Czasem
udaje mi się spotkać z Tuskiem. Rozmowy się bardzo przedłużają - mówi Mirosław Drzewiecki, były
minister sportu, który odszedł po aferze hazardowej.
Agnieszka Burzyńska: Co robił Mirek Drzewiecki przez
ostatnie dwa lata? Gdzie się podziewał?
Mirek Drzewiecki: Pierwszy rok po zakończeniu kadencji był spokojny, refleksyjny, ale tez pracowity - po powrocie do prowadzenia biznesu. Wszystko to zostało gwałtownie przerwane zdarzeniem - kiedy to moja zona i jej koleżanka zostały niesłusznie zatrzymane z podejrzeniem o kradzież. Już sam ten fakt był wystarczająco traumatyczny, mimo iż mieliśmy pewność, ze cale to nieporozumienie wkrótce się wyjaśni. Ale potem się zaczęło... Mediopochodne, "szanujące" literę prawa i "rzetelną" informacje tabloidy postanowiły zabawić się w sad i wydać wyrok. Zanim zrobi to sad amerykański. Zrobiły to kilkaset razy.
Mirek Drzewiecki: Pierwszy rok po zakończeniu kadencji był spokojny, refleksyjny, ale tez pracowity - po powrocie do prowadzenia biznesu. Wszystko to zostało gwałtownie przerwane zdarzeniem - kiedy to moja zona i jej koleżanka zostały niesłusznie zatrzymane z podejrzeniem o kradzież. Już sam ten fakt był wystarczająco traumatyczny, mimo iż mieliśmy pewność, ze cale to nieporozumienie wkrótce się wyjaśni. Ale potem się zaczęło... Mediopochodne, "szanujące" literę prawa i "rzetelną" informacje tabloidy postanowiły zabawić się w sad i wydać wyrok. Zanim zrobi to sad amerykański. Zrobiły to kilkaset razy.
A ponieważ pisanie o „złodziejach” nie zaspokajało
najwidoczniej ich żądzy krwi, sięgnęły bruku, wymyślając dziesiątki kłamstw,
oszczerstw i pomówień dotyczącej mojej żony.
To zmasakrowało
nasze życie. Mojej zony zwłaszcza. Szczerze mówiąc, jestem pełen podziwu, że
psychicznie to wytrzymała. Ja i nasze dzieci lataliśmy na przemian do niej do
Stanów, żeby stworzyć choć namiastkę normalności.
Nie mogła przyjechać
do Polski?
Teoretycznie mogła, ale się obawiała, że odmówią jej
powtórnego wjazdu do Stanów. Nie chciała też dać pożywki brukowcom do
kolejnej „sensacji” że ucieka przed wymiarem sprawiedliwości.
Co się tak naprawdę zdarzyło w sklepie?
Pani z ochrony, która twierdziła, że doszło do kradzieży,
nie mogła tego w żaden sposób udowodnić. To były rzeczy, które żona i jej
koleżanka przyniosły z sobą z zewnątrz. Nie miały metek ani zabezpieczeń. Mimo
to detektyw się upierała, że zostały ukradzione. Dlatego wystąpiliśmy o raport
z inwentaryzacji, który miał potwierdzić racje jednej ze stron. Raportu tego
nie udało nam się uzyskać, mimo wielokrotnego monitowania. Dopiero po nakazie
sądu został dostarczony. Trwało to kilka miesięcy.
Co się okazało?
To, że zakwestionowanych rzeczy nie ma ani nigdy nie było w
sprzedaży w tym sklepie. Równie długo trwało oczekiwanie na udostępnienie wideo z pokoju przesłuchań, na podstawie
którego można było definitywnie wykluczyć winę żony i jej koleżanki. W końcu
jednak uzyskaliśmy te nagrania. Prokurator stanowy po obejrzeniu wideo i
raporcie z inwentaryzacji porzucił oskarżenie.
Ale rozprawy przecież były.
Czytaliśmy o nich.
Czytaliście kłamstwa kreowane
przez tabloidy. Do rozpraw w wyznaczonych trzykrotnie terminach nie doszło z
wyżej wymienionych powodów. Teraz zaczynamy nowy etap.
Jaki?
Przygotowujemy się do procesów,
które - między innymi - pokażą czytelnikom niektórych tabloidów, w jaki sposób
koncerny medialne nabijają ich w butelkę. Kłamstwem, sensacją i skandalem
podbijając nakład. Przykład: napisano, że moja żona była już wcześniej w USA
aresztowana. Podobne przykłady kłamstw można mnożyć. Tylko dlatego, że Janowski
jest celebrytą, a Drzewiecki politykiem, skopano nasze rodziny.
Ile będzie tych procesów?
Na pewno 60, ale być może to nie
koniec. Zdecydujemy wspólnie z mecenasem Giertychem, który jest naszym pełnomocnikiem.
Ze wstępnych wyliczeń wynika, że kłamliwe informacje zostały opublikowane 300
razy na papierze i ponad tysiąc razy w internecie.
Mam nadzieję, że kara będzie na
tyle bolesna, że w przyszłości się zastanowią, zanim zaczną w niegodziwy
sposób krzywdzić ludzi. Bo na ich sumienie i przyzwoitość raczej nie liczę.
Jakie odszkodowanie?
Nie chcę zemsty. Chcę, żeby brudne
pieniądze, jakie zarobiono na kłamstwach i ludzkiej
krzywdzie, trafiły do potrzebujących. Tym większa jest nasza determinacja w
dążeniu do sprawiedliwości. To musi jednak zaboleć, tak jak bolało nas. Warto
po - myśleć, że po drugiej stronie jest człowiek. Jeśli ten człowiek ma słabą
odporność psychiczną, to może stać się ofiarą, popełnić samobójstwo. Jeździłem
do Ameryki do żony, aby nie zwariowała. Spędziłem tam siedem, może nawet osiem
miesięcy, bo ona, będąc tam sama, powiedziała, że dłużej nie wytrzyma, że
dostanie obłędu.
Czyli ostatnie miesiące dla
Mirosława Drzewieckiego to wyłącznie sprawa żony? A z czego w tym czasie
żyliście? Nie myślał pan o polityce?
Mam szczęście, bo jestem jednym z
niewielu polityków, którzy po zakończeniu kadencji mogą wrócić do pracy w
swojej firmie. Moi wspólnicy są również moimi przyjaciółmi, wspierają mnie w
tym trudnym czasie i rozumieją sytuację, w jakiej się znalazłem. Co do polityki - przed laty
wciągnęła mnie i wciąż bardzo mnie interesuje. Próbując zdystansować się od
problemów, które mi zafundowano, często spotykam się z kolegami, z którymi
spędziłem 23 lata politycznego życia.
Tęskni pan za polityką? Wróci
pan?
Ależ ja - jak wielu Polaków - cały
czas w niej uczestniczę, śledząc bieżące wydarzenia w kraju i na świecie.
Oczywiście brak mi na co dzień przyjaciół z tych wszystkich spędzonych wspólnie
lat.
Premiera też?
Tak, jako człowieka, którego znam
od wielu lat, lubię i szanuję. Czasem udaje nam się na chwilę spotkać w
oderwaniu od polityki.
Słyszałam, że nie tylko na
chwilę. Podobno bywa pan w kancelarii. To prawda?
Prawda, i rzeczywiście czasami
spotkania bardzo się przedłużają.
A o czym rozmawiacie?
O wszystkim, o życiu, o rodzime,
ale oczywiście także o polityce. Jako człowiek niezaangażowany w bieżącą
politykę mam
opinię na temat tego, co się
dzieje, i ją wyrażam.
A krytyczne opinie też, czy
tylko „łubu-dubu, niech żyje premier”?
Jeśli coś oceniam krytycznie, to o
tym mówię wprost. Ale treść tych rozmów niech pozostanie tajemnicą moją i
premiera.
Mirosław Drzewiecki chce wrócić
do polityki przy okazji najbliższych wyborów do parlamentu czy pozostaje na
politycznej emeryturze?
Na razie skupiam się na tym, by
choć w części zrekompensować swojej żonie krzywdy, jakich doznała. Wielka praca
przed nami i kancelarią Romana Giertycha. A do wyborów jeszcze kawał czasu...
Ale nie wyklucza pan?
W polityce nigdy nie mówi się
„nigdy”. Dziś polityka jest dla mnie ważna
w sensie emocjonalnym, natomiast już się w niej nie widzę. Nie czuję takiej potrzeby.
Ale z radością stwierdzam, że żyjemy w zupełnie innym kraju. Tyle rzeczy udało
się zrobić. Oczywiście wciąż jest nam
niedobrze, ale taka jest natura ludzka, że jakkolwiek dobrze by było, to jest
źle. Za mało w nas radości z sukcesów. A przecież jako Polska nie mamy powodów
do wstydu. No, może poza piłką nożną.
Wróćmy do politycznej drużyny.
Co się stało z premierem? Dlaczego został sam?
Jak to sam? Przecież wszystkie
pozycje na boisku są obsadzone. Każdy dobry i przewidujący
trener dokonuje zmian adekwatnych do aktualnej sytuacji na boisku. Ważna jest
długa ławka rezerwowych.
Ławka rezerwowych to akurat w
Platformie jest krótka.
Na pewno dłuższa niż w PiS.
Też mi pocieszenie. Zawsze
pocieszacie się PiS. A w otoczeniu premiera też zupełnie pusto. Tylko Graś i
Ostachowicz.
To jest decyzja premiera i jego
odpowiedzialność.
Mirosław Drzewiecki wciąż
zakochany w Donaldzie Tusku.
Stałość uczuć to jedna z moich
cech.
I wybaczył pan premierowi
odstawienie Grzegorza Schetyny? To przecież pana przyjaciel.
Obu bardzo cenię, wierzę, że się
dogadają. Tym bardziej że idą ciężkie czasy. Warto się łączyć, bo dookoła
Polski szaleństwo, a i w kraju nie brak oszołomstwa. Mam nadzieję, że kiedyś
usiądą razem, jak za dawnych czasów napiją się wina i wyjaśnią sobie wszystkie
wątpliwości.
Wszystko, co zrobił premier,
wskazuje na to, że to definitywny
rozwód, a nie czasowa separacja.
Po ludzku to jest mi przykro z
tego powodu, ale nie mnie wchodzić w kompetencje premiera. Zresztą jestem
optymistą. Wierzę, że jeśli będzie taka potrzeba, Donald Tusk sięgnie po
„strategiczną rezerwę Platformy” jak nazwał swego czasu Grzegorza.
Czy Tusk popełnia jakieś błędy?
Z całą pewnością - tylko ten, kto
nic nie robi, nie popełnia błędów.
Największy błąd Tuska?
Gowin w rządzie.
Największa wada?
Jako przyjaciel tych wad nie
widzę.
Pytał go pan, dlaczego tak
okrutnie postąpił ze swoim dawnym przyjacielem?
To była jego decyzja.
Premier uważa, że Grzegorz
Schetyna miał swój projekt polityczny, konkurencyjny wobec PO i chciał go
realizować. To prawda?
Dla Grzegorza Platforma jest
najważniejsza.
Kiedy następne spotkanie w
kancelarii premiera?
Nie wiem. Ostatnio widziałem się z
premierem w teatrze, na premierze sztuki „Noc żywych Żydów” Igora Ostachowicza.
Chwilę rozmawialiśmy, życzyłem mu, żeby wytrzymał to wszystko, żeby się
trzymał. Odpowiedział: „I vice versa”.
A jak się do pana zwraca
premier?
Jedni mówią Mirek, a inni Mirunia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz