wtorek, 11 listopada 2014

Śmierć, która krzywdzi



Skrzywdził nas - oskarża trzech młodych mężczyzn. Jest niewinny - wierzą znajomi proboszcza. A ksiądz, nie czekając na wyrok, popełnia samobójstwo.

MAREK SZYMANIAK

Wybierając śmierć, ksiądz zdecydował też o naszym życiu. Jeszcze raz nas skrzywdził - mówi Radosław. Ma teraz 24 lata i nie wybaczył proboszczowi z Turki tego, co mu przed laty zrobił. Może gdyby ksiądz miał odwagę stanąć przed są­dem i odbyć karę, z czasem przyszłoby wy­baczenie. - Ale on już nie żyje i nic nie może zrobić, by na to zasłużyć - dodaje.

Płomienie
Sierpniowy poranek 2012 roku, tuż przed szóstą. Ksiądz Bogusław klęczy przed me­talowym krzyżem przy grobie rodziców na cmentarzu w Łopienniku Nadrzecznym, w powiecie krasnostawskim. Sięga po różowe ziarnka trutki na szczury. Połyka garść, potem drugą. Bierze butelkę z terpentyną i starannie się oblewa, jest cały mokry. Po chwili przecią­ga zapałką po drasce, staje w płomieniach.
Nikt we wsi nie słyszy jego krzyków. Któ­ryś z mieszkańców, widząc dym na cmenta­rzu, biegnie sprawdzić, co się dzieje. Próbuje zgasić ogień, ale jest już za późno.
Śledczy umarzają sprawę, bo nie znajdują dowodów na to, że ktoś księdza namówił do samobójstwa lub pomagał mu w podjęciu tej decyzji. Uznają, że to „bezsporne samobój­stwo”. Ksiądz zostawił dwa listy pożegnalne, ale prokuratura nie chce zdradzić ich treści. Umarza za to śledztwa, w których proboszcz był podejrzany o molestowanie seksualne trzech chłopców.

Sekret
Koniec maja 2003 roku, Turka pod Lublinem. Radek ma 13 lat i za kilka tygodni skończy ostatnią klasę podstawówki. Razem z kolegami przerabia polskie przysłowia, tak by pojawiały się w nich wulgarne słowa, najlepiej k... i ch... Taka głupia zabawa podczas nudnych lekcji.
Któregoś dnia zeszyt z przysłowiami gi­nie. Znajduje go ksiądz Bogusław, który uczy w szkole religii. Woła Radka, bo to jego nazwi­sko jest na okładce, i każe mu stawić się wie­czorem na plebanii. Chłopak boi się, że ksiądz naskarży rodzicom, ale nie idzie na spotkanie, zostaje w domu. Przybiega do niego zdyszany kolega, mówiąc, że ksiądz go wzywa do siebie. Przestraszony Radek idzie na plebanię.
Potem zezna w prokuraturze, że kapłan najpierw zagroził mu konsekwencjami, a po­tem kazał iść za sobą. Zatrzymał się dopiero w pokoju, w którym stało łóżko. Poprosił, by usiedli, kazał zdjąć ubranie, a gdy nastolatek był już tylko w slipkach, sam też się rozebrał i położył na łóżku.
Prokurator zanotuje potem, że „ksiądz wielokrotnie masował chłopca po narzą­dach płciowych” i powtarzał mu, jakie to przyjemne. Żądał, by chłopiec odwza­jemnił pieszczoty. Radek najpierw próbu­je, ale po chwili cofa się. Ksiądz każe mu się ubrać, oddaje zeszyt i wręcza 10 zło­tych. Dlaczego? Radek do dziś zastanawia się, czy to była zapłata za pieszczoty, czy za milczenie.
Chłopiec nigdy więcej nie pojawi się na lekcji religii, unika księdza. Wstydzi się i milczy jeszcze przez kilka lat. Boi się, że nikt mu nie uwierzy. Po latach wyznaje se­kret rodzicom, ale oni nie robią awantu­ry na plebanii. Komu? Tam już jest inny ksiądz, proboszcz Bogusław kilka tygodni po tamtych wydarzeniach poprosił przeło­żonych o przeniesienie do klasztoru. Nie idą też ze skargą do biskupa ani na policję.

Łóżko
Latem 2002 roku proboszcz z Turki za­biera czterech ulubionych ministrantów na wakacyjny wyjazd w Tatry. Jest wśród nich 14-letni Tomasz. Jadą do Poronina pod Zakopanem. Nocują w pensjonacie: chłopcy parami w pokojach dwuosobo­wych, a ksiądz Bogusław sam.
Już pierwszego dnia Tomek podpa­da czymś księdzu. Za karę - słyszy - ma spać w jego pokoju, jest tam drugie łóż­ko. Kapłan najpierw raczy go opowieścią o swojej pracy, a potem stwierdza, że jest za gorąco, i każe rozebrać się do majtek. Chłopiec niechętnie wykonuje polecenie. Wtedy ksiądz robi to samo. Obaj zostają tylko w slipkach.
Proboszcz mówi, że będą spali razem, nakazuje chłopcu zdjąć majtki. Mówi, że to nic złego, normalna rzecz między przy­jaciółmi. Zaczyna masować go po klat­ce, brzuchu, penisie. Zachęca, by Tomek zrobił to samo. Chłopiec leży nierucho­mo, w końcu usypia. Rano budzi się cał­kiem nagi. Obok śpi ksiądz. Duchowny obiecuje, że to będzie ich tajemnica. Pro­ponuje też, że mogą już do końca wyjazdu spać razem. Tomek odmawia. On też milczy przez wiele lat.
Biegły psycholog oceni potem, że Radek i Tomek nie zmyślają. Opowiedziane przez nich historie są składne i logiczne.

Dotyk
2004 rok , Pocking w Dolnej Bawarii. Ksiądz Bogusław pracuje tam jako wi­kary. Wśród ministrantów jest 11-letni Michael. Ma dobry kontakt z księdzem z Polski, szuka u niego wsparcia, bo jego rodzice są w separacji. Pewnego razu ksiądz zaprasza Michaela do domu, mó­wiąc, że chce, by ministrant sprawdził jego kazanie pod względem gramatycznym i fonetycznym.
Chłopak czyta kazanie, ale już po chwi­li ksiądz proponuje, aby odpoczęli. Kładą się na łóżku, kapłan prosi Michaela, by ro­zebrał się do bielizny. Sam robi to samo. Głaszcze chłopca po ciele i dotyka. Taki scenariusz miał powtórzyć się co najmniej trzy razy.
Michael jest za młody, żeby zrozu­mieć, że dzieje się coś złego, nie pro­testuje. Dopiero po latach zaczyna się zastanawiać, czy mógł wtedy powiedzieć „nie”.
Kilka lat później niemiecka policja kryminalna wzywa go na przesłuchanie. Jedzie do Passau.
- Nie wiedziałem, że nie byłem jedyny. Dopiero na policji, kiedy była mowa o wy­korzystywaniu seksualnym, zdałem sobie sprawę, że ja też byłem wykorzystywany - opowiada dziś.
Po tych zeznaniach rusza śledztwo, ale księdza nie ma już w Niemczech. Spra­wa trafia do Polski, zajmą się nią śledczy w Krasnymstawie. O oskarżeniach piszą lokalne gazety. I wtedy na policję zgłasza­ją się dwaj już dorośli mężczyźni, którzy twierdzą, że w przeszłości ksiądz ich do­tykał „nie tak, jak trzeba” - tłumaczą. To Tomasz i Radosław nie ufają trzem ofiarom, a jednemu oskarżonemu tak.
W rodzinnej Hirce niektórzy domyśli­li się, kto oskarża księdza. Raz sąsiad de­monstracyjnie nie odpowiedział Radkowi na „dzień dobry” inni równie demonstra­cyjnie nie zauważali go na ulicy.
- Ciągle zastanawiałem się, kto wie, a kto nie. I jak zareaguje, gdy się w koń­cu dowie - wspomina młody mężczyzna. Wyprowadził się z Turki i dziś zagląda tam coraz rzadziej.
Michaela odnajduję w internecie. Cały czas mieszka w Pocking. Jest gejem, od półtora roku ma stałego partnera. Uczy się na inżyniera.
W mieście nikt nie wie, że ksiądz z Pol­ski był oskarżony o pedofilię. Michael żału­je, że nie doszło do procesu, bo - tłumaczy - „ksiądz powinien zdać sobie jasno spra­wę z tego, co zrobił. Powinien spojrzeć lu­dziom w oczy. Takie upokorzenie byłoby dla niego wystarczającą karą”.
Trzeci chłopak, Tomasz, nie chce już rozmawiać o tym, co się stało.

Sumienie
7 sierpnia 2012 roku, trzy dni przed sa­mobójstwem. Policja aresztuje księdza Bogusława w Łopienniku i wiezie go na przesłuchanie do Lublina. Duchowny nie przyznaje się do popełnienia żadne­go z zarzucanych mu przestępstw, ale po­twierdza, że w 2002 roku w czasie wyjazdu w góry ministrant Tomasz za karę musiał spać z nim w jednym łóżku.
Nie zaprzecza też, że wezwał na ple­banię 13-letniego Radka, aby porozma­wiać o wulgarnych treściach w zeszycie, ale twierdzi, że „nie dopuścił się wobec któregokolwiek z chłopców czynów seksualnych”.
Lokalna prasa cytuje kapłana, który mówi, że ma czyste sumienie, a Pan Bóg wie, że jest niewinny.
W środę duchowny wraca do rodzin­nego Lopiemrika. Sąsiedzi widzą go koło domu. - Chodził ze spuszczoną głową - wspominają.

Kazanie
Koniec lipca 2014 roku, Łopiennik Nad­rzeczny, rodzinna miejscowość księdza Bogusława.
Tu większość ludzi nie ma wątpliwo­ści: żadnego molestowania nie było. - Za­szczuli go i nie ’wytrzymał psychicznie. Niewinny człowiek poszedł do piachu - żałują.
- Był pokornym księdzem, nie takim, co mu w głowie kariera, samochody, a może i baby. Jakby pan widział, jak on się mod­lił, sam by pan przyznał, że był niewin­ny - opowiada starsza kobieta stojąca przed kościołem.
Kilka kroków dalej jest dom, w którym mieszkał ksiądz Bogusław. Kilka kolej­nych - cmentarz i jego grób. Na czarnym pomniku napis: „Obfite u Niego odkupie­nie”. To fragment psalmu 130,7.
„Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
O Panie, słuchaj głosu mego!
(...)
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?”.
- Łatwo jest kogoś zniszczyć. To ksiądz jest tu prawdziwą ofiarą - szepcze kobieta stojąca przy sąsiednim grobie. - Wystar­czy kilku gówniarzy, żeby zmieszać całe życie, posługę, doktoraty z błotem. On tak pięknie mówił. Ilu płakało na jego ka­zaniach, a potem gadali, że dzieciom ręce w majtki pchał. Nie wierzę w te bzdury. Zachciało się chłopakom odszkodowań - mówi.
Dzwonię do proboszcza parafii św. Bar­tłomieja w Łopienniku z pytaniem, co pa­rafianie myślą o sprawie. Mówi, że nie wie. - Nie znalem go. Kończę rozmo­wę. Szczęść Boże - ucina ksiądz Adam Brzyski.
10 sierpnia 2014 r., na południowej mszy w kościele w Łopienniku jest tyl­ko jedna intencja: za księdza Bogusława w drugą rocznicę śmierci. Większość ław jest pełna.
Kazanie wygłasza wikary. „Zastanówmy się, moi drodzy, jak często podejmujemy decyzje w gwałtownym powiewie wiatru naszych emocji, naszych lęków?” - pyta.
Po kazaniu proboszcz czyta intencje: „Aby zmarły kapłan Bogusław cieszył się wiecznym szczęściem życia w jedności z Bogiem. Ciebie prosimy...”.
Tłum: „Wysłuchaj nas, Panie!”.

Intryga
Pukam do drzwi rodzinnego domu księ­dza, ale odpowiada mi cisza. Zostawiam kartkę z prośbą o kontakt. Kilka dni póź­niej oddzwania kobieta, mówiąc, że jest z rodziny. Chce rozmawiać, ale tylko przez telefon.
Opowiada, że w czerwcu 2011 roku, czyli ponad pół roku przed pierwszymi oskarżeniami, ktoś podając się za księdza, umieścił na stronie internetowej Gejowo.pl ogłoszenie z jego numerem telefonu. W anonsie duchowny miał szukać „przy­jaciela”. - To intryga. Ksiądz Bogusław na­wet w tym czasie nie miał intemetu. Ktoś go wrobił, przygotowując kilka miesię­cy wcześniej twardy grant pod oskarżenia i opowiada kobieta - wylicza dalej: ksiądz Bogusław czytał Pismo Święte po niemiecku, chwalił się, że myśli w tym języku. - A ten chłopak mówi, że redagował księdzu kazania i poprawiał błędy. Jak? - pyta.
Kobieta proponuje, że odpowie na wszystkie moje pytania e-mailem. Wysy­łam kilkanaście. Kilka dni później dosta­ję odpowiedź: „Kto dobrze znał księdza Bogusława, ten nie wierzy w zarzucane mu czyny. Dalszy kontakt uważamy za bezcelowy. Rodzina ks. B.”

Wyrok
Radek do dziś nie pogodził się z tym, że nie doszło do procesu księdza. - To było bardzo bolesne, gdy słyszałem, że lu­dzie zbierają podpisy w jego obronie, a nie wiedzą, co naprawdę się wydarzyło. Nikt nie pytał, po co mielibyśmy kłamać. Tyle osób tak łatwo wydało na nas wyrok i wspomina.
Mówi, że nigdy nie życzył księdzu śmierci. Chciał tylko, aby nie miał kontak­tu z dziećmi. - Ale on wybrał inaczej. Nie chciał się zmierzyć z prawdą o samym so­bie, o tym, jakiego Bóg go stworzył. Nie ma sprawiedliwości, bo on nie żyje.

MAREK SZYMANIAK

2 komentarze:

  1. a gdzie byli rodzice, kiedy nieletni Tomasz-Jarek nie wrócił do domu na noc ''a w/g oskarżeń spędził noc u księdza? '' Wiem, że jesteście nie usatysfakcjonowani, bo nic wam nie wyszło dobrego z waszej intrygi.Musicie tylko żyć do końca życia z poczuciem winy wobec nieprawdziwych oskarżeń, który doprowadziły do śmierci kapłana.Często bywa iż ludzie młodzi o nie normalnej orientacji seksualnej szukają rozgłosu , nie mają wstydu i żadnych pohamowań, nawet moralnych.Szukając zysku doprowadzają się tylko do życia z wyrzutami sumienia, jeśli je posiadają.
    Artykuł jest wyjątkowo prosty i widać ewidentnie kierunek zamierzeń autora, ale przecież wszyscy wiemy o polityce panującej w NEWSWEEK

    OdpowiedzUsuń
  2. do autora artykułu
    dlaczego Pan nie porozmawiał z przyjaciółmi księdza, znajomymi, rodziną,parafianami.Wysłuchał Pan tylko skarżących, i to w dodatku tylko jednego , bo widać ,że ten drugi ma jeszcze trochę honoru bo już się wycofał z fałszywych oskarżeń i nie chciał z panem rozmawiać,Stronniczość artykułu wykazuje tylko Pana zamierzone intencje i wywołanie sensacji i lepszej poczytalności gazety.

    OdpowiedzUsuń