czwartek, 18 września 2014

Ściśle tajna pedofilia



Znamy dowody, na podstawie których podejrzany o pedofilię abp Józef Wesołowski został wydalony ze stanu duchownego. Jak to możliwe, że nadal unika odpowiedzialności karnej 5 rozpłynął się w Watykanie?

WOJCIECH CIEŚLA

Dowody są mocne. Ale sytuacja zagmatwana i kuriozalna: pro­kuratura w Dominikanie wie
o czterech ofiarach abp. Wesołowskie­go w wieku od 12 do 17 lat. Nie wiadomo, dlaczego przesłuchała tylko dwóch chłop­ców. - To sytuacja niespotykana - uważa­ją nasi rozmówcy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie.
Dominikana milczy na temat tego, czy­je zeznania wysiała w listopadzie 2013 r. do Watykanu. Wiemy, że wśród nich jest wstrząsająca historia pochodzącego z ubo­giej rodziny 17-letniego epileptyka, które­mu arcybiskup przez kilka lat płacił za seks lekarstwami.
Na prośbę „Newsweeka” Ezra Fieser, amerykański dziennikarz pracujący w Do­minikanie, odnalazł dwóch chłopców, któ­rzy twierdzą, że mieli seksualne kontakty z abp. Wesołowskim. Obaj wciąż pracują na ulicy, przy nadmorskim deptaku.


Nazywaliśmy go Włochem
Mówi Francis Aquino A., 17 lat: - Pracuję czasem na nadmorskim deptaku Malecon. Czyszczę but}'. Nie ma z tego wielkiego za­robku. Jeśli jest dużo ludzi, to jakieś 400 peso (ok. 9 doi.). Tli po raz pierwszy spot­kałem Włocha, el Italiano. Nazywaliśmy go Włoch, bo mówił po hiszpańsku z wło­skim akcentem. Potem powiedział mi, jak ma na imię, Josie. Nie wiedziałem, że jest księdzem. Byłem na plaży, pływałem. By­łem goły. Spytał, czy może popatrzeć. I jak mam na imię. Dał mi 500 peso (12 doi.).
Miałem 14 lat. Nie widziałem go później przez jakiś czas.
Potem znów przyszedł, zawołał mnie. Powiedział, że chce zejść na dół, gdzie nikt nie zobaczy. Zeszliśmy i wtedy spytał, czy może popatrzeć, jak się masturbuję.
Czasem wpadał codziennie. Czasem raz w tygodniu. Parkował samochód, chodził w jedną i w drugą stronę, robił ćwiczenia. Zawsze miał czapkę i sportowe ubranie. Pewnego razu dotknął mnie i powiedział: „Chciałbym, żebyś mnie dotknął tak samo”. Nie zrobiłem tego. Powiedziałem mu, że nie jestem gejem.
Raz mi obciągnął i powiedział, że chciał­by, żebym zrobił mu to samo. Ale znowu powiedziałem mu, że nie jestem gejem. Najczęściej chciał popatrzeć, jak się ma­sturbuję. Albo masturbować się w tym sa­mym czasie.
Czasem dawał 1000 peso (23 dol.), a raz więcej, około 5000 (115 dol.). Kupił mi ze­garek i sportowe buty. Czasem zabierał mnie pod pomnik Montesinosa, wschodzi­liśmy na statuę po schodkach na górę.
Nikogo tam nie było i miejsce było do­godne. Mógł obserwować, czy ktoś nie wchodzi po schodkach.
Czasem kupował mi piwo w knajpie. Nie wiedziałem, gdzie mieszka. Wiedziałem, że to, co robimy, jest złe, ale chciałem pienię­dzy. Nie mówiłem o tym nikomu. Nawet rodzinie.

Nie robiłem tego wcześniej
Mówi Ole M., 18 lat. - Mam pięcioro ro­dzeństwa. Pracuję jako czyściciel butów
w okolicy pomnika Montesinosa. Kto jest na tym zdjęciu? Jusepe. Tak go na­zywaliśmy. Spotkałem go, gdy miałem 13 lat, koło pomnika Montesinosa. Zawołał mnie, spytał o imię. Dał mi 100 peso (2 doi.), żebym mógł skorzystać na komórce z internetu. Pogadaliśmy chwilę. Powie­dział, że czeka na spotkanie, więc poszed­łem do domu. Następnym razem, gdy go spotkałem, powiedział mi, co robił tu z innym dzieciakami. O seksie oralnym. Ja nie uprawiałem z nim seksu oralnego. Masturbowałem się.
Jusepe dotykał mojego penisa. Nie robi­łem tego nigdy wcześniej. Spotykaliśmy się dwa, może trzy razy. Przyjeżdżał na dep­tak Malecon i dzwonił albo wołał. Szliśmy gdzieś i dawał mi 500 peso, mniej więcej tyle za każdym razem.
Raz poszliśmy do jego szarego terenowe­go suzuki. Pojechaliśmy w dół koło Guibi, tam się zatrzymał. Wyciągnął komórkę i poprosił, żebym zaczął się masturbować. Zacząłem. Włączył kamerkę w komórce i zaczął mnie masować. Dał mi 2 tys. peso. Nie wiedziałem, że jest księdzem.
Między pierwszym a kolejnym spot­kaniem minęło około siedmiu miesięcy. W rym czasie miał innego chłopaka, moje­go kolegę. Zabierał go do sklepu i kupował buty. Ale tamten robił więcej, niż ja bym mógł. Raz dostał 1500 peso (34 dol.) za to, że tamten całował go w usta.
Jusepe przychodził na plażę i mówił, któ­ry z nas może z nim pójść. Raz zabrał czte­rech lub pięciu chłopaków do domu gdzieś koło Boca Chica. Tam masował nas i do­tykał. Potem zaczął masturbować jednego z nas. Nagrywał komórką. My masturbowaliśmy się wszyscy w jednym momencie. To trwało dwie, trzy godzin.

Obraziliśmy Boga
Sprawa pedofilii Józefa Wesołowskiego, pa­pieskiego nuncjusza w Dominikanie, ujrza­ła światło dzienne dokładnie rok temu. Do dziś jedyną karą dla dostojnika jest wydale­nie (nieprawomocne) ze stanu duchowne­go - watykańska Kongregacja Nauki Wiary wyrzuciła arcybiskupa pod koniec czerwca. To problem dla polskiej prokuratury, która w tych dniach chciała umorzyć sprawę. Od roku nie udało jej się uzyskać żadnego do­wodu na pedofilię Wesołowskiego. Na razie jedyne dowody ma watykańska Kongrega­cja Nauki Wiary. Aby je prześledzić, trzeba się cofnąć do 2013 r.
W czerwcu 2013 r., w Santo Domin­go, stolicy Dominikany, diakon Francisco Javier Occi Rcycs, słyszy zarzut pedofilii i stręczycielstwa. Policjanci złapali go, gdy zaczepiał chłopców na Malecon, nadmor­skim deptaku w stolicy Dominikany.
Francisco Occi Reyes formalnie nie ma nic wspólnego z Wesołowskim. Jest mło­dym księdzem, pracuje w prowincji El Seibo na drugim końcu wyspy. Po tygodniu spędzonym w areszcie pisze list do nun­cjusza Wesołowskiego, ale kopię wysyła do kardynała Nicolasa de Jesusa Lópeza Ro- drigueza, głowy dominikańskiego Kościo­ła. Druga kopia trafia do biskupa Gregorio Nicanora Periy Rodrigueza.
Co jest w liście? Diakon opisuje swój kil­kuletni związek z Wesołowskim. Twierdzi, że na jego zlecenie dostarczał mu za pie­niądze chłopców. Najlepiej białych. Polo­wał na nich wśród bezdomnych i ulicznych czyścicieli butów. „Obraziliśmy Boga i Koś­ciół” - pisze w liście diakon. I przyznaje, że w dniu, w którym zatrzymała go po­licja, łowił chłopców dla abp. Wesołow­skiego. Reyes pisze: „Mam nadzieję, że poprosisz Boga o pomoc w odejściu od szatańskiej choroby molestowania seksu­alnego niewinnych dzieci”. Kardynał Rodri­guez leci z listem do Watykanu. Rozmawia z papieżem Franciszkiem.

Ole wsypuje nuncjusza
W tym samym czasie, nie wiedząc o ru­chach po stronie kościelnej, nad przypad­kiem Wesołowskiego pracują dziennikarze dominikańskiej stacji NCDN. Nagrywa­ją z ukrycia, jak spaceruje po deptaku, wy­konuje niezbyt forsowne ćwiczenia, sączy piwo w barze. Żadnych ekscesów czy do­wodów na pedofilię. Ale kontekst jest nie­dobry dla dyplomaty: to zakazane miejsce, arcybiskup powinien tam chodzić choćby z dyskretną obstawą. Wesołowski jest sam.
Team dziennikarki Nurii Fiery dociera do Ole M. i rejestruje opowieść chłopaka. W tym czasie informacje, że telewizja kręci się wokół nuncjusza, trafiają do kardynała Lopeza Rodrigueza (Nuria Piera podejrze­wa, że ktoś z jej redakcji zrobił przeciek do kurii).
Pod koniec lipca kardynał Rodriguez wraca z Watykanu. Przekazał papieżowi list diakona.
21 sierpnia nuncjusz Józef Wesołowski zostaje w tajemnic, w pilnym trybie ściąg­nięty do Rzymu. Oficjalny powód: zakoń­czenie misji.
NCDN tydzień później emituje program z zeznaniami Ole M. chłopaka spod po­mnika. To kolejny dowód przeciwko We­sołowskiemu. Dominikańska prokuratura wszczyna śledztwo w sprawie pedofilii.

Seremet grzmi, nic się nie dzieje
Polska prokuratura też wszczyna śledztwo: o pedofilię jest podejrzewany jeszcze jeden polski duchowny w Dominikanie, ksiądz Wojciech G. O szczegółach tych oskarżeń jako pierwszy pisze „Newsweek”.
Wesołowskiego i G. nie łączy nic poza faktem, że obaj pracowali w Dominika­nie i obaj są oskarżani o pedofilię. Mimo to warszawska Prokuratura Okręgowa łączy oba wątki w jedno śledztwo o sygnaturze V Ds 281/13. Wszczyna je z urzędu. Prokura­tor generalny Andrzej Seremet ogłasza, że jego podwładni są gotowi lecieć do Domi­nikany. Hierarcha jest polskim obywate­lem (ma też obywatelstwo watykańskie, co komplikuje sprawę), mógłby -więc za pedo­filię odpowiadać w Polsce. Ale od wybuchu afery nie pojawia się w ojczyźnie.
Żaden prokurator do dziś nie był w Do­minikanie. Dlaczego? - Sprawa jest zapętlona. Przez niemal rok nie udało nam się dowiedzieć, gdzie ten człowiek w ogóle jest, jaki jest jego status. Oficjalnie wciąż był dy­plomatą i obywatelem Watykanu chro­nionym immunitetem dyplomatycznym i tłumaczy nasz rozmówca z prokuratury. Z księdzem Wojciechem G. prokuraturze idzie gładko: wrócił do Polski, nie ukrywa się, rozmawia z dziennikarzami. W lutym 2014 r. zostaje aresztowany. Ma cztery za­rzuty za pedofilię. Dwa przypadki mole­stowania - według prokuratury - dotyczą obywateli polskich, a dwa kolejne dzieci w Dominikanie.

W oparach absurdu
- Ksiądz G. miał się dopuszczać pedofilii w Dominikanie i w Polsce, w jego sprawie mamy i dokumenty, i świadków. Z Weso­łowskim poszło gorzej - mówi jeden z pro­kuratorów.
- Dlaczego?
- Kiedy poprosiliśmy Dominikanę o przesłanie zeznań świadków w sprawne Wesołowskiego, usłyszeliśmy, że już wysła­li je do Watykanu.
- Mogli dać kopie.
- Stwierdzili, że nie mają kopii! W lutym poprosiliśmy o te zeznania Watykan. Odpi­sali, że nie mogą ich przekazać do Polski, bo w Dominikanie dostał}' klauzulę „ściśle tajne”. Więc są ściśle tajne.
Dlaczego prokuratura przez rok nie wy­stąpiła o ekstradycję Wesołowskiego? Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratu­ry Okręgowej w Warszawie, odpisuje: „Co do ekstradycji Józefa W. nie było wszczęte­go postępowania ekstradycyjnego, Józefo­wi W. nie postawiono żadnych zarzutów, gdyż nie dysponujemy odpowiednim ma­teriałem dowodowym”.
- Procedura powinna wyglądać tak: nasi muszą dostać zeznania ofiar z Dominikany - tłumaczy jeden ze śledczych. - To materiał dowodowy. Oceniają go, badają wiarygod­ność. Jeśli jest podstawa, to wydają posta­nowienie o postawieniu zarzutów i starają się wezwać Wesołowskiego na przesłucha­nie we Włoszech. Jeśli się nie zgłasza, pro­szą o wystawienie europejskiego nakazu aresztowania (ENA). Jeśli ENA nie działa w Watykanie, proszą o ekstradycję.
Przemysław Nowak: - Mówienie dziś o ekstradycji to pieśń przyszłości. To jak martwić się, w czym dziecko pójdzie do szkoły kiedy jeszcze nie mamy dzieci.
Jeszcze w listopadzie 2013 r. Dominika­na zamyka śledztwo. Wysyła do Watykanu następujące dowody: list i zeznania dia­kona Francisco Occi Reyesa oraz zezna­nia dwóch chłopców, którym Wesołowski płacił za seks.
W Polsce sprawa przez wiele miesięcy wisi na kołku, bo byłego nuncjusza chroni immunitet dyplomatyczny.
Tymczasem pracę nad nią zaczyna Kongregacja Nauki Wiary. Postępowanie ciągnie się miesiącami (nie wszyscy człon­kowie na co dzień urzędują w Watykanie) i za zamkniętymi drzwiami.
Sprawy nabierają tempa dopiero w maju. 6 maja w Genewie, na posiedzeniu Komi­tetu ONZ przeciwko Torturom o sprawę Wesołowskiego kilka razy pyta Felice Gaer (reprezentuje USA): - Czy Watykan w ogó­le prowadzi jakieś śledztwo?
Silvano Tomasi, szef watykańskiej dele­gacji przy ONZ, musi się tłumaczyć: jest pewne opóźnienie, bo Watykan czekał na dokumenty z Dominikany: - Jeśli zarzuty zostaną uznane za wiarygodne, arcybiskup będzie osądzony na podstawę obowiązują­cych norm.
Komitet ONZ zwraca się oficjalnie do Watykanu o informacje na temat postępo­wania w sprawie byłego nuncjusza. Apelu­je o zagwarantowanie natychmiastowego śledztwa.
Sprawa (poza Polską) robi się coraz głośniejsza. Gdzieś po drodze „niewygod­ny” abp Wesołowski znika ze zdjęcia epi­skopatu Dominikany. Zostaje wymazany w Photoshopie. Na witrynie archidiecezji krakowskiej do dziś figuruje jako kapłan oddelegowany do pracy za granicą.

Spacerkiem po Via della Scrofa
Mijają miesiące. Nikt nie wie, gdzie się ukrywa były nuncjusz. Watykan milczy. Giacomo Galeazzi, jeden z najważniejszych włoskich watykanistów: - Do dziś nikt nie ma pojęcia, gdzie jest Wesołowski.
Biskup Victor Masalles z Dominikany 24 czerwca wrzuca na Twittcra: „To duża nie­spodzianka zobaczyć Wesołowskiego spa­cerującego po Via della Scrofa w Rzymie. Milczenie Kościoła rani lad boży”.
Próbujemy skontaktować się z biskupem Masallesem. Nie odpowiada. Mówi nasze źródło w Watykanie: - Wpis mógł hyc tro­chę nieświeży. Po raz ostatni Masalles był w Watykanie w kwietniu, na kanonizacji Jana Pawła II.
Wpis może nie jest świeży, ale jest pre­cyzyjny: demaskuje miejsce, w którym ukrywa się Wesołowski. Na Via della Scro­fa, między Piazza Navona a Panteonem, znajduje się Domus Internationalis Pau­lus VI. Olbrzymi, zabytkowy pałac z XVII wieku. Cztery' piętra, kilkadziesiąt pokoi, wewnętrzna kaplica i wielki taras służą wa­tykańskim dyplomatom, którzy z całego świata przyjeżdżają do Rzymu. To z tego pałacu wiosną 2013 r. argentyński du­chowny Jorge Maria Bergoglio rusza na konklawe. Kilka dni później, już jako pa­pież Franciszek, podbije serca Włochów - dziennikarze zrobią mu zdjęcie, gdy w Domus Internationalis w białej piusce osobiście reguluje rachunek za pobyt.
W tych luksusach miesiącami ukrywa się polski arcybiskup podejrzany o pedofilię.
W wakacje kościelny dom jest zamknięty. Sprawdzamy, czy Wesołowski był widywa­ny w okolicy. Na zdjęciu rozpoznaje go pra­cownik pobliskiej Cafe Friends - duchowny bywał tu na spacerach. Obsługa domu po­twierdza, że Wesołowski mieszkał na Via della Scrofa, ale się wyprowadził. Dokąd? Nie wiadomo. Sprawdzamy wszystkie 22 pi acówki, które w Rzymie i w Watykanie mają miejsca noclegowe dla duchownych. Nie ma tam polskiego arcybiskupa.
Ojciec Konrad Hejmo, opiekun polskich pielgrzymów w Rzymie: - Wesołowski? On dziś nie jest dostępny dla ludzi.

Prokuratura we mgle
Bomba wybucha trzy dni po tweecie bisku­pa Masallesa. Trybunał pierwszej instan­cji przy Kongregacji Nauki Wiary orzeka wobec byłego nuncjusza karne wydalenie ze stanu duchownego. Najwyższy kościel­ny wyrok. To znaczy, że dowody uznano za mocne. Do tej pory żaden hierarcha nie zo­stał tak surowo ukarany za pedofilię.
Wesołowski ma miesiąc na odwołanie. I robi to pod koniec sierpnia. Rzecznik Wa­tykanu, Federico Lombardi: - Najprawdo­podobniej wyrok drugiej instancji zapadnie w październiku. Lombardi rozwiązuje też zagadkę zniknięcia Wesołowskiego z Viadella Scrofa: po wyroku arcybiskup trafił do aresztu domowego. Dokąd? Tajemnica.
Jest niemal pewne, że Wesołowski nic nie zyska na odwołaniu, w Watykanie nikt nie śmie podważać wyroków, które zapadają w Kongregacji. To znaczy, że w paździer­niku sprawą zajmie się już zwyczajny, a nie religijny sąd państwa watykańskiego. Arcy­biskupa czeka proces kamy. Polak zapisze się w historii Kościoła: będzie to pierwsza w Watykanie rozprawa dotycząca seksual­nych przestępstw przeciw dzieciom.
Jeśli apelacja odrzuci odwołanie We­sołowskiego, może stracić obywatelstwo Watykanu. To otworzy drogę do jego ekstradycji do Polski.
Pytamy polską prokuraturę, czy wie, że obywatelstwo Watykanu traci się wraz z utratą funkcji. Śledczy robią wraże­nie zdziwionych. Mówi jeden z prokura­torów: - Watykan pomieszał nam szyki. Wątek Wesołowskiego miał iść do umo­rzenia. Teraz znowu trzeba się za niego brać z kopyta.

Ekstradycja: tak, ale kiedy?
Budzi się również prokuratura w Domini­kanie. W połowie sierpnia zaczyna wzywać na przesłuchania chłopców, którzy mie­li kontakt z Wesołowskim. Podaje, że chce przygotować materiały dla polskich śled­czych. Przemysław Nowak, rzecznik Pro­kuratury Okręgowej, zdumiony: - Pierwsze słyszę. Nie prosiliśmy o to Dominikany.
Ale Dominikana już się rozpędzi­ła. Tamtejszy prokurator złożył wniosek o wystawienie listu gończego za Weso­łowskim. 8 września sędzia Roman Berroa Hiciano go odrzuca. Powody są dwa: oficjalnie wciąż Wesołowskiego chroni immunitet, a po drugie Dominikana nie ma umowy ekstradycyjnej z Watykanem. Z Polską zresztą też.
Najbliższa odsłona sprawy Wesołow­skiego odbędzie się w październiku po wyroku apelacyjnym. Wtedy będzie pewne, czy arcybiskupa chroni immunitet, czy nie. I czy może ruszyć proces karny w Watykanie, a po nim ekstradycja i spra­wa karna w Polsce.
Współpraca: GiuLio Rubino i Cecilia Anesi z Investigating Reporting Project Italy oraz Ezra Fieser (Dominikana)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz