wtorek, 12 sierpnia 2014

Europejska gra kierownika



Sikorski? Bieńkowska? Bielecki? A może jednak Donald Tusk? Wkrótce rozstrzygnie się, kto będzie reprezentował Polskę w Brukseli I czy będzie to naprawdę ważne stanowisko.

Aleksandra Pawlicka Jacek Pawlicki

Znowu wszystko jest otwarte - mówią ludzie z najbliższego otoczenia premiera.
- Gdy parę tygodni temu pojawiły się spekulacje, że kierownik może wyjechać do Brukseli i Schetyna zgłosił chęć przeję­cia po nim partii, Tusk musiał to przeciąć. Dlatego powiedział, że nigdzie się nie wy­biera - tłumaczy współpracownik Donalda Tuska. - Najgorzej być prawie wybranym. Prawic robi wielką różnicę.
- Czyli wyjazdu do Brukseli wciąż nie 'wyklucza? - pytamy.
- Ostateczna decyzja jest tylko w gło­wie kierownika, ale myślę, że plan na dziś jest taki: jeśli na szczycie wszyscy zgodnie poproszą go o objęcie stanowiska, nie od­mówi. To już nie będzie wzięcie ciepłego fotela i ucieczka, ale budowanie pozycji Polski w Europie.

Scenariusze
Oficjalny scenariusz jest na razie inny: do Brukseli jedzie szef MSZ Radosław Sikorski. Tusk namaścił go na polskiego kandydata na szefa unijnej dyplomacji.
- Scenariusz A jest następujący: Sikor­ski obejmuje stanowisko wysokiego przed­stawiciela ds. polityki zagranicznej UE po Catherine Ashton. Scenariusz B - Tusk zo­staje przewodniczącym Rady Europejskiej, zastępując na tym stanowisku Herma­na Van Rompuya. Scenariusz C wreszcie to wpływowa teka gospodarcza w Komisji Europejskiej, np. ds. energii. Wtedy pol­ski komisarz mógłby równocześnie zostać jednym z wiceprzewodniczących Komisji - mówi nam polski dyplomata zaangażo­wany w proces negocjacji unijnych posad. Według niego Polska została poproszo­na o przedstawienie dwóch-trzech kan­dydatów, w tym kobiety, ale Donald Tusk zdecydował się wystawić tylko Sikorskie­go. „Sikorski wg PiS jest wobec Rosji zbyt miękki, a wg unijnych polityków zbyt twar­dy. Wg wszystkich - kompetentny. Czyli w sam raz” - napisał premier na Twitterze.
Z rozmów, które przeprowadziliśmy w Warszawie i Brukseli, wynika, że pierw­szy scenariusz jest prawdopodobny w 10-20 proc., drugi - mniej niż w 10 proc. Najbar­dziej prawdopodobny jest więc trzeci.
Pierwszy oznacza konieczność zna­lezienia w kraju następcy Sikorskiego i w PO wymienia się dziś nazwisko Jacka Saryusza-Wolskiego, eurodeputowanego trzecią kadencję, a wcześniej szefa komi­tetu ds. integracji z UE. - Nie wiem, czy premier zdecydowałby się na taki ruch, ale po Radku Sikorskim, który wszędzie ma otwarte drzwi, a jak nie ma, to potrafi wsadzić między nie stopę, Saryusz-Wolski to jedyny kandydat, który ma podobny rozmiar kapelusza - mówi polityk PO.
Scenariusz drugi, ten z wyjazdem Tuska do Brukseli, zakłada, że Tusk zacho­wa przywództwo w partii, a fotel premie­ra sceduje na pierwszą wiceszefową PO - Ewę Kopacz. - W roku wyborczym pre­mier kobieta to może być ożywcza zmiana. Ewa, będąc marszałkiem Sejmu, zbudowa­ła w partii silną, własną frakcję - twierdzi nasz rozmówca.
Scenariusz trzeci - ten najbardziej praw­dopodobny - wprawia w ruch ruletkę na­zwisk. Gdzie przyłożyć ucho, tam pojawia się kolejne. Rozstrzygnięcie już wkrótce - na specjalnym szczycie UE 30 sierpnia w Brukseli, o ile przywódcy nie poróżnią się o któryś ze stołków jak na poprzednim szczycie.

Ruletka
- Na szczytach Unii jest jak na targu. Kie­dy chce się sprzedać coś za dobrą cenę, podnosi się ją znacznie, żeby potem zejść do oczekiwanego poziomu - tłumaczy do­świadczony eurodeputowany PO. Właśnie w myśl tej logiki Tusk zgłosił Sikorskiego na szefa unijnej dyplomacji. Wszyscy wie­dzą, że Sikorski ma niewielkie szanse, ale w ostatniej fazie negocjacji premier w za­mian za odpuszczenie posady wysokiego przedstawiciela będzie mógł zażądać waż­nej teki gospodarczej. Polskę najbardziej interesuje energia.
Czy mógłby ją wziąć Sikorski? - Na energii Sikorski zna się lepiej niż Niemiec Giinther Oettinger, kiedy objął stanowisko komisarza ds. energii w 2010 roku - mówi Mikołaj Dowgielewicz, jeden z architek­tów polskiej polityki europejskiej, obec­nie wiceszef Banku Rozwoju Rady Europy w Paryżu.
A jeśli nie Sikorski? Wicepremier Janusz Piechociński (PSL) stwierdził ostatnio, że polską kandydatką na komisarza mogła­by być Elżbieta Bieńkowska. W Platfor­mie takie rozwiązanie jest jednak uważane za mało prawdopodobne. I to nie ze wzglę­du na kompetencje Bieńkowskiej, ale wręcz przeciwnie. - Zbyt ryzykowne byłoby dla rządu pozbywanie się jej z kraju w sytuacji, gdy w kolejnych wyborczych latach będzie trzeba się chwalić sukcesami w wykorzysta­niu unijnych sukcesów - mówi poseł PO.
Ponieważ jednak wśród kandydatów do stanowisk komisarzy brakuje kobiet, na giełdzie pojawia się także nazwisko Danuty Hubner, obecnie eurodeputowanej, byłej polskiej komisarz w UE. - Jest doświadczona, zna wszystkich w Brukse­li, była w Komisji - wylicza jej zalety zaj­mujący się polityką europejską poseł partii rządzącej. - Mogłaby dostać nawet tekę do spraw konkurencji albo rynku wewnętrz­nego - dodaje. A o takie teki, obok energii, ubiegają się duże państwa członkowskie UE, bo „tam jest realna władza, a unijna dyplomacja to tylko prestiż” - jak mów je­den z weteranów polskiej polityki europej­skiej. W PO panuje jednak przekonanie, że Danuta Hubner to w partii ciało obce, a do tego jest tylko urzędnikiem. - Komisarz, który będzie tylko porządnym urzędni­kiem, nie zawalczy o nic więcej. W sprawie energii czy innym obszarze gospodarczym trzeba mieć polityczną siłę, by móc się sta­wiać - mówi osoba z otoczenia premiera i dodaje: - Hubner i Bieńkowska są poli­tycznie za słabe, aby forsować ważną dla Polski filozofię uniezależnienia się od Ro­sji i narzucić ten sposób myślenia całej UE.
Czy premier ma jeszcze jakiegoś asa w rękawic? - Tale, To Jan Krzysztof Biele­cki. Ostatnio o nim przycichło, ale Tusk uważa go za lojalnego partnera, który bę­dzie się bić o interesy Polski w UE - mówi współpracownik premiera.

Układanka
- Zarówno Van Rompuy [odchodzący szef Rady Europejskiej - przyp. red.], jak i Juncker widzą w nowej Komisji Euro­pejskiej miejsce dla Sikorskiego. Nawet jeśli ktoś inny zastąpi Catherine Ashton - zapewnia nas unijny dyplomata. - Było­by świetnie, gdyby Sikorski został wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej, ale jeśli przypadnie mu inna ważna teka gospodarcza, to równie dobrze - dodaje.
W MSZ można z kolei usłyszeć, że „mi­nister robi co w jego mocy, aby wykorzystać swą europejską szansę”. Jako najbardziej chyba medialny polski polityk na świecie sam prowadzi swoją europejską kampa­nię wyborczą. Daje wywiady zagranicznym mediom (ostatnio dla Fareeda Zakarii z CNN o Rosji i bezpieczeństwie Europy). Na Twitterze chwali się zażyłą przyjaźnią z numerem dwa w Partii Konserwatywnej - Borisem Johnsonem, burmistrzem Londynu (zdjęcie na zabytkowym mo­torze: Sikorski za kierownicą, Johnson w koszu). To jasny sygnał, że Londyn jest z nim. Ważny sygnał, bo Sikorski pod­padł Brytyjczykom w aferze podsłuchowej, która ujawniła, że prywatnie bardzo kry­tycznie wyraża się o brytyjskim premierze Davidzie Cameronie.
Teraz osobiste urazy mogą być odło­żone na bok. - Gdyby Cameron poparł Sikorskiego, w zamian mógłby oczeki­wać, że Polska poprze go w renegocjowa­niu warunków brytyjskiego członkostwa w UE - uważa Paweł Swidlicki, brytyjski analityk z londyńskiego instytutu Open Europe, związanego z torysami.
W UE wszyscy zdają sobie sprawę, że Sikorski ma kwalifikacje i siłę rażenia, która mogłaby nadać stanowisku unijne­go szefa dyplomacji nową jakość. Pełnią­ca dotychczas tę funkcję Catherine Ashton pozostawała w cieniu szefów dyploma­cji Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, a nawet Polski. Kiedy trzeba było mediować w sprawie konfliktu na Ukrainie, do Kijowa jeździli Sikorski i Steinmeier (szef dyplomacji Niemiec), a nie Brytyjka.
Ostatecznie szanse Sikorskiego będą za­leżeć od wpasowania się w całość euro­pejskiej układanki. Jak zauważa Swidlicki
- Sikorski ma szanse na objęcie upragnio­nego stanowiska tylko wtedy, gdy szefową Rady Europejskiej zostanie duńska premier Helle Thoming-Schmidt (popierana przez Camerona). Dunka wywodzi się z lewicy, Sikorski z chadecji, a to te dwie najwięk­sze rodziny polityczne w europarlamencie dzielą wpływy i władzę w UE. Przeciwko Sikorskiemu przemawia to, że europejska układanka zakłada w tym rozdaniu odwrot­ny układ: teka wysokiego przedstawiciela ma przypaść komuś z rodziny socjalistów i demokratów, najlepiej kobiecie, a chade­cy mają zastąpić Van Rompuya.
I w tym układzie rosną szanse Tuska.

Hamletyzowanie
- Tusk jako szef Rady Europejskiej był­by łatwiejszy do zaakceptowania dla wie­lu krajów Unii niż Sikorsld jako wysoki przedstawiciel - mówi Jurek Kuczkiewicz, komentator belgijskiego dziennika „Le Soir” z Brukseli. Według niego poza afiliacją polityczną liczy się też reputacja Polski jako kraju nawołującego od daw­na do ostrzejszej polityki wobec Rosji. Ze­strzelenie malezyjskiego boeinga przez separatystów wspieranych przez Puti­na uwiarygodniło polski punkt widzenia. Tyle że, jak dodaje Kuczkiewicz: - W Mos­kwie nawet największy polski gołąb będzie postrzegany zawsze jako jastrząb, a w UE nie ma wciąż gotowości, aby iść na pełną konfrontację z Moskwą.
Trudno oceniać szanse Tuska. Na po­przednim, lipcowym szczycie Merkel za­proponowała mu podobno objęcie schedy po Van Rompuyu, ale za dwa tygodnie po­dobna propozycja może się już nie poja­wić. Każde z brukselskich spotkań ma inną i nieprzewidywalną dynamikę.
Z drugiej strony nasi rozmówcy w War­szawie i Brukseli zgodnie powtarzają, że po raz pierwszy od wejścia do Unii 10 lat temu Polska ma szansę obsadzić jed­no z najważniejszych stanowisk w Bruk­seli. Jest bowiem zgoda, że powinno ono przypaść któremuś z nowych państw członkowskich. Tyle że Tusk ma na tym polu rywali. Równie dobrze przewodni­czącym Rady Europejskiej może zostać jeden z byłych premierów krajów bałty­ckich - Łotysz Valdis Dombrovskis albo - co jest dużo bardziej prawdopodobne - Estończyk Andrus Ansip.
Dlatego Tusk hamletyzuje. W kra­ju zapewnia, że nigdzie się nie wybiera, a w europejskich stolicach puszcza oko. Perspektywa odejścia w glorii polityka, któ­rego potrzebuje Europa, jest z pewnoś­cią kusząca. Aby jednak zagrać w otwarte karty, musi mieć 100 procent pewności.
- Liczy się to, co Tusk ustali z Junckerem i Van Rompuyem, który prowadzi ne­gocjacje w sprawie posad. I oczywiście to, co powiedzą o tym prezydent Hollande i kanclerz Merkel. Reszta nie ma znacze­nia - mówi „Newsweekowi” Dowgielewicz.

Finał
Według naszych informatorów forsowa­nie jednocześnie kandydatur Tuska i Sikor­skiego nie oznacza, że nominacja jednego wyklucza drugiego. Kraj, który obsadza przewodniczącego Rady Europejskiej, nie traci prawa do komisarza (inaczej jest w przypadku szefa unijnej dyplomacji, gdyż ten zasiada w Komisji Europejskiej jako jej wiceprzewodniczący). - Można więc sobie wyobrazić, że Tusk zastępuje Hermana Van Rompuya, a Sikorski zostaje komisarzem z gospodarczą teką - mówi źródło w Bruk­seli i tłumaczy, że także z tego względu w interesie Warszawy nie leży zabijanie kandydatury Federiki Mogherini, bo ob­jęcie przez nią teki po Catherine Ashton zwiększa i szanse Tuska, i wynegocjowanie ważnej teki dla drugiego Polaka.
Mogherini to wywodząca się z lewi­cy włoska minister spraw zagranicznych. Na poprzednim szczycie jej kandydatu­ra została zablokowana przez kilka kra­jów z powodu zbyt miękkiego stanowiska wobec Rosji (podczas spotkania z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem Włoszka mówiła m.in., że integra­cja europejska musi uwzględniać interesy obu stron).
Jednym z wetujących jej kandydaturę był Donald Tusk. Wejście w zwarcie z wło­skim premierem Matteo Renzim było wów­czas elementem subtelnej strategii. Gdzie się bowiem dwóch bije, tam trzeci korzy­sta. W tym wypadku trzecią była Bułgarka Kristalina Georgiewa, dotychczasowa komisarz ds. pomocy humanitarnej i była wiceszefowa Banku Światowego. We­dług informacji „Newsweeka” to właśnie ją najchętniej na tym stanowisku widziałby Jean-Claude Juncker. A takie rozwiąza­nie utrzymywałoby otwarte drzwi i dla Sikorskiego, i dla Tuska.
Misternie zawiązywane sojusze i per­sonalne kompromisy mogą jednak wziąć w łeb, gdy okaże się, że w nowej Komisji Europejskiej jest za mało kobiet. - Jeśli nie będzie ich co najmniej 9 w 28-osobowym kierownictwie, to Parlament Europejski nie przegłosuje nowego składu Komisji Europejskiej i czeka nas piękna katastro­fa - mówi Jurek Kuczkiewicz. Kobiety zgłosiły tylko Bułgaria, Włochy, Szwecja, Czechy i Słowenia. Patriarchalny duet Si­korskiego i Tuska może więc przegrać nie z powodu braku poparcia, ale w wyniku wojny genderowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz