piątek, 13 lutego 2015

Ciemna strona Watykanu



Dziwiszowi informacje na temat molestowania seksualnego z prośbą o przekazanie ich papieżowi. Nie było żadnej reakcji - mówi watykanista John Thavis, autor „Dziennika watykańskiego”.

Rozmawiała MAGDALENA RIGAMONTI

Jest Bóg w Watykanie?
Jest. Choć czasami to walka między Bogiem a ludzką słabością. Tam pracuje wielu bardzo dobrych ludzi, niestety, nie na najwyższych stanowiskach. To osoby, które - łagodnie mówiąc - nie podążają za Ewangelią. Papież Franciszek zdaje sobie z tego sprawę, zwalnia ich po kolei, przesuwa, odsyła ich do swoich krajów.

Robi porządki po Janie Pawle li i Bene­dykcie XVI.
Można tak powiedzieć. Poprzedni dwaj papieże tolerowali nadużycia hierarchów bądź o nich nie wiedzieli. Tolerowali karierowiczostwo, budowanie silnych pozycji, władzę. Wie pani, Watykan to państwo, w którym informacje ciężko przepływają, za to łatwo wypływają, co dla nas, dziennikarzy, jest bardzo ważne. Jeśli się tam jest, to w zasadzie każdy pracownik, od odźwiernego do kardynała, ma coś ciekawego do powiedzenia. Wiele osób myśli, że Watykan to zamknięta twierdza, a tak naprawdę ta twierdza mocno przecieka.

Pan chce być jak Dan Brown.
Dan Brown to fikcja. A moje książki o Waty­kanie to fakty. Nic, co pani w nich przeczy­tała, nie jest wymyślone. Same prawdziwe sytuacje, same prawdziwe nazwiska i osobo­wości, które stoją za Watykanem.

Takie jak ks. kard. Stanisław Dziwisz. Mówi pan o nim: „drugi papież”, „cer­ber”. Również w kontekście skandali seksualnych i pedofilskich w Kościele.
On był oddanym sługą papieża. Ale tak - ks. Dziwisz, nazywany Don Stanislao, chronił Jana Pawła II, decydował, kto go ujrzy, jakie raporty spłyną na papieskie biurko. W miarę jak choroba papieża postę­powała, grono osób podejmujących decyzje bardzo się zawężało. To był też czas, kiedy różni ludzie z Kurii Rzymskiej czuli się coraz silniejsi.

Ksiądz Dziwisz wiedział o skandalach seksualnych w Legionie Chrystusa? O  molestowaniu seminarzystów przez założyciela Legionu, ks. Maciela?
W Watykanie było wiadomo, że ks. Dziwisz był w bliskich stosunkach z ks. Marcialem Macielem Degollado, założycielem Legionu Chrystusa. W1998 r. papież wyświęcił ks. Dziwisza na biskupa i nowo wyświęcony biskup wydał uroczysty obiad na 600 osób na uczelni prowadzonej właśnie przez legio­nistów Chrystusa.
W tym czasie eksseminarzyści i legioniści oskarżający Maciela o molestowanie i wy­korzystywanie seksualne przekazali Dziwiszowi informacje na temat Maciela z prośbą o przekazanie ich papieżowi. Wiem to od nich, wiem też, że nie było żadnej reakcji. Sugerowali, że ks. Dziwisz te informacje blokuje.

Przekazali je bezpośrednio ks. Dziwiszowi?
Tak, tak twierdzą. I nie ma podstaw, żeby im nie wierzyć. Różnymi sposobami próbowali poinformować Watykan o tym, co się dzieje w Legionie Chrystusa, w jaki sposób działał Maciel. A ten wybierał sobie młodego semi­narzystę, mówił, że jest chory, nakazywał, by wybranek zajął się nim w jego pokoju, twierdził, że masowanie brzucha mu po - może... Proszę pamiętać, że młodzi chłopcy składali śluby, że nie będą nikomu mówić, co się dzieje w Legionie, zobowiązani byli też do spowiadania się tylko u księży legionistów. Kiedy już sprawę opisałem, kard. Dziwisz powiedział mi, że ofiary ks. Maciela nie przekazały tych informacji do właściwych osób.

Czyli do kogo?
Prawdopodobnie miał na myśli siebie. Twierdził, że jemu nikt nic na temat Maciela nie mówił, że ktoś inny z Kurii Rzymskiej musiał blokować informacje.

Zamknięte koło.
Taki jest Watykan. Pracuję tam od ponad 30 lat i tak jak już mówiłem, z jednej strony wyciekają z niego różne informacje, nic się w Watykanie nie ukryje, wszyscy plotkują, a z drugiej są blokady.

Wierzy pan kard. Dziwiszowi? O mole­stowaniu seminarzystów przez Maciela głośno już było pod koniec lat 70.
Pyta mnie pani, czy wierzę, kiedy kard. Dzi­wisz mówi, że Jan Paweł II nic nie wiedział o skandalach seksualnych? Trzeba pamiętać, że i Jan Paweł II, i Dziwisz przyszli do Waty­kanu z komunistycznej Polski, gdzie miały miejsce szeroko zakrojone akcje antyko­ścielne skierowane przeciwko konkretnym księżom, więc mogli traktować oskarżenia legionistów jako próbę zniszczenia Macieja i całego zakonu.

Komunizm upadł w 1989 r., a pontyfikat papieża trwał do 2002 r. Przez te lata do Watykanu zgłaszały się nowe ofiary.
Nie wiem, jakie informacje kard. Dziwisz przekazywał papieżowi. Wiem tylko, że po śmierci Jana Pawła II powiedział, że błędem było wspieranie Maciela przez papieża.

Niektórzy mówią, że kanonizacja Jana Pawła II odbyła się tak szybko po to, by przykryć medialnie skandale seksual­ne w Kościele.
Według mnie Jan Paweł II jest święty. Jednak nie uważam, że był idealnym papieżem i ide­alnym człowiekiem. Uświęcanie, uczenie i rządzenie - to są trzy zadania każdego papieża. Wojtyła był doskonały w uświęcaniu i uczeniu, natomiast rządzenie było jego sła­bością. De facto nie rządził, robili to za niego inni. Nie potrafił też uporać się ze skandala­mi seksualnymi w Kościele. Jest święty, czyli jest w niebie, ale popełniał błędy. Wszystko w porządku, bo Watykan uznał, że święty może popełniać błędy. Proszę pamiętać, że Benedykt XVI pomimo głośnych protestów ofiar nadużyć seksualnych nie hamował procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Choć wiadomo skądinąd, że Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych miała wątpliwości dotyczące cudu, czyli uzdrowienia z cho­roby Parkinsona siostry Marie Simon-Pierre Normand z zakonu Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. W 2010 r. na biurko Benedykta XVI trafił raport dotyczą­cy cudu, a w styczniu 2011 r. papież podpisał dekret o cudzie. Gdyby tego nie zrobił, gdyby zawiesił proces beatyfikacyjny...

Co by się stało?
Mogłoby być tak, że pontyfikat Jana Pawła II naznaczony byłby piętnem skandalu seksu­alnego. Historii Legionów Chrystusa Macie­la oczywiście nie da się zakopać, ale...

Ale udało się przykryć. Słyszał pan, że Józef Wesołowski, były nuncjusz apo­stolski na Dominikanie wykorzystujący seksualnie dzieci, spaceruje po Watyka­nie? Może pan go widział?
Nie, nie widziałem. Wesołowski był bardzo wysokim rangą dyplomatą watykańskim, przenoszonym z jednego kraju do drugiego za czasów Jana Pawła II. Jaki był powód tych przenosin, możemy się tylko domyślać. Lu­dzie w Sekretariacie Stanu musieli znać po­wody. Nie wiem, czy wiedział o nich ks. Dziwisz ani czy wiedział o nich Jan Paweł II. Nie ma na to dowodów. Na pewno jeśli pani spyta o to kard. Dziwisza, zaprzeczy. Tak jak zaprzeczał, że wie o seksualnych naduży­ciach Maciela. Pracuję w Watykanie wiele lat i wiem, że to bardzo dziwne miejsce, pełne zależności, podziałów, zwykłej walki o wła­dzę i wpływy. To miejsce, w którym ścierają się różne kultury, zwyczaje, zachowania, bo przecież są tam ludzie z całego świata.
W książce opisuję działania kard. Edmunda Szoki, gubernatora Watykanu, któremu w 1990 r. Jan Paweł II powierzył zajmowanie się budżetem tego państwa. Watykan to jest właśnie taki bałagan, taki chaos.

I nad tym chaosem nie zapanował Bene­dykt XVI.
Nie zapanował. Pamiętam, jak leciałem z Benedyktem XVI do Ameryki Południowej. Ktoś zadał pytanie, czy zgadza się z eksko­muniką nałożoną na meksykańskich ustawo­dawców, którzy zatwierdzili prawo do aborcji. Papież najpierw nie odpowiedział, a zapy­tany jeszcze raz oznajmił, że jest za i w świat poszła informacja: papież jest za ekskomunikowaniem polityków opowiadających się za aborcją. Po czym pojawił się rzecznik Lombardi i próbował wszystko odkręcić.

Na ilu pielgrzymkach był pan z Janem Pawłem II?
Nie wiem, w pewnym momencie straciłem rachubę, na pewno na ponad 40, może 50. Również w Polsce. Pierwszy raz chyba w 1987 r. Pamiętam też dobrze te ostatnie podróże papieża Polaka, kiedy wszyscy dziennikarze i osoby z otoczenia Ojca Świę­tego zastanawiali się, czy Jan Paweł II wciąż kieruje Watykanem. Dwa tygodnie po ataku na WTC papież był cztery dni w Kazach­stanie i trzy dni w Armenii. Miał 81 lat. Był podtrzymywany przez pracowników, ręce mu się trzęsły, opadał na fotel. Joaquin Na­varro-Vails, rzecznik Watykanu, oświadczył wtedy, że papież i Watykan okażą zrozumie - nie, jeśli USA będą tropić terrorystów, a my zadawaliśmy sobie pytanie, czy papież wie, co mówi jego rzecznik. Navarro-Valls chyba się zorientował, że coś jest nie tak, bo po­wiedział do dziennikarzy: „Gdybyście tylko mogli go zobaczyć z bliska, zrozumielibyście, że nie stracił nic ze swej przenikliwości”. I tak wszystko zorganizował, że w Armenii każdy z dziennikarzy miał okazję spróbować poroz­mawiać z papieżem.

Jak to wyglądało?
Czekaliśmy na Jana Pawła II w samolocie. Było bardzo gorąco, personel nie chciał nam dać nawet szklanki wody - taki miał podobno przykaz. Stewardesa powiedziała, że woda czeka na załadunek, że na razie załadowano alkohol, i przyniosła nam wódkę. Za jakiś czas zjawił się rzecznik i okazało się, że każdy dziennikarz może usiąść obok papieża i po - rozmawiać, aby się przekonać o jego jasnym umyśle. No i każdy siadał, mówił coś od serca (alkohol spotęgował szczerość), a papież patrzył szklanymi oczami, uśmiechał się i nic nie mówił.

Pana zdaniem był świadomy?
Chcę wierzyć, że go nudziliśmy. Proszę pa­miętać, że był naprawdę chory i naprawdę
wyczerpany. Ideą całej tej pielgrzymki było pokazanie, że papież nadal jest w stanie rządzić Kościołem katolickim, że jego umysł jest bystry, że da radę przeprowadzić krótką rozmowę. Okazało się jednak, że nie jest. Że nie kontaktuje, że nie ma siły.


Rozmawiałam z szefem ochrony pod­czas papieskich pielgrzymek do Polski. Mówił o zastrzykach podawanych papieżowi, które miały go pobudzać, stymulować.
Nigdy nie byłem świadkiem podawania takich zastrzyków, jednak pamiętam piel­grzymki, podczas których papież nagle był zabierany do innego pokoju, w którym prawdopodobnie otrzymywał jakiś środek pobudzający, bo kiedy wracał, był ożywiony. Pamięta pani, jak w Krakowie odwołano mszę papieską z powodu złego samopoczucia papieża? A przecież następnego dnia papież był już absolutnie pobudzony, wszystko pamiętał, tryskał energią i humorem. Żar­towaliśmy wtedy, że to, co on dostaje, i nam by się przydało.

Ma pan jakąś relikwię?
Tylko taką jak tysiące ludzi: maleńki kawałek papieskiej szaty. A tak naprawdę to mam wiele dobrych wspomnień. Pamiętam, jak w 2002 r. poprosił dziennikarzy, żeby napisali
medytacje do drogi krzyżowej. Ja miałem napisać pierwszą. Wszystko dobrze poszło. On wierzył w duchowość ludzi spoza hieraichii. A co do relikwii, to piszę właśnie książkę o relikwiach i opisuję w niej historię, jak ks. Dziwisz poprosił lekarza o krew papieża. To była krew do badania. To też pokazuje, jak Watykan funkcjonuje. Zdaję sobie sprawę, że kard. Dziwisz to postać kontrowersyjna, ale na pewno był oddanym sługą Jana Pawła II.

Wielu biskupów, szczególnie ci, któ­rzy pracowali z Janem Pawłem II, nie ma o Franciszku zbyt dobrego zdania. Abp Mieczysław Mokrzycki mówił mi na przykład: „Co z tego, że papież mieszka w Domu św. Marty, skoro to hotel, za który trzeba płacić”.
Wielu hierarchom kościelnym nie podoba się to, co robi papież Franciszek. Sprawę wyprowadzki z apartamentów papieskich uważają za gest stricte promocyjny. Jednak tak naprawdę niewygodne dla nich jest to, co papież mówi o doktrynie, o ekonomii, roli Kościoła, o dialogu, elastyczności. Poza tym oni są przyzwyczajeni do luksusów, do życia w pałacach, w bogactwie, a papież to przeciwnik takiego funkcjonowania.
Dla Jana Pawła II i Benedykta XVI ważny był katechizm, zasady, katolicka tożsamość. Nie zwracali uwagi na ten bałagan, który toczy Watykan. Franciszek został wybrany, bo powiedział kardynałom, że poradzi sobie z Kurią Rzymską - i robi to, co obiecał. Wprowadził w życie reformy finansowe, powołał do życia komisje, które patrzą wa­tykańskim urzędnikom na ręce. Myślę, że za rok dokona wielkiej reformy. Już wprowadza do Kurii swoich ludzi, uszczupla ją, rezy­gnuje z tych, którzy panoszyli się tam od lat. Wiem, że tam się wszyscy trzęsą, boją się po prostu o swoją robotę.

Powyrzuca ich z Kurii i wyśle, dajmy na to, na Dominikanę?
Proszę nie żartować. Są już przykłady takich wyrzuconych watykańskich dyplomatów. Franciszek ma w zwyczaju kierować ich do swoich krajów ojczystych, gdzie są bisku­pami, proboszczami, księżmi i zajmują się codzienną pracą. Dzięki temu może w Waty­kanie będzie więcej Boga.

ŹRÓDŁO

1 komentarz:

  1. Zastanawiam się tylko czy to była koka czy marycha ?A może amfa:))

    OdpowiedzUsuń