były pożyczki udzielone na 5,5 mld zł, z czego 3 mld zł to pożyczki niespłacane od ponad 12 miesięcy, a więc praktycznie stracone.
Tymczasem w 2012 r. Kasy dokonały „ma­sowej sprzedaży kredytów przeterminowa­nych”. Sprzedały je nie za gotówkę, ale za wa­runkowe papiery wartościowe, które są, zda­niem KNF, niezbywalne. W celu? „Pozornej, wizerunkowej poprawy sytuacji Kas”.
W sumie SKOK-i pozbyły się 2,1 mld zł takich wierzytelności (w większości były to kredyty niespłacane od ponad 12 mie­sięcy). Kupującym była spółka ASK In­vest założona przez Kasy w Luksemburgu, gdzie system podatkowy jest wyjątkowo korzystny.
KNF zwraca także uwagę na powiązania personalne i organizacyjne w systemie Kas. Jakubiak mówi: „Powoduje to, że wąska gru­pa odnosi korzyści kosztem całego sektora SKOK”.
Jedną z takich spółek jest kolejna firma za­łożona w Luksemburgu. Nazywa się SKOK Holding i zarządza papierami wartościo­wymi, czyli dywidendą, którą dostaje od SKOK-ów. Na jej koncie jest 140 min zł (we­dług Kasy Krajowej mniej, bo nieco ponad 100 min). Mogłyby to być pieniądze przezna­czone na ratunek upadających SKOK-ów, jednak taki obowiązek leży na Kasie Krajo­wej - na SKOK Holding już nie. SKOK Hol­ding pomaga Kasie Krajowej: wykupuje od niej obligacje i przekazuje część środków na jej konta. Obligacje są, naturalnie, oprocen­towane.
SKOK Holding nie zatrudnia nikogo, poza dwoma członkami zarządu. Jednym z nich jest Grzegorz Bierecki.
Oprócz SKOK Holding Kasy powołały kil­kadziesiąt spółek zewnętrznych, min. tury­stycznych, jak Ecco Holiday, czy reklamowo-wydawniczych, jak Apella. KNF ocenił, że ich użyteczność dla Kas budzi wątpliwości.

Kasa przynosi straty
Zdaniem KNF już przed objęciem nadzorem system SKOK miał się źle. Na 55 Spółdziel­czych Kas 33 notowały stratę. Działalność 14 była zagrożona, 6 było w bardzo trudnej sytuacji.
W czerwcu 2013 r. straty przynosiło 35 Kas, a niedobór funduszy własnych szacowano na 513 min zł. W 44 Kasach rozpoczęto działania naprawcze. We wrześniu niedobór wynosił 731 min zł. Dane nie obejmują SKOK Wołomin, któ­ry zbankrutował. Pieniądze jego klientom wypłaca Bankowy Fundusz Gwarancyjny (gwarantuje wkłady do 100 tys. euro), który przeznaczył na to 2,2 mld zł.
Dlaczego Kasa Krajowa SKOK, która po­winna najpierw nadzorować SKOK Wo­łomin, a teraz pomagać depozytariuszom, tego nie zrobiła?
W sumie pomoc dla SKOK z Bankowe­go Funduszu Gwarancyjnego to ponad 3 mld zł. Składają się na to wypłaty dla klientów SKOK Wołomin (wspomnia­ne 2,2 mld), wypłaty dla klientów SKOK Wspólnota (815 min), dotacja na przeję­cie przez banki dwóch upadających Kas: Kopernik (110 min) i Świętego Jana z Kęt (16 min).
Budżet BFG, na który składają się banki, musiał być znacznie zwiększony właśnie w związku z sytuacją SKOK-ów. Dla porów­nania: w 2012 r. wynosił on jedynie 829 min.
Udział w tych obciążeniach dla sektora SKOK jest niezbyt duży. W 2013 r. było to 3,7 min zł, w 2014 -16,2 min, w 2015 r. będą to 52 min.
- To oznacza, po pierwsze, że płacimy wszyscy, a po drugie, że daliśmy się zro­bić w konia - mówi mi ważny polityk PO.
- Wszyscy klienci SKOK dostaną pieniądze z BFG, a PiS oskarży nas o rozwalenie sys­temu.

Kasa kontratakuje
SKOK-i się bronią. Posłowie PiS argumen­towali podczas posiedzenia Komisji Finan­sów Publicznych, że do czasu, gdy państwo nie wsadziło nosa do systemu SKOK, żadna z Kas nie zbankrutowała. To fakt - choć na początku w Polsce działało ponad 500 Kas (dziś jest ich 55 - przez lata wiele zostało wchłoniętych przez inne, większe) - żadna nie zbankrutowała.
Zdaniem kilku polityków prawicy, z któ­rymi rozmawiałem, system dobiły ambicje regulacyjne państwa i ciągłe zmiany prze­pisów. Kontekst polityczny był tu, ich zda­niem, jasny: SKOK-i uznawano za zaprzyjaź­nione z PiS. Popierały prawicowe inicjaty­wy i wspomagały prawicową prasę (spółka Apella jest np. większościowym udziałow­cem Fratrii, wydawcy tygodnika „W sieci” i portalu wPolityce.pl braci Karnowskich). To była prawdziwa przyczyna ataku na sys­tem SKOK.
Wypowiadając się przed sejmową Komi­sją Finansów Publicznych, prezes Kasy Kra­jowej SKOK Rafał Matusiak (miał tylko kil­kanaście minut na wyłożenie swojego sta­nowiska) też podniósł argument, że przez 20 lat żaden SKOK nie zbankrutował i nikt złotówki w Kasach nie stracił. Przypadek SKOK Wołomin był szczególny - bo ta Kasa została zwyczajnie okradziona przez hochsztaplerów, którzy fałszowali bilanse.
O złożonej sytuacji Wołomina Kasa Kra­jowa informowała KNF już we wrześniu 2012 r. Kasa Krajowa chciała pomóc finan­sowo, ale narzucony przez KNF likwidator nie przedstawił żadnego scenariusza sana­cji. Na jakiej podstawie można było dzia­łać?
Nie jest też prawdą, że Kasa Krajowa nie pomaga będącym w kłopotach SKOK-om. Prezes Matusiak wylicza, że pomoc wynio­sła ponad 370 min zł: nie tylko z funduszu stabilizacyjnego, ale też z pożyczki zacią­gniętej w TUW SKOK i z emisji obligacji.
Omawiając inne zarzuty, Matusiak bro­nił się sprawnie: wyceny spółek zewnętrz­nych, znaków towarowych czy majątku do­konywane są przecież nie według widzimi­się SKOK-ów, ale przez uprawnionych bie­głych. Gdzie problem? Wierzytelności? Tak, sprzedajemy, ale przecież zgodnie z pra­wem. Czy banki tego nie robią?
A propos prawa: - Rozporządzenie mini­stra finansów dotyczące zasad rachunko­wości dla SKOK-ów zmieniało się w ciągu ostatnich trzech lat cztery razy - podkreśla Matusiak. Jak przygotowywać programy na­prawcze w takich warunkach?
Krótko mówiąc: gramy na rynku tak jak inni. Tworzymy spółki, sprzedajemy wie­rzytelności, rozwijamy się. A to wy ciągle zmieniacie zasady.

Kasa się rozkłada
Linia sporu jest więc jasna. Co nie zmienia faktu, że sytuacja SKOK-ów jest zła. I że już za to płacimy z Bankowego Funduszu Gwa­rancyjnego.
Kto za to ponosi odpowiedzialność? KNF skierował do prokuratur pięć zawiadomień o popełnieniu przestępstwa, a likwidatorzy ustanowieni w SKOK ach - jeszcze 14.
W przypadku SKOK Wołomin prawica podkreśla, że Kasę rozłożył człowiek zwią­zany z WSI - a więc na pewno nikt z PiS. No ale jednak w październiku aresztowa­no prezesa i wiceprezesa tej Kasy. Proku­rator przedstawił obu mężczyznom zarzu­ty udziału w zorganizowanej grupie prze­stępczej, której celem było uzyskiwanie po­życzek i kredytów na podstawione osoby.
Do 2013 r. nadzór nad SKOK Wołomin sprawowała Kasa Krajowa. I była z działal­ności spółdzielni zadowolona. W czerwcu 201 x r., podczas XIX Krajowej Konferencji Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kre­dytowych, wręczono najważniejsze odzna­czenia przyznawane przez SKOK-i - Nagro­dy Feniksa. Mariusz G., prezes SKOK Wo­łomin, został uhonorowany jako menedżer roku. Laudację wygłaszał obecny wiceprezes Kasy Krajowej, Wiktor Kamiński: „Mariusz jest pomysłodawcą i twórcą nowej super­produkcji filmowej 1920 Bitwa warszawska« - pierwszego polskiego filmu w tech­nice 3D. Jest mecenasem kultury, sztuki i sportu. Zasługuje na największe uznanie za pracę na rzecz obrony spółdzielczości, za rozpowszechnianie wiedzy o prawdziwej historii, budzenie patriotyzmu i właściwych postaw u Polaków”.
Sam G. chwalił się, że zasiadł w gronie znamienitych laureatów, bo wcześniej Feniksy dostali Lech Kaczyński i Maciej Płażyński. Kilka dni wcześniej SKOK w Woło­minie została laureatką Konkursu Najlepsza SKOK 2011, rozpisanego przez należącą do SKOK „Gazetę Bankową”.

Kasa wzbogaca
Pomysłodawca idei Spółdzielczych Kas w Polsce, Grzegorz Bierecki, jest dziś sena­torem PiS. Postacią w partii wpływową. Pra­wica nie ma wielu sprawnych menedżerów, chcących wspierać jej inicjatywy.
Z oświadczenia majątkowego senatora Biereckiego:
Środki pieniężne zgromadzone w walu­cie polskiej: 5 milionów 853 tysiące
47 złotych i 50 groszy.
Środki pieniężne zgromadzone w wa­lucie obcej: 88 tysięcy 405 dolarów, 534 tysiące 15 funtów i 2 miliony 590 tysięcy 605 euro.
Papiery wartościowe TF SKOK SA na kwotę 405 tysięcy złotych.
Wspólnik w spółkach: Arenda spółka jawna kapitał 3,186 min zł, MP59 ka­pitał 2 miliony 610 tysięcy, SIN udzia­ły warte 220 tysięcy.
Roczny dochód z tej działalności: 2 min 133 tys. złotych.
Senator Grzegorz Bierecki od 2012 r. nie jest prezesem Kasy Krajowej, ale po­zostaje związany z wieloma spółkami systemu SKOK. Jest członkiem zarządu wspomnianego luksemburskiego SKOK Holding, a także członkiem rad nadzor­czych: Towarzystwa Ubezpieczeń Wza­jemnych SKOK, Towarzystwa Ubezpie­czeń na Zycie SKOK S.A., Asekuracja Sp. z 0.0., TFI SKOK S.A., Towarzystwa Finansowego SKOK S.A., Towarzystwa Zarządzającego SKOK, eCard S.A., Apel la S.A., Stefczyk Finanse TZ SKOK, Stefczyk Nieruchomości.
Jego roczne dochody:
Z tytułu zasiadania w radach i zarzą­dach to 3 miliony 385 tysięcy zł.
Z tytułu stosunku pracy - 4 min 998 ty­sięcy, w tym dochody uzyskane za gra­nicą: 922 tys. zł.
KNF w opracowaniu „Informacja w sprawie kapitałowych i personalnych powiązań w sektorze SKOK” czyni go klu­czową figurą. Kolejne to jego brat Jaro­sław (obecnie radny PiS w Pomorskiem), finansista Grzegorz Buczkowski, eko­nomista Andrzej Sosnowski i prawnik Adam Jedliński.
Senator Bierecki nie chciał rozmawiać o SKOK-ach i debacie na ich temat. W esemesie napisał, że od kilku lat nie jest już prezesem Kasy Krajowej.

Kasa chce namaścić
Pozycja Grzegorza Biereckiego w PiS nie jest tak silna jak kiedyś. Niedawno kre­ował się na delfina: bardzo chciał być kan­dydatem na prezydenta. Podobno zgubi­ło go to, że zapytany przez Jarosława Ka­czyńskiego, ochoczo potwierdził goto­wość. Wtedy prezes zdecydował, że po­stawi na Andrzeja Dudę.
Prezes miał prawo obawiać się rosną­cego w siłę sprawnego menedżera, więc ustawił go we właściwym miejscu. A pró­by przyjaciół senatora, nawołujących do prawyborów partyjnych, spełzły wów­czas na niczym.
Z rozmów z politykami PO wynika, że będą chcieli za wszelką cenę nagłaśniać kłopoty SKOK-ów przed wyborami.
To zwiastuje kolejne kłopoty senatora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz