poniedziałek, 8 grudnia 2014

Drugi skok



Za wyłudzeniami setek milionów złotych ze SKOK Wołomin stać miał Piotr P., były oficer WSI Przez wiele lat gdziekolwiek się zjawiał, wybuchała afera finansowa.

Violetta Krasnowska

Do aresztu trafiło właśnie całe kierownictwo potężnego, dru­giego co do wielkości, SKOK Wołomin z zarzutami współ­udziału w przydzieleniu co najmniej 200 pożyczek podstawionym osobom. Byli wśród nich bezrobotni, bezdomni, a pożyczki dostawali kilkumilionowe (POLITYKA 43). A za wszystkim stać ma Piotr P. Ten sam, którego w innej spra­wie oskarżono właśnie o uczestnictwo w wyłudzeniu 116 min zł z banku PKO BP i - w jeszcze innej - zlecenie pobicia wi­ceszefa Komisji Nadzoru Finansowego.
Blondyn, wysokie czoło, dobre dru­ciane oprawki okularów. Elegant. Rocznik 1963. Syn właściciela warsz­tatu budowlanego i położnej, z 9-let- nim doświadczeniem w WSI. Do nie­dawna otwierał wystawy z brzozami biało-czerwonymi, finansowane przez SKOK. Uczestniczył w produkcji fil­mów, np. jak „Bitwa Warszawska” czy „Sierpniowe Niebo - 63 dni chwały”. W 2012 r. formalnie odwołano go z rady nadzorczej SKOK Wołomin - ale fizycz­nie można go było spotkać w banku. Ludzie myśleli, że jest dyrektorem. Jed­nego dnia brylował w smokingu w foyer Teatru Narodowego, witany z honorami na premierze filmu o Powstaniu Warszawskim, a innego w obskurnej knajpie w Wołominie, niedaleko siedziby SKOK Wołomin, spotykał się z miejscową bandyterką. Nim w kwietniu tego roku trafił do aresztu w sprawie wyłudzeń, zdążył jeszcze zlecić pobicie wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego, zajmu­jącego się bezpośrednio kasami SKOK. Tak to przynajmniej wygląda zdaniem prokuratury. Właśnie postawiono mu kolejne zarzuty. Dziś wszędzie towa­rzyszą mu policjanci z Biura Operacji Antyterrorystycznych. Jest traktowany jako aresztant niebezpieczny.

Dyskietka za miliony
Pierwszy „interes”, polegający na wyłu­dzaniu pieniędzy z banków, Piotr P. roz­kręcił w połowie lat 90., zaraz po tym, jak poszedł do cywila. Wtedy rzecz skończyła się na 116 min zł strat dla PKO BP. Sprawa do dziś nie została osądzona; po latach zawieszenia, czekania na pomoce prawne m.in. z krajów dawnego ZSRR, szukania ludzi, przesłuchiwania prezesów firm, przez które przechodziły faktury, a którzy gdzieś się rozpłynęli. Dopiero teraz trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie. Jeśli porównać ówczesną historię przekrętów w PKO BP i dzisiejszą w SKOK, okazuje się, że w aktach sprawy przewija się kilka tych samych firm - jakby to w ogóle było jedno wielkie oszustwo.
Ale po kolei. W Polsce tamtych czasów - połowy lat 90. - trwało właśnie szaleń­stwo wolnego rynku. Kto mógł, robił in­teresy. W 1995 r., mając 32 lata, Piotr P. został przeniesiony w stan spoczynku. Już jako cywil zaczął wykorzystywać swoje związki z WAT.
Ze służb odszedł z powodu stanu nerwów. Stanął przed wojskową komi­sją lekarską, która orzekła niezdolność do służby. Wcześniej kłopoty z nim były. Jego szef Aleksander Lichocki, który jako zdolnego studenta ściągnął go do WSI, musiał interweniować monitowany, że personel rozbija mu się po mieście - łamiąc przepisy - mercedesami Zasady. W karcie osobowej Piotra P. jest rubry­ka „postawa etyczna”. Napisano w niej: „stwierdzono przypadki nielojalności wobec przełożonych i braki zdyscypli­nowania wobec starszych stopniem”.
W cywilu Piotr P. zahaczył się w Fun­dacji Pro Civili, której celem zapisanym w statucie była pomoc funkcjonariu­szom (założycielami było dwóch podej­rzanej proweniencji obywateli austriac­kich, ale ich rola faktycznie skończyła się na wpłaceniu 300 tys. starych złotych ka­pitału założycielskiego). Znał ważnych ludzi. Do fundacji ściągnął sporo ludzi ze służb, m.in. swojego bezpośredniego przełożonego, ale też kogoś z dawnego Komitetu Centralnego PZPR itd.
Fundacja nawiązała współpracę biz­nesową z Wojskową Akademią Tech­niczną, a ściślej - bo sama uczelnia biznesów prowadzić nie może - ze spe­cjalnie wydzielonym Centrum Usłu­gowo-Produkcyjnym WAT (CUP WAT). Pomysł był prosty: fundacja sprzedaje Wojskowej Akademii Technicznej coś (np. dyskietkę ze specjalistycznym ro­syjskim oprogramowaniem do szyfro­wania dokumentów za 40 min zł), czym Akademia rzekomo ma zamiar dalej handlować. Akademia nie ma aż tyle pieniędzy, żeby zapłacić od ręki, więc do operacji włącza się bank. WAT, jako solidna budżetowa placówka, może dostać kredyt. Fundacja sprzedawała WAT - za pieniądze banku - przeróżne rzeczy. Transakcji było wiele, faktury ciągle krążyły między firmami, gubiąc tropy, ale i produkowały dodatkowo zwrot VAT. Wyliczono, że tylko fundacja samego zwrotu VAT za obrót dyskietką między firmami wzięła 20 min zł. Żad­nej dyskietki jako dowodu transakcji nigdy w banku nie widziano, bo to... ta­jemnica wojskowa. Okazało się, że dys­kietka z oprogramowaniem wycenia­nym na kilkadziesiąt milionów istniała tylko na fakturze.
Aby ten cudowny interes mógł ru­szyć, niezbędne były dwa warunki: trzeba było mieć na usługach WAT i bank. WAT musiał chcieć kupować, choćby na papierze, a bank za to chcieć płacić. I Piotr P. to załatwił. Jak zawarł porozumienie z WAT, można sobie wy­obrazić - znał ludzi, ludzie go znali. Ale bank? A jednak. Co więcej, to właśnie z uwagi na Piotra P. i jego interesy w ogóle zainicjowano taki rodzaj działalno­ści banku.

Swój bank
Człowiekiem Piotra P. był Jerzy S. Przeforsował zabezpieczanie kredy­tów dziwami i cudami, jak na przykład fiolka z jadem pszczół, warta rzekomo 237 min zł (leży w skarbcu do dziś i się psuje). Tego wcześniej w żadnym banku w Polsce nie było. Jerzy S. był dyrekto­rem jednego z oddziałów banku PKO na Pradze - zaczął dwa lata wcześniej jako wartownik, z doświadczeniem służby w Straży Granicznej. (Potem po­pełnił samobójstwo w areszcie).
Jednak prócz Jerzego S. był jeszcze ktoś. Niezidentyfikowany, korzystający z kilku tożsamości człowiek, na któ­rego wszyscy mówili „pan Piotr”. Ci, którzy się z nim zetknęli, powtarzali za to zgodnie, że był cudzoziemcem i mówił ze słowiańskim akcentem. Wedle prokuratury - to on miał być mózgiem tamtych przekrętów i twórcą całej sieci. Piotr P. w tamtej sprawie tyl­ko stwarzał możliwości. Przede wszyst­kim: otworzył „panu Piotrowi” drzwi największego banku w Polsce, PKO BP. Poznał go z Jerzym S., czyli dyrektorem banku, oraz z wicekomendantem WAT Januszem Ł. „Pan Piotr” bywał na ich wspólnych wieczornych alkoholowych imprezach.
Prawie wszystkie firmy, które han­dlowały z fundacją i WAT, w sumie kil­kanaście, ulokowane były pod jednym adresem ul. Konduktorska 4. Biuro było jedno (czasami wożono biurka w inne miejsca, gdy bank chciał zobaczyć siedzibę takiej czy innej firmy), w jed­nym sejfie leżały obok siebie pieczątki wszystkich firm - polskich, greckich, cypryjskich razem. To w tym jednym pokoju pisano umowy kupna-sprzedaży pomiędzy spółkami z różnych krańców świata. Urzędował tu właśnie ów tajem­niczy „pan Piotr” ze wschodnim akcen­tem. Kontrolował przepływy finansowe jednych, z innymi, jak cypryjska spółka Persley, nie był związany, ale nieformal­nie też ją kontrolował.

Znów to samo
Gdy w 1999 r. piramida wyłudzeń za­częła się sypać, powiedział, że musi pil­nie wyjechać na Cypr, na odchodne rzu­cił jeszcze: „spotkamy się na zboczach Elbrusu”. I zniknął. Prokuratura długo próbowała ustalić, kim był. Okazało się, że posługiwał się kilkoma paszportami na różne nazwiska, i to różnych naro­dowości i obywatelstw - Białorusina, Litwina, Cypryjczyka. W jednym przy­padku udało się ustalić, że rzeczywiście osoba o danym nazwisku uzyskała oby­watelstwo cypryjskie, ale na podstawie fałszywego aktu urodzenia. Na Litwie znaleziono kogoś o tym nazwisku, ale już nie żył, zmarł na ulicy.
Tymczasem okazało się, że transakcje między WAT a CUP WAT odbywały się bez zgody komendanta Akademii, więc Akademia spłacać bankowi PKO BP tych milionów nie zamierza. Spółki poprzechodziły na własność obcokra­jowców, którzy znikali, a razem z nimi dokumenty.
- Pamiętam jednak, że byłem zasko­czony kompletnym spokojem wszystkich uczestników tej operacji podczas zatrzy­mań, przeszukania, wszystko odbywało się nadzwyczaj spokojnie - wspomina oficer biorący wtedy udział w śledztwie. -Pamiętam narady szefostwa na szczycie
- z WSI i UOP -co z tym zrobić, ale nic nie zrobiono. Wyczuwało się wokół tej spra­wy jakiś dziwny klimat. Dziwne śmierci były wokół, jeden ważny prezes spółki zginął w wypadku, szef CUP WAT został pobity, zaraz potem zmarł, komuś pod­palono mieszkanie, ktoś próbował popeł­nić samobójstwo, ale przeżył-wspomina śledczy. Śledztwo szybko zawieszono.
O dziwo, gdy teraz akt oskarżenia już jest, okazuje się, że firmy, których nazwy pojawiają się w aktach prokurator­skich dotyczących wyłudzeń z PKO BP - i którymi w tamtych czasach zarządzał Piotr P. lub jego wspólnicy - pełnią też ważne funkcje w sprawie SKOK Woło­min. Jedna z nich - Kruszywa Filipowickie - wydawała zaświadczenia o zatrudnieniu słupom we wnioskach o pożyczki w SKOK Wołomin. Inna - cypryjska spółka Crystalstream (któ­ra w aferze ze SKOK była wystawcą ca­łej masy podobnych zaświadczeń) - jest właścicielem eleganckiego, dwukondy­gnacyjnego domu z basenem, w którym mieszka Piotr P. z rodziną. Ta sama firma odkupiła dom jego najbliższego współpracownika. Część pieniędzy z pożyczek przelewano na konto firmy Pol-Bot Kruszywa. To też spółka zawią­zana przed laty przez Piotra P. razem z Akademią - jako pomysł na wspólny interes na wydobywanie piasku i żwiru; WAT stracił na tym prawie 700 tys. zł, bo wyłożył pieniądze na wykup kopalni i maszyn. Właśnie na bazie tej firmy po­wstały Kruszywa Filipowickie, których nieruchomości stanowiły też zabez­pieczenia pod pożyczki w SKOK - a ich wartość zawyżano. I tak dalej.
Słupów do SKOK dowozili chłopa­ki z Wołomina. Bezdomni uczyli się na tylnym siedzeniu w dowożącej ich do banku specjalnej taksówce, że są prezesami firm, o których było wy­żej, i zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych. POLITYKA opisała szczegółowo ten proceder jeszcze przed aresztowa­niami w firmie.
Wczesną wiosną tego roku okazało się, że Komisja Nadzoru Finansowego zamie­rza przeprowadzić audyt w SKOK Wołomin. Piotr P. miał powiedzieć do chłopa­ków z Wołomina, że „trzeba Kwaśniaka wyeliminować na jakiś czas”. Zadanie wziął na siebie 47-letni Krzysztof A. Po­szedł z tym do Twardego, starego gang­stera z Targówka z gangu Szczura. Twar­dy ma na koncie zabójstwo, napady z użyciem niebezpiecznych narzędzi, handel narkotykami, spędził w więzie­niu blisko 15 lat. Jemu przypisywano udział w napadzie na jednostkę woj­skową na warszawskim Bemowie w lipcu 1995 r., kiedy to bandyci zrabowali 75 pistoletów p-64. Dostał adres i jego zdjęcie z gazety. 16 kwietnia tego roku zaczaił się pod jego domem i zaatakował. Wiceszef KNF w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie przebywał przez kilka miesięcy. Sprawcom grozi za za­mach na funkcjonariusza publicznego do 10 lat więzienia.
Piotr P., jeśli wina zostanie mu udo­wodniona, posiedzi trochę dłużej. Pod­czas przesłuchania, pytany o majątek, odparł, że nie ma nic. W internecie nie sposób znaleźć jego zdjęć. Mimo rzeko­mych zasług w dziedzinie kultury.

1 komentarz:

  1. Szukasz kredytu? Albo były odmówił kredytu przez bank lub instytucję finansową dla jednego lub więcej powodów? Masz odpowiednie miejsce dla swoich rozwiązań kredytowych tutaj! Firma pożyczki Shane Johnson mamy ograniczone rozdawać pożyczek dla firm i osób prywatnych na niskim i niedrogie oprocentowaniem 2%. Prosimy o kontakt poprzez e-mail dzisiaj poprzez elinajohnson11@hotmail.com

    DANE WNIOSKODAWCY:

      1) Imię i nazwisko:
      2) Państwo:
      3) Adres:
      4) Państwo:
      5) pt:
      6) Stan cywilny:
      7) Zawód:
      8) Numer telefonu:
      9) Stanowisko Obecnie w miejscu pracy:
      10) Miesięczny dochód:
      11) Kwota kredytu potrzebne:
      12) Kredyt Czas trwania:
      13) Cel pożyczki:
      14) Religia:
      15) Czy stosowane przed;
      16) data urodzenia;
      dzięki ci,
    Pani Elina Johnson

    OdpowiedzUsuń